| Pobudka Stacha
Stach przebudził się w łazience ze straszliwym bólem głowy, był chyba tylko w bokserkach, a na dnie wanny było nieco wody. Mirek pochylał się nad nim marszcząc brwi.
- Co robisz w łazience małej Xingijki z Krokodylem i to w wannie? - zapytał. Rzeczywiście, obejmował rękoma niezbyt dużego krokodyla.
- C-co? - nadal półprzytomny rozglądał się po pokoju. Jeszcze raz spróbował przywołać co mu się śniło. I co pił?! To drugie było nawet trudniejsze. Przecież ten poncz nie był nawet mocny… Ta analiza musiała jednak ustąpić na rzecz zepchnięcia z siebie krokodyla wraz z próbą wyskoczenia z wanny. Najpierw jednak spytał stryjecznego brata:
- A gdzie Stefek?! I maluchy?!
Mirek wzruszył ramionami.
- Nie wiem, dopiero co się obudziłem. W salonie mała Xingijka śpi na żyrandolu, a jakaś waza chrapie - rzekł Mirek a Stach wyskoczył z wanny. Krokodyl usiłował wyjść za nim.
- Jak to chrapie? -spytał masując skronie. Czego innego się spodziewać jak kaca? Zerknął na krokodyla. Odruchowo tupnął na niego wołając:
- Paszoł won!
Zaraz się rozejrzał czy nikt niepowołany nie usłyszał jak Stanisław Radziwiłł gada ze wschodnim akcentem.
- No głośne - odparł prosto Mirek - Może to jakaś moda tutejsza na chrapiące wazy? - dodał, a krokodyl popatrzył na Stanisława z politowaniem i położył się w wannie.
- Może damy dziadkowi, powiemy, że to jamnik gruboskórny”? - rzekł kuzyn Staśka.
-[i] Mirek, dziadek to by go prędzej przerobił na buty. Bo podobno wężowe buty czy z innej gadziny są drogie. A on nie przepuści łatwemu zarobkowi.
Gadasz jakbyś nie słyszał jak twój durny stary mówi “Zwierzaki są fajniejsze od ludzi, bo od nich zyskujesz na szczeorści, a nie kłamstwie”.
Przygarnianie dziwacznych zwierzaków to jego hobby od małego. Pamiętasz tego wrednego konia - Witkacego co kopał wszystkich ludzi po za Twoim starym? Bociany przechowywane zimą? Pisklaki którym nastawiał skrzydełka? Goliat - prosiak zachowujący się jak pies to tylko czubek góry lodowej.
Nie ma innego wyjścia jak sprawdzić cholerną wazę… Może przy okazji znajdziemy Stryja zanim zrobi coś głupszego niż już zrobił. I zanim Siergiej się dowie...
- Albo dziadek wykopie fosę, wrzuci go tam i zasadzi jabłonie przy brzegu i będzie czekał… Naprawdę musimy znaleźć jego właściciela - rzekł poważnie Mirek. Wtedy obudziła się May. Przeciągnęła się i z nietęgą miną usiłowała zeskoczyć. Co wyszło jej nieco mniej zgrabnie niż zazwyczaj. Mirek odruchowo pomógł jej wstać.
- Jest pan bardzo uprzejmy… Panie? A, już wiem! Mirek! - zapytała skłoniwszy się nieco, a Mirek westchnął ciężko
- Mirek jest wyjątkowo miły - Stanisław wyszczerzył zęby klepiąc po ramieniu kuzyna. Trzeba reklamować co lepszą rodzinę, to już problem Alphonsea, że się zapodział.
- Nie wiecie gdzie jest Alphonse? Czemu spałam na żyrandolu? I dlaczego nic nie pamiętam? - May zaczęła się rozgląda.
Piastiański alchemik uznał, że poczeka z pytaniem “Co dziewczyna robiła na wieczorze panieńskim?”. Można zacząć od innych pytań:
W tym czasie Stasiek zajrzał do wazy. Spał tam wielki czarny kot, który chrapał w najlepsze. Nagle otworzył oko!
- BUdZISZ KOTA! - szepnął cicho.
Stach z wrażenia odłożył wazę. Spojrzał na towarzyszy:
- Powiedzcie, że też to słyszeliście… I widzieliście… A nie, że to było delirium.
Klepnął się parokrotnie po twarzy starając się przywrócić do rozsądku. Dlatego powiedział:
- Jeśli chodzi o krokodyla to jest w wannie u mnie. A przy okazji to nie widziałaś może… Siergieja. Najwyższy w klanie, ten któremu gorzej z oczu patrzy niż Stefanowi. Jak wiesz gdzie jest mój rudy asystent to też nieźle… - choć nie był pewien czy farbnął Stefka przed wieczorem kawalerskim.
- Ja niczego nie widziałem, ale dla zasady staram się niczemu nie przyglądać. - Rzekł Mirek.
- Jest pan panie Stanisławie pierwszym człowiekiem jakiego widziałam po przebudzeniu - rzekła May. Wtedy z wazy wyskoczył Behemoth.
- Strasznie chaładujecie. Łeb boli - rzekł kot. May zrobiła wielkie oczy i doskoczyła do kota.
- Al! Zmieniłam ala W KOTA. JAK MOGŁAM TO ZROBIĆ! URATUJE CIĘ! - Krzyczała potrząsając kotem, którego potem wsadziła pod pachę i zaczęła rysować krąg transmutacyjny.
- Ależ niemożliwe jest by zmienić człowieka w zwierzę! - zawołał Piastaiński Alchemik. W chwili, gdy to powiedział zdał sobie sprawę, że zobaczył już tyle rzeczy, że za wcześnie może przyznał że coś jest “niemożliwe”.
Nagle usłyszeli z szafy jakieś szamotanie, Mirek otworzył ją i wypadł z niej nagi na oko pięćdziesięcioletni mężczyzna o śniadej cerze i rozmazanym makijażu. Usta miał zakneblowane, ale gdy knebel zdjął Mirek zaczął krzyczeć.
- Na Sobeka i Anubisa! Będziecie przeklęci do siódmego pokolenia. Rodzić się będziecie z uschniętymi przyrodzeniami, a nosy waszych kobiet będą niczym kartofle!
- Ładnie to się odwdzięczacie za wypuszczenie. Połowę pakietu od was i tak mamy w rodzinie od dawna… - skwitował Stach z przekąsem. - Córki w naszej rodzinie od zawsze miały podobnie wielkie nosy, choć może nie tak okazałe jak synowie.
Jestem Stanisław Radziwiłł i wczoraj miałem wieczór kawalerski. A kim pan jest, bo nie pamiętam pana na imprezie, ani tym bardziej, żebym pana zaprosił?! -zapalił papierosa, by pokazać swoje zniesmaczenie i irytację z zaistniałej sytuacji.
- Jam jest Hashep! Sługa i namaszczony kapłan Sobeka! Władcy krokodyli i pana Nihilusa! Porwaliście mnie z mojej świątyni. Mnie i mojego świętego krokodyl! Przeklinam Was. Przyszliście bym udzielił tobie ślubu, bo chcesz mieć ślub po bożemu, a gdy powiedziałem, że nie udzielam ślubów na odległość, to w łeb mi daliście, ale jak traciłem przytomność, to widziałem, jak porywaliście świętego krokodyla bo “W książce tak pisało, że daje je się kobietom”, a wtedy drugi drab mnie dogłuszył - wskazał na Mirka
- Ratunku! - wystękał Behemoth
- Już cię ratuje! - rzekła May.
- Panno May, proszę się wstrzymać! Słyszałem o tym kocie… - polecił Stach z uśmiechem. Potem wskazał palcem na faceta każącego nazywać siebie Hashep. - A pana to nie pamiętam. ani tej rozmowy o ślubie, ani bym wychodził z wieczorku. - rozmasował twarz. To był wieczór kawalerski. A wiele wskazywało, że ktoś namieszał z alkoholem. Prawie na pewno ktoś z JEGO rodziny. Spore szanse, że Stryj z Dziadkiem. Trochę łagodniej powiedział: - Jeśli chodzi o krokodyla, panie Hashep, to się chlapie na górze w wannie. A ten co was ogłuszył, to jak wyglądał? Niedogolony facet w średnim wieku, blondyn z głupotą wypisaną na twarzy? Tego wzrostu? -wskazał dłonią dokąd sięga mu Stryj.
- Nie! To był ten tu. - wskazał palcem oskarżycielsko na Mirka, który ze stoickim spokojem wzruszył ramionami - I co wy zboczeńcy zrobili z moimi szatami! - rzekł patrząc złowieszczo jak tylko było możliwe w jego stanie.
- To ty nie jesteś Alfonse?! - May odsunęła się od kota. Ten stanął na dwóch łapach i ukłonił się dwornie.
- Jestem Bernard Hieronim Von Motke, dla przyjaciół Behemot!
May machinalnie odwzajemniła ukłon kota. Wtedy drzwi otwarły i stanęło w nich dziewczę przecudnej urody… Czyli kuzyn Qinxiang. May złapała się za głowę
- To nie tak jak myślisz - mała xingijka omiotła pomieszczenie wzrokiem i oklapła - Choć nie wiem jak
- Ależ ja absolutnie nic nie myślę... - odparł Kuzyn niewzruszonym tonem
- Nie pomagasz - May popatrzyła na Qinxianga spode łba.
- Bardzo, bardzo przepraszamy… -Stasiek się poddał i się skłonił przed kapłanem. Parokrotnie: - To… wszystko wina Stryja! Zawsze mieszał z alkoholem, ale tym razem nawet nie uprzedził! Z radością pana odprowadzimy do świątyni!! Właściwie… to pańskie szaty oddaliśmy do pralni, bo się zabrudziły! A krokodyla już nawet wykąpaliśmy!
Tak przy okazji, to ktoś był wczoraj w świątyni po za mną i tamtym co ogłuszył?
Kapłan wyraźnie odzyskał rezon.
- I myślicie, że bogów można tak łatwo przebłagać? Od tak, po prostu poprosić by zapomnieli? Nie nie! Musicie udowodnić swe oddanie. Dwieście marek od obydwu i postaram się ich przebłagać. Do tego odniesiecie krokodyla i szaty. I dacie ciuchy na zmianę. Nikogo poza wami nie pamiętam - rzekł kapłan
May usiadła na podłodze, Behemoth ją poklepał i popatrzył groźnie
- To kto panience herbatę zrobi? Eh upadek obyczajów - rzekł ponuro.
- Ja - rzekł Mirek i poszedł do czajnika.
- Dobra, dobra ciuchy się znajdą. A powiedzcie czy widzieliście gdzieś tutaj dzieciaka teg wzrostu - wskazał na wzrost Stefana - Jasnoniebieskie oczy jak u psa pilnującego piekieł. Burkliwy. Rudo- blond
- Eee, nie, ale ja mało pamiętam. - rzekł kapłan.
- To z czym do ludzi z pretensjami?! - burknął Stach. - Dobra idę po ciuchy dla Jaśnie Kapłana, ale jak wrócę to ma być tutaj normalnie! -spojrzał na resztę zebranych- I jeśli nie daj borze mój s… Stryj Siergiej tu się znajdzie i spyta o Stefka, to ten poszedł po… kefir! Po kefir właśnie! Nie musicie wiedzieć co to kefir, wystarczy, że w Piastii wierzą w jego siły uzdrowicielskie. Oni wierzą w kefir i liczą, że kefir uwierzy w nich!
- To jakiś magiczny napój? - zapytała May.
- Poniekąd, słowianie ogólnie słyną z produkcji magicznych napojów - rzekł Behemoth tonem uczonego.
- Naprawdę? Chyba powinnam się więcej o tym dowiedzieć! - zawołała Xingijka.
- To nie byłby dobry pomysł - ostrzegł Mirek
- to po prostu sfermentowane mleko. Leczy się tym u nas kaca… - mruknął Stanisław. Nie widział nigdy niczego nadzwyczajnego w “medycynie ludowej”. Raczej coś co utrudniało zaciągnięcie ludzi do lekarza. -[i] Idę poszukać reszty… [/]
-[i] Mleko? To aby zdrowe? A w ogóle, gdzie jest Mei! Na Bogów i duchy. Zgubiłam Mei!
,
Stach wyszedł na korytarz i zobaczył główną salę. Ktoś przytoczył tu armatę, na szczęście była to tylko ozdobna armata, bowiem dziadek spał w środku z hełmem z cyrku, a Wąglikowski spał obok odziany w strój ułana, a Yaglo drzemał ze sznurkiem do odpalania działa w ręce.. Priscilla z Paszczakiem grali w wojnę…
- Noż kur… - wymamrotał Piastiański alchemik przewracając oczami. Trzeba ogarnąć ten burdel. Najlepiej zaczynając od wytargania za uszy Stryja Jakuba. Potrząsnął nestorem rodu Nowickich (przy okazji omijając różne śmiecie i ludzi):- Dziadek, dziadek widziałeś gdzieś Stryja Jakuba? Albo… jakie są nastroje Siergieja.
W tej sytuacji nie ma co wypowiadać na głos, że Siergiej Nowicki jest jego ojcem. Potem się wypyta o resztę rodziny.
- Co… Jak… Ognia! - Zakrzyknął dziadek nieprzytomnie. - No jest w swoim pokoju i planuje. Nie wiem co tam robi. Chyba polityczne rzeczy. A ja…
- Ty kazałeś się wystrzelić na księżyc, aby zostać imperatorem księżycanek i podbić wszechświat - wtrącił się Paszczak.
- To było wczoraj i po pijaku, więc się nie liczy. - Nowicki machnął ręką - Dziadek! W którym pokoju jest Jakub?!! - miał w planach ochrzanić krewniaka jak nigdy. Podskórnie po prostu czuł, że cały stan tego ranka To Wina Jakuba Nowickiego. Przyszła mu na myśl jeszcze jedna rzecz:- Dziadek, a widziałeś Caina Furry’ego? Taki mały kurduplowaty nieco, czarne włosy igrube okulary jak u starego dziada - postarał się by opis przemawiał do toku myślowego Nestora rodu Nowickich.
- A Jakub zajął, ten Cain to nie ten dzieciak co tańczył.., - zaczął myśleć dziadek
- Tańczył z paną Ścieżką taniec… Chyba pango - rzekła Priscilla.
- Dobra, dobra pójdę do Stryja Jakuba, tylko najpierw potrzebuję znaleźć Furryego. Albo recepcji… Trzeba jakoś zebrać w jedno miejsce wszystkich gości…. - Stach masował skron czując nadchodząca falę migreny.
- Chyba są w pokoju numer siedem - rzekł Paszczak zastanawiając się nad ruchem.
- Dziękuje! - zawołał wybiegając do wskazanego pokoju. Zapukał.*
Stach poszedł gdzie wskazano i już na korytarzu usłyszał krzyki. Drzwi były otwarte, lub może raczej tylko niezamknięte… Wszedł, a Mirek za nim. Ujrzeli Ścieżkę i Caina Fuergo nagich wyrywających sobie kołdrę.
- Nie mam pojęcia jak mnie tu zaciągnąłeś, ale w tej chwili wynoś się z mojego pokoju.! - wrzeszczała Sheska
- Ja, to ty mi dodałaś czegoś do ponczu! Nic nie pamiętam - odwrzeszczał Fuery.
Zobaczyli ich, Ścieszka wyrwała kołdrę Cainowi.
- Czego się gapicie? - warknęła bibliotekarka
- Ja się na panią nie gapię - rzekł Mirek.
- Noż kurna… Zbiorowa amnezja … -Stach stuknął z rezygnacją w ścianę. - Jak nic to wina twojego starego… - mruknął do Mirka.
- Nie ma co się dziwić. Z takiej amnezji wzięłem się ja - rzekł mirek refleksyjnie.
Potem klasnął: - Dobra, nikt nic nie pamięta. Co było wczoraj niech tam zostanie. A ze Stryjem potem się policzymy. Panie Furry potrzebuję waszej pomocy. Machnijcie te swoje czary-mary nagłośnieniowe żeby zawołać resztę gości. Tym no… komunikatem. Żeby usłyszeli w całym hotelu Inaczej to nie wiem jak ich znajdziemy… Do dyspozycji Panu zostawiam Stefka. Jest obrotny technicznie. -
Wolał nie dodawać, że póki co nie ma zielonego pojęcia gdzie jest Stefan.
- To możliwe, tylko musiałbym się dostać do pokoju administracyjnego. Albo dostać sprzęt nagłaśniający - rzekł Fuery.
- Ja zerknęłam na plany - rzekła Shieska -[i] Jak wyjdziecie abym się ubrała, to wam narysuje. [/i
Tymczasem Mirek wyjrzał przez okno.
- Na jednym z parkingów siedzą dwa tygrysy, Goliath i Misiek, a od dołu pilnuje ich coś małego i czarno-białego - rzekł cicho.
- To musi być ten zwierzak May! - zawołał poruszony piastiański alchemik- Są zwierzaki może jest tam i twój stary. Dobra, liczę na was i na razie zostawiam wam… trochę prywatności. Mirek! Załatw jakiś garnek z kuchni. Jakoś trzeba złapać tego kota- sam zaś zdejmował w pośpiechu marynarkę.
Gnał dalej na parking owijając marynarkę wokół ramienia. Z własnego doświadczenia znał, że “co ma zęby może ugryźć”- nie ważne krowa, pies czy… dzieci.
Stach pobiegł na dół na parking. Kątem oka zobaczył Samuela, który stał ubrany w zielony kilt i o czymś dyskutował z Księciem Juliesem. Dziwny czarnobiały kot May wstał i zaczął groźnie patrzeć na Stacha. MiMi, która już chciała zeskoczyć, cofnęła się. Mirek za nim niósł miskę jeszcze pachnącą skrzydełkami z kurczaka w miodzie i sezamie.
- Pozwolisz - Piastiański alchemik nie czekał nawet na odpowiedź by przejąć miskę:- Mirek, a gdzie garnek, zeby to coś złapać? - wskazał na May.
- No miska chyba starczy. To tylko kot… - rzekł Mirek.
- Dobra- wziął w rękę 2 skrzydełka- Jeśli tygrys lub pies ruszy to rzucaj mu w bok skrzydełka, ja się zajmę tym mniejszym. Zrobimy tak jak z dzieciarnią jak nie chciała się kąpać
W odległości między sobą, a May położył swoją marynarkę, a na niej skrzydełka. Następnie cofnął się na bezpieczną odległość, żeby zacząć przywoływać kota. Parę razy zdarzyło mu się w podobny sposób zgarniać młodszych (zwłaszcza Stefka). Trzeba było potem posłużyć się tkaniną jak workiem czy siatką - złapać szybko za wszystkie końce, by delikwent lądował w czymś na kształt worka.
Działało do momentu kiedy dzieciaki dało się tak podnieść lub się nie wycwaniły.
- Kici, kici. Chodź na amciu-amciu - spróbował przywołać kota. Modlił się w duchu by nie przylazł jego głupi pies, albo co gorsza tygrysica.
Ostatnio edytowane przez Brilchan : 04-05-2019 o 13:03.
|