Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2019, 13:55   #191
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
NOWE LOKUM CZĘŚĆ 2
Igła, Max,

Stał na krawędzi dachu, zasłaniając oczy daszkiem z dłoni. Napawał się widokiem okolicy i pobliskiej góry.
- Garnki? Sprawne? Przydadzą się - potwierdził - zobacz. Wspaniały widok. Dobre miejsce na wartę. No i wyspać się można - machnął ręką prezentując płaskie miejsce, gdzie można byłoby ułożyć całą kompanię wojska NCR - zwierzaki nie wspinają się po drabinie, szpony śmierci i Yao-guai też nie. Z góry lepiej się też strzela - oceniał na głos wartość miejscówki - przydałoby się coś nad głowę. Masz namiot, prawda? - zapytał dziewczynę zerkając za krawędź dachu w dół, oceniając odległość do ewentualnego zeskoku
Igła wyszła na dach i idąc ostrożnie podeszła do Maxa.
- Mamy… legion dał nam jeden namiot, na naszą siódemkę… ale może jak ktoś będzie na warcie… to się jakoś pomieścimy. - Natalie przykucnęła przy krawędzi dachu i rozejrzała się. - Nikt nas tu raczej nie ostrzela… a przynajmniej zobaczymy zanim zdąży podejść dość blisko.
Dziewczyna oparła brodę na kolanach wpatrując się w pustynny krajobraz.
- Powinnam cię przeprosić… - Powiedziała powoli trochę obawiając się spojrzenia na Maxa.
- Za co? - Maxowi prawie opadła szczęka. W ogóle nie przypominał sobie praktycznie niczego, za co dziewczyna mogłaby mu podpadnąć. A nawet gdyby, nie był pamiętliwy i jeśli coś siedziałoby mu na przysłowiowej wątrobie, normalnie obsobaczyłby jak każdego kamrata i odświeżył atmosferę.
- Zachowałam się nieprofesjonalnie opatrując cię w więzieniu… przepraszam. - Igła starała się mówić na tyle głośno by mężczyzna ją słyszał, ale przychodziło jej to z dużym trudem.
Max miał bardzo głupią minę, bo totalnie nie mógł zrozumieć, o co jej chodzi - Wiesz, przestało boleć. Ramię wygina mi się w dobrym kierunku, więc nie wiem, co tam mi wydziergałaś na plecach, ale jak dla mnie bardzo fachowe szycie po tym łomocie od legionu - Max podszedł do dziewczyny i lekko ujął ją pod brodę - głowa do góry. Jest bezpiecznie, mamy jeszcze co jeść, legion nie wróci. Nie łam się i chodźmy po resztę. Jest dobrze. Naprawdę - uśmiechnął się do Igły chcąc ją pocieszyć.
Natalie oblała się cała rumieńcem.
- Ja.. ja dotykałam twoich pleców mimo, że to nie było konieczne. - Odsunęła się i skłoniła nisko. - Naprawdę przepraszam. T.. tak nie powinno się robić.
Max spokojnie oglądał dach i zamierzał już schodzić po drabince. Jednak słysząc jej słowa zatrzymał się na moment - Ale wiesz, gdyby było źle, to bym baardzo protestował - mrugnął bezczelnie do niej, uśmiechnął się szeroko i zniknął za krawędzią dachu.
- Idziesz? Mogę cię wziąć na barana, wtedy będziesz mogła dotykać co chcesz.
Natalie odetchnęła… nie był na nią zły. Podbiegła do mężczyzny starając się powtórzyć trasę, która dotarła do krawędzi dachu.
- Drabinka mogłaby się pod nami zarwać. - Uśmiechnęła się ponownie czując ulgę po swoim wyznaniu. - Możesz zejść pierwszy.
Max szybciutko zlazł po drabince i spokojnie czekał na dziewczynę na dole, obserwując sterty opon, starą pompę paliwową i dosyć ciekawe zadaszenie stacji, które sprawiało, że biwak na zewnątrz na miejscach w których lata temu tankowano samochody nie był taki niedorzeczny. Cień i otwarta przestrzeń do obserwacji nie były czymś złym, z punktu widzenia zwiadu. Max miał nadzieję, że reszta drużyny B doceni ich wysiłek.
Natalie zeszła ostrożnie po drabince. Widziała jak na razie jeden problem w nocowaniu na górze… ciężko będzie pójść na stronę. Zerknęła w dół i zeskoczyła lądując tuż przed Maxem.
- To trzeba by tylko zerknąć… czy to rzeczywiście były garnki. - Uśmiechnęła się ciepło. - Spróbuję nam upichcić coś dobrego… choć może… raczej zjadliwego…
- Może MJ coś nam ustrzeli jeszcze dzisiaj? W pobliżu takich miejsc lubią kręcić się kretoszczury… - wymruczał z obrzydzeniem w głosie - nie lubię parszywców, ale są całkiem niezłe z garnka.
- Jeśli mu się uda na pewno chętnie pomogę przy przygotowaniu. - Natalie chciała się rozejrzeć po okolicy ale jej wzrok jakoś dziwnie wracał do mężczyzny. Czy skoro nie był zły… mogła sobie pozwolić na więcej? Chyba… chyba nie. - Pójdę sprawdzić tamte garnki. Nawet jak MJ nic nie upoluje mamy nieco suchych racji. Na pewno uda się coś z tego zrobić.
- Jasne. Ja tym czasem poszukam MJa i Harrisa. Trzeba lekko przebudować tą budę, chociażby przed nocą - kiwnął jej głową i ruszył w kierunku zaplecza stacji, i stojących tam zardzewiałych wraków samochodów.
- Yhym… - Natalie patrzyła jak mężczyzna się obraca. - Max… uważaj na siebie dobrze?
- Ty też. Ale wiesz, że nic tu nam póki co nie grozi? Tu po prostu nie ma żywej duszy. Jest bezpiecznie, sama widziałaś z dachu - zapewnił Max i podszedł do metalowej żaluzji w oknie
“Tym razem suko, cię opuszczę, albo paluchy połamię” uśmiechnął się do siebie i złapał ponownie za zamek okiennicy.
- Może… nie rób tego. Szwy są świeże. - Igła przyglądała się Luckiemu z obawą zerkając na jego prawe ramię.
Ten chwilę się jeszcze posiłował, ale zdenerwowany w końcu dał kroka w tył, po czym sprzedał zamkowi siarczystego kopniaka. Żaluzja opadła z metalicznym łoskotem. Max odwrócił się do Igły i uśmiechnął szeroko - Mówiłem, że ustąpi - i poczłapał do środka, licząc na jeszcze jakieś fanty które ktoś mógł opuścić lub przegapić. Zamierzał rozebrać kasę fiskalną, gdzie wciąż mogły być jakieś ciekawe elementy mechaniczne. W jednej z kas znalazł wepchnięty minutnik, który mimo, iż stary wciąż działał, choć z głośnym klekotem
- Jesteś uparty… - Natalie też wróciła do środka by przyjrzeć się interesującemu ją kartonowi. - Oszczędzaj te rany póki nie ma walk… za dwa może trzy dni… przy twojej muskulaturze już powinno być dobrze. - Podeszła do kartonu i zaczęła ostrożnie wyjmować z niego kolejne garnki i patelnie. Część złapała rdza, część została jakoś dziwnie przedziurawiona, ale niektóre… starannie odkładała rzeczy, które nadawały się do użytku na oddzielną kupkę.
Max rabował dalej. Zabrał nawet jeden z kartonów i ładował do niego rzeczy, które w jego mniemaniu miały jeszcze pewną wartość. Na pierwszy ogień poszły mechaniczne elementy z kas fiskalnych, drut monofilamentowy z ramkami, kilka zardzewiałych kluczy regulowanych, jakieś zardzewiałe piłki medyczne, elementy szczudeł ortopedycznych, kleszczy, cążków i innych gratów, które lądowały z klekotem w pudle Maxa. Powoli i metodycznie wygarniał też resztę gratów na zewnątrz, wynosząc butelki i skorodowane puszki, układając je dokoła stacji, między skałami w taki sposób, aby ewentualny napastnik musiał je albo omijać, albo w ciemności wdepnąć, robiąc masę hałasu.
Igła zgarnęła sprawne garnki do jednego kartonu i zabrała się za pomaganie Maxowi. Z jakiegoś kijka po szczotce i kawałka kartonu zrobiła coś czym była w stanie zgarnąć potłuczone rzeczy z podłogi i wpakować je do jakiegoś pudła.
- Gdzie rozpalimy ognisko? - Spytała mijającego ją przy którymś przemarszu na zewnątrz Maxa. - Chyba na dachu może być zbyt widoczne, prawda?
- W środku. Na dachu może rozepniemy namiot. Gratów tu nie brakuje a cienia nieco będzie - zasugerował. Dobrze się z nią pracowało i jakoś lżej było wynosić te wszystkie graty ze środka. Max zdał sobie sprawę, że już od bardzo dawna nie rozmawiał tak swobodnie przy pracy, a całe to zdarzenie pozwoliło mu wrócić wspomnieniami do NCR, gdzie nosząc ciężkie skrzynki zdarzało mu się rozmawiać z laborantami i innymi. Dom.Leżał gdzieś tam, daleko na zachodzie i Max przez chwilę się zamyślił, patrząc na kolejny karton gratów, czekający do wyniesienia na zewnątrz.
- To może wybierzemy jakieś miejsce? Można by w jego okolicę już ściągać rzeczy nadające się do palenia. - Widząc, że mężczyzna się zamyślił Igła pochyliła się tak, że jej głowa znalazła się pomiędzy twarzą Maxa, a obserwowanym przez niego kartonem. - Wszystko w porządku?
-Taa...zamyśliłem się. Przypomniało mi się NCR. Myślisz, że uda się tam jeszcze wrócić? - zapytał patrząc na dziewczynę nieco melancholijnym wzrokiem.
- Przestałam w to wierzyć już w Denver. - Natalie odsunęła się nieco. - Nie wierzyłam, że kiedykolwiek spotkam kogoś z NCR.
- A ja wciąż myślę, że nam się uda - powiedział smutno, ale z nadzieją w głosie.
- A ja postaram się zrobić wszystko by wam się udało. - Igła pogładziła ramię mężczyzny. - Dla mnie… już raczej nie ma tam miejsca.
-Nie mów tak. Zobaczysz. Przedrzemy się przez ziemię Legionu lub obejdziemy je łukiem i jeszcze w NCR się zdziwią. Zobaczysz
Igła nieco zmieszana potarła swoje udo. Dziwny odruch przykleił się do niej w czasach Denver i nie potrafiła się go oduczyć. Szybko cofnęła dłoń.
-Ja nie wiem czy będę potrafiła żyć normalnie… nawet nie byłam w stanie cię po prostu opatrzyć.- Spróbowała się uśmiechnąć.- NCR… teraz mam wrażenie, że to jakiś raj… i … nie chce go psuć.
-Trzeba spróbować - powiedział Max przynosząc nieco drzewa na ognisko i łamiąc skrzynki na szczapy - No, prawie gotowe. Zjedzmy coś i odpocznijmy.Wszyscy dostali w kość i jak tylko zjemy coś ciepłego i wypoczniemy, od razu będzie lepsze myślenie i nastroje - zaproponował, wiedząc, że czasem każdy chce się wygadać, a czasem potrzebuje czasu, by dojść do siebie.
Igle od razu poprawił się nastrój.
- Tak! Trzeba coś ugotować. - Wybiegła na zewnątrz i po chwili wróciła niosąc swój plecak, który czekał tuż przy drzwiach. -Myślę, że wezmę jakąś wartę, bo pewnie je wystawimy, co? - Zaczęła wyciągać z plecaka jakieś przedatowane puszki. Po chwili wzięła jeden ze znalezionych garnków i zabrała się za jego dokładne wycieranie.

Max w tym czasie robił porządek na stacji, zamierzając przesegregować jeszcze wszystkie te graty w kartonach i skrzynkach, no i zająć się legowiskiem na dachu budynku. Rozpięty namiot Natalie, który zabrała z Malpais powinien dać wystarczającą oslonę przed słońcem. Opony można było poukładać w dwa dobre stanowiska strzeleckie - jedno obok wejścia, a drugie przy odrobinie zabawy z liną i drabiną zmontował na szczycie drabiny.
"Przezorny, ubezpieczony". Łyknął niewielki łyk wody ze swojej manierki i stwierdził, że w takim upale i przy takiej fizycznej robocie, jaką odwalili do tej pory zabraknie im wszystkim wody. Wyjął więc w wolnej chwili swój przybornik z narzędziami, i grzebiąc w skrzynkach z rupieciarnią, zaczął montować podstawy czegoś, co w teoretycznym założeniu miało być skraplaczem wody. Wojna, a potem kilkaset lat niebytu cywilizacyjnego okraszony szabrem zrobił jednak swoje, i rzeczy, które być może kiedyś były ogólnie dostępne, teraz brakowało. Chociażby lustra. Max nie zrażony postarał się jednak zmontować choćby ramę, zamierzając szukać po drodze brakujących elementów. Wyglądało na to, że to były pierwsze ruiny, które znaleźli i na pewno nie ostatnie.

 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline