Zniknięcie z oczu gapiom za dnia nie było takie proste jak w nocy. Franko i Tommy musieli się trochę namęczyć, skorzystać z jednej czy dwóch sztuczek i dopiero wówczas mogli zdjąć "maskowanie" z twarzy.
- Naprawdę nie wiem jak oni chcą się nim zająć - stwierdził zaniepokojony chłopak. - Będą go trzymać w śpiączce farmolo... farmakalo... - wziął głębszy oddech - farmakologicznej? Czy co?
Ale to nie był ich problem. Przynajmniej do czasu aż koleś nie zwieje czujnym stróżom prawa i znów nie zacznie dopracowywać nowej konkurencji olimpijskiej - rzutu samochodem.
- Franko... - zaczął Tommy po chwili ciszy. - Mam problem... - zastanowił się jak to powiedzieć żeby przyjaciel nie uznał go za paranoika, albo jeszcze gorzej, tchórza. - Do bidula przyszedł ostatnio taki jeden doktorek. Zaraz, jak on się nazywał? Me... Me... Metzger! Przez przypadek podsłuchałem jak umawiał się z Rockwell na jakieś badania. Mają przebadać wszystkich, ale niech mnie erozja - to było jedno z jego autorskich powiedzonek, które pozwalał sobie używać tylko w obecności wybranych osób - jeśli tu chodzi o jakieś zwykłe badania okresowe. Mówili coś o jakimś postępie w nauce. Słuchaj... Ja myślę, że oni... Że oni szukają Avalanche'a.
Przerwał oczekując salwy śmiechu przyjaciela i generalnie wykpienia całej myśli, ale nic takiego nie nastąpiło, dlatego kontynuował:
- Jeśli tamten facet z klubu, albo ktoś od niego, zobaczył Wujaszka i Lawinę w telewizji, a potem połączył fakty... - nie dokończył. - Ale mam plan. Muszę tylko pogadać z Maxem, dowiedzieć się dokładnie co mogą we mnie znaleźć i co mogą ode mnie chcieć pobrać. Namówiłem jednego chłopaka w szkole żeby dał mi swoje próbki, wystarczy je podmienić... A właśnie. Myślisz, że Danny zgodzi się zapłacić mi za przyszły miesiąc? Obiecałem temu kolesiowi trochę kasy za ten numer - jak zwykle, gdy już się rozkręcił, jego jadaczka pracowała na pełnych obrotach.