Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2019, 19:11   #23
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację


Biegnąc do strażnicy, wśród skrzypień rozbujanego drewna zobaczyła w końcu ich i zlękła się. Wydarte z jakiegoś paskudnego koszmaru istoty które przypominały mieszankę osy, pająka i komara sprawiły że Tabaxi straciła jakieś resztki pewności siebie. Paskudne, nieludzkie i szalone, wyły w locie przy suficie jaskini, poruszając się tak szybko że miało się wrażenie że chwila nieuwagi mogłaby wystarczyć by któryś zanurkował prosto na nich. Lyssa nie miała zamiaru ich jednak podziwiać, a jej otulona porwanym od bata ubraniem sylwetka pognała do przodu byle by zejść z tego przeklętego mostu. Nie zdążyła, gdy jakaś zielona i piekąca chmura przeleciała przez całą ich gromadę. Kocica chwyciła się kurczowo liny, byle ktoś nie zrzucił jej z mostku, gdy drugą dłonią osłoniła oczy przed żrącym dymem. Cichy jęk bólu Tabaxi rozległ się dookoła wraz z nerwowym machnięciem ogona, gdy ten znalazł się w piekącej chmurze. Nie zdarzyła wstać gdy latający potwór wydarł się, a jego przeraźliwy głos przeszył ciało jak lodowata woda górskiego strumienia.

Wpierw upadła na kolana, strosząc pazury, ale już za moment zerwała się i biegła dalej. Nie miała zamiaru dać za wygraną. Nie teraz.

Obrazy zamazały się wśród tłoku uciekających więźniów i dopiero gdy coś ją szarpnęło, dziewczyna ochłonęła nieco. To Derendil powstrzymał ją przed szaleństwem paniki która zdołała opanować ciało. Silna dłoń "Elfiego Księcia" zatrzymała kocicę i nawróciła na drogę do strażnicy.

- Dziękuję.. - Odpowiedziała cicho, nieco skołowana sytuacją i zacisnęła zęby, wyginając uszy w tył byle nie słyszeć wrzasków bestii. Nie przywykła do podziękowań więc z każdym czuła się odrobinę dziwnie, nie był to jednak czas na takie dylematy.

Wbiegła do strażnicy zaraz za resztą, a pomieszczenie okazało się puste, na dodatek było tam wciąż trochę rzeczy.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ACajHb72eV0[/MEDIA]

Delikatna dłoń szorstko i brutalnie chwyciła za krótki miecz, który wyciągnęła z zapasów zbrojowni. Wyjęte z pochwy ostrze, zwróciło się ku górze i dopiero teraz dotyk dziewczyny nabrał subtelności. Patrzyła się wprost na szarą taflę stali przez moment nie uważając na nic i nikogo dookoła. Tylko ona i jej miecz. Czerwone oczy Tabaxi odbiły się w ostrzu, przypatrując jej samej niespokojnie. Widziała tam zaledwie karykaturę siebie jaką znała. Brudne, sponiewierane futro i skórę. Drobne zacięcia, gojące się rany i rubiny swoich oczu które skalane, raz biły chłodem i bólem, by zaraz płonąć w strachu, jak u zaszczutego zwierzęcia. Powieki Lyssy zmrużyły się z nieukrywaną niechęcią i złością w której wydęła lekko wargi. Pochwyciła jeden ze skórzanych pancerzy i czym prędzej ściągnęła jego wiązania, może nawet nieco zbyt ostro.

Krótki miecz zawisł u boku jej zgrabnego biodra, a po drugiej stronie zadyndała zaraz, przewieszona w pośpiechu drobna kusza. Tabaxi zgarnęła jeszcze jakieś dwadzieścia bełtów, część wrzucając do znalezionego na ziemi woreczka i mocując na pasie, za biodrami. Drugą część, połączoną rzemieniami obwiązała dookoła uda.

Czas uciekał niczym gasnące dookoła ogniki faerie, podczas gdy Lyssa przyglądała się sytuacji na platformie w dość nieczuły sposób. Podjęła już decyzję i nawet przyjemne mrowienie leczniczej magii nie zmieniło jej zamysłu. Spojrzała kątem oka na ShuShaara, ale nie podziękowała tylko z drowią stanowczością spojrzała na Krzaczóra i Kępę. Ci dwaj z jakiegoś powodu zdawali się uznawać ją za jakiś autorytet, na co Tabaxi nie miała zamiaru narzekać. Być może przydadzą się w realizacji jej planu.

- Krzaczór, Kępa. Jeśli chcecie to przeżyć, trzymajcie się mnie. Choćby to co robię wydawało się szalone, musicie podążać. - Lyssa spojrzała dyskretnie po pozostałych niewolnikach w przelotnym zamyśleniu.

Zerwała się by wręczyć jeszcze jedną ręczną kuszę Kępie, zaś Krzaczórowi rzuciła kilka bełtów czyniąc z nich dość dziwny zespół w którym jeden nie mógł istnieć bez drugiego.

- Nie ma na co czekać, drugiej takiej okazji nie będzie. TO JEST NASZA SZANSA BY ODZYSKAĆ WOLNOŚĆ. Nie zamierzam zginąć zakuta w kajdanach! Będziemy walczyć! - Powiedziała do zebranych i podeszła do Saritha, przybierając cichszy, normalny ton głosu. - A Ty, trzymaj się blisko mnie, jedynej osoby która nie czuje potrzeby zabicia Cię. Jesteśmy sobie potrzebni.

Nie czekała dłużej, ładując kuszę i wychodząc prędko w stronę drewnianego pomostu prowadzącego w stronę głównego stalaktytu i platformy gdzie zebrane wraz z quaggothami drowy ostrzeliwały latających napastników. Biegła szybko, czując jak strach dodaje jej skrzydeł i wiedziała że niektórzy pobiegną razem z nią by przypuścić ten szalony atak.

Koci ogon za którym podążali wywijał w powietrzu hipnotyzująco, pozwalając jej zachować równowagę nawet przy tak dużym pędzie. Prowadził ich do walki z dumą, aż wysunięta na przód w odsieczy Lyssa zeszła z mostku i postawiła but na ścieżce prowadzącej bezpośrednio już na największą platformę. Ogon zawinął, machnął w powietrzu, a figura Tabaxi wykręciła się z gracją i zamiast prosto na quaggothy wbiegła na mostek linowy do głównego stalaktytu. Sfirfnebli podążające zaraz za nią, tak jak im kazała, im bliżej drowiej armii tym bardziej traciły rezon, ale widząc tą zmianę planów śmiało podążyły za Lyssą.

Tabaxi odwróciła się stojąc już po przeciwnej stronie mostku linowego z krótkim mieczem w zębach, który zaraz pochwyciła i na oczach wszystkich przecięła jego wiązania. Droga zapadła się, brutalnie zerwana, a między głównym stalaktytem i resztą niewolników powstała nieskończona przepaść. Kocica uśmiechnęła się paskudnie.

- Przykro mi, ale tutaj nasze drogi się rozchodzą.. Powodzenia. - Rzuciła dość szorstko, i wpuściła do środka stalaktytu sfirfnebli. Wyjęła swoją kamienną myszkę, przez krótki moment patrzyła na nią, podrzuciła kilka razy w dłoni po czym zamachnęła się. Spetryfikowana mysz poleciała w stronę gdzie drowy wciąż prowadziły ostrzał, by zwrócić ich uwagę w stronę gdzie znajdowali się niewolnicy. Przez moment jeszcze ich spojrzenia spotkały się, nim Lyssa pomachała samymi paluszkami w stronę dawnych towarzyszy niedoli i zniknęła wewnątrz głównego stalaktytu.

.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 26-03-2019 o 18:26.
Kata jest offline