Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2019, 20:17   #16
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Po odjeździe obu pań Woods wyszedł na zewnątrz, uprzedzając o tym wcześniej Hawthorne'a. Stojąc w świetle porannego słońca i racząc się świeżo odpalonym papierosem, rozejrzał się wokół. Za kordonem policyjnym rozpościerał się "piękny" widok na typową dzielnicą przemysłową. Choć może z tym przemysłem to lekka przesada, większość budynków to magazyny, do niektórych z nich dołączono branżowy sklepik. Budynków mieszkalnych, w każdym razie, próżno było szukać. A zatem i na świadków nie można było mieć większych nadziei. Chociaż...

Zatrzymał jakiegoś, jeśli dobrze odczytywał dystynkcje na jego mundurze, sierżanta i powiedział do niego po francusku:

- Gdyby ktoś o mnie pytał, na przykład inspektor Tweed, powiedzcie mu, że poszedłem się przejść. Niedługo wracam.

Nie czekając na odpowiedź ruszył przed siebie. Przeszedł przez kordon, a następnie udał się wzdłuż drogi, którą tu przyjechali. Rozglądał się uważnie na bok, wypatrując ciemnych uliczek, dziur w płotach, budynków wyglądających na opuszczone. Niczego takiego nie zauważył. Minął róg kompleksu, którego częścią był magazyn pełen policjantów i kontynuował swoje poszukiwania.

Zajęło mu to trochę czasu, ale w końcu dotarł w miejsce, z którego wyruszył. Nic. Łudził się, że w okolicy, w której nocą ciężko spotkać żywego człowieka, znajdzie się jakaś melina kloszardów, czy coś w tym guście. Zdawał sobie oczywiście sprawę, że szanse na jej znalezienie były niewielkie, a na to, że jej lokatorzy byli na tyle trzeźwi, by coś zobaczyć, nawet mniejsze, ale warto było spróbować.

Musieli jednak pracować z tym co mieli. Wrócił do magazynu i w pierwszej kolejności podszedł do Hawthorne'a, z którym uciął sobie na boku krótką dyskusję, upewniając się na bieżąco, czy nikt ich nie podsłuchuje. Istniała przecież możliwość, że w końcu trafią na Francuza, który zna angielski. Mało prawdopodobna, ale jednak.

- Nie wiem czy się ze mną zgodzisz, ale widzę tu trzy duże niewiadome - oznajmił bez ogródek. - Oczywiście poza dziesiątką innych, które odkryliśmy już wcześniej. Pierwsza: gdzie jest francuski przyjaciel naszych świętej pamięci kolegów? Czemu go nie zlikwidowano? Druga: gdzie jest kierowca furgonetki? Trzecia: co na miejscu zdarzenia robił nieboszczyk policjant? Nie wykluczam, że znalazł się tam przypadkowo, ale w naszym fachu przypadki to prawdziwa rzadkość.

Przerwał, by zaciągnąć się papierosem.

- Nie pasuje mi to wszystko - wypuścił dym nosem. - Jednych likwidują bez zawahania, a innych puszczają wolno? Bo chyba nie biorą jeńców? Oczywiście Allier lub kierowca mogli dla nich pracować, ale żeby obaj jednocześnie? - zaciągnął się po raz drugi. - Pierwszej zagadki na razie nie rozwiążemy, pozostają druga i trzecia.

Podczas debaty ustalili, że dysponujący doświadczeniem detektywa Hawthorne uda się z francuskimi policjantami do mieszkania zaginionego kierowcy i o ile miał on jakąś rodzinę, wypyta ją o niego. Potem ewentualnie odwiedzi też firmę przewozową, gdzie prócz wypytania o kierowcę, mógłby poznać szczegóły dotyczące zlecenia.

Woods tymczasem znalazł inny transport, którym udał się z powrotem na komisariat nr 1. Na miejscu zajrzał do akt osobowych, ale funkcjonariusz Grimard zdawał się być wzorem policjanta. Nienaganna służba, kilka poważniejszych sukcesów, po prostu człowiek-wizytówka francuskiej policji. No cóż, nie spodziewał się co prawda listy z przyjmowanymi przez niego łapówkami, ale jakaś wzmianka, dziwna nieścisłość, cokolwiek co mogłoby być punktem zaczepienia. Niestety nic takiego nie znalazł.

Facet przypominał mu kogoś. Rozwodnik, oddany służbie, zwykle pracował na nocnej, czyli najcięższej, zmianie. Anglik odruchowo sięgnął do swojej obrączki, którą obracał na palcu, przeglądając dokumenty. Miał dzieci...

Współpracownicy Grimarda potwierdzili wersję z akt. Dobry kolega, dzielny funkcjonariusz, brzydził się wszelkiego rodzaju brudnymi gierkami. Gdy jednemu napomknął coś o łapówkach, myślał że tamten zasztyletuje go wzrokiem. Jedyna nowość, jakiej dowiedział się od policjantów, była taka, że facet nie utrzymywał kontaktu z własnymi dziećmi. Była żona na to nie pozwoliła.

Po formalnym spotkaniu z komendantem, który zdążył przybyć już do pracy, a które trwało jeszcze krócej niż nocna rozmowa z Blaichetem, opuścił gmach. No dobrze, kolejny malutki element układanki wpadł mu w ręce. Pytanie tylko czy to element tej układanki, którą wraz z pozostałymi agentami starał się odtworzyć?

Zapalając papierosa ruszył wolnym krokiem w stronę hotelu.
 
Col Frost jest offline