Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2019, 22:39   #53
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Dwie dotąd ukryte sceny wrzucone przed przedwczesnym zakończeniem sesji

9 Mirtula 459 Rachuby Północy
Rok Szkarłatnej Wiedźmy

Po powrocie do Portalu Anur poinformował Durnana, że czeka na kogoś z Mieczy, a dla każdej innej osoby jest nieobecny. Zamówił też coś do jedzenia po czym zaciągnął Floona do swojego pokoju w piwnicy. Miesce lekko pod poziomem parteru o niskim stropie miało bardzo domowy klimat dla Anura.
- Siadaj, mamy dużo do przedyskutowania. Choć obiecuję ci, że nie jest tak źle. - Anur mówił dość szybko, chodząc po pomieszczeniu w te i we wte. Stres wydarzeń z magazynu i gildii wreszcie do niego docierał, gdy spływała z niego adrenalina. - Gildia chce Neverembera, którego uratowała reszta mojej drużyny. Wymienimy go za nas, przebadają sobie chłopaka magią i wymienią na okup, ty będziesz wolny, a ja wreszcie przestanę być biednym gnomem. - Anur wyjawiał swoje plany na przyszłość. - Jak szlachcic okaże się tchórzem, to będzie trzeba go zaciągnąć siłą, myślę, że Miecze nam pomogą, ale nie mam ku temu pewności. Ahhh... - Gnom złapał rękoma za stół, żeby powstrzymać się od chodzenia w kółko. - Obiecaliśmy im informację, ale wiedzą, że widziałem Neverembera, więc same informacje nie wystarczą. Musimy działać razem Floon. Jeden mały skok i cię z tego wyciągnę. - pokręcił głową, po czym odwrócił się szybkim ruchem do Floona. - Powiedz mi, co wiesz o całym zamieszaniu!

Wyglądałeś, jakbyś miał się za chwilę zagotować, ale Floon tym się nie przejął. Nie zdradzał zbyt wiele mimiką twarzy, co cię zaskoczyło. Spodziewałeś się zupełnie innego typu człowieka. Bawidamka i hulajduszy nie myślącego zbyt wiele o konsekwencjach, szczególnie długotrwałych. Z niepasującą do niego chłodną pewnością siebie Floon powiedział:
- Rozumiem. Uratowałeś mi życie. Pomogę ci.
Po czym zaczął relacjonować to, co pamiętał. Nie marszczył przy tym czoła ani nie mrużył oczu, robił tylko niewielkie pauzy. Zupełnie jakby wiedział, co chce powiedzieć. Może ostatnie wydarzenia odcisnęły na nim zbyt duże piętno? Stres pourazowy?
- Wyszli za nami z karczmy. Dopadli na ulicy. Przetrzymywali nas w magazynie. Oni, znaczy Zhentarimowie. Szukali Kamienia Golorra. Pamiętam imię Urstula Floxina. To ich szef. Zabrał pamiątkowy medalik Neverembera. Kiedy zaczęła się jatka, Urstulowi udało się zbiec, chyba jako jedynemu. Renaer ukrył się, a łysy elf pomylił mnie z Neveremberem i kazał zabrać do kanałów.
Floon Blaagmaar lustrował cię bacznym spojrzeniem. Może szpieg? Dla kogo pracował? Zacząłeś się obawiać, że zauważy twoje wątpliwości.

- Cofnijmy to trochę. Jak się znaleźliście w magazynie? Byliście wspólnikami w jakiejś konkretnej sprawie? - Anur obawiał się, że może utracić jakiś kontekst. Obietnica Floona wydawała mu się nieszczera. - Poza tym, pomóc mi? - zapytał. - A sobie?

- To nic wielkiego. Volo poznał nas ze sobą. Przyjaźniliśmy się. Renaer chciał wynająć mnie jako sobowtóra, bo szpiedzy ojca śledzili każdy jego krok, jednak z czasem uznał to za zbyt ryzykowne dla mnie, szczególnie teraz, gdy trwa ta afera o pół miliona smoków. Należy do Harfiarzy, ale niewiele się o tym mówi. Moim zdaniem chce zagarnąć całe złoto dla siebie. Jest dlatego i wrogiem Waterdeep, i swojego ojca-defraudanta. Nie ufasz mi? - Zapytał wprost. - Znam tego człowieka od podszewki. Przecież miałem być jego sobowtórem.

- Cóż, twoja pierwsza wypowiedź brzmiała, jak gdybyś nie interesował się własnym życiem. W takim przypadku stracilibyśmy wspólny cel. - skrzywił się gnom. - O skarbie nawet nie chcę myśleć, najpierw przeżyjmy najbliższe trzy dni. Wiesz coś o relacjach Neverembera z jego rodziną? Daliby za niego okup? „Szpiedzy” to jednak nie to samo co „ochroniarze”.

Floon wzruszył nieznacznie ramionami, czyli zgadywał albo wymyślał.
- Jego matka nie żyje, ale ojciec na pewno da. Pewnie wykorzystałby to jako okazję do pogodzenia się z dawno niewidzianym i skłóconym synem. Niby przestępstwo, a każdy na tym skorzysta. Gdzie go trzymacie?

Słuchając Floona, Anur zaczął stroić swoje skrzypce. Gdy mężczyzna skończył wypowiedź, gnom zasunął po strunach. - Jak to brzmi, przyjacielu? - zapytał. - Czego się przede mną wstydzisz? Widzę, że jakiś nieszczery jesteś. Próbuję ci życie uratować, więc chyba nie wypada z twojej strony.

Floon nie skomentował muzyki w żaden sposób.
- Mówię to co wiem. Tylko tyle i aż tyle. - Odpowiedź była spokojna, ponieważ był jeszcze pod wpływem zaklęcia.

- A na imię ci Floon Bloogmar? - spytał. - Szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie, czy jesteś agentem gildii, czy prawdziwy Floon jest dziwakiem, w obu przypadkach chcę oddać Neverembera, aby mieć na koncie jakieś zasługi. No i spokojną głowę. - uprzedził.

- Na imię mi Floon Blaagmaar - odpowiedział bez cienia wątpliwości, akcentując “a”.

- Wybacz, nie mam pamięci do imion. Swoją drogą, ten skarb Neverembera w ogóle jest prawdziwy? - zapytał.

- Jak najbardziej, Anurze. - Floon powiedział nagle chłodnym głosem. - Pozwól, że teraz ja zadam ci pytanie...

- Wal. Po takim zaklęciu wiszę ci przynajmniej tyle. - odparł nieprzejęty Anur, lekko poruszając po strunach instrumentu.

- I SAM ZNAJDĘ ODPOWIEDŹ! - Dokończył nieludzki syk. Zanim zorientowałeś się, co się dzieje, cios szponiastej łapy prawie zdjął twoją głowę z karku. Floon Blaagmaar osunął się bez zmysłów na drewnianą podłogę, a ciebie zalała fala mentalnej energii. Całą siłą woli walczyłeś z ogarniającą cię ciemnością. Próbowałeś skoncentrować się na swoim celu, którym był... Mózg?! Szkaradny mózg na czterech pazurzastych łapach, niczym wzięty z koszmarnego snu. Rozpaczliwie odskoczyłeś pod ścianę, walcząc o życie i zdrowe zmysły. Krew zalała twoje oczy, kiedy pazury potwora przejechały po twojej twarzy. Straciłeś przytomność.

10 Mirtula 459 Rachuby Północy
Rok Szkarłatnej Wiedźmy

Kierowany przez pożeracza intelektu Anur z determinacją śledził swój cel, lorda Renaera Neverembera. Upolowanie go na mieście nie było łatwym zadaniem, bo wiosenna pogoda dopisywała i Waterdeep zdawało się dzisiaj pękać w szwach. Szlachcic, celowo ubrany przeciętniej i szarzej niż zwykle, co nie uszło uwadze gnoma już podczas długiej, drużynowej narady, narzucił kaptur na głowę i od momentu wyjścia z dworku szybkim krokiem podążał Wysoką w stronę Dzielnicy Zamkowej, starając się wtopić w tłum. Gdzieś niedaleko “Słodkiej Syrenki” młodego panicza zaczepił garbaty i usmarkany dziad. Wyglądał jakby zgłupiał od pustelniczego wiktu. Wydrwigroszowi brakowało tylko kapelusza z gwiazdkami. Jazgotał i wymachiwał przed Renaerem tym swoim drągiem, co to go pewnie nosił żeby psy odpędzać, jak go kto poszczuje. Zdziwiło cię, że patrol straży miejskiej nieopodal nawet się tym nie zainteresował. Strażnicy z napiętymi twarzami wydawali się być pochłonięci szeptaną, żywą dyskusją, nie swoimi typowymi obowiązkami. Arystokrata westchnął, widocznie przytłoczony ostatnimi doświadczeniami, i rzucił wróżbicie kilka monet w nadziei na pomyślną wróżbę. Z odległości, w jakiej się znajdowałeś, nie miałeś nadziei na usłyszenie, co dziadunio będzie miał do powiedzenia. Co robisz? Czekasz na lepszy moment? Próbujesz podsłuchać wróżbitę? Może zainteresowało cię nietypowe zachowanie strażników?

Zachowanie strażników było intrygujące, ale odbiegało od misji "Anura". Zarazem reakcja Raenara na wróżbitę wskazywała, że staruszek był przypadkiem, którym gnom nie musi się interesować. Aby nie umniejszać swoim szansom, bard pozostał w tłumie, zachowując bezpieczną odległość i czekając, aż Raenar ruszy dalej, by kontynuować swoją pogoń.

Kiedy ucho dziada odkleiło się od głowy Renaera, ten zamiast ruszyć dalej, rozejrzał się dookoła ostrożnie. Musiał usłyszeć straszną wróżbę. Może rzekomy jasnowidz zdążył cię zauważyć i po prostu ubrał przestrogę w swój zagadkowy język? Sprytne, ale nie, dziad nie obdarzył cię nawet jednym podejrzliwym spojrzeniem. Może naprawdę miał dar? Nie miało to zresztą większego znaczenia, bo dla swojej przyszłej, potencjalnej ofiary pozostawałeś niewidzialny. Ponure polowanie trwało więc dalej. Neverember skręcił z Wysokiej w Hassantyra i szedł między kamienicami w stronę widocznego już stąd kolosa zwanego Boskim Łapaczem. Na jednej z ciaśniejszych uliczek zostaliście prawie że sami. Pojedynczy, rudobrody krasnolud w oliwkowym kapturze klnął i pomstował na wielkiego dzika. Z trudem utrzymywał oporną bestię na łańcuchu. Ciężko byłoby odyńca wyminąć. Był szeroki jak alejka.
- Saer, gdzie mieszka klan Phylund!? - Krasnolud zapytał się głosem, w którym dźwięczał metal. - To miasto jest istnym przykładem ludzkiego szaleństwa! Jeszcze raz skręcę nie tam gdzie trzeba, a urządzę publiczne świniobicie!
Renaer zbliżył się i, zachowując odpowiedni dystans, zaczął tłumaczyć drogę brodaczowi.

Nie wychodząc z ukrycia, Anur postanowił spróbować magii: wykonał zaklęcie pomniejszej iluzji, aby przywołać dźwięk grzmotu błyskawicy. Niewinny zwiastun burzy, którego rozjuszona bestia raczej się nie spodziewa.

Wielki dzik szarpnął łańcuchem tak gwałtownie, że krasnoludzki treser niemal wyleciał w powietrze. Zanim Renaer zdążył sobie uświadomić, że stracił z oczu rozmówcę, potworny odyniec runął na niego ciężkim łbem, z którego sterczały wielkie kły. Uderzony w brzuch arystokrata zwinnie odbił się na rękach do tyłu i stanął na nogach, już z błyszczącym rapierem i sztyletem w rękach.
- Czas przyciąć cię do właściwych rozmiarów! - Rzucił odważnie arystokrata.

Widząc niespodziewany i zadowalający sukces szarży dzika, "Anur" postanowił wyjść z cienia i kuć żelazo póki gorące. Jeżeli nie dorwie Reanera teraz, ten może wyleczyć się nim pojawi się lepsza szansa na jego dobicie. Gnom grał na swoich skrzypcach ponurą pieśń. Jego struny zalśniły magicznym światłem, które powędrowało w stronę Renaera, aby objąć go swoim blaskiem, przyjmując, że ten nie uskoczy. - Walcz o swoją wolność, Knurze. Stań pośród nich niczym człowiek. - Gnom dodał słów otuchy zwierzęciu, chcąc wykorzystać jego szał na ile to możliwe. Zachowywał jednak maksymalny możliwy dystans, nie chcąc zostać nowym celem odyńca.

Kiedy krasnolud jedną ręką złapał łańcuch a drugą brał zamach toporkiem, wielki dzik niespodziewanie szarpnął. Zaskoczony ruchem treser uderzył się płazem ostrza w twarz, a łańcuch wyślizgnął się z jego dłoni. Zaklął siarczyście w swoim języku.
- Hola, Anur! Jesteś przyjacielem czy wrogiem?! - Wykrzyczał zdziwiony Renaer, kiedy jego dłonie pokryły się magicznym światłem. Żądny krwi odyniec minął rozświetloną ogniem faerie sylwetkę, by zawrócić i ponownie wziąć Renaera na kły, lecz nie uniknął rozcinającego futro sztyletu. Uderzony przez rozjuszone zwierzę mężczyzna ponownie użył wszystkich kończyn by uniknąć bolesnego upadku na plecy, ale tym razem na niebieskiej tunice pojawiła się poszerzająca plama krwi. - Straż! Gdzie jest straż?! Ach... Raniono mnie... Na pomooooc! - Zawołał Renaer i rzucił się do ucieczki.

Gnom spojrzał na odyńca zmrużonymi oczyma "gonisz go czy nie?" zapytał w myślach, samemu zrywając się w pogoń za Raenarem. Miał obowiązek doprowadzić to do końca. Straży się nie bał. Nie wiedział dlaczego była zobojętniała ale wiedział, że była.

Pożeracz intelektu nie przejął się ograniczeniami fizycznymi swego gospodarza i z zimną, nieludzką determinacją ruszył w pościg za zwinniejszym i szybszym celem, wyciskając z organizmu Anura co się tylko dało, nawet gdyby wysiłek miał kosztować gnoma życie. Ani na chwilę nie traciłeś illuskańczyka z pola widzenia, mimo że nieraz próbował cię zmylić. Dobrze znał miasto. Przebiegłeś pod bluszczem pokrywającym kamienny łuk. Zaraz za nim ćwiekowana pałka nadgorliwego strażnika świsnęła nad twoją głową. - Na Helma, stać! - Zabrzmiał rozkaz, na który nie zwróciłeś uwagi. Obejrzałeś się tylko za siebie. Cały patrol straży dołączył do szaleńczej gonitwy. Skręciliście w jakąś boczną, niewybrukowaną alejkę. Tam, na niewielkim placyku łączącym kilka równie ciasnych uliczek sfora rozszczekanych psów walczyła o kęs mięsa, blokując dalsze przejście. Mignęła ci sylwetka Renaera znikająca za zakrętem. Co robisz?

Anur szarpnął struną i gwizdnął na psy, nie przerywając biegu za Renaerem.

Zadziałało. Wyminąłeś wygłodniałe psy. Kundle rzuciły się za ciebie na iluzję sporo większego kawału mięsa i wpadły wprost pod nogi nadbiegających strażników. Niewyszukane przekleństwa odbiły się echem od kamienic i wąskich uliczek. Mundurowi nie mieli większych skrupułów. Pałki poszły w ruch i świstały jak takie, jakimi w rzeźni głuszy się zwierzęta. Tymczasem ciebie pościg za Renaerem doprowadził do niewybrukowanej uliczki zamienionej w plac budowy. Dyszałeś ciężko od wysiłku. Wznoszone konstrukcje wymagały ostrych skrętów i przeciskania się między rusztowaniami wzniesionymi gęsto na i tak wąskiej alejce. Zauważyłeś, że nikt nie pracował na budowie i miałeś się zaraz dowiedzieć dlaczego. Za kolejnym zakrętem dwie załogi robotników, wielkich illuskańskich chłopów, prało się po pyskach z jakiegoś niewiadomego, ale pewnie prozaicznego powodu. Wbiegając w bijatykę ryzykowałbyś guza. Miałeś jednak mało czasu na decyzję, gdyż za plecami usłyszałeś tupot ciężkich butów straży miejskiej. Znowu miałeś ich na ogonie. Renaer wybiegł z uliczki, skręcił w prawo i zniknął. Co robisz?

Tym razem gnom nie cwaniaczył. Postanowił polegać na swoim wybrakowanym wzroście i jakoś przecisnąć czy przeturlać się przez bijatykę.

Nie prześlizgnąłeś się przez bójkę bez szwanku. Uderzony kolanem w czoło upadłeś i zobaczyłeś wszystkie gwiazdy. Kierowany przez zdeterminowanego pożeracza intelektu nie do końca pamiętałeś, jak wyrwałeś się czy wypełzłeś z szamotaniny, ale wkrótce znowu pędziłeś za Renaerem z szybkością podwojoną przez wściekłość. Patrolu straży miejskiej już więcej nie zobaczyłeś. Musieli się zadowolić wlepieniem robotnikom kar za zakłócanie porządku. Ty zaś, jeśli posiadałbyś kuszę, miałeś swój cel na linii strzału, gdy niespodziewanie ulicę przegrodziło dwóch gnomów niosących szklaną szybę. Ogromny, niemal idealnie przezroczysty prostokąt. Widziałeś przez nią Renaera, lecz musiałeś poczekać, aż ślamazarni posłańcy przejdą. Co robisz?

'Anur' złapał się za głowę. Jego magia nie sięgała celu z tej odległości, a nie miał czasu podziwiać szybę. Bez słowa pchnął jednego z gnomów, aby roztrzaskać szybę i zrobić sobie przejście. Jeżeli zerwie się szybko do biegu, może nie zdążą go zatrzymać.

Popchnięty gnom nie dość, że nie stracił równowagi, to jeszcze celnym kopniakiem w brzuch posadził Anura na chodniku.
- Zasrany smarkaczu, nie zmuszaj mnie, bym rzucił robotę i nauczył cię manier! - Pogroził palcem.
Nic nie odpowiedziałeś na przekleństwa i głosy oburzenia gapiów. Jak zaprogramowany, bezwolny golem wstałeś i zerwałeś się do biegu. Prawie straciłeś cel w tłumie, jaki zgromadził się na głównych arteriach Dzielnicy Handlowej. Widziałeś tylko jego kaptur. Skręcił w boczną alejkę. Pognałeś za nim, przeciskając się pomiędzy licznymi nogami Waterdhaviańczyków. Dzięki gnomim rozmiarom nadrobiłeś w niemiłosiernym tłoku dystans. Przy zakręcie wymalowano na budynku napis “wstęp wzbroniony”. Nie było to czcze ostrzeżenie, bo kiedy biegłeś za Renaerem, nagle wydarzyło się coś dziwnego. Ścigany nieoczekiwanie... zapadł się pod ziemię! Przez chwilę byłeś zdezorientowany, ale wkrótce uświadomiłeś sobie błogosławieństwo Tymory. Chodnik zapadł się i Renaer wpadł do jakiegoś składziku czy piwniczki znajdującej się pod ulicą. Dopadłeś go, gdy jedną ręką złapał za krawędź zawalonego chodnika i próbował się wspiąć. Co robisz?

Los uśmiechnął się do gnoma, który bez wahania i skrupułów sięgnął po rapier i skoczył z pchnięciem prosto na wdrapującego się Renaera...

 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 23-02-2019 o 22:46.
Lord Cluttermonkey jest offline