Zbir odbił kosz jedną ręką i runął na
Franko. Ten ciosem w splot słoneczny… nie zrobił mu nic. W dodatku musiał przejść do defensywy. Czuł siłę blokowanych ciosów, gdyby któryś doszedł miałby problem. Zmylił zwodem przeciwnika i kopnął w kolano. I znowu nic. Jakby walił w kamienny słup. Już wiedział jak czują się inni walcząc z nim.
Kątem oka widział falujący przy ziemi śnieg i pojawiające się momentami kawałki asfaltu.
Tommy starał się mu pomóc stara sztuczką. Ale facet nawet tego nie zauważał. Chwytające nogi kawałki asfaltu pękały momentalnie nawet go nie spowalniając.
Jedyne co ratowało sytuację, to to, że osobnik gorzej włączył. Najwyraźniej polegał na sile, mając słabe pojęcie o chociażby boksie.
Widząc, że to nie działa Tommy ponowił atak z dystansu. Tym razem jednak zamiast żwiru użył sporej bryły. Trafił w tył głowy, facet zatoczył się. Franko potężnym sierpowym trafił go w szczękę posyłając na ziemię. Tam poprawił kopniakiem usiłującemu wstać przeciwnikowi. Poszarpana kamieniami kominiarka rozdarła się całkowicie pokazując obitą twarz jakiegoś dzieciaka. Może z rok starszego niż Tommy.
W końcu KO. Po pięknym wyniku Tommiego i poprawce Franko.
Ortega skończywszy ewakuować autobus już biegnie do nich, ale nie woła po imieniu
Brooke przeglądała badania. Daty wskazywały na jakiś tydzień po zniknięciu matki. Badania były genetyczne, więc wystarczyły jej włosy, ślina, trochę naskórka czy kropla krwi. Ojciec mógł pobrać próbkę w zasadzie w dowolnym momencie. Po przyjrzeniu się zorientowała się, że były tu też badania porównawcze. I że wynik badanie wyklucza pokrewieństwo między nią i tą drugą próbką. Nic więcej nie potrafiła z tego wycisnąć. Musiał to obejrzeć ktoś z odpowiednią wiedzą.
Tylko gdzie kogoś takiego szukać? Na pewno nie w Ironslabs. Może uniwersytet?
- Dziękuję - wyjąkał sklepikarz do
Jessiki. -
Niepotrzebnie się narażasz, oni i tak wrócą. Po za tym na górze jest moja żona… Nie mogę jej zostawić.
Ucieczka nie była problemem, zbiry dopiero wyłaziły przez rozwalone drzwi. Ludzie, którzy przystanęli by zobaczyć co się dzieje, nagle stracili zainteresowanie. Każdy z nich zaczął odchodzić. Bali się, nikt ich za to nie mógł winić. Nie byli w stanie się przeciwstawić przestępcom. Tak tu było od zawsze i tak zawsze będzie. No bo kto mógł zrobić tu porządek…