Koktajl wszystkiego co mieli pod ręką nie wyglądał zachęcająco. Ani obiecująco - bo jedno wino i trochę bimbru nie robiło z tego czegoś wystarczająco mocnego dla tak wielkiego ogra. Mimo tego było to jedyne, co obecnie mieli. Niziołcza dziewczyna wydawała się zrozpaczona, ale jednocześnie wiedziała, że ukrywanie się w kuchni nic nie da. Za często już spotykała się z ciemiężcami, więc dopełniwszy wszystko co tam wsadzili wodą zaniosła to stworowi niecierpliwiącemu się przed wejściem.
Ten wziął garnek jedną ręką, wypijając jednym haustem. Beknął.
- Mało! I SŁABE! - ryknął wściekle, ciskając żeliwnym naczyniem tak mocno, że pękła framuga drzwi. - WIĘCEJ!
Znów złapał niziołkę za nogi i podniósł do góry nogami do poziomu swoich oczu. Krzyknęła, ale zanim ogr znów zaryczał, coś od strony bramy przyciągnęło jego uwagę. Z głębi szerokiej piersi wydobył się wściekły warkot. Ciągle trzymając dziewczynę ruszył ku swoim pobratymcom i orkom, za to jego głos znów usłyszeli wszyscy w wiosce.
- Biorę ją ze sobą! Jak ktoś nie dogoni nas i nie da mi jeść i pić to zeżrę ją! - zadeklarował, machając biedną, małą istotą. Karawana najwyraźniej była już gotowa do drogi, zapakowane szmelcem wozy wyciągano już na drogę.