Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2019, 20:51   #62
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Nie, dla mnie to żaden problem. Jeśli dla Petera też nie, to w takim razie może tak być. Widziałam już, że w pokoju są dwa łóżka, więc domyśliłam się, że pewnie będę mieć współlokatora, albo że może chciałeś mieć nas wszystkich w pobliżu. No i nie ma też problemu, sprawdzę czy Arthura nie ma w lobby. Po drodze zahaczę o wasz pokój, żeby zdać raport - powiedziała spokojnym tonem. Nie miała zamiaru dać się wytrącić z równowagi Mii. Czas na pojedynek z tą kobietą jeszcze nadejdzie i lepszy niż moment w którym została straumatyzowana.
- To ja trochę przyspieszę… - zaproponowała i wskazała ścieżkę prowadzącą wprost do recepcji i lobby hotelu. W końcu do pokojów można było iść inną, nieco krótszą drogą. Rudowłosa skręciła w nią i poprawiła torbę na ramieniu ruszając do wejścia do hotelu. Miała chwilę dla siebie, wyciągnęła telefon i zerknęła na wyświetlacz.
Spostrzegła, że ktoś dzwonił do niej trzy razy z nieznanego numeru. Najpewniej de Trafford. Jego telefon był zastrzeżony. Wnet spostrzegła, że ekran zabłysnął. Znowu dzwonił. Musiał martwić się po tym przerwanym połączeniu sprzed godziny.
Alice poczuła miłe, ciepłe uczucie w żołądku, wiedząc że Terrence się o nią martwił. chciała go teraz usłyszeć. Wzięła wdech i wcisnęła zielona słuchawkę, przykladając telefon do ucha
- Terrence…? - odezwała się do telefonu, dalej idąc w stronę lobby.
- Alice? - usłyszała znajomy głos mężczyzny. - Martha wydzwania do ciebie co chwilę. Dopiero kiedy ja położyłem ręce na klawiszach komórki… wtedy doszło do połączenia. Cóż za zbieg okoliczności.
Wydawał się wesoły i szczęśliwy. Alice spojrzała na stolik barowy. Ktoś zostawił na nim niedopitego drinka. Niebieski motylek sfrunął na brzeg szklanego naczynia i zatrzepotał skrzydełkami.
- Nie zgadniesz, co ci powiem! - de Trafford wręcz krzyknął do słuchawki.
Mimo woli uśmiechnęła się na jego głos i ton z jakim mówił
- Mm… Ty też nie, jak ja ci coś opowiem - powiedziała zagadkowo
- Ty pierwszy… - zerknęła na niebieskiego motyla w zamyśleniu. Co było nie tak z tymi motylami? Wyostrzyła wzrok i podeszła nieco bliżej, by popatrzeć na stworzenie. Było takie same, jak te inne, które widywała co jakiś czas? Rozejrzała się też po lobby, szukając wzrokiem Arthura.


Nie widziała nikogo znajomego. Recepcjonistka oraz dwie osoby z pomocy hotelowej. Tylko tyle osób było w zasięgu wzroku.
- Przyszedł dzisiaj lekarz z wizytą u Esmeraldy… Powiedział, że jej się polepszyło! Twój śpiew chyba naprawdę działa na nią! Może to jakaś właściwość gwiazd? - mruknął do siebie. - Może potraficie leczyć, jak się z wami przybywa, czy coś… W każdym razie doszło do jakiegoś przełomu! Nie do końca rozumiem tę lekarską gadkę. Ale jest dużo lepiej pod względem neurologicznym. Wciąż nie mówi i nie porusza się, ale wszystko wskazuje na to… że Esme zdrowieje!
Z jakiegoś powodu ta informacja wydała jej się bardzo smutną. Alice zatrzymała się aż w miejscu. Milczała przez chwilę, zapewne zbyt długa jak na zwykłe zaskoczenie
- To… Wspaniale - wydusiła i nawet postarała się o uśmiech. Z jednej strony, naprawdę cieszyła się, że z Esmeraldą było lepiej, z drugiej jednak strony poczuła się jakby ktoś kopnął ją w brzuch
- Naprawdę… - dodała, jakby chcąc upewnić siebie, że tak właśnie uważa. Że dokładnie tak czuje
- Może jak się uda, to całkiem wyzdrowieje - dodała, trochę sztywno. Znowu zaczęła iść, dalej się rozglądając. Nie widząc Arthura, postanowiła, że usiądzie w jednym z foteli, na tyle oddalonym od obsługi recepcji, by nie zdołali podsłuchać jej rozmowy. Chwilowo nie czuła się mentalnie na siłach na kolejne zderzenie z Mią Douglas.
- Cofnęła jej się też anemia. A bardzo długo z nią walczyliśmy. Esme miała kilkanaście razy przetaczaną żołnierską krew, a i tak podupadała na zdrowiu. Martha mówi, że również je nieco więcej. Jeżeli ma apetyt… to wszystko zmierza w dobrym kierunku! Nie wiem, jak ci się odwdzięczę, jak wrócisz… Choć tak właściwie… przychodzi mi do głowy kilka pomysłów… - zaśmiał się pogodnie.
Ona jednak się nie śmiała. Więcej, z jakiegoś niejasnego dla niej samej powodu, poczuła łzy w oczach, Zasłoniła mikrofon telefonu ręką i wzięła głęboki wdech i wydech, by się uspokoić.
- No to masz jeszcze trochę czasu na zastanawianie się co zrobisz… U mnie tymczasem norma, gorąco, żona mojego taty jest wredna, ale do zniesienia, Finowie dostają strzał w głowę z broni snajperskiej, obryzgując swój posiłek wnętrznościami czaszki przy stole w restauracji… Jakieś wieści od Joakima, czy nadal nic? - zapytała, zmieniając taktycznie tematy.
- Czekaj… co? Martha, włącz wiadomości. Znowu coś się dzieje w Helsinkach? Przecież wtedy sprawcą wszystkiego była Tuonela… Myślałem, że Ukko zadośćuczynił Tuoniemu i Tuonetar. O co chodzi…?
- Spokojnie, to nie Helsinki. To tutaj. Siedzę sobie spokojnie z rodziną w restauracji na powietrzu, wchodzi para Finów. Mija może… dziesięć, piętnaście minut i małżonek leży twarzą w zamówieniu, bo dostał strzał ze snajperki od kogoś z motorówki. Udało mi się uratować kobietę, ale uciekła. Nie wiem co jest grane z tymi Finami, ale chyba mnie prześladują - Alice powiedziała i westchnęła ciężko.
- No… myślę, że nie powinnaś im tego wyrzucać, skoro za to życie oddają… - de Trafford wydawał się naprawdę zaskoczony. - A ty? Jesteś cała? Wiedziałem, że mam cię nie puszczać na tego cholernego Mauritiusa! Od sześćdziesiątego ósmego roku to przeklęte, paskudne miejsce… - choć Alice go nie wiedziała, to mogła przysiąc, że mężczyzna skrzywił się.
Harper mruknęła
- Nie rób tej miny. Wiesz o czym mówię. Co do Mauritiusa, no to nic nie poradzimy. Poza tym, że miałam lekki wstrząs z powodu Finów, to wszystko ze mną w porządku. Mam tylko nadzieję, że nikt z bliskich nie zauważył, że przyjęłam ten rozbryzgany… Ten widok tak spokojnie - westchnęła.
- Na pewno wszyscy zauważyli. Kreuj się na fankę horrorów, czy czegoś tego rodzaju. Jestem przekonany, że typowa muzykoterapeutka raczej krzyczałaby i uciekała w popłochu. Ale przed tym jednym nie musisz bardzo udawać, co nie? Jak on miał na imię?
- Mówisz o… Thomasie? Znaczy nawiązujesz do sytuacji w restauracji z mafią… Tak wiem. Coś wymyślę w temacie reszty - odpowiedziała i zrobiła pauzę, by po chwili kontynuować.
- Za to pogodę mamy przepiękną. Nie odpowiedziałeś mi na drugie pytanie - zauważyła. Rozejrzała się ponownie po lobby. Szukała wzrokiem Arthura i zerknęła, czy motylek nadal tu był. Czasem pojawiał się wraz z wizjami Mary, Alice obawiała się dostrzec ją.
Nie widziała go, podobnie jak i córki Dahla. Ta pojawiała jej się od czasu do czasu, mniej więcej raz na tydzień. Alice widziała ją w parku, w telewizji, pluskającą się w fontannie lub bawiącą się z innymi dziećmi na placu zabaw. Choć pokazywała się regularnie, to nie sposób było do tego przywyknąć. Gdyby pojawiała się choć trochę częściej, Alice by zapewne zwariowała.
- Nieważne. Nie pakuj się w żadne gówno i przylatuj prosto do Anglii. Nie dość ci wrażeń po czerwcu? - Terry prawie warknął. - Jesteś tam kompletnie sama. Nie powinnaś spędzić tam ani jednej nocy więcej.
Tymczasem Alice spostrzegła mężczyznę przechodzącego holem w oddali. Zatrzymał się na moment, spojrzał krótko w jej stronę i poszedł dalej. To był Arthur.
Harper mruknęła
- Nie będę się w nic pakować, obiecuję. Będę grzecznie leżeć nad basenem i poddawać się masażom. Słowo scouta. Nadal nie odpowiedziałeś mi na pytanie… - zauważyła po raz drugi. Widząc jednak Arthura, trochę się rozproszyła i podniosła z fotela idąc za nim.
Mężczyzna jednak zniknął za rogiem. Musiała przyspieszyć.
- Byłaś scoutem? Nie byłaś, prawda? - Terry mruknął podejrzliwie. - Po prostu troszczę się o twoje bezpieczeństwo. Nie walcz ze mną. Jeżeli już musisz tam zostać… to pisz do mnie smsy regularnie, że wszystko w porządku. Najlepiej co godzinę. Nie podoba mi się ta sprawa. Może to ktoś, komu weszłaś w drogę w Finlandii? I pomylił cię, choć kula była zarezerwowana dla ciebie? Jesteś teraz bardzo ważną osobą, nawet jeżeli najwyraźniej tego nie odczuwasz i nie zachowujesz niezbędnych środków ostrożności.
Rudowłosa robiła nieco dłuższe kroki, żeby dogonić mężczyznę. Chciała się dowiedzieć, czy wszystko z nim w porządku, w końcu był jej przyrodnim bratem.
- Wiem Terrence. Nie będę się z tobą kłócić i obiecuję wysyłać raporty. Jestem jednak pewna, że to nie ja byłam celem, tylko właśnie oni. Zastanawia mnie czemu… Nie mogę już o tym rozmawiać. Powiedz mi, Dahl dzwonił, czy nie? Pójdę zaraz do pokoju hotelowego i trochę się odświeżę, a potem będę pisać co godzinę, obiecuję - powtórzyła dwa razy, żeby zapewnić de Trafforda, że będzie na siebie uważać.
- Dzwonił. Ale rozmawialiśmy dosłownie przez trzydzieści sekund. Powiedział, że dobrze się czuje i żeby cię pozdrowić. Nic mu nie dolega i bardzo mu na tobie zależy…
Alice wychwyciła w tym pewną fałszywą nutę… Czyżby Terry okłamywał ją, myśląc, że w ten sposób sprawi jej przyjemność?
Wyszła na korytarz prowadzący do pokoi na parterze. Ujrzała w oddali Arthura. Ten skręcił w prawo i znowu zniknął z jej oczu. Zupełnie jakby goniła za białym zającem.
Śpiewaczka usłyszała, że skłamał i oczywiście zastanawiała się w jakim temacie. Tego, że dzwonił? Tego, że kazał ją pozdrowić? Czy tego, że nie powiedział nic o tym, że mu na niej zależało? Cokolwiek to było, sprawiło, że poczuła się średnio i tym razem nie zdołała zamaskować tego w tonie głosu
- To dobrze, że nic mu nie jest - powiedziała jakby było jej duszno
- Muszę kończyć… Do potem Terrence - pożegnała go przygnębionym tonem i zanim cokolwiek powiedział, rozłączyła się. Potrząsnęła głową i zahamowała depresyjne myśli. Teraz była skoncentrowana na Arthurze. Nie wyglądał jakby coś mu dolegało, a skoro szedł w stronę pokoi, to Mia będzie mogła odetchnąć, a ona udać się do swojego pokoju. Wygrzebała kartę magnetyczną z torby i obracała ją nerwowo w dłoni.
Wnet pojawił się ślepy korytarz z pokojami od dwadzieścia wzwyż. Nie było na nim Arthura, więc już musiał wejść do swojego. Chyba przynajmniej raz wszystko dobrze się skończyło. Karta magnetyczna była schowana głęboko pod torebką Finki, ale Alice udało się znaleźć ją. Mogła wejść do swojego pokoju i wreszcie obmyć z siebie pot, piwo i krew…
Zanim to jednak uczyniła, zastukała jeszcze do pokoju Roberta i Mii, chciała im przekazać wiadomość o powrocie Arthura. Zatrzymała się i zapukała w ich drzwi.
Nikt jej nie odpowiedział, jednak słyszała w środku jakiś dziwny odgłos… Z jakiegoś powodu poczuła niepokój. W jej głowie pojawiła się wizja, że Arthur po tym wszystkim jednak zwariował i wrócił tylko po to, aby pozabijać całą rodzinę. Ale to nie mogła być prawda… co nie?
Harper nawet jakby chciała wejść do pokoju swego ojca, nie mogłaby bez karty magnetycznej. Zaraz więc pokręciła głową, Arthur też nie mógłby tam wejść, chyba, że zostałby wpuszczony, ale to by zauważyła wychodząc zza zakrętu. Cofnęła się od drzwi, po czym postanowiła mimo wszystko zapukać jeszcze raz, może troszkę zbyt intensywnie, ale w końcu miała powód. Arthur wrócił, a nikt za pierwszym razem jej nie odpowiedział, uznała więc że może zapukała za cicho. Panicznie łapała się pozytywnych myśli, że nic się złego nie dzieje.
Zanim jej kłykcie dotknęły drzwi, zauważyła, że te nieco przemieściły się. Zdawało się, że wcześniej nie były zatrzaśnięte i gdy zapukała, wytworzyła się centymetrowa szczelina. Wystarczająca, aby usłyszeć niepokojący jęk bólu…
Alice popchnęła drzwi, by otworzyły się na oścież
- Wszystko w porządku? - zapytała dając znać że to ona i wchodzi, co prawda w najdurniejszy na świecie sposób, bo słyszała wyraźnie, że nie było, ale nie pomyślała w niepokoju
- Drzwi były otwarte - dodała na swoje usprawiedliwienie, po czym rozejrzała się po pokoju, szukając źródła dźwięków.
- AAAA!!! - Mia głośno krzyknęła. Zepchnęła z siebie Roberta i prędko przykryła się kołdrą, aby osłonić nagość. Ojciec Alice przez chwilę walczył z żoną, próbując wyszarpnąć choć trochę materiału i skryć się pod nim przed spojrzeniem córki.
- Tu nie ma Arthura - rzekł prędko, cały zdenerwowany. - Możesz szukać go gdzieś indziej.
Był cały czerwony ze wstydu.
Harper cofnęła się natychmiast.
- Przyszłam tylko powiedzieć, że wrócił w jednym kawałku. Przepraszam, ale na przyszłość, zamykajcie drzwi - powiedziała skrępowanym tonem. Skąd miała wiedzieć, że tak szybko zajmą się sobą, przecież w gruncie rzeczy ledwo co weszli do pokoju hotelowego. Do diabła. Odwróciła się i mamrocząc do siebie, wyszła z pokoju zamykając drzwi trzaśnięciem. Następnie ruszyła do siebie. Z jakiegoś powodu wstrząsnęło ją to bardziej, niż martwy Fin na stole w The Deck. Ruszyła do swojego pokoju, cała czerwona z zażenowania i wściekłości i frustracji rozmową z Terrencem, tym zamieszaniem i ogólnie wszystkim. Otworzyła drzwi i wparowała do środka, zamykając je za sobą. Potrzebowała chwili dla siebie.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline