Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2019, 20:54   #64
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice zerknęła na kobietę
- Proszę mi powiedzieć, czy kamery w waszym hotelu działają, czy część z nich jest że tak powiem na pokaz? To może dziwne pytanie, ale dość istotne. Widzi pani, zaginął mój brat i byłam święcie przekonana, że gdy wcześniej byłam tu w lobby widziałam go jak szedł w stronę korytarzy do pokojów… Okazało się jednak, że nie i teraz zastanawiam się, czy po prostu w nerwach mi się przewidziało, czy może naprawdę tu był. Rozumie pani? - mówiła spokojnie, tłumacząc całe zajście. Nie zachowywała się jak wariatka i na taką nie wyglądała, nie oczekiwała więc, że recepcjonistka posądzi ją o szaleństwo i może nawet pomoże.
- Och… rozumiem. Tak, wszystkie kamery są sprawne. No bo po to są, aby były sprawne - powiedziała tak, jakby to była najjaśniejsza rzecz pod słońcem. - Ale jest pewien problem… nie możemy tak po prostu przeglądać sobie zapisów, gdyż jest to w sprzeczności z polityką ochrony prywatności gości. Zapis powstał po to, abyśmy w dyżurkach nie mieli jednego wielkiego reality show na ekranach… tak mi się wydaje - zaśmiała się lekko. Była bardzo młoda, chyba kilka lat młodsza od Alice. Pewnie nawet nie pracowała tu na stałe, a jedynie stanowiła jedną z wielu osób zatrudnionych jedynie do pracy w sezonie. - Musielibyśmy posiadać pisemną zgodę kierownika, a najlepiej policji, czy jakiejś większej instytucji. Dwa lata temu tego niedopilnowano, jak powiedziała mi Alicia i wyciekł zapis, który został potem wykorzystany w rozprawie sądowej o rozwód. Ktoś kogoś pocałował, czy coś… no i hotel musiał bulić wielkie pieniądze, bo niesforny mąż złożył pozew po swojej własnej przegranej sprawie. Nie twierdzę, że to ta sama sytuacja i rozumiem pani położenie… ale mam jakby związane ręce. Nie chcę się też narażać… - mruknęła kobieta. Bez wątpienia była wylewna i gadatliwa. Musiało jej się tu strasznie nudzić. Alice dostrzegła upchane w niby dyskretne miejsce magazyny i gazetki z krzyżówkami.
Śpiewaczka milczała przez chwilę, zastanawiając się co ma teraz zrobić. Zastraszyć tę kobietę? Udusić Mię? Napisać kartki o zagubionym bracie Arthurze i porozwieszać je na latarniach ulicznych? Westchnęła
- Rozumiem. To pani praca, nie chce jej pani stracić. No i zapewne nie przypomina sobie pani czy w lobby wcześniej widziała kogoś za kim poszłam podczas rozmowy telefonicznej? O ile w ogóle pamięta pani, że tu byłam? To też mogłoby jakoś pomóc - dodała. Sytuacja wyglądała na przegrana i Alice nie chcąc się dalej denerwować tym miejscem, jak najszybciej zamierzała ruszyć w drogę, aby oddać bagaż… Miała nadzieję, że Nie-Tuonetar.
- Tak, widziałam panią. Chodziła pani po korytarzach… ale nie widziałam żadnego mężczyzny… - zawiesiła głos. - Czy potrafiłaby pani opisać tego pana? Szczerze mówiąc, to w sumie i tak nie ma znaczenia… Bo w czasie, kiedy widziałam panią, nie dostrzegałam żadnego… - zawiesiła głos. - Wiem, że wolałaby pani, żebym powiedziała coś kompletnie innego - westchnęła i spuściła wzrok, jak gdyby zrobiła coś złego, niedostatecznie monitorując otoczenie.
To zastanowiło rudowłosą. Jesli recepcjonistka nie widziała Arthura, to czy naprawdę Alice tylko się wydawało, że go widziała? W takim razie dlaczego? Nie miała nawet z kim o tym porozmawiać… Przyszła jej do głowy bardzo paskudna myśl, związana z żyjącymi martwymi, która ściśle wiązała się z jej ‘dobrymi’ znajomymi, z których jeden skończył twarzą w rybnym talerzu…
Alice odepchnęła taka myśl, po czym opisała recepcjonistce jak wyglądał Arthur i co miał na sobie
- Jeśli go pani nie widziała, a pojawi się za jakiś czas, to prosze mu przekazać, że wszyscy sie martwili jego zniknięciem. Byłabym zobowiązana… Tymczasem, pójdę już. Dziękuję za rozmowę - powiedziała uprzejmie, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia z hotelu. Cokolwiek się tu dziś działo… Nie podobało jej się kompletnie.
- To od razu może pójdę do pomieszczenia służbowego - usłyszała jeszcze za sobą. Następnie kobieta wyszła z recepcji i ruszyła korytarzem w prawo i zniknęła z jej oczu za zakrętem.
Alice ruszyła w stronę wyjścia. Ale obejrzała się w stronę recepcjonistki, kiedy ta wypowiadała ostatnie słowa… ujrzała kątem oka ruch. Ktoś szedł po przeciwnej stronie holu. I… ta sylwetka… czy to był Arthur? Wnet zniknęła za drzwiami z napisem “męska toaleta”.
Śpiewaczka wstrzymała oddech. Czy to był Arthur? Jeśli to był Arthur, to wcześniej czy później wyjdzie na to, że wrócił. A jeśli nie? Tylko by się ponownie ośmieszyła. Miała dość, odwróciła się i z uporem maniaka opuściła lobby hotelowe. Wyszła na zewnątrz. Poprawiła drugie i zarazem swoje ostatnie na tym wyjeździe okulary przeciwsłoneczne na nosie. Miała do przejścia trasę identyczną jak ta, którą przeszła dziś nieco wcześniej z rodziną, sama mogła iść zdecydowanie szybciej. Miała jeden cel i był nim hotel, którego ulotkę znalazła w torbie.

Obok niej przeszła para młodych turystek o nienagannej figurze i długich, blond włosach. Miały jaskrawe bikini i śmiały się do rozpuku. Trzymały w rękach po drinku w wysokim, stożkowym kieliszku. Czy Alice naprawdę nie mogła do nich dołączyć i cieszyć się tropikalną pogodą, basenem i plażami? Czy zawsze coś musiało stanąć na drodze do mile spędzonego czasu? Szła w milczeniu w stronę bramy, spoglądając na innych, opalających się przy basenie wczasowiczów. Inne pary kierowały się w stronę morza.
- Hej - nawet nie zauważyła, kiedy pojawił się przed nią Thomas. Popatrzyła nieco w bok i ujrzała w oddali opuszczający teren radiowóz. Najwyraźniej policja dopiero co odstawiła Douglasa po przesłuchaniu.
Harper wzdrygnęła się na dźwięk głosu Thomasa, bowiem akurat była zamyślona nad tym jak bardzo chciałaby, aby ten wyjazd był udany i miły, a nie taki. Zaraz dostrzegła radiowóz i zrozumiała, że go dopiero co odstawiono.
- Cześć… - odpowiedziała niemrawo i zmusiła się do uśmiechu.
- Widzę, że już cię puścili, to dobrze. Reszta rodziny w hotelu, poza Arthurem… Idę się przejść, trochę odtajać… Twoja mama nie omieszkała już nawtykać mi i Peterowi do bólu - powiedziała spokojnie. Poprawiła kapelusz na głowie.
Thomas skrzywił się. Zdawało się, że miał jeśli nie dobry, to przynajmniej neutralny humor. Natomiast wzmianka o charakterze jego matki skutecznie go popsuła.
- Mógłbym cię za nią przeprosić… ale to ona powinna to zrobić, aby miało to jakiekolwiek znaczenie. Nie wiem, czy to pomoże, ale ona zawsze taka była, choć po ujawnieniu zdrad ojca zrobiła się jeszcze gorsza. Jeżeli nie jesteś jej synem lub córką, to jesteś z góry skreślona i tyczyło się to również żony Arthura i w mniejszym stopniu Evelyn. Tyle że ta jest grzeczniutka, milutka i ze strachu rozsypuje za moją matką kwiaty, plecie jej wianki, śpiewa jak skowronek i podaje winogrono oczyszczone ze skórki prosto do jej ust. Tylko dlatego mama ją akceptuje, choć od czasu do czasu lubi przypomnieć, że to ona jest matką chrzestną, samicą alfa, a może nawet i bogiem. Ma bardzo silny charakter.
Thomas potuptał prawą nogą, jakby chcąc tym zakończyć ten temat.
- Chodź, wypijemy coś i wtedy pójdziemy razem na spacer - zaproponował.
Alice przestraszyła się
- Hmmm już się umówiłam z Peterem, że będziemy pić po spacerze. Chwilowo chciałabym pobyć sama. Wrócę za jakąś godzinę może półtorej, to spotkamy się przy barze we troje, a razem to pójdziemy na spacer nad plażę wieczorem jak to słońce trochę odpuści, co ty na to? - zaproponowała nadal spokojnym tonem. Nie mogła mu przecież pokazać, że stresowała się wizją, że teraz jej przerwie. Udała, że potrzebowala ochłonąć w samotni swoich myśli, spacerując po ulicach miasta. Liczyła na to, że Thomas nie będzie nalegał, jeśli jednak zamierzał… No cóż. I na to miała plan.
- Jeśli chcesz… - Thomas spojrzał na nią niepewnie. - Ale nie ma sensu płakać w samotności, czy co tam zamierzasz… To tylko moja matka… Jesteś pewna, że chcesz być sama. A co, jeśli znikniesz nam jak Arthur?
Thomas był bez wątpienia troskliwy i nie chciał, aby Harper źle się czuła i zachowywała się jak wyrzutek. Uciekała z hotela, chciała być sama. Tak właściwie… mógł mieć trochę racji w ostatniej kwestii, którą poruszył. A co, jeśli nie będzie jej dane tak po prostu wrócić na basenowy relaks we trójkę? Czy było bezpieczne to, co planowała? Jeżeli w sprawę był zamieszany wykwalifikowany morderca… To czy nie powinna trzymać się od tego z daleka, jak radził jej Terry?
- Nie zniknę. Jestem na to za twarda - zażartowała lekko. Zastanawiała się chwilę
- W sumie… Masz ochotę na małą wakacyjną przygodę? Tylko musisz mi obiecać, że nie będziesz zadawał pytań - nagle całkiem zmieniła pogląd na sytuację. A co jeśli rzeczywiście coś mogło jej grozić? W towarzystwie Thomasa mogła być nieco bezpieczniejsza. Musiała jednak ustrzec się od jego pytań, bo to by mogło pociągnąć za sobą straszliwe konsekwencje. Nie miała zamiaru wyjaśniać mu Helsinek, a co za tym szło, faktu że wiedziała co spotkało Natalie i gdzie tak naprawdę ją pochowano…
Thomas zwęził oczy w szparki, ale uśmiechnął się lekko.
- Co takiego knujesz? - zapytał. - No tak… mam nie zadawać pytań. Ale… chyba nie chcesz wracać do The Deck, prawda?
Zdawało się, że Douglas zaczynał przewidywać być może nieco zbyt poprawnie, że Alice chciała zająć się sprawą, która wynikła w trakcie popołudnia w restauracji. Chyba chciał grać według jej reguł, ale nie mógł iść mając kompletnie zero informacji…
Alice przechyliła głowę
- Nie, do restauracji nie. Ale jest to w pewien sposób powiązane. To długa i bardzo skomplikowana historia mojego pecha. Idę coś oddać i wyjaśnić, nie mam zamiaru pakować się w żadne kłopoty, jeśli chcesz mi towarzyszyć to proszę. Ufam ci, widziałeś mnie już kiedyś w nietypowej sytuacji - przypomniała mu wydarzenie, przy którym się poznali. Harper pełna była tajemnic, czy Douglas był ciekaw jak wielu? Obserwowała go uważnie.
Thomas zamyślił się przez moment. Wydawał się lekko zaskoczony stwierdzeniem Alice…
- W nietypowej sytuacji…? - zapytał. - Nie przypominam sobie żadnej nietypo… - nagle zamilkł w pół słowa. - Ach… - wykręcił głowę w bok, nieco zmieszany. - Tak, całkiem dobrze sobie poradziłaś. To był atak włoskiej mafii… aż trudno mi uwierzyć, że to przeżyliśmy. Może jestem W FBI, ale nie myśl, że to znaczy, że kiedykolwiek wcześniej doświadczyłem czegoś takiego.
Zdawało się, że chciał kolejnymi słowami zagłuszyć lekkie zmieszanie.
- Nie do końca wierzę, że nie chcesz pakować się w kłopoty, skoro nie chcesz mi wszystkiego od razu wyjaśnić… - mruknął. - Ale… chyba nie mogę teraz tak po prostu sobie odejść - uśmiechnął się nieco niezręcznie. - Jeżeli jednak zobaczę choć najmniejszy ślad jakiegoś szaleństwa, to zareaguję… Możesz być tego pewna, więc… nie jestem do końca pewny, czy naprawdę chcesz mojego towarzystwa? - spojrzał na nią uważnie. Zupełnie tak, jak gdyby to był jakiś test.
Uśmiechnęła się nieśmiało nie chcąc tłumaczyć Thomasowi co dokładnie miało miejsce w tamten wieczór w restauracji i kogo dokładnie szukała owa włoska mafia. I tak wiedział już za dużo w związku z faktem, że tropił Maxinne w tamtym czasie.
- Wszystkich tamta sytuacja zaskoczyła, ale na szczęście mamy ją już za sobą - skomentowała jedynie. Kiedy jej przyrodni brat kontynuował, poprawiła okulary na nosie
- To nie tak. Po prostu to co będziemy robić nawiązuje do pewnej strasznej historii, gorszej niż dzisiejsza scena w The Deck. Nie chcę o tym na razie mówić. Nie lubię odsłaniać swoich kart. Po prostu moje życie nie jest takie proste jak by można było przypuszczać i niech to zostanie między nami. Dlatego zaznaczam, że ci ufam Thomasie. Nie chcę, żebyś mnie osądzał i nie chcę, żebyś nabrał jakichś mieszanych uczuć w stosunku do mnie. Od razu powiem ci, że nie jestem zamieszana w jakieś złe rzeczy. Po prostu od czasu naszego ostatniego spotkania moje życie się bardzo poplątało. Pozostańmy na tym tłumaczeniu, a teraz chodźmy. Ufam, że jeśli coś będzie nie tak, pomożesz mi - uśmiechnęła się do niego uprzejmie i poczekała chwilę, by ruszył wraz z nią. Pokierowała ich w stronę bramy, poprawiając torbę na ramieniu. Czekał ją nie lada dzień… Miała nadzieję, że Thomas nie zostanie świadkiem czegoś, czego nie powinien.
Mężczyzna skinął głową i utonął w rozmyślaniach. Przez dłuższą część drogi w ogóle nie odzywał się. Potem nagle przemówił.
- Wiesz co…? - zawiesił głos. Mówił szeptem i spokojnie, jak gdyby przekazywał jakieś ułożone już w głowie informacje. - Myślę, że ja po prostu… ufam ci. To jakieś takie instynktowne, a przeczucia mnie jeszcze nie zwiodły na manowce… aż tak bardzo. Z boku to wygląda cholernie zastanawiająco, ale jakim byłbym bratem, gdybym roztrząsał to i cię nie wspierał? - uśmiechnął się do niej ciepło. Zdawało się… że mogła liczyć na jego wsparcie.
- Dziękuję - odpowiedziała Alice, ciesząc się z tego co usłyszała. Miała tylko nadzieję, że nie znajdzie się w sytuacji, w której będzie zmuszona zawieść w jakiś sposób zaufanie swego przyszywanego brata. Co więcej, nie chciała, aby coś mu mogło grozić. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby z jej powodu zginął kolejny Douglas...

Drogę powoli zaczynał otulać cień, ale wtedy włączyły się latarnie. Port Louis wyglądał po zmroku może jeszcze bardziej urokliwie, niż w dzień. Choć zarysy gór, lagun i morza rozmywały się, to elektryczne światła wynagradzały to w zupełności. Gdzieś w oddali rysowały się sylwetki lulsusowych łodzi, które pozostawały w jednym punkcie, jak gdyby już tak szybko zasnęły na morskiej toni. Oblewał je jasny blask światełek, które przypomniały Alice robaczki świętojańskie…
Rudowłosa rozglądała się. Na horyzoncie pozostawała jeszcze pomarańczowa łuna po zachodzie słońca, ale miasto rozświetlone latarniami miało swój klimat. Kobieta rozglądała się. Wspominanie robaczków świętojańskich jednocześnie rozgrzało jej serce i wywołało w jej sercu nieprzyjemne ukłucie. Nie chciała na razie myśleć o Terrym, czy Joakimie. Z jakiegoś powodu ta rozmowa z Terrencem wywoływała w niej niepokój. Skierowała siebie i Thomasa w drogę do hotelu gdzie wcześniej zatrzymało się państwo ‘Nettar'

Hotel Le Suffren był odznaczony czteroma gwiazdkami, co sugerowało całkiem duży komfort i wygody. Alice przeczytała w ulotce zlokalizowanej na słupie niedaleko ośrodka, że w środku znajdowało się nieco ponad sto sypialni urządzonych w nowoczesnym stylu wykorzystującym dużo jasnego drewna i chłodnych kolorów. Rozciągał się stąd piękny widok na port i góry. Sam budynek składał się z rozciągającego się na dość dużej powierzchni parteru oraz pierwszego piętra zlokalizowanego głównie nad częścią środkową. Długie okna ciągnęły się na całej szerokości budynku, zapewniając dużo naturalnego światła w trakcie dnia. Natomiast w nocy wręcz odwrotnie - to Le Suffren promieniował elektrycznym blaskiem. Niczym latarnia morska położona niedaleko morza. W podłoże wbudowano niebieskie lampy, które podświetlały na niebiesko dolną część hotelu.
- Spodziewasz się znaleźć tutaj kogoś? - zapytał Thomas. - Jakiś twój znajomy przyjechał z wizytą? A no tak… żadnych pytań… - mruknął, choć spojrzał na Alice z zaciekawieniem, czy może jednak nie zdecyduje się, by odpowiedzieć na pytanie.
Harper zerknęła na Thomasa i pokręciła głową, dając mu do zrozumienia, że jeśli liczył na jakąś bardziej rozwiniętą odpowiedź, nie dostanie jej
- Muszę tutaj coś sprawdzić… - odpowiedziała jedynie, po czym pokierowała przyrodniego brata do wejścia do hotelu. Nie miała zamiaru zatrzymywać się w lobby. Rozejrzała się tylko uważnie, czy nie było tu policji, czy samej ‘Donny Nettar’. Wyciągnęła kartę do pokoju hotelowego i sprawdziła jeszcze raz numer, po czym ruszyła w stronę wind. Miała nadzieję, że na tabliczce wewnątrz będzie opisane, którego pokoju spodziewać się na jakim piętrze, bo inaczej chwilę poblądzą.
Na karcie napisano jedynie trzy cyfry. 012. Jeżeli pierwsza z nich wskazywała na piętro, to znaczy, że powinni pozostać na parterze… Winda znajdowała się tuż obok recepcji i nieco dalej wznosiły się schody na pierwsze piętro. Nie zauważyła żadnej mapy, w której umieszczonoby rozkład pomieszczeń, jednak hotel nie był aż tak ogromny, aby niezbędnie jej potrzebowali.
- Tutaj jest 008 - Thomas przeczytał napis na drzwiach znajdujących się w jednej z odnóg korytarza. - Pewnie musimy iść tędy… - zawiesił głos, patrząc uważnie na Alice. Najprawdopodobniej przeczytał numer pokoju na karcie, którą wyjęła Harper. Choć nie pokazywała mu jej, to musiał szybko zerknąć na oznaczenie pokoju na kawałku plastiku.
Rudowłosa spojrzała we wskazaną przez Thomasa stronę. Następnie podeszła do niego i ruszyła w tamtym kierunku.
- Masz dobre oko - skomplementowała go krótko, jednocześnie zaznaczając, że wiedziała dobrze, że zauważył numerek z własnej woli, bo przecież nic na jego temat nie mówiła. Ruszyła korytarzem, obracając kartę nerwowo w dłoniach i rozglądając się po numerach pokojów. Szukała dwunastego.
Co oczekiwała, że tam zastanie? Tuonetar raczej nie, w końcu to ona miała jej torebkę i kartę… Jakieś odpowiedzi? Potwierdzenie tego, że to naprawdę ona? A może jeszcze czegoś innego? Dreszcz niepokoju i napięcia przemierzał ścieżkę wzdłuż jej kręgosłupa, kiedy mijali kolejne pokoje…
Przeszli aż do końca korytarza, kiedy ten zakręcał pod kątem prostym w prawo. Alice już widziała plakietkę na drzwiach pokoju dziewiątego, który zaczął wyłaniać się zza rogu. Śpiewaczka już miała ruszyć dalej… kiedy Thomas chwycił jej ramię.
- Coś słyszę… - szepnął.
Ona również słyszała, jednak nie było w tym niczego szczególnie złowrogiego. Jedynie odgłos kroków, który rozbrzmiewał w przedłużeniu korytarza. Jeszcze nie widzieli, co mogło go wydawać, ale najpewniej to zmieni się, kiedy tylko zrobią kilka kroków do przodu. Czy Thomas nie przesadzał? Przecież znajdowali się w zwykłym hotelu, to oczywiste, że będą znajdować się w nim ludzie. Czy chciał tylko z tego powodu nie wychodzić za róg?
- Zobacz, kto tam jest - dodał cicho. - Albo wycofaj się i ja to zrobię - mruknął do Alice, która znajdowała się przed nim i blokowała mu dostęp do załomu korytarza.
Tak właściwie… skoro nie miał pojęcia, dlaczego znajdowali się w Le Suffren, to jego paranoiczny nastrój wcale nie był aż tak zaskakujący. Najpewniej doświadczenie mówiło mu, że pobyty z Alice zawsze kończyły się wściekłymi atakami mafii lub snajperskimi strzałami w głowę.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline