Robin wcześnie rano pożegnała się z ojcem i macochą, przytuliła brata, przeprosiła Dietera, że zawiodła na turnieju i uprzedziła go, że przez dłuższy czas może jej nie być, gdyż rusza z wyprawą... i zdyszana ledwo zdążyła na rozmowę rekrutacyjną. Dziękowała bogom za długie nogi i szybkość, inaczej mogłaby się spóźnić. Tak jak się spodziewała, w ochronie widziała kilka znajomych twarzy oraz kilka nowych, ale tak jak zapewnie spodziewali się inni, nie spędzała czasu na pogaduszkach. Gdy tylko dostała pozwolenie wyrwała do przodu, przepatrując drogę i szukając wczesnych warzyw oraz ewentualnych nieostrożnych kuropatw, cietrzewi, zajęcy czy innej drobnej zwierzyny dla Fay, by miała co przygotować.