Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2019, 20:54   #65
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Śpiewaczka wolała sama oberwać w głowę, niż pozwolić na to kolejnemu z Douglasów. Kiwnęła do niego głową bez słowa, po czym powoli przesunęła się w stronę załomu. Zdjęła z głowy kapelusz, by było jej łatwiej cokolwiek zobaczyć, a następnie wyostrzyła wzrok i powoli wychyliła się, na tyle by spojrzeć jednym okiem na korytarz, w stronę gdzie oddalały się kroki. Jej serce tłukło jej się w klatce piersiowej. Wolała, aby ostatnim co ujrzała była wycelowana w nią snajperka. Nie miała tym razem lusterka, poza tym byłoby to zbyt podejrzane, gdyby to był zwykły gość hotelowy. Nie mogła przecież popadać w paranoję… A może powinna? Przełknęła ślinę i wyjrzała powoli i ostrożnie.

Korytarz ciągnął się na dziesięć metrów, po czym kończył się otwartymi, oszklonymi drzwiami, które wychodziły na tylną stronę budynku. Alice nawet widziała w oddali cienką, czarną wstążkę - to była woda. Zapewne właśnie stamtąd nadeszła kobieta. Była młoda i bardzo ładna. Posiadała brązowe włosy ciągnące się aż do pasa i duże, orzechowe oczy podkreślone makijażem. Mięsiste wargi zostały pomalowane naturalnie wyglądającą pomadką. Nieznajoma nosiła długą, czarną sukienkę z głębokim dekoltem i odsłoniętymi ramionami. Zdawało się, że nie zauważyła Alice. Podeszła w stronę jedynych drzwi, które nie były zamknięte. Na pierwszy rzut oka można było tego nie dostrzec, gdyż wcale nie były rozwarte na oścież, a jedynie delikatnie przymknięte do framugi. Jednak zamek nie został zatrzaśnięty i wystarczyło pociągnąć za klamkę, aby znaleźć się w środku pokoju… jak Alice szybko przeliczyła… dwunastego.


Nieznajoma zmarszczyła brwi, po czym przystanęła przy drzwiach. Następnie uklęknęła i dotknęła miejsca, do którego należało przystawić kartę, aby odblokować zamek. Wydawała się zaskoczona. Jak gdyby uważała, że ten, kto wszedł do środka, nie posiadał karty, a przedostał się do pokoju w jakiś inny sposób. Sekundę później wyprostowała się, otworzyła drzwi i weszła do pomieszczenia, zatrzaskując za sobą zamek.
Wszystkie mięśnie Alice napięły się. To był pokój dwunasty… Dlaczego ta kobieta tam weszła? Czy Harper miała jakieś urojenia? Spojrzała jeszcze raz na kartę w swojej dłoni, ewidentnie prowadziła do tego pokoju… Co było grane? Cofnęła się i wzięła dwa zdenerwowane wdechy. Z jednej strony chciała to załatwić, z drugiej bała się. Nie można było jej się dziwić, Helsinki odcisnęły się na jej duszy bolesnym piętnem. Czy ta kobieta była kompletnie niezwiązana z całym tym zamieszaniem? A może jednak była? Śpiewaczka wahała się chwilę, po czym spojrzała na Thomasa
- Potrzebuję twojej pomocy… - powiedziała spiętym tonem.
“A ja potrzebuję, żebyś mi wszystko wyjaśniła”, zdawało się przekazywać spojrzenie Douglasa. Ten jednak nie przerwał kobiecie i słuchał jej dalszych słów.
- Muszę coś odnieść do tego pokoju. Ktoś przed sekundą do niego wszedł, więc po prostu oddam przedmiot i będziemy mogli stąd iść i zapomnieć o całej sprawie. Potrzebuję, byś pozostał ukryty, ale miał mnie na oku, w razie gdyby jednak to nie okazało się takie proste, dobrze? - powiedziała i nawet zdołała się uśmiechnąć, chcąc dodać sobie i jemu otuchy i że sytuacja wcale nie była jakaś bardzo napięta.
- A potem… Potem trochę ci powiem, co ma miejsce dookoła nas - powiedziała chcąc go zachęcić.
Alice słyszała, że z pokoju dwunastego płyną jakieś dźwięki… Ktoś w środku rozmawiał. Na samym początku miała wrażenie, że przez telefon, gdyż słyszała jeden głos. Wnet jednak monolog skończył się i rozbrzmiała odpowiedź. Niestety nie była w stanie rozróżnić słów, te były wypowiadane szeptem. Gdyby nie moc Łowcy, w ogóle nie zauważyłaby ich. Widziała po Thomasie, że on ich nie słyszał.
- Ja pójdę, skoro to niebezpieczne - powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Albo ja, albo zostawiamy to, co masz odnieść, w recepcji. Nie ma mowy, żebym cię puścił - jego uścisk na ramieniu kobiety wzmocnił się. Z perspektywy Alice taka jego reakcja mogła wydawać się irytująca, jednak mężczyzna po prostu bał się o siostrę. Nie chciał jej puszczać w nieznane. Wiedział jeszcze mniej od Alice i wyobraźnia podsuwała mu najróżniejsze, pewnie niezbyt ciekawe odpowiedzi na dręczące go pytania.
Spojrzenie Harper wyostrzyło się
- Nie pozwolę ci na to. Nie możesz, ponieważ nie dopuszczę, żeby cokolwiek stało się kolejnemu z Douglasów.
- To obydwoje stąd idźmy. Przypominam ci, że teraz ty też jesteś jednym z Douglasów… nawet jeśli nie z nazwiska.
- To nie jest czas na kłótnie. Jeśli dobrze przypuszczam, są w to zamieszane osoby, które znam i które dzięki mnie dostały od świata bardzo wiele. Jeśli są honorowi, wiszą mi dług wdzięczności już dwa razy. A ty jesteś obcy, co więcej gdyby ktoś wiedział, że jesteś moim bratem, mógłby chcieć wykorzystać cię przeciw mnie. Rozumiesz? To jest skomplikowana sprawa, nie mogę ci powiedzieć za wiele szczegółów. Po prostu chcę, żebyś został bezpieczny i jakby coś stało się mi, żebyś mógł zadziałać - wyjaśniła czego od niego oczekiwała.
Mężczyzna nagle wydał się bardzo… zaskoczony.
- Czyli… - zawiesił głos. - Tu naprawdę jest tak niebezpiecznie? Alice… w co ty się znowu wpakowałaś? Nie wystarczają mi jedynie twoje przypuszczenia. Gdybyś miała pewność, że chodzi o te dwie oso…
Nagle przerwał, gdyż rozbrzmiał głośny krzyk. Przerażający. Męski. Harper poczuła pot spływający po skroniach. Oczy zaszły jej bielą. Czuła głośne i szybkie bicie własnego serca… Nawet nie do końca świadomie wyostrzała zmysł słuchu, próbując usłyszeć słowa rozbrzmiewające w pokoju. Tak głośny dźwięk kompletnie ją oszołomił. Jednak wystarczyło kilka sekund, aby w pełni odzyskała władzę nad sobą. Mimo to lekko kręciło jej się w głowie i czuła metaliczny posmak w ustach.
Rudowłosa przytknęła palce do skroni i pomasowała, jakby to miało jej pomóc
- Nawet nie wiesz w co wpakowałam się ostatnim razem Thomasie… a co dopiero teraz. Teraz nie mam zamiaru się wpakowywać. Po prostu chcę wiedzieć, czy mojej rodzinie grozi niebezpieczeństwo, a żeby to sprawdzić, muszę skonfrontować sie z jego potencjalnym źrodłem - powiedziała, ale widać było, że z jakiegoś powodu czuła sie gorzej… Cofnęła się, mając nadzieję, że w zamieszaniu Thomas ją puści. Rzeczywiście to zrobił. Wrzask skutecznie zdekoncentrował go. Patrzył na drzwi pokoju dwunastego i wydawał się nawet nie słuchać słów Alice.
Czy śpiewaczka powinna rzeczywiście odnieść torebkę do recepcji i zapomnieć o całej tej sprawie? Tego oczekiwałby Terrence. Tak też powinna zrobić. Ciekawość jednak chciała, aby dowiedziała się co się u licha działo. Przygryzła wargę. Zmarszczyła brwi i dość szybkim krokiem ruszyła w stronę przeklętego pokoju. Wyciągnęła z torby reklamówkę, w której chowała torebkę Donny. Następnie zatrzymała się przed drzwiami i podniosła dłoń, by w nie zapukać. Bardzo uważnie słuchała, czy dojdzie do jakiejś rozmowy w środku. Z takiego bliska coś powinna wyłapać, a gdyby tylko coś ją zaniepokoiło, rzuciłaby torebkę i dała w długą do wyjścia…
Wrzask stawał się coraz głośniejszy… nie, przybliżał się! Alice w ostatniej chwili zrobiła krok do tyłu, a jednak i tak zachwiała się, kiedy drzwi niespodziewanie otworzyły się i wypadł z nich mężczyzna. Straciła równowagę i upadła na podłogę. Tymczasem mężczyzna biegł przed siebie, szybko niczym błyskawica. Zlał się Alice w smugę i z tego powodu nie mogła dostrzec rysów jego twarzy, ale wydawało jej się, że go nie znała. Miał na sobie proste, czarne ubrania. Z jednej strony teoretycznie mógłby w nich całkowicie wmieszać się w tłum… a z drugiej strony… nie w ten tłum, który przebywał na wyspie. Tutaj dominowały krzykliwe kolory, radosne wzory, lekkie tkaniny. Mężczyzna chyba jednak nie był zwyczajnym wczasowiczem.
- Alice - usłyszała nad sobą. - Na litość boską… - Thomas jęknął, pomagając jej wstać. Nieznajomy ruszył w stronę drzwi prowadzących na tył hotelu. Śpiewaczka mogłaby za nim pogonić, lub też ruszyć do pokoju dwunastego… lub też… - Uciekajmy stąd! - Douglas huknął.
- Nie mogę stąd uciec, póki nie dowiem się co oni tu do cholery robią i czemu ktoś próbuje zrobić im krzywdę, a tym samym rozwalić mi wakacje - odpowiedziała, podnosząc się z ziemi.
- Im? - podchwycił Thomas. - Komu im? - zapytał napastliwie?
- Moim fińskim znajomym… Nieważne… Nie pytaj o to, póki sama nie dowiem się co jest u diabła grane - rzekła lekko napiętym tonem, po czym westchnęła.
- Wejdę do tego pokoju, zostawię tę przeklętą torebkę i możesz mnie zabrać dokądkolwiek chcesz - skapitulowała, wskazując ręką drzwi pokoju numer dwanaście. Chciała ruszyć w ich stronę i załatwić tę sprawę. Zastanawiało ją co tak przeraziło tego mężczyznę. Czemu uciekł. Przecież do środka weszła piękna kobieta, skąd więc taka reakcja.
- Tak zrobimy - mężczyzna warknął. - I wtedy wezmę cię w bezpieczne miejsce. Czasami zastanawia mnie… - zaczął, ale zamilkł w pół zdania. Kiedy Alice posłała mu pytające spojrzenie, kontynuował. - Jak przeżyłaś do dwudziestych piątych urodzin bez wsparcia żadnych superbohaterów. Jesteś magnesem na wszelakie skurwysyństwo.

Pokój był duży i przestronny. Na podłodze ułożono szary dywan ciągnący się na całej jej powierzchni. Ściany zostały pomalowane w kolorze kawy z mlekiem. Szerokie łoże małżeńskie było pościelone i tuż przed nim stało biurko z nowocześnie wyglądającym krzesłem obrotowym. Lampka na blacie paliła się, oświetlając czarny czajnik i dwie białe filiżanki. Nieco bliżej Alice położono jakąś książkę w dużym formacie. Na samym końcu pomieszczenia Alice ujrzała oszklone drzwi, które prowadziły na trawnik. Kilka latarni w oddali oświetlało palmy i inne tropikalne drzewa oraz krzewy. W pomieszczeniu panował przeciąg, który wynikał z niedomkniętych drzwi. O ile kobieta nie schowała się w toalecie, lub nie zniknęła, to właśnie przez nie opuściła pokój.


- A niech to… - skwitowała Alice, ale z drugiej strony, poczuła odrobinę ulgi. Podeszła do biurka i postawiła na nim torbę. Wyjęła ze swojej torebki mały notes i wyrwała z niego kartkę. Wyciągnęła długopis i zapisała
‘Oddaję zgubę. ~A.’
Następnie położyła ją obok torebki. Zostawiła przy niej również kartę do pokoju.
- Zamknij drzwi, wyjdziemy tędy - wskazała okno i wyjście. Była gotowa, by już mogli stąd iść. Zerknęła na Thomasa, po czym krótko na książkę, która leżała na blacie biurka.
- Możemy już iść - dodała, żeby Thomas na pewno wiedział, że już po wszystkim. Wyglądała na zmieszaną, ni to zadowoloną, ni zamyśloną.
- Dzięki Bogu… - mruknął Douglas, po czym obrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia. - Chodziło tylko o zwrócenie znajomym torebki? Po co ta konspiracja? Myślałem, że chcesz kogoś zabić…
Tymczasem Alice poczuła dziwny zapach. Nie była pewna na początku, z którego miejsca dochodził. Zaczęła węszyć niczym wilk. Na szczęście Douglas na nią nie patrzył, bo w tym momencie wyglądała co najmniej… zaskakująco. Wnet uzmysłowiła sobie, że woń dochodzi z pudełeczka znajdującego się obok czajnika. Tkwił na nim napis “earl grey”, a wyżej umieszczono nazwę firmy, która wyprodukowała herbatę. Wieczko znajdowało się nieco dalej. Śpiewaczka dostrzegła również, że część wiór herbacianych została rozsypana na dywan i blat. Alice chwyciła trochę herbaty pomiędzy kciuk i palec wskazujący. Kiedy potarła i potem spojrzała na opuszki… spostrzegła nalot białego proszku, który pozostał na jej skórze.
- Zostaw tę książkę i chodźmy stąd - ponaglił ją Thomas.
Alice zerknęła na okładkę. To był chyba album ze zdjęciami.
- Już momencik - powiedziała spokojnym tonem. Czym był ten proszek? Powąchała palce i wiórki herbaty. Zdawało się, że to właśnie dziwny, biały puder wywoływał tę woń. Tak właściwie nie wyczułaby jej, gdyby nie wyczulone zmysły. Zwykły człowiek mógłby kompletnie przeoczyć nieprzyjemny odór... Następnie Alice otrzepała dłonie i zwróciła uwagę na album ze zdjęciami, podniosła go i otworzyła, ciekawa zobaczyć co znajdzie w środku… Czy może bardziej kogo. Cała ta sprawa wyglądała dla niej strasznie podejrzanie i niejasno. Nie zamierzała siedzieć tutaj zbyt długo, ale po prostu ukoić swoją ciekawość choć w minimalnym stopniu.
W środku znajdowało się dwadzieścia zdjęć. Na pierwszym znajdowała się mała dziewczynka na swojej imprezie urodzinowej, jak zdmuchiwała świeczki. Na następnym znajdowała się przed szkołą z niepewnym uśmiechem, jakby to był jej pierwszy dzień. Kolejne przedstawiały różne wydarzenia z jej życia. Wyrosła na śliczną nastolatkę… a potem na piękną kobietę… Tę, którą Alice widziała w The Deck. To była Donna Nettar. Na jednym zdjęciu ubrała suknię ślubną i trzymała pod rękę przystojnego mężczyznę w garniturze, którego Alice nie znała. Śpiewaczka jeszcze raz przejrzała wszystkie zdjęcia, po czym wróciła do strony tytułowej. Tkwiła na niej dedykacja.
“Dla mojej najukochańszej córeczki. Kaarino, niech ten album przypomina ci o mnie. Gdzie zabierzesz z sobą nasze wspólne wspomnienia, tam będę i ja. Cały czas z tobą. Z okazji trzydziestych urodzin.”
Słowa zostały napisane po fińsku.
Śpiewaczka mruknęła. Jeśli osoba na zdjęciach, nazywała się Kaarina, ale w dokumentach przedstawiona była jako Donna, to co dokładnie się działo? Czy Tuonetar używała różnych imion i nazwisk jak to ona czasem robiła? Albo może jej ciało, które oddał jej Ukko, miało wcześniej własne życie? A z innej strony, może to Alice czegoś tu nie rozumiała i myliła... Odłożyła album na miejsce.
- Dobrze, chodźmy stąd Thomasie - zgodziła się wreszcie Alice, po czym schowała swój kapelusz do torby i ruszyła w stronę wyjścia na trawnik, czekając aż i jej brat do niej dołączy. Miała mętlik w głowie. Miała dużo różnych puzzli, ale nie wiedziała gdzie i który powinien się znajdować.
- Myślałem, że będziemy wracać korytarzem hotelowym… Ale chyba ta droga jest równie dobra… Chyba że chcesz udać się w jakąś kolejną pogoń? - zapytał mężczyzna, kiedy wyszli na zewnątrz. - A poza tym… skąd miałaś tę torebkę?
Alice rozejrzała się. Mogła skierować się w prawo, wtedy podążyłaby w kierunku stolików restauracyjnych. Było tam głośno, wesoło i stamtąd do ich uszu dobiegała muzyka. Ewentualnie, gdyby ruszyli w lewo, doszliby do frontu Le Suffren. Miejsca, w którym weszli do hotelu.
Harper rozglądała się chwilę, po czym zerknęła na Thomasa
- Z The Deck. Wracajmy do naszego hotelu. Masz pomysł gdzie mógł zaginąć Arthur? Zaczynam się poważnie martwić, jeśli nadal nie wrócił - stwierdziła, lekko zmieniając temat z torebki na ich sprawy rodzinne. Skierowała ich w drogę na przód hotelu. Nie mieli już tu nic do roboty. Miała nadzieję, że cokolwiek się działo na Mauritiusie, już nie będzie dotyczyło jej i reszty jej rodziny.
Thomas był zamyślony i wpierw nie odpowiedział. Bez wątpienia zastanawiał się, czego właśnie był świadkiem. Tak właściwie działania Alice nie były wcale podejrzane. Mogła od początku powiedzieć, że idzie do hotelu, aby zwrócić torebkę, którą znalazła w trakcie tego całego zamieszania. Pewnie zastanawiał się, z jakiego powodu Harper chciała milczeć i nie wyjaśnić mu tego wszystkiego od razu. Na pewno też martwił się krzykami i ucieczką mężczyzny, czego przed chwilą był świadkiem. Koniec końców do kompletnie normalnych zachowań hotelowych to nie należało. Chyba był przekonany, że coś było nie w porządku i dziwne, ale z drugiej strony nie wydarzyło nic aż tak bardzo drastycznego…
- Tak właściwie… jest jedno miejsce, do którego mógł pójść - Douglas odezwał się. Wydawał się zaskoczony, że w ogóle znalazł coś takiego. - Byliśmy na Mauritiusie jeszcze jako dzieci i pamiętam, gdzie dobrze bawił się… Ale raczej go tam nie będzie, przecież minęło tyle czasu…
Rudowłosa zastanawiała się chwilę
- Wiesz, gdy jest nam źle, najczęściej próbujemy wrócić do tego co jest nam znane i w jakiś sposób dobrze nam się kojarzy. Zadzwoń do swojej mamy i zapytaj, czy nie wrócił. Jeśli nie, pójdziemy tam. Zawsze warto sprawdzić - zasugerowała. Cieszyło ją, że Thomas już nie cisnął tematu z hotelem, torebką i tymi tajemnicami. Ona też wolała, by już się tym nie głowił.
Na pewno prędko nie zapomni o tym, czego był świadkiem, jednak wydawał się już nieco tym zmęczony. Zwłaszcza, że sprawa Arthura również jego denerwowała. Przecież mężczyzna był jego bratem.
- Tak zrobię - mruknął, po czym wyciągnął komórkę i wybrał numer telefonu. Czekał chwilę na połączenie. - Cześć, mamo… Dzwonię, bo… Aha, tak. Tak myślę. Nie, wszystko w porządku. Nie martw się. A wracając do tematu… Arthur już się znalazł? - zapytał, po czym rozbrzmiała chwila ciszy, w której Mia mówiła. Alice zerknęła na twarz mężczyzny. Wcale nie wydawał się pocieszony. - No… trudno - westchnął. - Niedługo wrócimy, ale jeszcze nie teraz. Kocham cię, do zobaczenia - powiedział, po czym wyłączył telefon. Spojrzał na śpiewaczkę. - Nie ma go - rzekł krótko.
 
Ombrose jest offline