Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2019, 20:50   #61
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



- O, dziękuję - odpowiedziała kobieta, przyjmując podarunek od śpiewaczki. - To miło z pani strony.
W tym czasie Finn kontaktował się z synem kobiety.
- Powiedział, że zaraz przyjedzie po panią - Douglas mówił głośno i wyraźnie. Posiadał dość wysoki głos z nieco odmiennym akcentem od reszty rodziny, który wydawał się lekko irytujacy. Choć przy takiej pogodzie wszystko mogło sprawiać okropne wrażenie. - Czy możemy tu panią zostawić.
- A pewnie, że tak! Co ja, niepełnosprawna jakaś? Chwila moment - kobieta mruknęła, po czym wyciągnęła z torebki staromodny portfel. - Masz dobry człowieku na lody - podała pięć dolarów Finowi. Następnie spojrzała na Alice, jakby nie będąc pewna, czy ta zasługiwała na nagrodę, skoro tak późno pojawiła się. - No ty też - mruknęła, podając śpiewaczce nominał.
Harper zerknęła na pięć dolarów, po czym na starszą panią
- Dziękuję, a wodę proszę sobie zatrzymać, w takiej temperaturze łatwo o odwodnienie. My już pójdziemy - przemówiła znowu do staruszki i zaraz zerknęła na Finna, czy miał coś do dodania. Jednak zdawało się, że nie.
- Pozostali martwili się o ciebie ty i Arthur nam się gdzieś zapodzialiście. Jego niestety nie zdołałam znaleźć, przynajmniej póki co. Chodź, zaprowadzę cię do nich - powiedziała uprzejmie do brata.
Mężczyzna skinął głową. Ruszyli w stronę wskazaną przez Alice. Krzywił się i wydawał nie do końca szczęśliwy.
- Ta woda… to powinnaś dać ją mi… Masz może jakieś miętówki? I jeżeli myślisz, że przesadzam… to nie, nie przesadzam - zaśmiał się nieco, jak jej się wydało, rozpaczliwie. - A co z Evelyn i dzieckiem? - nagle przypomniał sobie. Cały się spiął. Bez wątpienia zależało mu na najbliższej rodzinie, choć do tej pory resuscytacja staruszki kompletnie odwróciła jego uwagę.
Alice pogrzebała w kieszeni torby i wyjęła z niej gumy do żucia. Podała opakowanie Finnowi.
- Evelyn i małemu nic nie jest, no może poza tym że twoja żona jest roztrzęsiona i zmartwiona gdzie jesteś, podobnie jak matka - powiedziała, dalej rozglądając się
- Martwię się, że Arthur przegapił całą akcję i został w toalecie The Deck… O ile to własnie tam zniknął, gdy wyszedł z sali - westchnęła. Prowadziła Finna przez tłum do reszty Douglasów.
Mężczyzna wyjął pastylkę i zaczął ją rzuć. Po chwili wahania wyjął jeszcze jedną… a potem dwie.
- On jest teraz w dość ciężkim stanie, tak słyszałem. Nie widziałem go od czasu… - zamilkł na moment. Zabrzmiało to tak, jakby chciał dokończyć “kiedy był normalny”, ale uznał, że to chyba jednak zbyt nieeleganckie określenie. - Rzadko spotykam się z resztą rodziny. Mieszkam na stałe w San Francisco - wyjaśnił.
Harper kiwnęła głową
- Tak wiem, słyszałam. Mam nadzieję, że się pozbiera - odpowiedziała uprzejmie. Zerkała w stronę wejścia do The Deck, może akurat policja znajdzie zagubionego Arthura i go wyprowadzi? Miała nadzieję, że nic mu nie było. Tego niestety nie zobaczyła. Policjanci weszli na łódź i jeszcze z niej nie wyszli.
Chwilę później rudowłosa odwróciła wzrok i skierowała go w miejsce, gdzie wcześniej pozostawiła resztę Douglasów.
- Uważaj - mruknął Finn.
Zeszli na bok, aby zrobić miejsce dla nadjeżdżającej karetki. Ta zaparkowała tuż przed restauracją i wyszli z niej ratownicy. Zmierzali ku restauracji z noszami. Zdawało się, że nie byli tutaj po to, aby kogokolwiek ratować… co bardziej dlatego, żeby wynieść zwłoki mężczyzny.
- Finn, jesteś cały! - Mia ucieszyła się, uśmiechając szeroko. Gdyby zrobić jej w tej chwili zdjęcie i pokazać kompletnie obcej osobie, można byłoby dojść do wniosku, że jest miłą i sympatyczną osobą.
- Moja krew - Robert uśmiechnął się, ale potem odwrócił się w stronę radiowozów i karetki. Spoglądał w ciszy na The Deck. Bez wątpienia analizował to, co się stało.
- Ja muszę złożyć zeznania na policji - rzekł Thomas, który cały czas siedział obok kierowcy radiowozu. Ten, jak się okazało, wyszedł w międzyczasie, jednak Alice dostrzegła go na chodniku, jak wracał. - Wy powinniście wracać już do hotelu. Peter będzie tam na was czekać.
Śpiewaczka zerknęła uważnie na Thomasa
- Jesteś pewny? No i jeszcze nie znaleźliśmy Arthura. Odpisał ci cokolwiek? - zapytała z zainteresowaniem. Powrót do hotelu wydawał jej się świetną opcją, nie chciała spędzać na tym upale ani minuty dłużej poza tym, była ciekawa zawartości pewnej torebki. No i musiała sprawdzić, czy Terry do niej nie oddzwaniał, w końcu nie wybierała jego numeru po raz drugi po tym, jak zrobiła to jeszcze w restauracji. No i chciała się umyć i przebrać i najlepiej zapomnieć…
- Nie - odparł Thomas. - Jednak stojąc tutaj, nie znajdziecie go. Nie mamy pewności, czy jest bezpiecznie. A mamy tu kobietę z małym dzieckiem… - zawiesił głos. Chyba chciał dodać, że Mia oraz nieuzbrojona Alice również byłyby bezużyteczne w walce, ale mogłoby to zabrzmieć nieodpowiednio. - Ty, tato, również powinieneś wracać do hotelu. To nie Ameryka, nie masz tutaj żadnych uprawnień. Ja zresztą też i jadę na komisariat jedynie w charakterze świadka - mruknął.
- Nie zostawię Arthura samego - odpowiedziała Mia z zaciętą miną.
- On już teraz jest sam, mamo - Thomas westchnął. - Policja ma największe szanse go znaleźć, jako że przeszukują The Deck. Który, swoją drogą, został odgrodzony taśmą i nie możemy na niego wejść.
W międzyczasie syn Finna rozpłakał się. Evelyn nie przejmowała się tego zwariowanego dnia już kompletnie niczym i wyciągnęła pierś, aby go nakarmić.
- Wszystko w porządku, mały, nie bój się - mruknęła łagodnym, choć zmęczonym głosem, przytulając niemowlę i siedząc na ławce.
Alice patrzyła przez chwilę na Evelyn, potem zerknęła znów na Thomasa i na koniec przeniosła wzrok na Roberta i Mię
- Myślę, że Thomas dobrze proponuje. Tutaj jedynie zmęczymy się jeszcze bardziej w tym słońcu, w hotelu ochłoniemy i pozbieramy się po tym co miało miejsce, a Arthur na pewno się znajdzie. Za rogiem tej ulicy jest postój taksówek, możemy przejść się tam i pojechać na miejsce - zaproponowała, wskazując kierunek za muzeum, do skrzyżowania z ulicą Trunk. Miała nadzieję, że wszyscy przystaną na taką propozycję. Daleko do taksówek nie mieli, a zdecydowanie uważała, że wszyscy muszą odpocząć po tym co się stało.
- Tak, to jedyne, co możemy w tej chwili uczynić - dodał Robert. - Poza tym pamiętajmy, że Arthur nie jest niepełnosprawny umysłowo. Będzie potrafił wrócić sam do hotelu. Nie zdziwiłbym się, gdyby już tam na nas czekał, szczerze mówiąc.
- Rzeczywiście… - Mia zgodziła się. - To… to chyba nawet całkiem prawdopodobne, że tam będzie, prawda? Chyba nie ma sensu tak wcześnie robić alarmu… - dodała, choć zdawało się, że i tak już była w stanie najwyższej możliwej gotowości.
- Ja bym chętnie położyła się - Evelyn nieśmiało mruknęła.
- To chyba ustalone? - zapytał Thomas. Następnie odwrócił się do policjanta, który wsiadł do radiowozu. Alice usłyszała, że powiedział mężczyźnie, że będą musieli już udać się na komisariat. Douglas skinął głową i odwrócił się do rodziny. - Muszę już jechać - oznajmił.
Harper kiwnęła głową, po czym zerknęła na Roberta. Nie miała zamiaru dowodzić całą rodziną, to było jego zadanie, był tu głową, ona już i tak podała rozwiązanie i dokąd mieli pójść. Odgarnęła kosmyk włosów za ucho i jeszcze raz rozejrzała się po tłumie ludzi. Czy Arthur na pewno wrócił już do hotelu? Kim była czarnowłosa Finka? Dlaczego ktoś chciał zabić ją i jej męża? Dlaczego to musiało przytrafić się akurat dziś? Tyle pytań i na razie śpiewaczka nie miała na nie odpowiedzi… Westchnęła cicho.
- To ustalone - rzekł Robert, po czym odwrócił się i zaczął iść wzdłuż ulicy Granary na Trunk Road. - Jalsa jest niedaleko, przejdziemy się - mruknął.
Evelyn z trudem podźwignęła się i ruszyła za teściem. Mia nachyliła się, aby pocałować Thomasa w policzek, a następnie odwróciła się i z wahaniem dołączyła do swojego męża. Tylko raz obróciła się, aby spojrzeć na Thomasa. Trochę tak, jakby i jego miała utracić. Finn to chyba zauważył, gdyż dotknął jej ramienia.
- Nie martw się, na pewno znajdzie się - rzekł.
- Do potem - mruknął Thomas, po czym podniósł szybę i radiowóz ruszył w stronę Trunk Road, błyskawicznie wyprzedzając klan Douglasów idący w tym samym kierunku.
Alice pożegnała Thomasa pocieszającym uśmiechem, po czym nie zostało jej nic innego jak ruszyć wraz z resztą Douglasów w drogę do hotelu. Nie mieli zbyt długiej drogi do przebycia, choć w tym słońcu każde sto metrów było wyczynem. Nie zamierzała jednak narzekać, wcześniej oddała swój kapelusz i okulary Evelyn, bo ta potrzebowała ich teraz najbardziej. Alice wyciągnęła z bocznej kieszeni torby ostatnią przydatną rzecz, którą zabrała ze sobą na obiad - poręczny, materiałowy wachlarzyk. Chociaż tym mogła się poratować w trakcie marszu. Nie była zbyt chętna do rozpoczynania rozmów. Mia całkiem popsuła jej nastrój, Evelyn była zbyt zmęczona, więc wyciąganie z niej energii na mówienie było złym pomysłem, a ojciec na pewno nadal próbował zebrać myśli po tym co miało miejsce. Finn też był zmęczony. Pozostało jej więc po prostu skupić się na marszu i własnych myślach.

Droga upłynęła im w milczeniu. Szli gęsiego. Minęli pocztę i skręcili w lewo na ulicę Quay. Szli nią cały czas na północ, po czym skierowali się delikatnie w prawo przed Aapravasi Ghat.
- To zespół budynków, wpisany na listę UNESCO - Evelyn poinformowała zebranych, choć kompletnie nikt nie wydawał się zainteresowany w tym upale. - To pozostałość po starym centrum, w którym przyjmowano imigrantów zarobkowych z Indii. Znajduje się tutaj brama główna, dawny szpital i część zabudowań przeznaczonych na mieszkania dla nowo przybyłych.
Robert, Mia i Finn nie wydawali się szczególnie chętni do skomentowania tej ciekawostki.
Alice zerknęła po budynkach, po czym spojrzała na Evelyn
- Ciekawe, któregoś popołudnia możnaby się przejść i obejrzeć je z bliska, bo teraz to nienajlepszy moment na zwiedzanie - wyraziła swoją opinię. Zastanowiła się przez chwilę, czy aby to wydarzenie w restauracji nie popsuje nastrojów Douglasów na calutki pobyt na wakacjach. Ona była na swój sposób odporniejsza na coś takiego, ale dobrze pamiętała w jakim wstrząsie była przez pewien czas i jak nadal niektóre tematy ją niepokoją. Chociażby ci Finowie. Zadumała się nad tym.
- No pewnie, nawet mi to do głowy nie przyszło - Evelyn uśmiechnęła się niepewnie. - Tak podekscytowałam się wakacjami na Mauritiusie, że przeczytałam przewodnik dwa razy - zaśmiała się cicho. Chyba chciała przełamać kompletne milczenie, które wydawało się podwójnie ciężkie po tak wielkiej dawce stresu i niepewności co do stanu, w jakim znajdował się Arthur.
- Evelyn pochodzi z biednej rodziny z klasy robotniczej - wyjaśniła Mia. Jakby chcąc wyjaśnić, dlaczego kobieta mogła podekscytować się wycieczką na Mauritiusa. Evelyn spuściła wzrok i jakby osowiała. Wyglądała tak, jakby chciała przeprosić.
- Wydaje mi się, że pochodzenie nie ma najmniejszego znaczenia, kiedy przychodzi co do czego i przed człowiekiem staje wizja spędzenia wolnego czasu w tak pięknym miejscu - wypaliła wyważonym, nieco poważnym tonem Alice. Nie podobało jej się jakie podejście do niektórych spraw miała Mia. Starała się jej nie dosalać podczas tego amoku pod The Deck, ale skoro kobieta już na tyle odpoczęła, by bezmyślnie dowalać synowej, Harper nie miała zamiaru tego tolerować
- Jeśli będziesz chciała Evelyn zobaczyć jeszcze jakieś interesujące miejsca, chętnie się z tobą wybiorę - zaproponowała uprzejmie, teraz zwracając się wprost do żony Finna.
- Byłoby ciekawie - żona Finna odparła po chwili wahania. Chyba Mia tak ją zastraszyła, że nie chciała się jej narażać w żaden sposób… nawet przyjmując propozycję Alice. Z drugiej strony dentystka była nieuprzejma, a śpiewaczka sympatyczna… więc serce Evelyn kazało trzymać się bliżej Harper. Mia nie odezwała się w ogóle.

Kierowali się drogą pomiędzy rzędem motorówek, a Trunk Road. Był to dość wąski przesmyk. Następnie skręcili w lewo, mając po swojej prawej stronie kościół chrześcijański.
Alice zerknęła na kościół. Był w takim miejscu, że natychmiast przypomniało jej się, jak w Europie płonęły kościoły w miastach nad wodą. Mina jej lekko zrzedła, ale nadal szła wachlując się. Zerknęła na synka Evelyn. Dzieci były na swój sposób urzekające, ale i trochę ją przerażały. Nie miała nigdy w rodzinie niemowląt tak, by mieć z nimi styczność. Jedynie gdy Maxinne została ciocią, to chwilę dała jej do potrzymania to maleństwo, przez co Alice odrobinę bała się takich maluchów, a jednocześnie nie mogła pozbyć tego wewnętrznego zachwytu, który miała każda kobieta do takiego cudu, jakim były takie dzieciaczki. Oceniła czy maluch czuł się już lepiej, po tym jak mama dała mu jeść, a następnie znowu skupiła się na trasie, jaka jeszcze pozostała im do przejścia.
- Ojej… przytrafił nam się wypadek, prawda? - Evelyn ciężko westchnęła. Wnet w powietrzu zaczął roznosić się odór fekaliów.
- Na litość boską… - mruknęła Mia.
Chłopiec rozpłakał się z powodu mokrej pieluszki.
- Będziesz musiał jeszcze chwilkę poczekać. Jesteśmy niedaleko, prawda?
Rozległa się cisza trwająca kilka sekund, zanim Robert drgnął.
- Tak, już niedaleko - rzekł. Cały tonął w rozmyślaniach i w pierwszej chwili nawet nie zauważył pytania Evelyn.
Przed ich oczami rosło duże, wspaniałe drzewo. Dawało dużo upragnionego cienia. Alice od razu poczuła się sto razy lepiej, choć była świadoma, że kilka kroków i wyjdą z osłoniętej przestrzeni z powrotem na słońce. Szli na północ, aż spostrzegli niewielki strumyk. Wtedy skręcili w lewo. Harper ujrzała sklep z kawą, a potem budynek, w którym mieścił się kurier.
- Wreszcie! - Mia krzyknęła radośnie, kiedy ujrzeli Jalsę.

Jalsa Beach Hotel & Spa był zlokalizowany na północno-wschodnim wybrzeżu tropikalnej wyspy, na Poste Lafayette. Ciągnął się z niego widok na turkusową lagunę z oszałamiającą górską scenerią w tle. Był to kompleks budynków, w którym łącznie mieściło się ponad sześćdziesiąt pokoi gościnnych. Pomiędzy nimi wzrastała zielona, jaskrawa roślinność z wysokimi, atrakcyjnymi palmami. W samym środku znajdował się basen o dość ciekawym kształcie, wokół którego ustawiono na marmurowej posadzce szereg leżaków i białych parasoli. Można było tutaj odpocząć, patrząc na spokojne, niebieskie morze oraz białe chmury płynące niespiesznie po niebie. Obecnie Alice patrzyła na drogę dojazdową do ośrodka, luksusowe ogrodzenie z napisami informującymi o nazwie ośrodka oraz szeroką bramę. Niedaleko wetknięto szereg flag powiewających na delikatnym wietrze. Harper spojrzała również nieco dalej na rosnące drzewa. Było wiele gatunków, których nie potrafiła nawet nazwać. Bez wątpienia znajdowali się daleko od znajomej flory Starego Kontynentu i Ameryki.


Jedyne, o czym w czasie całej tej drogi marzyła, to o dostaniu się do swojego pokoju hotelowego i wzięciu prysznica w letniej wodzie. Ponownie zamilkła, bo zapewne myślała o tym samym co i reszta Douglasów - o tym czy Arthur rzeczywiście jest na miejscu i o tym by odpocząć. Hotel był wspaniały i Alice zdecydowanie chciała skorzystać z przyjemności, jakich mógł im dostarczyć. W obecnej jednak chwili w jej umyśle kłębiło się za dużo...Musiała odpocząć. Miała pokój na parterze z wyjściem na niewielki taras, mogła do niego wejść przez dwa wejścia - albo od strony hotelu, albo właśnie po schodkach tarasowych
- Idziemy najpierw do lobby sprawdzić, czy Arthur już tu jest? Nie wiem jaki ma numer pokoju, może ty sprawdzisz to tato? - zaproponowała, zwracając się do Roberta i tym samym przerywając ciszę.
- Dwadzieścia dwa - odpowiedziała Mia. - Jeżeli chcesz iść sprawdzić w lobby, to dobrze. Przydasz się. Ja pójdę prosto do jego pokoju.
- A ja do swojego - Evelyn mruknęła. - Muszę przewinąć Henry’ego.
- Bo to jest tak, że my wszyscy mamy pokoje blisko siebie. Prawda, tato? - Finn odezwał się po raz pierwszy od dłuższego czasu. Widok Jalsy orzeźwił również jego.
- Dwadzieścia zajmuję ja i mama - odpowiedział Robert. - Dwadzieścia jeden ty, Evelyn i Henry. Następny Arthur i Thomas. A dwadzieścia trzy Alice i Peter. Macie osobne łóżka - spojrzał na Harper. - Mam nadzieję, że to nie jest dla ciebie problemem? - zawiesił głos. - W razie czego mogę zarezerwować jeszcze jeden pokój.
- A pewnie - Mia żachnęła się.
 
Ombrose jest offline