Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2019, 18:04   #158
Brilchan
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Pobudka Stacha

Stach przebudził się w łazience ze straszliwym bólem głowy, był chyba tylko w bokserkach, a na dnie wanny było nieco wody. Mirek pochylał się nad nim marszcząc brwi.
- Co robisz w łazience małej Xingijki z Krokodylem i to w wannie? - zapytał. Rzeczywiście, obejmował rękoma niezbyt dużego krokodyla.
- C-co? - nadal półprzytomny rozglądał się po pokoju. Jeszcze raz spróbował przywołać co mu się śniło. I co pił?! To drugie było nawet trudniejsze. Przecież ten poncz nie był nawet mocny… Ta analiza musiała jednak ustąpić na rzecz zepchnięcia z siebie krokodyla wraz z próbą wyskoczenia z wanny. Najpierw jednak spytał stryjecznego brata:
- A gdzie Stefek?! I maluchy?!
Mirek wzruszył ramionami.
- Nie wiem, dopiero co się obudziłem. W salonie mała Xingijka śpi na żyrandolu, a jakaś waza chrapie - rzekł Mirek a Stach wyskoczył z wanny. Krokodyl usiłował wyjść za nim.
- Jak to chrapie? -spytał masując skronie. Czego innego się spodziewać jak kaca? Zerknął na krokodyla. Odruchowo tupnął na niego wołając:
- Paszoł won!
Zaraz się rozejrzał czy nikt niepowołany nie usłyszał jak Stanisław Radziwiłł gada ze wschodnim akcentem.
- No głośne - odparł prosto Mirek - Może to jakaś moda tutejsza na chrapiące wazy? - dodał, a krokodyl popatrzył na Stanisława z politowaniem i położył się w wannie.
- Może damy dziadkowi, powiemy, że to jamnik gruboskórny”? - rzekł kuzyn Staśka.
-[i] Mirek, dziadek to by go prędzej przerobił na buty. Bo podobno wężowe buty czy z innej gadziny są drogie. A on nie przepuści łatwemu zarobkowi.
Gadasz jakbyś nie słyszał jak twój durny stary mówi “Zwierzaki są fajniejsze od ludzi, bo od nich zyskujesz na szczeorści, a nie kłamstwie”.
Przygarnianie dziwacznych zwierzaków to jego hobby od małego. Pamiętasz tego wrednego konia - Witkacego co kopał wszystkich ludzi po za Twoim starym? Bociany przechowywane zimą? Pisklaki którym nastawiał skrzydełka? Goliat - prosiak zachowujący się jak pies to tylko czubek góry lodowej.
Nie ma innego wyjścia jak sprawdzić cholerną wazę… Może przy okazji znajdziemy Stryja zanim zrobi coś głupszego niż już zrobił. I zanim Siergiej się dowie...
- Albo dziadek wykopie fosę, wrzuci go tam i zasadzi jabłonie przy brzegu i będzie czekał… Naprawdę musimy znaleźć jego właściciela - rzekł poważnie Mirek. Wtedy obudziła się May. Przeciągnęła się i z nietęgą miną usiłowała zeskoczyć. Co wyszło jej nieco mniej zgrabnie niż zazwyczaj. Mirek odruchowo pomógł jej wstać.
- Jest pan bardzo uprzejmy… Panie? A, już wiem! Mirek! - zapytała skłoniwszy się nieco, a Mirek westchnął ciężko
- Mirek jest wyjątkowo miły - Stanisław wyszczerzył zęby klepiąc po ramieniu kuzyna. Trzeba reklamować co lepszą rodzinę, to już problem Alphonsea, że się zapodział.
- Nie wiecie gdzie jest Alphonse? Czemu spałam na żyrandolu? I dlaczego nic nie pamiętam? - May zaczęła się rozgląda.
Piastiański alchemik uznał, że poczeka z pytaniem “Co dziewczyna robiła na wieczorze panieńskim?”. Można zacząć od innych pytań:
W tym czasie Stasiek zajrzał do wazy. Spał tam wielki czarny kot, który chrapał w najlepsze. Nagle otworzył oko!
- BUdZISZ KOTA! - szepnął cicho.
Stach z wrażenia odłożył wazę. Spojrzał na towarzyszy:
- Powiedzcie, że też to słyszeliście… I widzieliście… A nie, że to było delirium.
Klepnął się parokrotnie po twarzy starając się przywrócić do rozsądku. Dlatego powiedział:
- Jeśli chodzi o krokodyla to jest w wannie u mnie. A przy okazji to nie widziałaś może… Siergieja. Najwyższy w klanie, ten któremu gorzej z oczu patrzy niż Stefanowi. Jak wiesz gdzie jest mój rudy asystent to też nieźle… - choć nie był pewien czy farbnął Stefka przed wieczorem kawalerskim.
- Ja niczego nie widziałem, ale dla zasady staram się niczemu nie przyglądać. - Rzekł Mirek.
- Jest pan panie Stanisławie pierwszym człowiekiem jakiego widziałam po przebudzeniu - rzekła May. Wtedy z wazy wyskoczył Behemoth.
- Strasznie chaładujecie. Łeb boli - rzekł kot. May zrobiła wielkie oczy i doskoczyła do kota.
- Al! Zmieniłam ala W KOTA. JAK MOGŁAM TO ZROBIĆ! URATUJE CIĘ! - Krzyczała potrząsając kotem, którego potem wsadziła pod pachę i zaczęła rysować krąg transmutacyjny.
- Ależ niemożliwe jest by zmienić człowieka w zwierzę! - zawołał Piastaiński Alchemik. W chwili, gdy to powiedział zdał sobie sprawę, że zobaczył już tyle rzeczy, że za wcześnie może przyznał że coś jest “niemożliwe”.
Nagle usłyszeli z szafy jakieś szamotanie, Mirek otworzył ją i wypadł z niej nagi na oko pięćdziesięcioletni mężczyzna o śniadej cerze i rozmazanym makijażu. Usta miał zakneblowane, ale gdy knebel zdjął Mirek zaczął krzyczeć.
- Na Sobeka i Anubisa! Będziecie przeklęci do siódmego pokolenia. Rodzić się będziecie z uschniętymi przyrodzeniami, a nosy waszych kobiet będą niczym kartofle!
- Ładnie to się odwdzięczacie za wypuszczenie. Połowę pakietu od was i tak mamy w rodzinie od dawna… - skwitował Stach z przekąsem. - Córki w naszej rodzinie od zawsze miały podobnie wielkie nosy, choć może nie tak okazałe jak synowie.
Jestem Stanisław Radziwiłł i wczoraj miałem wieczór kawalerski. A kim pan jest, bo nie pamiętam pana na imprezie, ani tym bardziej, żebym pana zaprosił?!
-zapalił papierosa, by pokazać swoje zniesmaczenie i irytację z zaistniałej sytuacji.
- Jam jest Hashep! Sługa i namaszczony kapłan Sobeka! Władcy krokodyli i pana Nihilusa! Porwaliście mnie z mojej świątyni. Mnie i mojego świętego krokodyl! Przeklinam Was. Przyszliście bym udzielił tobie ślubu, bo chcesz mieć ślub po bożemu, a gdy powiedziałem, że nie udzielam ślubów na odległość, to w łeb mi daliście, ale jak traciłem przytomność, to widziałem, jak porywaliście świętego krokodyla bo “W książce tak pisało, że daje je się kobietom”, a wtedy drugi drab mnie dogłuszył - wskazał na Mirka
- Ratunku! - wystękał Behemoth
- Już cię ratuje! - rzekła May.
- Panno May, proszę się wstrzymać! Słyszałem o tym kocie… - polecił Stach z uśmiechem. Potem wskazał palcem na faceta każącego nazywać siebie Hashep. - A pana to nie pamiętam. ani tej rozmowy o ślubie, ani bym wychodził z wieczorku. - rozmasował twarz. To był wieczór kawalerski. A wiele wskazywało, że ktoś namieszał z alkoholem. Prawie na pewno ktoś z JEGO rodziny. Spore szanse, że Stryj z Dziadkiem. Trochę łagodniej powiedział: - Jeśli chodzi o krokodyla, panie Hashep, to się chlapie na górze w wannie. A ten co was ogłuszył, to jak wyglądał? Niedogolony facet w średnim wieku, blondyn z głupotą wypisaną na twarzy? Tego wzrostu? -wskazał dłonią dokąd sięga mu Stryj.
- Nie! To był ten tu. - wskazał palcem oskarżycielsko na Mirka, który ze stoickim spokojem wzruszył ramionami - I co wy zboczeńcy zrobili z moimi szatami! - rzekł patrząc złowieszczo jak tylko było możliwe w jego stanie.
- To ty nie jesteś Alfonse?! - May odsunęła się od kota. Ten stanął na dwóch łapach i ukłonił się dwornie.
- Jestem Bernard Hieronim Von Motke, dla przyjaciół Behemot!
May machinalnie odwzajemniła ukłon kota. Wtedy drzwi otwarły i stanęło w nich dziewczę przecudnej urody… Czyli kuzyn Qinxiang. May złapała się za głowę
- To nie tak jak myślisz - mała xingijka omiotła pomieszczenie wzrokiem i oklapła - Choć nie wiem jak
- Ależ ja absolutnie nic nie myślę... - odparł Kuzyn niewzruszonym tonem
- Nie pomagasz - May popatrzyła na Qinxianga spode łba.
- Bardzo, bardzo przepraszamy… -Stasiek się poddał i się skłonił przed kapłanem. Parokrotnie: - To… wszystko wina Stryja! Zawsze mieszał z alkoholem, ale tym razem nawet nie uprzedził! Z radością pana odprowadzimy do świątyni!! Właściwie… to pańskie szaty oddaliśmy do pralni, bo się zabrudziły! A krokodyla już nawet wykąpaliśmy!
Tak przy okazji, to ktoś był wczoraj w świątyni po za mną i tamtym co ogłuszył?

Kapłan wyraźnie odzyskał rezon.
- I myślicie, że bogów można tak łatwo przebłagać? Od tak, po prostu poprosić by zapomnieli? Nie nie! Musicie udowodnić swe oddanie. Dwieście marek od obydwu i postaram się ich przebłagać. Do tego odniesiecie krokodyla i szaty. I dacie ciuchy na zmianę. Nikogo poza wami nie pamiętam - rzekł kapłan
May usiadła na podłodze, Behemoth ją poklepał i popatrzył groźnie
- To kto panience herbatę zrobi? Eh upadek obyczajów - rzekł ponuro.
- Ja - rzekł Mirek i poszedł do czajnika.
- Dobra, dobra ciuchy się znajdą. A powiedzcie czy widzieliście gdzieś tutaj dzieciaka teg wzrostu - wskazał na wzrost Stefana - Jasnoniebieskie oczy jak u psa pilnującego piekieł. Burkliwy. Rudo- blond
- Eee, nie, ale ja mało pamiętam. - rzekł kapłan.
- To z czym do ludzi z pretensjami?! - burknął Stach. - Dobra idę po ciuchy dla Jaśnie Kapłana, ale jak wrócę to ma być tutaj normalnie! -spojrzał na resztę zebranych- I jeśli nie daj borze mój s… Stryj Siergiej tu się znajdzie i spyta o Stefka, to ten poszedł po… kefir! Po kefir właśnie! Nie musicie wiedzieć co to kefir, wystarczy, że w Piastii wierzą w jego siły uzdrowicielskie. Oni wierzą w kefir i liczą, że kefir uwierzy w nich!
- To jakiś magiczny napój? - zapytała May.
- Poniekąd, słowianie ogólnie słyną z produkcji magicznych napojów - rzekł Behemoth tonem uczonego.
- Naprawdę? Chyba powinnam się więcej o tym dowiedzieć! - zawołała Xingijka.
- To nie byłby dobry pomysł - ostrzegł Mirek
- to po prostu sfermentowane mleko. Leczy się tym u nas kaca… - mruknął Stanisław. Nie widział nigdy niczego nadzwyczajnego w “medycynie ludowej”. Raczej coś co utrudniało zaciągnięcie ludzi do lekarza. -[i] Idę poszukać reszty… [/]
-[i] Mleko? To aby zdrowe? A w ogóle, gdzie jest Mei! Na Bogów i duchy. Zgubiłam Mei!
,
Stach wyszedł na korytarz i zobaczył główną salę. Ktoś przytoczył tu armatę, na szczęście była to tylko ozdobna armata, bowiem dziadek spał w środku z hełmem z cyrku, a Wąglikowski spał obok odziany w strój ułana, a Yaglo drzemał ze sznurkiem do odpalania działa w ręce.. Priscilla z Paszczakiem grali w wojnę…
- Noż kur… - wymamrotał Piastiański alchemik przewracając oczami. Trzeba ogarnąć ten burdel. Najlepiej zaczynając od wytargania za uszy Stryja Jakuba. Potrząsnął nestorem rodu Nowickich (przy okazji omijając różne śmiecie i ludzi):- Dziadek, dziadek widziałeś gdzieś Stryja Jakuba? Albo… jakie są nastroje Siergieja.
W tej sytuacji nie ma co wypowiadać na głos, że Siergiej Nowicki jest jego ojcem. Potem się wypyta o resztę rodziny.
- Co… Jak… Ognia! - Zakrzyknął dziadek nieprzytomnie. - No jest w swoim pokoju i planuje. Nie wiem co tam robi. Chyba polityczne rzeczy. A ja…
- Ty kazałeś się wystrzelić na księżyc, aby zostać imperatorem księżycanek i podbić wszechświat - wtrącił się Paszczak.
- To było wczoraj i po pijaku, więc się nie liczy. - Nowicki machnął ręką - Dziadek! W którym pokoju jest Jakub?!! - miał w planach ochrzanić krewniaka jak nigdy. Podskórnie po prostu czuł, że cały stan tego ranka To Wina Jakuba Nowickiego. Przyszła mu na myśl jeszcze jedna rzecz:- Dziadek, a widziałeś Caina Furry’ego? Taki mały kurduplowaty nieco, czarne włosy igrube okulary jak u starego dziada - postarał się by opis przemawiał do toku myślowego Nestora rodu Nowickich.
- A Jakub zajął, ten Cain to nie ten dzieciak co tańczył.., - zaczął myśleć dziadek
- Tańczył z paną Ścieżką taniec… Chyba pango - rzekła Priscilla.
- Dobra, dobra pójdę do Stryja Jakuba, tylko najpierw potrzebuję znaleźć Furryego. Albo recepcji… Trzeba jakoś zebrać w jedno miejsce wszystkich gości…. - Stach masował skron czując nadchodząca falę migreny.
- Chyba są w pokoju numer siedem - rzekł Paszczak zastanawiając się nad ruchem.
- Dziękuje! - zawołał wybiegając do wskazanego pokoju. Zapukał.*
Stach poszedł gdzie wskazano i już na korytarzu usłyszał krzyki. Drzwi były otwarte, lub może raczej tylko niezamknięte… Wszedł, a Mirek za nim. Ujrzeli Ścieżkę i Caina Fuergo nagich wyrywających sobie kołdrę.
- Nie mam pojęcia jak mnie tu zaciągnąłeś, ale w tej chwili wynoś się z mojego pokoju.! - wrzeszczała Sheska
- Ja, to ty mi dodałaś czegoś do ponczu! Nic nie pamiętam - odwrzeszczał Fuery.
Zobaczyli ich, Ścieszka wyrwała kołdrę Cainowi.
- Czego się gapicie? - warknęła bibliotekarka
- Ja się na panią nie gapię - rzekł Mirek.
- Noż kurna… Zbiorowa amnezja … -Stach stuknął z rezygnacją w ścianę. - Jak nic to wina twojego starego… - mruknął do Mirka.
- Nie ma co się dziwić. Z takiej amnezji wzięłem się ja - rzekł mirek refleksyjnie.
Potem klasnął: - Dobra, nikt nic nie pamięta. Co było wczoraj niech tam zostanie. A ze Stryjem potem się policzymy. Panie Furry potrzebuję waszej pomocy. Machnijcie te swoje czary-mary nagłośnieniowe żeby zawołać resztę gości. Tym no… komunikatem. Żeby usłyszeli w całym hotelu Inaczej to nie wiem jak ich znajdziemy… Do dyspozycji Panu zostawiam Stefka. Jest obrotny technicznie. -
Wolał nie dodawać, że póki co nie ma zielonego pojęcia gdzie jest Stefan.
- To możliwe, tylko musiałbym się dostać do pokoju administracyjnego. Albo dostać sprzęt nagłaśniający - rzekł Fuery.
- Ja zerknęłam na plany - rzekła Shieska -[i] Jak wyjdziecie abym się ubrała, to wam narysuje. [/i
Tymczasem Mirek wyjrzał przez okno.
- Na jednym z parkingów siedzą dwa tygrysy, Goliath i Misiek, a od dołu pilnuje ich coś małego i czarno-białego - rzekł cicho.
- To musi być ten zwierzak May! - zawołał poruszony piastiański alchemik- Są zwierzaki może jest tam i twój stary. Dobra, liczę na was i na razie zostawiam wam… trochę prywatności. Mirek! Załatw jakiś garnek z kuchni. Jakoś trzeba złapać tego kota- sam zaś zdejmował w pośpiechu marynarkę.
Gnał dalej na parking owijając marynarkę wokół ramienia. Z własnego doświadczenia znał, że “co ma zęby może ugryźć”- nie ważne krowa, pies czy… dzieci.
Stach pobiegł na dół na parking. Kątem oka zobaczył Samuela, który stał ubrany w zielony kilt i o czymś dyskutował z Księciem Juliesem. Dziwny czarnobiały kot May wstał i zaczął groźnie patrzeć na Stacha. MiMi, która już chciała zeskoczyć, cofnęła się. Mirek za nim niósł miskę jeszcze pachnącą skrzydełkami z kurczaka w miodzie i sezamie.
- Pozwolisz - Piastiański alchemik nie czekał nawet na odpowiedź by przejąć miskę:- Mirek, a gdzie garnek, zeby to coś złapać? - wskazał na May.
- No miska chyba starczy. To tylko kot… - rzekł Mirek.
- Dobra- wziął w rękę 2 skrzydełka- Jeśli tygrys lub pies ruszy to rzucaj mu w bok skrzydełka, ja się zajmę tym mniejszym. Zrobimy tak jak z dzieciarnią jak nie chciała się kąpać
W odległości między sobą, a May położył swoją marynarkę, a na niej skrzydełka. Następnie cofnął się na bezpieczną odległość, żeby zacząć przywoływać kota. Parę razy zdarzyło mu się w podobny sposób zgarniać młodszych (zwłaszcza Stefka). Trzeba było potem posłużyć się tkaniną jak workiem czy siatką - złapać szybko za wszystkie końce, by delikwent lądował w czymś na kształt worka.
Działało do momentu kiedy dzieciaki dało się tak podnieść lub się nie wycwaniły.
- Kici, kici. Chodź na amciu-amciu - spróbował przywołać kota. Modlił się w duchu by nie przylazł jego głupi pies, albo co gorsza tygrysica.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 04-05-2019 o 13:03.
Brilchan jest offline