Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2019, 20:54   #20
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 5 - 1940.III.14; Paryż

Czas: 1940.III.14; cz; godz. 09:00
Miejsce: północna Francja; Paryż; 15-ta Dzielnica, Hotel “Topaz”
Warunki: granat nieba, ciepłe, ogrzane wnętrze pokoju, jasno



Noémie Faucher (D.Adley), George Woods (R.Cromwell) i Evelyn Leigh (A.Croft)


George wrócił do hotelu jako pierwszy. Wchodził już po schodach gdy odwrócił się słysząc odgłos odjeżdżającego samochodu połączony z otwieranymi drzwiami. Przez te drzwi weszły “ich” dziewczyny czyli szefowa całego zespołu i najmłodsza z całego zespołu. No to jednak wrócili prawie na jeden moment. Obie młode kobiety miały bliźniaczą perspektywę bo dopiero co pożegnały się z Sorenem który je odwiózł z miejskiej kostnicy i pożegnał się przed hotelem. Sądząc z rozmowy jaką przeprowadzili w trakcie jazdy też był skłonny spróbować wrócić wreszcie do domu i złapać trochę snu. Więc brakowało tylko “Mr. Tweed’a”. Ale będąc jeszcze na schodach nie wiedzieli czy już wrócił i jest u siebie czy jeszcze nie wrócił. Ale jego pokój okazał się nadal pusty więc widocznie jeszcze załatwiał sprawy na mieście.

---

Po powrocie do hotelu można było wreszcie usiąść, porozmawiać, zastanwowić się no i przede wszystkim usiąść. George wciąż miał w pamięci akta zabitego, francuskiego policjanta i to co o nim mówili koledzy. Mimo wszystko, tak chłodnym okiem to była to dość standardowa kariera miejskiego policjanta. Zmarł w wieku 42 lat z czego większość przepracował w policji. Zaczął zaraz po “grande guerre”*. Weteran frontu zachodniego, poparzony atakiem gazowym, na szczęście dla niego skończyło się tylko czasową ślepotą. Potem służba “liniowa” na kolejnych, paryskich komisariatów. Nie awansował zbyt często, zwykle wówczas gdy wypadało go awansować za wysługę lat. Więc albo do zbyt bystrych nie należał albo “miał trudny charakter” jak to wspomniał jeden z jego kolegów. W każdym razie z samych akt i opinii o Girmardzie George nie mógł znaleźć ewidentnie czegoś czego można było się przyczepić. To znaczy oczywiście mógłby pewnie pogrzebać i wziąć tą policyjną karierę, kolejnego, paryskiego policjanta pod lupę ale oznaczałoby to już osobne śledztwo w ich śledztwie. Nie było wiadomo czy coś znajdzie co mogłoby wyjaśnić zagadkową śmierć Grimarda.

Według kolegów zapowiadało się, że będzie miał kolejny, nocny dyżur na rewirze. Przyszedł do pracy na nocną zmianę jak zwykle i jak zwykle wyszedł na patrol. Policjanci na komisariacie zastanawiali się czy to nie robota przemytników bo teraz, z tym zaćmieniem, byli istną zmorą. W mrocznych zaułkach wedle ich opowieści zdawały się czaić całe hordy przemytników, włamywaczy i oprychów a praca przedstawicieli prawa zrobiła się naprawdę trudna. Ale zgadzali się, że w sprawie postrzelanej furgonetki było coś niestandardowego. Ktoś tam się strzelał jak w jakimś Chicago. No to nawet teraz, odkąd wybuchła ta cholerna wojna z Hitlerem to dotąd się raczej nie zdarzało. I musiało trafić na pechowca z ich komisariatu. Na razie miał przyjemność złapania oddechu i chwili spokoju po tym całym lataniu po nocy i poranku. Co jego już nie tak młodemu ciału bardzo się przydało.

---


Noémie też miała co nieco do przemyślenia. Po drodze do hotelu Soren nieco skorygował jej wnioski z kostnicy. Z tego co się dowiedział od swoich kolegów magazyn został wynajęty kilka dni temu przez kogoś. I według przypuszczeń policjantów to ów klient mógł zostawić tą furgonetkę i resztę bo na drzwiach i kłódce nie było śladów włamania. Dozorca zapamiętał, że szef mówił mu, że klient wynajął ten magazyn na jakieś 2 tygodnie z możliwością przedłużenia więc aż ręce zacierał z takiego interesu. No ale dozorca był tylko dozorcą więc nie miał pojęcia kim jest klient a cała dokumentacja była u szefa. Policja już podążyła tym śladem i mieli dać znać Sorenowi jeśli znajdą coś sensownego. Na pożegnanie Francuz obiecał, że spróbuje gościom zza Kanału załatwić jakieś auto bo pewnie ciągłe wożenie po mieście czwórki agentów którzy i tak się rozjeżdżali po tym mieście robiło się na dłuższą metę trochę męczącę dla jednego auta i jednego kierowcy. No ale w końcu to Paryż więc zawsze były taksówki, dorożki, autobusy no i jak się trafiło to życzliwi policjanci w radiowozach. Wcześniej zaś była świadkiem działań drugiego medium jaką była Evelyn. Ona też pewnie skorzystała ze swojego daru gdy oglądała i dotykała ciała zabitych agentów. Wydawała się mocno reagować, zwłaszcza przy ciele zabitego agenta. Oddech jej przyspieszył i twarz zbladła jakby miała zaraz zemdleć albo dostać jakiejś zapaści. Przynajmniej tak mógłby pewnie sądzić ktoś kto nie miał pojęcia o immaterium i medium. Na razie jednak nie miały okazji do wymiany informacji, dopiero teraz.

---


Drobna Evelyn też czuła już zmęczenie. Podobnie jak reszta z jej zespołu zaczynała kolejną dobę jaką była na nogach. Więc dobrze, że mogła wreszcie spocząć, odpocząć i uporządkować myśli. Dopiero co wróciła z kostnicy. Ponownie. Jej żarcik o karcie stałego klienta docenił chyba tylko stary pracownik tej placówki bo lekko się skrzywił w zadumie i pokiwał głową. Ale musiała przemyśleć na spokojnie to co się stało w kostnicy. Gdy dotknęła pierwszy raz ciała zabitej agentki to jeszcze nic strasznego się nie stało. Pojawiły się obrazy. Urwane i chaotyczne. Zapewne ostatnie jakie zapamiętał umierający umysł. Światło. Ostre światło samochodowych reflektorów jakie oślepiało Gabrielle. Dwie sylwetki. Na zewnątrz. Bo leżała na podłodze furgonetki. I umierała. Wiedziała, że umiera. Czuła ten pierwotny strach jaki odczuwało wszystko co żywe i świadome, że to już koniec. Dwie sylwetki. W marynarkach i kapeluszach. Z pistoletami w dłoniach. Wycelowanymi w stronę dogorywającej kobiety. Ale nie strzelali. Już nie. Podeszli obydwaj. Popatrzyli dość obojętnie w stronę Gabrielle i obok. Odwrócili się na chwilę jakby pojawiło się coś czy ktoś za nimi. Potem jeden z nich odwrócił się prostu ku Gabrielle i bez wahania strzelił jej w głowę. Obraz się urwał a Evelyn szarpnął dreszcz jak to często było gdy medium przeżywało czyjąś śmierć.

Z ciałem zabitego agenta poszło jeszcze gorzej. No albo lepiej. Zależy od punktu widzenia. Już pierwszy kontakt nią wstrząsnął. Coś tam było! Z immaterium! Nie miała pojęcia co ale wyczuwała ten specyficzny dotykozapach obcego wymiaru nieznanego większości ludzi. Ten zabity agent miał z tym kontakt! Oddech jej przyspieszył a czoło zrosił jej pot. Nie miała pojęcia jaki to jest związek tego zabitego agenta ale wyczuwała, że jakiś był. Stały i długotrwały a może krótkotrwały ale wyraźny. Mocniejszy ale osłabiony z biegiem lat, jak dawna skaza jaka zerodowała z czasem albo świeży, tuż przed śmiercią ale słabszy. Obrazy też były wyraźniejsze. Widziała to samo co u zabitej Francuzki. Tylko z trochę innej perspektywy gdy umierający agent leżał pewnie tuż obok umierającej agentki. Też oślepiające światła samochodu jaki musiał stać przed otwartymi drzwiami furgonetki. Chyba osobówka sądząc po rozstawie i wysokości. Też dwóch facetów w marynarkach, bronią i kapeluszach. Też ta chwila wahania jakby coś sprawdzali albo słuchali kogoś. I bezwzględna likwidacja przeciwnika gdy padł taki rozkaz. Ale w duchu umierającego mężczyzny wyczuła coś jeszcze. Satysfakcję? Jakieś drobne zwycięstwo? Tak, chyba coś takiego. Załatwili kogoś zanim ci dwaj ich rozwalili. A przynajmniej pokonali. Ale tu już wspomnienia ducha były zamazane i nie była pewna czy to sama już nie nadinterpretowała tych chwiejnych obrazów.

---


*grande guerre - (fra) wielka wojna. Do czasów II WŚ tak na zachodzie okręslano I WŚ która swoją hekatombą przytłoczyła ówczesnych dlategoś popularny był pogląd, że tak wielka wojna musiała być ostatnią z wszystkich wojen i kolejnych na tą skalę już nie będzie.



Czas: 1940.III.14; cz; godz. 09:00
Miejsce: północna Francja; Paryż; Noisy-le-Grand, mieszkanie taksówkarza
Warunki: pochmurny poranek, chłodne powietrze, jasno



Kenneth Hawthorne (M.Tweed)



Trafiła mu się dwójka gliniarzy dobranych jakby dla kontrastu. Jeden był zauważalnie starszy drugi młodszy od niego. Jeden tęższy a drugi szczuplejszy. Ten młodszy był wyraźnie ciekawy swojego brytyjskiego kolegi ten starszy wyraźnie obojętny. Młodszy przez całą drogę nie do końca mógł się zdecydować czy bardziej chce zaimponować na wyspiarskim detektywie czy czegoś tym brytyjskim służbom może jednak zazdrości. Starszy zaś z wyraźną, niemą wyższością traktował ich obydwu chociaż dobre maniery sprawiały, że nie robił tego otwarcie. Młody wydawał się dociekliwy i zaciekawiony tym, że Brytyjczycy w tak ekspresowym tempie przysłali kogoś aż tutaj i podekscytowany tym, że bierze udział w tak wielkiej i międzynarodowej sprawie. Z tych samych powodów starszy wolał zachować powściągliwość i trzymać się najdalej jak się da. I mieli okazję trochę porozmawiać bo okazało się, że znaleziony adres jest dość daleko od centrum a, że ruch na ulicach zdążył się zrobić jak na kosmologiczną metropolię przystało to i samochód poruszał się ostrożniej niż w nocy.

- Dzień dobry. Aubert Arprin i Jesper Simard. Policja. Gdzie mieszja monsieur Laux? - starszy policjant zaczął tą część dochodzenia gdy zatrzymali się przed jakąś kamienicą i weszli do niej. Tam bez wahania podszedł do jakichś drzwi na parterze gdzie często mieszkali dozorcy domu i zapukał. Po chwili otworzył mu jakiś starszy i zdziwiony tą wizytą mężczyzna w emerytalnym wieku. Mężczyzna mimo okularów mrużył oczy jakby niedowidział. Wydawał się tak zaskoczony legitymacjami i granatowymi mundurami jak i wykazywać respekt wobec okazanej władzy. Na trzeciego z mężczyzn jacy stali przed drzwiami ledwo spojrzał a i Arpin nie dał mu za bardzo czasu do namysłu gdy od razu przeszedł do sedna.

- O tam, na pierwszym piętrze. Numer 4. Czy coś się stało? - człowieczek zapytał trochę bojaźliwie niepewny jak interpetować to widocznie niespodziewane dla siebie najście.

- Nic takiego. Chcielibyśmy z nim tylko porozmawiać. Jest w domu? - Arpin mówił spokojnie ale zdecydowanie, jak na prawdziwego gliniarza przystało. Schował legitymację tak samo jak jego młodszy kolega.

- Tak, chyba tak, chyba nie wychodził. No ale nie stoję pod drzwiami cały czas to pan chyba rozumie. - dozorca zapewnił gorliwie policjanta wodząc spojrzeniami od jednego do drugiego mundurowego.

- Naturalnie. Dziękujemy za współpracę. - starszy z gliniarzy elegancko i formalnie zasalutował cywilowi po czym odwrócił się i ruszył w górę schodów. Dozorca pokiwał głową i zerkał teraz na dwóch pozostałych mężczyzn.

- A ma pan zapasowy klucz? Tak na wszelki wypadek. - młodszy Simard miał jednak dodatkowe pytanie i dozorca pokiwał głową po czym na chwilę zniknął w swoim mieszkaniu. Słysząc to Arpin zatrzymał się po pokonaniu kilku schodków. Zaraz jednak dozorca wrócił i wręczył młodszemu mężczyźnie klucz z numerkiem “4” na prostym breloczku.

Później sprawy poszły już dość szybko i prosto. Trójka mężczyzn weszła po schodach na pierwsze piętro i bez trudu odnalazła drzwi z numerem “4”. Arpin bez wahania zapukał w drzwi zdecydowanym, oficjalnym ruchem. - Proszę otworzyć! Policja! - zawołał przez drzwi. Na odpowiedź doczekali się z jakieś dwie sekundy później. Z wnętrza “4-ki” usłyszeli pośpieszne kroki jakby ktoś biegł. Tylko chyba nie w stronę drzwi wejściowych. I brzęk tłuczonego szkła jakby właśnie coś rozbiło szybę. Dwaj policjanci popatrzyli na siebie otwierając oczy ze zdumienia. Takiej reakcji widocznie kompletnie się nie spodziewali.

- Ucieka?! - Simard wybełkotał z niedowierzaniem wpatrując się w zamknięte drzwi za którymi właśnie rozbito szybę.

- Dawaj ten klucz! I łapcie go! - starszy policjant zareagował szybciej. Ponaglił ruchem młodszego kolegę i ten szybko wyjął z kieszeni klucz i wcisnął go koledze a potem ruszył z powrotem w dół schodów. Z nich dwóch akurat do biegania on z powodu różnicy tuszy i wieku wydawał się znacznie bardziej predysponowany do biegania.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline