Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2019, 18:19   #298
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Został strażnikiem miejskim… Nie wiedział do końca, co wiążę się z tym stanowiskiem, ale im częściej powtarzał to sobie w głowie, tym bardziej brzmiało to dumnie. Będzie ochraniał biednych mieszkańców przed napadami groźnych bandytów, a w zmian czeka go wieczna chwała… Rozmarzył się chyba, aż za bardzo…

Minęły raptem dwa dni jak został mianowany na strażnika, ale wciąż bał się powiedzieć o tym swojej matce. Ojca nie bał się jakoś szczególnie, ale gniewu tej straszliwej kobiety bał się najbardziej. Kompletnie nie wiedział jak się do tego zabrać… Bał się własnej matki, a przecież został strażnikiem, miał w końcu dojrzeć i postawić na swoim. Na bogów, przecież ma już dwadzieścia lat! Musiał coś wymyślić i to szybko.

Dzień przed wyjazdem z karawaną, postanowił w końcu, że zbierze się w sobie i powie o wszystkim swoim rodzicom. Zostanie strażnikiem miejskim to jedno, ale wyjazd od razu na drugi dzień w niebezpieczną podróż to zupełnie co innego. Nie był do końca przekonany, czy taka kumulacja informacji, to był na pewno dobry pomysł, ale cóż, raz się żyje.

Bał się wrócić do domu, było jeszcze za wcześnie. Musiał obmyślić plan, jak załagodzić całą sytuację z rodzicami. Poszwenda się trochę po wiosce i wieczorkiem wróci do siebie. Nie musiał nic kupować, spakowany był praktycznie od momentu, kiedy tylko dowiedział się, że będzie częścią grupy chroniącej karawanę. Ostatnia przechadzka po całym miasteczku, tuż przed wyjazdem. Niby nie mieszkał tu bardzo długo, ale jednak będzie tęsknił za tym miejscem.

Zrobiło się ciemno, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, Gottfried skierował swoje kroki do domu. Gdy był już blisko, zauważył światło od kominka, które odbijało się w oknach. Wszyscy byli w domu… Bohnen po cichu liczył, że może będą tak zmęczeni, że pójdą wcześniej spać, ale
niestety, los nie był ostatnio dla niego łaskawy.

Gdy tylko przekroczył próg domu, musiał szybko uchylić się przed nadlatującą w jego kierunku drewnianą chochlą.
- Gdzie byłeś tyle czasu?! Ty nicponiu, leniu patentowany, gdzie byłeś się pytam?! – wrzaski jego matki dało się pewnie słyszeć w każdym miejscu w wiosce.
- Byłem zajęty, chciałbym… – zaczął, ale niestety nie dane mu było skończyć.
- Ty? Zajęty? A czym ty możesz być zajęty? Niech no tylko ojciec w końcu wytrzeźwieje, już on ci przemówi do rozsądku! Bo ja już nie daje rady! – krzyczała wciąż na niego. Gottfried spojrzał na ławę przy kominku i rzeczywiście leżał na niej pijany ojciec. Może to i dobrze, że musi się użerać tylko z matką.
- Jutro wyjeżdżam! Na długo! – Gottfried krzyknął w końcu na cały dom.
Matce mało rondel nie wypadł z rąk.
- Już ja widzę jak ty gdziekolwiek pojedziesz! Po moim trupie! Od jutra masz zakaz wychodzenia gdziekolwiek! Zostajesz w domu i koniec kropka!
- Daj mi w końcu coś powiedzieć, ty uparta kobieto! – wrzasnął w niebogłosy.
Na twarzy matki dało się widzieć jeden wielki szok. Jej syn nigdy nie odważył się tak do niej powiedzieć… W sumie to nikt, nigdy nie powiedział do niej takim tonem.
- Znalazłem w końcu pracę, tak jak chciałaś… – mówił już spokojnym tonem. – Zostałem strażnikiem miejskim, a jutro wyruszam na wyprawę, będę ochraniał bardzo ważną karawanę – stanął dumnie wyprostowany i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Stra… Strażnikiem? – kobieta ledwo wydusiła te słowo.
- Tak jest! – wykrzyknął Gottfried, aż ojciec delikatnie poruszył się przez sen.
Nagle twarz kobiety zrobiła się całkowicie czerwona.
- Miałeś sobie znaleźć normalną pracę! Ty głupolu, ty się nadajesz tylko do bycia rolnikiem, albo uczniem młynarza! Strażnikiem miejskim! Nigdzie nie jedziesz! Zostajesz w domu, a jutro ja sama znajdę ci normalną pracę! - postawiła na stole miskę i wlała mu do niej potrawki z kurczaka. – Teraz jedz!

Gottfried nie miał najmniejszej ochoty siedzieć razem z tą kobietą, ale jednak, gdy zobaczył ciepły posiłek zaburczało mu głośno w brzuchu. Przez wszystkie ostatnie wydarzenia, kompletnie zapomniał o jedzeniu. Usiadł przy stole i udając, że nie słucha matki, szybko zjadł całą potrawkę, po czym poszedł do swojego pokoju.

Zamknął za sobą drzwi i podszedł do łóżka. Wyciągnął spod niego swoją torbę i jeszcze raz dokładnie sprawdził, czy wszystko ma. Składane posłanie, trochę prowiantu, nóż i sakiewkę, w której miał trochę złota. Wydawało się, że wszystko było gotowe. Nigdy nie wyruszał w tak daleką podróż, więc nie do końca wiedział, czy zabrał to, co najpotrzebniejsze. Po chwili zastanowienia zamknął torbę i położył ją pod oknem.

Położył się do łóżka i starał się zasnąć. Był bardzo podekscytowany, ale musiał trochę pospać, w końcu będzie potrzebował dużo sił. Wszystko miał już zaplanowane, wstanie najwcześniej jak się da i po cichu wymknie się przez okno. To był jedyny sposób na wyrwanie się z tego miejsca. Zrobiło mu się smutno, że ma taki kontakt z rodzicami, a nie inny, ale co zrobić. Po kilki chwilach w końcu udało mu się zasnąć.

Gry tylko obudziły go pierwsze promienie słońca, Gottfried wstał szybko z łóżka, podszedł na palcach do drzwi i przyłożył do nich ucho. Słychać było chrapanie matki. Mógł więc spokojnie wymknąć się przez okno. Wziął swoją torbę, schował nóż za pas i otworzył okno. Rozejrzał się jeszcze przez chwilę po pokoju, kto wie kiedy znowu tu wróci. Uśmiechnął się delikatnie i wyszedł przez okno. Nie czekając dłużej, ruszył na miejsce spotkania z właścicielem karawany.
 

Ostatnio edytowane przez Morfik : 21-02-2019 o 18:22.
Morfik jest offline