Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2019, 01:31   #61
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Na dźwięk tak pięknej poezji panna Holden aż przełknęła głośno ślinę i znowu zaburczało jej w brzuchu. Najchętniej wzięłaby wszystko, przecież czekała ich długa droga, nie? A najchętniej zabrałaby Lilly, przecież by się razem nie nudzili… i jeszcze gotować umiała.
- Jakbyś była taka kochana - pochyliła się, całując z wdzięcznością drugą dziewczynę w ten słodki dziobek. Zamyśliła się, ale zaduma trwała krótko - Weźmiemy pieczonego kurczaka, tak z osiem kanapek z pastą z fasoli i… no kurczakiem, ze trzy tortillę, pięć bułek z masłem i serem, tą sałatkę fasolową, jak macie gotowaną kukurydze to tak cztery kolby...ooo, i coś do zagryzienia. - popatrzyła tym razem na Alexa - Ze dwie porcje suszonego mięsa no i jakieś ciasto. Albo coś na słodko… i trzeba Młodego spytać czy coś chce.

- Kogo? -
Alex popatrzył na obie kobiety tak biegle i przytomnie jakby był na skraju zaśnięcia. - Aaa… ten… jak mu tam… no nie wiem po co mamy go karmić ze swojego garnka no ale dobra, można mu coś rzucić… - przemył twarz dłonią gdy w końcu załapał o kim mowa i zdobył się na jakąś decyzję. Akurat na tym etapie przyjemnosci i tuż po jak zwykle najlepiej by się zwinął w kłębek i pospał, chociaż na kwadrans. Ale póki co mężnie i dzielnie dotrzymywał towarzystwa obydwu kobietom które mu tej mokrej przyjemnosci dostarczyły.

- No pewnie. I coś na słodko? Może placki z jabłkami? Albo naleśniki. Mamy ser, miód i marmoladę. Albo choć może ze mną do kuchni to powiesz co wam zrobić na miejscu. - Lilly śmiało podjęła się kuchennego wyzwania i wcale nie wyglądała na przejętą takim zamówieniem. Uśmiechnęła się serdecznie i wstała ociekając wodą i pianą co akurat Alexa znacznie bardziej zainteresowało niż kuchenne tematy. Zwłaszcza, że rozkoszna nutella wyciągnęła ku nim dłoń w zapraszającym geście.

Technik chętnie przyjęła pomoc przy wstawaniu, już mając przed oczami prędki posiłek i jeszcze to co dostaną na drogę.
- Jasne, lecimy w takim razie - uśmiechnęła się do Lilly, a na koniec popatrzyła na Foxa - Poradzisz sobie sam kochanie?

- Ta, pewnie, dogonię was.
- Alex zareagował całkiem szybko. W końcu raczej pewnie nie uśmiechało mu się branie udziału w obieraniu ziemniaków, skrobaniu marchwi czy łuskaniu bobu albo inne tego typu zajęcia uwłaczające godności prawdziwego mężczyzny. Więc obie mogły się ubrać w spokoju i jeszcze z mokrymi włosami przejść do kuchni nie wychodząc na salę główną bo kuchnia też była na zapleczu.

W kuchni Lilly czuła się jak u siebie i śmiało pokazywała kuchenne zapasy i tłumaczyła co, ile i na kiedy może zrobić. Wyglądało, że głównie to problem czasu i papierów jakie skłonni byli poświęcić bo młoda czekoladka chęci, umiejętności i zapasy najwyraźniej miała całkiem sporo. Ale jak się okazało miała też jeden, mały, prywatny interes do swojego gościa.

- Ves… - zaczęła i z wahaniem w spojrzeniu przygryzła wargę gdy wyjmowała i rozkładała na stole poszczególne półprodukty do przygotowywanego posiłku. - Strasznie mi się podobają te autografy od Kristin. - powiedziała zerkając gdzieś tam gdzie pod odzieniem Vesna miała pisemną pamiątkę od słynnej gwiazdy estrady. - No ja wiem, że to nie to samo co od Kristin ale… Zrobiłabyś mi taki? - zapytała zerkając niepewnie na dziewczynę obok.

- Żeby pasował do kolczyka?
- technik zasiadła na jednej z szafek, krzyżując nogi w kostkach i obserwując. Wcześniej dała jasno znać, że na czym jak na czym, ale na jedzeniu nie będzie oszczędzać. Poniekąd dała więc czekoladce wolną rękę, byle “dużo i smacznie”. Przy sprawie kolczyka wyszczerzyła się wymownie, zezując w dół, tam gdzie biodra ciemnoskórej.
- Myślę, że coś wymyślimy w tej sprawie. Masz marker? - spytała, podkradając kawałek żółtego sera z kupki składników przygotowywanych na blacie.

- Zaraz coś znajdę! - Lilly prawie podskoczyła z radości gdy usłyszała odpowiedź nowej kumpeli. Podbiegła do jakiejś szafki i zaczęła grzebać coś gorączkowo w jakiejś szufladzie. - Oj bo wiesz, tak pomyślałam, że z tą Kristin to nie wiadomo jak wyjdzie. Znaczy bardzo bym chciała! No ale tak jak nie wiadomo to może chociaż od ciebie bym miała coś na pamiątkę. - hebanowa dziewczyna wyjaśniła i szybko wróciła z powrotem do Vesny wręczając jej marker.

- A ten kolczyk ci się podoba? - zapytała z wyraźnym zadowoleniem przykładając swoją dłoń do frontu swojej luźnej spódnicy. - No mi też. - uśmiechnęła się promiennie i z sympatią tym swoim bielejącym na ciemnej twarzy uśmiechem.
- Taka kumpela mi zrobiła. Claudia. Ona ma salon tatuażu w Espanioli. To na południowy - wschód stąd. Poznałyśmy się na koncercie Kristin ze dwa czy trzy sezony temu. Potem wracałyśmy w tą samą stronę to zatrzymałam ich u siebie. Była ze swoim facetem. Właściwie to no wiesz, zostali u mnie na noc w łóżku do rana. A potem jeszcze tak wpadała z nim albo sama przy jakichś okazjach z raz czy dwa. - Lilly wyjaśniła skróconą historię swojego kolczyka jaki teraz był przykryty bielizną i spódnicą.

- W Espanioli? Będziemy tamtędy przejeżdżać - technik zbystrzała, przejmując pisak. Zeskoczyła z blatu i kucnęła przed czarnulą, lekko ściągając jej pasek os spódniczki aby odsłonił biodro.
- Claudia powiadasz… - zamyśliła się, pukając skuwką o dolną wargę. Skoro Lilly rekomendowała musieli być w porządku, a szczęście dopisze będzie bez faceta i da się przyjemnie pożegnać ostatnią ostoję cywilizacji przed bagnistą głuszą. - Gdybyśmy się nie spieszyli też by się wpadło do twojego łóżka… - westchnęła i dodała weselej, przy okazji pisząc na ciemnej skórze prawego biodra “Dla boskiej Nutelli. Ves” - ale to przy powrocie się nadrobi. I mówisz że są w porządku. Claudia tatuażystka… i kolczyki robi. - pocałowała dziarę, wstając i to samo powtarzając z czekoladowymi ustami - Nie dygaj, wyjdzie z Kristi. A jak nie to w przyszłym roku na pewno da koncert. Wpadniesz do NC, tam się zrobi imprezę. Żaden problem.

- Oh, Ves, ale ty jesteś super!
- czekoladka roześmiała się wdzięcznie i dźwiecznie gdy z fascynacją oglądała podpis na swoim biodrze wykrzywiając się nieco aby go dokładniej obejrzeć. - Śliczny! Jesteś taka kochana! - uklękła i uściskała mocno dziewczynę o jaśniejszej skórze. - I do mnie do łóżka to pewnie! Wpadajcie kiedy tylko będziecie mieli ochotę! - zapewniła i jeszcze raz na znak dobrych i szczerych chęci pocałowała Vesnę w usta.
- A Claudia jest super! Jak dacie radę to ją odwiedźcie. Od razu poznacie, ma pełno dziar na sobie. Ale nazwy salonu zapomniałam… Ale jak spytacie o salon Claudii to pewnie już na miejscu wam powiedzą. I powiedzcie, że jesteście ode mnie! O! Możecie nawet powiedzieć, że was przenocowałam to pewnie będzie wiedzieć o co chodzi. - Lilly tryskała pozytywną energią gdy wróciła do przygotowywania posiłku. Kroiła, obierała, siekała, mieliła, wrzucała co trzeba do gara, na patelnię albo do piekarnika. Robota zdawała sama jej się palić w rękach.

- Odwiedzimy, teraz już na pewno. Dzięki Lilly, anioł z ciebie
- tym razem Ves posłała jej buziaka w powietrze, już jawnie podjadając co tam akurat wpadło jej w zasięg rąk. Wzięła wreszcie legalnie i bez skradania bułkę z koszyka na pieczywo.
- A boli taki kolczyk? - musiała spytać, maczając bułkę w brytfance od pieczenia kurczaka, a kiedy namiękła sosem, odgryzła ten kawałek, wzdychając ze szczęścia i przyjemności. Smakowało przepysznie.

- Trochę. - przyznała Murzynka po chwili zastanowienia. - Ale da się przeżyć. Chociaż tak naprawdę to na pewno nie robiłam tego na trzeźwo a jak miałam Claudię miedzy swoimi udami to miałam ochotę aby robiła mi tam coś innego. - roześmiała się wesoło ale troszkę ściszyła głos rozglądając się ukradkiem po drzwiach czy nadal są same. W końcu machnęła ręką.
- Właściwie to potem i tak się właśnie tak zabawiałyśmy. - zaśmiała się znowu do swoich wspomnień. - Potem, przez parę dni trochę przeszkadza i wkurza. Ale no sama widziałaś jak to wygląda. No ja uważam, że warto trochę pocierpieć. - w oczkach Lilly zabłysły wesołe ogniki.
- A co? Chcesz sobie zrobić? - zaciekawiła się patrząc na swoją kumpelę znad stołu na jakim pracowała.

- Po powrocie - technik dojadła bułkę i chwyciła marchewkę, ją teraz mocząc w sosie i chrupiąc ze smakiem - Spadamy na bagna, jeśli teraz coś sobie przebiję zacznie się paskudzić. Wystarczająco ciężko jest z komarami, upałem, błotem… zaczną się bagienne gorączki, zakażenia, gangreny. Pewnie nawyciskam się ropy z poprzebijanych paluchów i łapsk - westchnęła, obgryzając dalej pomarańczowy patyk - Jak wy sobie radzicie tutaj z tym cholerstwem? Moskity, aligatory… ten upał - pokręciła głową - Czuję jakbym pływała we wrzątku. Długo mieszkasz tutaj, na Południu?

- Urodziłam się tutaj.
- zaśmiała się ze swojego losu dziewczyna stojąc przy kuchni i jednocześnie mając baczenie na jakieś trzy wstawione garnki, patelnię a jeszcze coś do tego kroiła na desce obok. - Naprawdę jedziecie na bagna? Po co? Tam nic nie ma. Tylko to co zabija: bagna i dżungla. - odpowiedź Vesny trochę strapiła kucharkę bo westchnęła i przez chwilę pracowała w milczeniu przez co stukot noża o deskę do krojenia wydawał się jakoś głośniejszy.
- No jakoś jak się da to staramy się omijać te wszystkie aligatory i resztę. A z tym upałem jak pożyjesz trochę to da się żyć. Powoli. Tutaj na wszystko jest czas, w samo południe mamy sjestę a prawdziwe życie jest wieczorem i rano. Od razu widać, że ktoś jest z północy: zawsze się śpieszy i niecierpliwi. - Lilly wrzuciła pokrojoną właśnie masę do jednego z garów po czym zamieszała w nim do kompletu.

- Bo u nas jest zimno przez większą część roku, więc aby się ogrzać pozostajemy w ciągłym ruchu - panna Holden wyjaśniła co i jak, a potem wywaliła szczerze, bez owijania w bawełnę - Jedziemy po skarb, jakiś czołg. Wciągnęliśmy się do jednej z grup która chce go wyciągnąć i przewieźć do siebie. Dlatego mówiłam że tak z miesiąc nas nie będzie - zaśmiała się krótko - U nas też są bagna, ale zamiast aligatorów mamy mutanty z Gas Drinkres. Albo maszynki Molocha. Jest też w mieście skażona strefa do której nie da się wejść bez ryzyka że się wyjdzie pokryty świństwem od którego umiera się w męczarniach… samemu albo zaraża okolicę. - machnęła ręką - Skończymy tę fuchę, bo dobrze płacą… no i chyba się tu przeniesiemy z Alexem na stałe. Ale to gamble potrzebne, talony.nic za darmo - rozłożyła ręce parodiując bezradność.

- O tak! Przenieście się tutaj na stałe! Najlepiej do mojego łóżka! - czekoladka podchwyciła ostatni pomysł Vesny i zareagowała z zapałem na koniec roześmiała się radośnie. Gdy Ves mówiła o swoich rodzimych stronach czarnoskóra zmrużyła oczy chyba próbując sobie wyobrazić coś czego nigdy nie widziała. W tych stronach jak zorientowała się Vesna nawet wojna z robotami gdzieś tam, na północy, wielu ludziom wydawała się czymś na pół mitycznym, groźnym i tajemniczym. Całkiem inaczej niż w samym Det gdzie przecież mieli Żółwia Barnabę w samym środku miasta jaki kiedyś wtarabanił się do miasta i tak został stając się w końcu kolejnym punktem charakterystycznym miasta i niemałą atrakcją i dla swoich i dla przyjezdnych.

- A ten czołg… - Lilly skrzywiła się i pokręciła głową mieszając drewnianą łyżką w garze. Urwała bo musiała podmuchać i spróbować zawartości tej łyżki. - Ten bób to wolisz bardziej twardawy czy rozgotowany? - zapytała gdy nabrała kolejną porcję na łyżkę i podeszła z nią do Vesny aby sama mogła ocenić co jej bardziej pasuje. - A ten czołg, no tak, mogłam się domyślić. Jak byłam na koncercie to wszyscy się tym jarali. - wzruszyła ramionami na ile pozwalała jej trzymana łycha. - Na mój prosty rozum to jakby tam coś było to już by dawno ktoś, coś znalazł. Albo znalazł, zabrał co się dało i się zmył. No ale może i coś jeszcze zostało. - wyraziła swoją opinię ale na końcu chyba chciała zakończyć jakimś pozytywnym akcentem bo nawet się spróbowała uśmiechnąć. - O! To możesz zajechać do Claudii po ten kolczyk jak będziecie wracać. Oo! Albo zajedź do niej i przyjedźcie do mnie! To tutaj też ci zrobi co zechcesz. No i ja też. - zaśmiała się wesoło na te swoje wymysły.

Technik podmuchała na łyżkę, próbując zaraz potem tego co jej podano. Pożuła, przełknęła i mlasnęła z uznaniem.
- Jeszcze trochę niech zmięknie, poza tym delicje - powiedziała szczerze i pokiwała entuzjastycznie głową - Jasne że wpadniemy z Claudią jak będzie miała wenę na wycieczkę, a jak nie to najpierw do niej, potem do ciebie. W końcu jesteśmy umówione, nie? - spytała zadziornie, zeskakując z blatu - Zobaczę co z Alexem, pewnie przyciął komara. Trzeba go wyciągnąć z kąpieli zanim się utopi - westchnęła cierpiętniczo aby pokazać jak mocno los ją pokarał podobnym przypadkiem.
dojazd do Espanoli

Samochód toczył się po w miarę równej trasie, etap wertepów wreszcie przeszedł w niepamięć, co Vesna przywitała z ulgą. Przez ostatnią godzinę wytrzęsło ją, ale nie narzekała. Pęd wiatru wpadający przez otworzone okno przyjemnie chłodził nagrzaną skórę, słońce chyliło się ku zachodowi więc temperatura zmalała do mniej nieznośnej, a oni prawie dojechali do nocnego pit stopu.
- To jeszcze jedna - technik zapaliła dwa papierosy, jednego zostawiając sobie. Drugi powędrował prosto między wargi Alexa, nonszalancko rozwalonego za kierownicą i prowadzącego jedną ręką. Zaciągnęła się, skubiąc wargę żeby lepiej się skupić. Podróż dłużyła się, więc zaczęli grać w zagadki.
- Nie ma prądu, masz świece i lampę naftową. Co pierwsze zapalisz? - zadała następną, majtając wesoło bosymi stopami wyciągniętymi przez okno i opartymi o bocznym lusterku po jej stronie.

- Lampę. Przecież świecy żarowej nie odpalisz tak o. - Alex odpowiedział z pogardliwym prychnięciem na znak, że takie proste zagadki to nie dla takiego cwaniaka jak on. Spojrzał na siedzącą obok dziewczynę z bezczelnym uśmiechem więc pewnie uważał, że rozbił jej plan, bank i wszystkie zamierzenia jakie wiązała z tą zagadką.

Jako odpowiedź otrzymał przeczące kręcenie głową i chmurę dymu wydmuchniętą prosto w twarz.
- Prawie. Jak chcesz zapalić świecę przy pomocy lampy która się nie pali? - uśmiechnęła się ale bez złośliwości, bardziej z rozbawieniem - Najpierw kochanie musisz zapalić zapałkę. Dobra, to jeszcze jedna zagadka. W którym miesiącu kosi się siano ?

- Kosi? Raczej ścina. No ale można, że kosi. Ale to bez sensu bo jak masz szklarnię a jak chcesz być w interesie to musisz mieć, no to wtedy pora roku nie jest ważna bo ścinasz kiedy chcesz. No w lecie trochę szybciej i łatwiej się suszy. -
Runner za kierownicą też się nie przejął poprzednią zagadką i gładko przełknął kolejną. Poniewczasie Ves skojarzyło, że u nich, w Novi u Runnerów na zioło, zwłaszcza surowe albo w hurtowych ilościach często mówili “siano” i do tego pewnie pił Fox.

Postanowiła być wspaniałomyślna i zaliczyć mu tę zagadkę żeby potem nie narzekał że go torturuje bez celu pierdołami.
- Udało ci się wybrnąć, plus za elokwencję - przyznała, nachylając się i ołówkiem stawiając nową kreskę na kartce przyczepionej taśmą do deski rozdzielczej fury. Umówili się, że każda kreska to jeden lód, albo wymiana jednego dowolnego życzenia za 6 odgadniętych zagadek. Przyjemne pomieszane z pożytecznym i jeszcze edukującym gangera w miarę jako tako. Na razie mieli cztery prawidłowe w wykonaniu mężczyzny z Det, a stara autostrada wciąż wiła się pod kołami.
- No to następna - wsadziła ołówek za ucho i wróciła do poprzedniej pozycji, tym razem kładąc dłoń na kolanie bruneta - Ile pomidorów wejdzie do słoika?

- A keczup też się liczy? Bo jak się liczy to całkiem sporo. Zależy jaki słoik…
- kierowca wziął pytanie z pełną powagą i skoncentrował sie na całego. Popatrzył na siedzącą obok pasażerkę czy aby dobrze rozumuje z tymi pomidorami i keczupem.

- No może się liczyć - wyszczerzyła się wesoło, pstrykając dopalonym papierosem przez okno - Więc jaka jest odpowiedź, ile pomidorów wejdzie do słoika?

- Liczy? No to dobrze. No to… jakby upchnąć… w sumie nie mówiłaś, że z czubkiem nie może być to jeszcze czubek… no i taki jebitny słoik… kurde wiesz, myślę, że ze dwadzieścia by weszło spoko… jak małe to nawet trzydzieści.
- pomidorowy problem zafrapował Runnera za kierownicą na całego. Mrużył oczy, główkował, szacował, mierzył w myślach te pomidory i słoiki i na koniec z zaciekawieniem popatrzył na Ves czy właściwie odgadł tą zagadkę.

Nastąpiła chwila trzymające w napięciu ciszy, po czym dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.
- Prrrawie, ale dobrze kombinowałeś - poklepała go po kolanie i trochę wyżej, po udzie. Tam też zatrzymała rękę - Żaden ketchup albo pomidor nie wejdą do słoika, bo nie mają nóg. Trzeba je tam wlać albo wsadzić. No to jedziemy z następną zagadką. Ile to jest półtora i półtora? - rzuciła czymś prostszym w nagrodę za wysiłek z kombinowaniem w poprzednim pytaniu. Zresztą wedle wcześniejszych słów Foxa i jej wyliczeń powinni niedługo zajechać na miejsce, a chciała aby miał coś ciekawego na wieczór.

- Terefere to jakieś cziterskie gadki. - Alex jak zwykle słabo zniósł krytykę. Wydawało się, że się obraził za ten podstęp z pomidorami. Przez chwilę po prostu prowadził pojazd i nie odzywał się ani nawet nie patrzył na pasażerkę w ogóle. Ale może myślał nad kolejną zagadką tylko nie chciał aby tak wyglądały. Wziął tak jeden zakręt, prostą, znów kolejny. Zerknął w końcu przelotnie na Ves ale szybko wrócił do obserwacji drogi jakby wcale tego nie robił. Znów przejechali jakąś prostą. I w końcu nagle na twarz wykwitł mu wyraz szczęścia.
- Półtora i półtora? No to razem cały tor. - uśmiechnął się i spojrzał z nonszalancją na pasażerkę.

Ta klasnęła w dłonie, śmiejąc się serdecznie i jak na wdzięczną, rozanieloną foczkę przystało, spojrzała na niego maślanym wzrokiem, całując w nagrodę.
- Brawo, widzisz jaki z ciebie spryciarz? - z namaszczeniem wyjęła ołówek zza ucha i dostawiła piątą kreskę - No to jeszcze jedna zagadka i spełnię jedno twoje dowolne życzenie lub dostaniesz pakiet “zamrażarka” - popatrzyła mu głęboko w oczy, przygryzając lekko wargę. - Nawet TO życzenie, tak - kusiła dalej, wspominając o sposobie spółkowania za którym nie przepadała. W przeciwieństwie oczywiście od Foxa.
- Teraz skup się. Ostatnia prosta przed tobą do zaliczenia. - rozsiadła się wygodnie i zaczęła mówić - Jechał ojciec z synem samochodem. Mieli wypadek. Ojciec niestety nie przeżył, czyli umarł. Syn trafił w ciężkim stanie do szpitala. Od razu na stół operacyjny. Kiedy przyszedł chirurg oznajmił: “- Nie będę operować tego młodzieńca. To mój syn!” Pytanie brzmi: Jak to możliwe?

Oczka Foxa zaświeciły się gdy Vesna wspomniała o nagrodzie. Zwłaszcza TAKIEJ nagrodzie. I z ożywieniem pokiwał głową gotów na kolejną zagadkę. Jednak gdy ją usłyszał zerknął na pasażerkę sprawdzając czy “to już”, czy będzie coś jeszcze, czy może skończyła. Siedząca obok kobieta prawie słyszała trybiki jakie kręcą się pod czaszką kierowcy i jak dymek unosi się nad tą czaszką z przegrzania zwojów myślowych. Mamrotał do siebie po cichu fragmenty zagadki, kręcił głową, mrużył oczy, stukał nerwowo w kierownice.

- Pytasz jak to możliwe? No to proste. To ten… no… jak to się nazywa… wyleciało mi z głowy… ale zaraz sobie przypomnę! Nie podpowiadaj! Sam to rozgryzę! - wyczuwała, że złapał haczyk na tyle, że wplótł w ten problem swój testosteron. Co niosło jednak pewne ryzyko, że w razie porażki weźmie ją bardzo osobiście nawet jeśli właściwie chodziło o drobiazg. Zżymał się znów po cichu przez kolejny zakręt, prostą, krzyżówki i wyminięcie jakiegoś niedzielnego kierowcy. - Nie wiem po co takiemu debilowi fura jak w ogóle nie umie z niej korzystać. - skinął kciukiem za siebie w stronę gdzie za tylnymi drzwiami furgonetki znikał wyprzedzony pojazd. Znów skręcili w jakąś drogę i znów wyjechali na jakąś prostą.

- Aaa… Bo ty czekasz na tą odpowiedź tak? - Alex całkiem udanie udał, że dopiero co sobie przypomniał o zagadce a raczej, że już to ma rozgryzione tylko zapomniał jej powiedzieć na głos. - Ej, słuchaj, to bardzo proste. - machnął nonszalancko ręką na znak, że pyta go o oczywistą, oczywistość.
- To proste, po prostu ten chirurg to jakiś cyborg czy robot tych cholernych blaszaków więc coś od tego zderzenia w wypadku mu się pojebało z tym ciąć czy nie ciąć. A ten samochód co go sprzątnął na pewno był z Det. A jak z Det to wiadomo, że z Novi bo kto inny? No kto by inny skasował takiego blaszanego chujka? No pewnie, że my! - w miarę jak mówił to nabierał pewności gdy dyskusja wracała na w miarę znajome klimaty i tereny. I w końcu uśmiechnął się bezczelnie, że znów jej rozgryzł tą ponoć trudną zagadkę. Ale znała go zbyt dobrze więc widziała, że gdzieś pod tą bajerancką i bezczelną fasadą w kącikach oczu dostrzega chytre ważenie szans i niepewność czy tym razem też mu duchy sprzyjały.

Technik przez następną prostą milczała, znajdując się w kropce. Patrzyła na wyszczerzoną twarz po lewo i biła się z myślami. Jak niby po takiej bajerze miała mu powiedzieć, że nie chodzi o roboty, rozwalanie fur, a odpowiedź jest prosta jak drut - chodziło o to że chirurg była matką chłopaka. Cholera, mogła być tym cyborgiem, rozwalonym przez brykę z Novi, albo samego Foxa i jego kumpli, nie istotne. Istotne były pewne siebie, harde oczy, patrzące na nią głodnym wzrokiem kogoś kto chce nie tylko zwyciężyć w konkursie na zagadki logiczne. Miała mu sprawić zawód w takiej chwili, po podobnej gadce? Gdy naprawdę się wkręcił ona miała mu sprzedać liścia i powiedzieć, że jednak nie? Wreszcie dziewczyna westchnęła, machając ręką na logikę, przecież miłość nie była w żaden sposób logiczna.
- Wygrałeś, dobra odpowiedź. Mamy metę - wyciągnęła ostatni raz ołówek zza ucha, żeby z namaszczeniem postawić szóstą kreskę, przekreślającą pozostałe pięć i jednocześnie zamykającą paczkę.
- Nie bawię się z tobą, ciągle wygrywasz - powiedziała tonem jakby się na niego boczyła.

- Oj, no wiesz, my u nas w Novi to takie rozkminy wcinamy przy pierwszym szlugu. - gdy okazało się, że wygrał Runner okazał się wspaniałomyślny no i jak paw puszył swój bajerancki ogon przed pawią samicą. Rozparł się na siedzeniu kierowcy jak król na tronie przybierając pozę wiecznego zwycięzcy. Humor mu się poprawił jakby co najmniej sam wygrał wszystkie konkurencje zeszłotygodniowego festynu lub coś podobnego. Ten zaś pozytywny power dawał nadzieję, że stanie się przez to właśnie pozytywnie naładowany, życzliwy i w ogóle do życia i użycia.

- Dojeżdżamy. Lilly mówiła, że to gdzieś tutaj. - rzucił do niej gdy wskazał brodą na oświetlone budynki do jakich się zbliżali. Według tego co im powiedziała ich nowa kumpela Espaniola miało być ostatnią względnie rozwiniętym okruchem cywilizacji. Bardziej na południe to już miała być tylko dżungla, bagna i nędzne osady zamieszkałe przez właściwie nie wiadomo kogo. I chociaż powrót do rzeczywistości czyli spotkanie z resztą konwoju z jaką rozstali się jeszcze przed południem oznaczał zwkle coś niekoniecznie przyjemnego to Fox wydawał się być w pogodnym i życzliwym do świata nastroju jakby właśnie wyjarał wagon zioła.

Jeśli przez sekundę Ves miała wątpliwości czy dobrze zrobiła, rozwiały się całkowicie. Z wdzięczną miną wdzięcznej foczy wyciągnęła rękę aby czułym gestem poprawić mu włosy i gapiła się na pokaz tańca godowego rodem z dzielni. No jasne, w końcu był z Det… oboje byli. Mogli mieć własne zasady jeśli dawały szczęście.
- Myślisz że znajdziemy naszą wkładkę do kąpieli? - spytała, zabierając nogi zza okna i zaczęła zakładać buty. Zjedzona fura żarcia od czekoladki skończyła się z pół godziny wcześniej, więc jeszcze nie trzeba było myśleć o natychmiastowej drugiej kolacji.
- Wiesz już jakie masz życzenie? - zapytała niewinnym tonem i dodała - Zaparkuj przed tym oświetlonym budynkiem, zobaczymy na czym stoimy.

- A ona nie mówiła? - mars pojawił się na czole gdy nie był do końca pewny czy i jak tak to co Lilly jeszcze mówiła o Espanoli. Albo znów nie chciał się przyznać, że nie słuchał uważnie lub nie zapamiętał ale, że miał dobry humor i wdzięczną foczę tuż obok to nawet łagodnie i pogodnie wyszło mu to wyrażenie wątpliwości. No i musiał już prowadzić uważniej bo wjechali między budynki a mimo wieczorowej pory ruch i pieszych, i wozów, i pojazdów był całkiem spory.

- A życzenie… - na oczy wypełzł mu kosmaty uśmiech gdy coś chyba już zaczynał sobie imaginować. I równie nagle przerwał. - Ej! To ten goguś! Znaczy jego fura. - mimo wszystko, jak na rajdowca przystało, Alex miał niezły refleks i dojrzał na ulicy, przed jakimś budynkiem który chyba był hotelem czy czymś podobnym pojazd który należał do Federatów.

- Jedziemy tam od razu czy udajemy głupich? - chytrze spojrzał na Vesnę bo jeszcze troszkę pola manewru mieli i mógł tam zaparkować, skręcić wcześniej albo udać, że nic nie dojrzał i pojechać dalej.

- Wypada się pokazać, w końcu za to nam płacą niby - westchnęła, poprawiając włosy w lusterku i wygładzając kieckę. Szli do ludzi, pustkowia się skończyły. - Tylko błagam cię Alex, nie gap się na niego jak na ostatnią ciotę. Wygląda… zniewieściale, ale to Fedź, nie? Zostaw gadanie mnie. Zobaczymy co tam im się po drodze urodziło, znajdziemy… - zmarszczyła czoło i zaraz pstryknęła palcami - Kumpela Lilly ma na imię Claudia… no i zależy co, z kim i w jakim zestawie chcesz dziś robić. Ale najpierw ci - kiwnęła brodą na furę FA.

- No dobra. Ale jak będzie robił jakieś głupie wstawki do mnie albo zacznie podwalać się do ciebie to mu pizgnę. I chuj mnie obchodzi co potem. - Alex skrzywił się na myśl o bliższym kontakcie z szefem karawany ale skoro miał być taki wspaniałomyślny i w ogóle to zgodził się po tym zastrzeżeniu aby oddać inicjatywę negocjacji Vesnie. Zaparkował obok fury Federatów, zgasił silnik i wysiadł po swojej stronie. Niedaleko zaparkowało kombi które znów było w stanie jeżdżącym. Zeżarło im dobre bita kilka godzin harówy w słoneczny żar ale opłacało się - fura znów mogła jeździć. No a niejako przy okazji we dwójkę, znów mogli cieszyć się sobą w swojej furze bez osób trzecich.

- To jakby co to tak zagadaj, że my sobie sami załatwimy nocleg. Jak ta Claudia jest choć trochę tak fajna jak Lilly to chyba nie będziemy się do rana z nią nudzić. A ten goguś pewnie jak zwykle coś wymyśli aby poczuć się ważnym. Oni tak mają. - Alex dla zdrowotności psychicznej musiał sobie trochę pomarudzić ale obszedł maszynę i był gotów wkroczyć do do lokalu razem z Vesną i mężnie znieść gogusiowatą obecność.

- Nie martw się, ogarniemy i na wieczór złapiemy Claudię - technik podczepiła się pod niego, dając się holować aż znaleźli się przed knajpą i już kładli dłoń na klamkę, wchodząc do środka z upału, w mniejszy upał ale za to harmider. Dobre samopoczucie Alexa wróżyło że przynajmniej nie zacznie się od czegoś głupiego. Jak mordobicie. Przed kolacją.
- W drodze powrotnej trzeba będzie jeszcze raz wpaść do tamtego baru w Crow i wziąć kąpiel - dziewczynie też dopisywał humor, a głowa jej chodziła od progu aby znaleźć znajomą twarz szefa karawany Federatów.

- O tak. Zdecydowanie tak. Na pewno będziemy wracać strasznie brudni z tej dziczy. A ta nutelka ma świetne skille do mycia. - Alex wydawał się być w wybitnie pogodnym nastroju. Zgodnym i życzliwym dla ludzi. No a przerwę obiadową w lokalu w Crow widocznie też miło wspominał i chętnie by tam wrócił. - I tak, tak gadała o tej Claudii, że też może być ciekawie. - pokiwał energicznie głową wchodząc już do kolejnego lokalu. Sądząc po minie po tej Claudii jaką im poleciła Lilly spodziewał się pewnie czegoś podobnego jak i po ich prywatnej nutelce. Wewnątrz było całkiem sporo osób. Na pierwszy rzut oka “kowbojski” wystrój tak bardzo popularny u południowców. Alex nie kłopotał się aż pozostała trójka z drugiego wozu dojdzie do nich zadowalając się tym, że byli już o kilka kroków od nich.

Podeszli dość machinalnie do baru rozglądając się dookoła. Kombiakowa trójka również więc razem stanowili całkiem sporą grupkę nowych gości w barze jaka dość intensywnie rozglądała się po barze. Więc bar całkiem intensywnie zaczął przyglądać się im.
- Coś podać? - barman zapytał Foxa który zdołał już oprzeć się wygodnie o bar a, że zajął jedyny wolny stołek to właśnie wywierał zaczepną, niemą presję na faceta obok wyraźnie szukając zaczepki. No ale wciął się barman.

- Ta. Szukamy gościa od tego wypucowanego suva przed lokalem. Taki fircyk. - Alex mówił do barmana ale wciąż piorunował spojrzeniem faceta z kuflem piwa siedzącego obok. Miał taki wesoło chuligański humor uskrzydlony wcześniejszą końcówką jazdy, że pewnie nie tylko Vesna miała wrażenie, że chętnie by właśnie komuś spuścił łomot. Tak ku wieczornej rozrywce.

- Tam mogą coś wiedzieć. - barman wskazał jakiś stolik nieco w głębi sali i gdy tam spojrzeli to ujrzeli swojego szefa i jego ochroniarza. Wyglądało jakby właśnie skończyli posiłek i zbierali się do opuszczenia sali. Na razie jednak nigdzie nie było widać reszty karawaniarzy.

Panna Holden starała się stanąć tak, aby uwiesić się na gangerze i jednocześnie odgrodzić go trochę od ewentualnej zaczepki. Uśmiech się jej poszerzył kiedy brunet użył słowa “fircyk” zamiast pedał, gejuch lub zwykła ciota. Wzruszona nie mogła nie docenić jego starań w poszerzaniu słownictwa. Wykształciuch się z niego robił i to jej własny. Kto wie? Może kiedyś nawet zrobi samodzielnie krzyżówkę? Oczywiście jak nikt obcy nie będzie widział, bo jeszcze pójdzie plota że zajmuje się pierdołami zamiast porządną gangerką i bandyterką.

- Przywitajmy się - mruknęła pogodnie dostrzegając w końcu, z pomocą barmana, pracodawcę zbierającego się do bycia szlachetna upierdliwością gdzieś indziej. Przeszła przez salę, przyklejając do twarzy uprzejmą minę i czarujący uśmiech.
- Dobry wieczór, monsiuer van Urk. Cieszę się, że was widzę całego i w sprzyjających okolicznościach. - popatrzyła na eleganta, nieznacznie kiwając głową - Udało się nam w końcu naprawić usterkę i dojechać, jak widać, w komplecie. Mam nadzieję że wasza podróż nie obfitowała w inne nieprzyjemne zdarzenia.

- Dobry wieczór mademoiselle Vesna.
- szlachcic przywitał się jak na szlachcica przystało z galanterią skinął głową tej od gadania. Ta od gadania wyczuwała przez rękaw, że ten gadający już zdążył zirytować Alexa więc ten w ramach wcześniejszego zobowiązania niezobowiązująco skinął mu głową w odpowiedzi. Za ich dwójką podeszła do szefa pozostała trójka z drugiego wozu. Przez chwilę cała grupka się pokrótce witała ale dało się wyczuć w ruchach i spojrzenia Federaty, że się spieszy.

- Dobrze, że wróciliście, z nieba mi spadliście. - zaczął szef karawany gdy wypytał się i upewnił, że z ich piątki jaką zostawili kilkanaście godzin temu w zalanym Słońcem Crow nikogo nie brakuje i wszyscy są w jednym kawałku. Alex po-zezował na Vesnę z miną jakby spodziewał się kłopotów.
- Mieliśmy drobne nieprzyjemności z miejscowym elementem. - van Urk zaczął oględnie i w stylu w jakim z piątki obecnych to pewnie tylko ona nadążała co to może znaczyć. Czwórka mężczyzn bowiem albo mrużyła oczy albo patrzyła po sobie lub na szefa z niepokojem który mogły wzbudzić zwiastowane kłopoty.

- Posłałem jedno auto na rozpoznanie drogi jaka nas czeka. Niestety zostali napadnięci, obrabowani a dwójka z nich porwana. Dwóch wróciło bo samochód jest cały. Posłałem więc wszystkich aby spróbowali odzyskać naszych i naszą własność. Niestety jak widzicie już zrobiło się ciemno a oni jeszcze nie wrócili. - szlachcic całkiem sprawnie przedstawił relację z ostatnich kilku godzin jakie minęły od rozstania w Crow.

- Ale udało mi się wynegocjować pomoc z miejscowymi władzami. Oni mają pewne przypuszczenia kto mógł być sprawcą napadu. Więc właśnie mieliśmy z nimi jechać. Skoro wróciliście i jesteście cali to pojedziecie z nami. - Federata szybko znalazł zajęcie odzyskanym pracownikom i na koniec wskazał gestem drzwi wyjściowe przez jakie właśnie weszli. Alex skrzywił się patrząc na te drzwi jakby ktoś tam miał mu urwać głowę albo kazał podróżować pieszo. Zwłaszcza, że w okna uderzyły pierwsze krople deszczu. Chmury wisiały nad nimi gdy już jechali do Espanioli i widać właśnie postanowiły się rozpadać. Trójka z kombiaka też nie wyglądała na zachwyconą ale na głos nie protestowali.

- A kogo porwali? - zapytał kierowca kombiaka zainteresowany nieco bardziej losem porwanych kolegów.

- Kierowcę i nawigatora. - szlachcic odparł bez wahania.

- Lamay i Beny. - kierowca skinął głową i spojrzał na swoją załogę. Wymienili się spojrzeniami i porozumieli się bez słów. Skinęli niemo głowami do siebie, potem kierowca skinął szefowi i całą trójką ruszyli do wyjścia.

Wyszło, że zanim Ves z Foxem pojadą szukać tatuażystki mają jeszcze robotę do odwalenia. Dobra no, opóźniała ona ich plany na wieczór, ale panna Holden nie wyobrażała sobie, aby mogli zajmować się przyjemnościami, gdy ktoś od nich został pojmany… no i polubiła Beny’ego, sprawiał zabawne wrażenie.

- No to co… - popatrzyła do góry na twarz gangera, nie przestając się uśmiechać - Idziemy rozruszać kości i spuścić łomot paru frajerom panoszącym się na dzielni? - zaczęła mowę motywacyjną wedle wymaganych słów-kluczy. - Dorobisz im parę nowych otworów, może jakieś fanty zgarniemy, a potem lecimy szukać Claudii. Szybko się uwiniemy - objęła go mocniej, ręką z pleców klepiąc zachęcająco po tyłu i brodą wskazując drzwi.

Alex zmrużył oczy zastanawiając się i ważąc sprawę. Ale kiwnięcie głowy oznaczało zgodę. Więc jeśli miał się na kimś wyładować to był skłonny zrobić to na kimś obcym. Zgarnął więc swoją foczę aby przypadkiem nikt nie miał wrażenia, że te medalowe cycki mogą należeć do kogoś innego niż on. Po czym opuścił lokal wracając do ich furgonetki. Przy wyjściu Federata jeszcze nakazał im jechać za sobą więc pojechali w ten nocny wieczór i deszcze. Najpierw całkiem dobrze utrzymany suv Federatów kierowany przez ochroniarza szlachcica, potem furgonetka Detroitczyków i na końcu kombi ludzi z Nice City. Przejechali tak trochę osady która wyglądała jak uboższa wersja Nice City. Dość mocno uboższa. No ale nie pierwsza, lepsza przydrożna wioska na pół tuzina chałup na krzyż.

Federacki pojazd zatrzymał się przy krawężniku przy jakim stał też jakiś radiowóz z gwiazdą szeryfa wymalowaną na drzwiach. Chyba ręcznie sądząc po koślawości. Federata wysiadł i krzyknął by poczekali. Po jakimś fajku wyszedł razem ze swoim ochroniarzem i dwójką ludzi w popielatych mundurach którzy wsiedli do radiowozu. Kolumna znów ruszyła przed siebie.

Samo wyjście, czekanie i pakowanie z powrotem do auta Fedziów Ves bardziej słyszała niż widziała, co dziwne nie było skoro jej głowa znajdowała się poniżej poziomu szyb, a nawet poniżej kierownicy. Ledwo się zatrzymali, a przed nimi zalśniła gwiazda szeryfa, oboje Detroiczyków prychnęło pogardliwie. Niechęć do służb mundurowych mieli wrodzoną, chociaż Runner bardziej niż Schultzówna. Ona akurat nie przepadała za tymi mundurowymi, którzy jeszcze nie zostali przekupieni. Naraz w jej głowie pojawił się pomysł na umilenie czekania i jazdy, więc niewiele myśląc przechyliła się w lewo, opadając nisko i szybkimi ruchami rozpinając suwak i guziki foxowych spodni. Zajęta pracowicie i sumiennie lingwistycznymi ćwiczeniami nie podniosła się ani gdy reszta wróciła do bryk, ani gdy silnik ich wozu zawarczał. Była z Det, wiedziała jak odwalać podobne numery po drodze aby nic nikomu nie uszkodzić.

Reakcją Foxa było zaskoczenie tym nieplanowanym numerkiem. Ale prawie od razu odnalazł się w sytuacji. Wielkopańskim gestem zanurzył jedną dłoń we włosy Vesny albo głaskał ją po plecach samemu oddychając i stękając coraz częściej i bardziej wymownie. Ale nie stracił panowania nad kierownicą więc najpierw ruszyli a potem gdzieś jechali.Gdzie to póki co Vesna niezbyt miała możliwość ani ochoty obserwować. Tymczasem granatowa furgonetka jechała po zalewaną deszczem szosie najpierw mijając budynki i krzyżówki dopóki nie wyjechała na interior. Tam teren deszczowej nocy zrobił się bardziej dziki,pusty i bezludny ale pary z Detroit to chwilowo coś mało obchodziło.

Mieli inne zajęcia, technik inne widoki i perspektywy, a gdy wreszcie skończyła przecierając usta, w zasięgu jej rąk pojawiła się manierka z alkoholem. Chętnie przepłukała usta, suwak i guziki wróciły do stanu porządku. Resztę trasy spędziła przysypiając na ramieniu gangera, o ile akurat nie wpadli w większy dół lub wybój. Robiło się późno, śpiąco, a ciemna monotonia za oknem dodatkowo usypiała. W stanie półświadomości nie wiedziała ile czasu mija, ani gdzie jadą. Otrzeźwiło ją dopiero zatrzymanie auta. Zostawało ubrać kurtkę i zobaczyć na czym stoją tym razem.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline