Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2019, 20:55   #66
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice przechyliła głowę na bok i odgarnęła kosmyk włosów za ucho
- Więc co to jest za miejsce, w którym czuł się dobrze? - zapytała, zgadując już, że czeka ich kolejna mała przygoda tego wieczoru i miała nadzieję, że z lepszym efektem niż tutaj. Śpiewaczka szczerze martwiła się o Arthura, może i nie znała go za dobrze, ale nadal nie chciała, żeby mu się coś stało. W jego stanie mogłoby go spotkać dokładnie wszystko. Nie musiałoby być nawet nadnaturalne, by już wywoływało dreszcze na jej karku z niepokoju. Świat i bez tego był okrutny. Miała nadzieję, że Arthurowi nic nie było.
- Champs de Mars - odpowiedział mężczyzna. - Znajduje się tam konny tor wyścigowy. Pamiętam, jak ojciec wziął nas wszystkim na jedno z wydarzeń. Zaproponował, żebyśmy wybrali wierzchowca, który według nas będzie najszybszy. Ja postawiłem na konia, który według wszystkich znaków miał wygrać. Czempion trzy lata z rzędu. Miałem wtedy może osiem lat…? Byliśmy tacy młodzi… - Thomas zawiesił głos, rozmyślając. - Finn w ogóle nie rozumiał konceptu zakładów, więc wybrał tego najładniejszego. Pamiętam go, jakbym wczoraj go zobaczył. Ogromny, narowisty, cały biały niczym śnieg. Finn poprosił tatę, aby go kupił mu, tak jakby to było takie proste. Natalie koniecznie chciała startować w zawodach. Uciekła przed wyścigiem do jednego z zawodników, który rozgrzewał się w boksach i zaproponowała mu, że wynajmie od niego ogiera za dwie brzydkie lalki, którymi nie chciała się bawić. Potem chodziła cały dzień naburmuszona i pokrzywiała się za każdym razem, kiedy zawodnik przebiegał przed naszymi trybunami - Thomas zaśmiał się, po czym posmutniał, wspominając siostrę. - Connora chyba jeszcze nie było na świecie. A Arthur postawił na jakiegoś przypadkowego konia, na którego nikt nie patrzył. Uparł się, że to ma być właśnie ten. No i wygrał. Okropnie ucieszył się… aż popłakał się ze szczęścia. Potem mógł zamówić na kolację wszystko, na co sobie tylko wymarzył, choć o ile dobrze pamiętam, nawet nie zjadł do końca żadnego z trzech deserów, na które tak bardzo miał ochotę. A, i w międzyczasie mama wparowała na trybuny i opieprzyła tatę, że chce nauczyć nas hazardu. Stare, dobre czasy - mężczyzna uśmiechnął się. Znajdowali się już na drodze przed hotelem.
Alice w tym czasie wyciągnęła telefon i wpisała w wyszukiwarkę google nazwę, która podał jej Thomas. Wyznaczyła dla nich najszybszą trasę.
- W dobrym tempie dojdziemy tam w maksymalnie piętnaście minut. To całkiem niedaleko, mam nadzieję, że go tam znajdziemy - oznajmiła i schowała telefon, by móc zerkać na niego co jakiś czas, ale nie trzymać ciągle w ręce. Wieczór zapowiadał się pięknie, a byli w ładnej części miasta. Harper jak zwykle czuła się jak we śnie…
- Obiecałam, że coś ci wyjaśnię. Otóż, wydaje mi się, że ci ludzi, do których dziś strzelano… Że ich znam. Miałam okazję poznać ich daleko stąd, w Helsinkach. Jeśli to naprawdę oni, los był złośliwy, że skrzyżował nasze ścieżki w tak przypadkowym miejscu. I mam nadzieję, że przypadkowym, a nie że wiedzieli, że tu będę. Nie jestem tak do końca taką zwykłą muzykoterapeutką, miałam okazję swego czasu pracować dla pewnej agencji, zajmującej się wykonywaniem zadań specjalnych. Teraz już tego nie robię, ale nawyki pozostały. Wtedy w restauracji w Portland, tamta mafia szukała mnie… - powiedziała, zdradzając Thomasowi rąbek tajemnicy.
Douglas zerknął na nią, po czym szedł dalej. Noc była chłodniejsza, niż dzień, ale to tylko dobrze, bo wcześniej panowały ogromne, nieznośne upały. Dopiero teraz można było spokojnie odetchnąć i cieszyć się z pobytu na zewnątrz, gdzie nie chroniła klimatyzacja, czy basenowe parasole.
- Dlaczego ciebie szukała? - mężczyzna odpowiedział. - Akurat ciebie? Jesteś pewna? I… chyba jeszcze o tym nie rozmawialiśmy… Przykro mi było, że mnie zostawiłaś i wskoczyłaś do tamtego samochodu… Kto nim jechał? Chyba dobrze zrobiłaś, skoro jesteś tu i teraz cała i zdrowa - mruknął. - Może gdybyś została ze mną, to skończyłoby się dla ciebie dużo gorzej? - zapytał.
Alice pokręciła głową
- Max, moja przyjaciółka była w to wszystko wplątana. A to tylko dlatego, że pewna wpływowa osoba chciała się ze mną skontaktować. Ten cały chaos w restauracji mógłby nie mieć miejsca, gdyby wybrano lepszą metodę, niż posłanie za mną włoskiej mafii. Nie mogę ci powiedzieć dlaczego, ale jak sam zauważyłeś. Jestem niemal cała i zdrowa. Zostawmy ten temat na razie - poprosiła na koniec, zerkając z ukosa na Thomasa. Nie chciała wchodzić głębiej w temat i tak powiedziała mu już całkiem sporo.
- Wiem o Max, byłem nawet na jej tropie. Jednak nie spodziewałbym się, że tamta sprawa mogłaby mieć jakieś skutki dzisiaj. I że wplątane w to są jakieś osoby z Helsinek. No i… że pracowałaś w jakiejś agencji… - mężczyzna próbował to wszystko poukładać sobie w głowie, jednak wydawało się to zbyt trudne. Zwłaszcza kiedy wciąż był pod wpływem emocji związanych z hotelem, Arthurem i strzelaniną. - Zajmowałaś się czymś nielegalnym? Jakieś działania przeciwko Stanom? Pytam jako brat, nie jako agent FBI - rzekł. Jednak co uczyniłby, gdyby na przykład usłyszał, że Alice pełniła funkcję rosyjskiego szpiega? Na szczęście nie było to prawdą.
Harper milczała chwilę, po czym lekko parsknęła
- Broniłam mieszkańców naszego kraju, współpracowałam z innymi agentami i prowadziłam swego rodzaju poszukiwania, mające na celu zapobiec szkodzie mieszkańców danego terenu - wyjaśniła pobieżnie
- Jakbym ci wyjaśniła co dokładnie robiłam, nie uwierzyłbyś mi - powiedziała uśmiechając się i kręcąc lekko głową. Wizja tego, że mogłaby być rosyjskim szpiegiem rozbawiła ją…
- Powiedz i zobacz - uśmiechnął się. - Nawet nie wiesz, z jakimi rzeczami stykam się w pracy. Na co dzień nie ma niczego aż tak porażająco ciekawego, jednak raz na miesiąc wydarzy się naprawdę jakieś zaskakujące kurewstwo, a raz na rok coś, co przechodzi do zbioru naszych legend. Niektóre opowieści to prawdziwe klasyki, które powtarzane są ze starszych pracowników na nowych.
Mężczyzna przez chwilę zamilkł, spoglądając na swoje buty.
- Czekaj… ty sobie ze mnie żartujesz, prawda? - spojrzał na nią w nagłym olśnieniu. - Zabawne… - zaśmiał się. - Tak…
Harper pokręciła głową
- Pamiętasz, jak rzuciłeś, że przyciągam problemy i że nie wiesz jak przeżyłam do dwudziestych piątych urodzin? Powiedziałeś to jako pytanie retoryczne, ale odpowiedź jest bardzo prosta. Jestem swoim własnym superbohaterem z całkiem pokaźnym wachlarzem super mocy - uniosła brew i zerknęła na niego, była ciekawa co powie
- Nie takich standardowych jak w filmach, ale znam kogoś, kto potrafi owszem latać. A moja koleżanka wybucha rzeczy przez samo dotknięcie ich samymi dłońmi… Tymczasem mój dobry przyjaciel potrafi korzystać z telekinezy. Heh. Moja agencja zajmowała się paranormalnymi zjawiskami Thomasie. w filmach to zwykle działka FBI, a tu… Niespodzianka - rzuciła i odgarnęła włosy do tyłu.
Thomas spojrzał na nią tak, jak gdyby z jednej strony bawiły go jej słowa, a z drugiej lekko irytowały. Może gdyby korzystała z nieco bardziej żartobliwego tonu? Nie był przekonany, czy śmieje się z niego, czy może z nim…
- A kto cię szukał? Szatan? A ci finowie, których dzisiaj zobaczyłaś… to koledzy z pracy, czy może raczej demony, które próbowaliście upolować? - postanowił grać w jej grę. - Jeżeli posiadasz super moce… to pewnie wszystko zepsuję, jeśli poproszę cię o małą demonstrację, prawda? - spojrzał na nią teraz lekko kpiąco.
Oczy Alice błysnęły rozbawieniem
- Ci finowie, to skomplikowana sprawa, ale swego czasu rzeczywiście nie lubiliśmy się za bardzo i możnaby ich było nazwać demonami. Nie szatan mnie szukał, tylko jeszcze inna grupa niesamowitych osób… To trochę chaotycznie brzmi, a co do pokazu… - mruknęła i rozejrzała się. Szukała wzrokiem jakiegoś zaułka
- Po pierwsze, umiem mówić wszystkimi językami świata, które nie są starodawne. Po drugie, wyciągnij telefon i odpal radio. Mogę przekazywać krótkie komunikaty w myślach, słyszalne na pewnych częstotliwościach radiowych. Z innych rzeczy, mam wyczulone wszystkie zmysły na poziom podchodzących pod zwierzęce. Wzrok, węch, smak, słuch i dotyk. Mogę je sobie dozować, zwiększać i obniżać wedle własnej woli. Ostatnia rzecz, jaką potrafię jest bardzo specjalna. Mogę ci ją pokazać, ale musimy zejść z widoku. Na przykład tam - wskazała małą, ślepą uliczkę między jakimiś budynkami. Miała zamiar pokazać Thomasowi Imago, skoro jej nie wierzył.
- Ta zdolność pozwala wyczuwać mi na danym terenie najsilniejsze źródło zdolności paranormalnych, czy to osoba, czy przedmiot. Jeśli mam mapę, mogę na niej wskazać punkt, gdzie w momencie mojego wykrywania się znajduje. Przy okazji sam proces jest dość widowiskowy i to mogę ci pokazać. Ale musisz mi obiecać, że się nie wystraszysz i nikomu nic nie powiesz. Dobrze? - zagadnęła zerkając na przyrodniego brata uważnie.
- Ta ślepa uliczka… mam nadzieję, że nie będziesz się rozbierać? - zapytał Thomas. Po czym jego twarz przybrała nieco skonsternowanego wyrazu. - Chociaż… nieważne, nic nie mówiłem. Prowadź! - Douglas rzekł, po czym spojrzał na nią z nagłym zaciekawieniem. Był ciekawy, co zaplanowała. I jaką grę prowadziła. - Jeżeli nie uda ci się, to nie martw się. To może dlatego, bo o… - spojrzał na niebo i wskazał palcem na gwiazdy. - Bo świecą tylko trzy i to w złej konstelacji, a ty potrzebujesz… nie wiem, na przykład pięciu, albo siedmiu…. we właściwym położeniu - wzruszył ramionami. - Dlatego zrozumiem, jeśli nic z tego nie wyjdzie.
Z jednej strony brzmiał lekko kpiąco, a z drugiej czasami Alice odniosła wrażenie, że jedynie żartował i próbował dotrzymać jej kroku w tej dziwnej rozmowie.

Rudowłosa już nic nie powiedziała, tylko poprowadziła go do zaułka. Nie wierzył jej? To pokaże mu. Była ciekawa jego miny… Weszli za zakręt i odczekali chwilę. Alice słuchała, czy na ulicy zrobiło się dość pusto, by jasny blask nie zwrócił uwagi przechodniów. Odwróciła się w końcu przodem do Thomasa
- No dobrze. Tylko nie uciekaj - poleciła mu i cofnęła się o krok. Po czym wzięła głęboki, spokojny wdech.
Trochę czasu zajęło, nim Dubhe odzyskała swoje siły, ale gdy to nastąpiło po tych wszystkich zmianach, które miały miejsce jej Imago uległo drobnej zmianie. Zanurzyła się w ciepłym uczuciu w środku swego ciała. Znała je do tej pory już bardzo dobrze. Nie szukała niczego, po prostu sięgała po energię, tak jak to zrobiła w magazynie Konsumentów.
Otworzyła oczy i spojrzała na Thomasa


Jej źrenice zwęziły się, a oczy błysnęły typowym dla tego stanu rzeczy złotem. Pasma jej włosów zaczęły zmieniać kolor od dołu w górę. Nie spieszyła się, obserwując zwężonymi źrenicami swojego przybranego brata. Czekała na to zabawne uczucie, kiedy jej stopy oderwą się od ziemi wbrew grawitacji.

Thomas zastygł w kompletnym bezruchu. Alice była ciekawa jego reakcji, jednak kiedy już ją zobaczyła… poczuła lekkie ukłucie wyrzutów sumienia. Niby przygotowała go na to, co widział, jednak… nie do końca. Mężczyzna cały czas myślał, że żartuje. Natomiast teraz cały pobladł. W świetle Dubhe, które odbijało się od niego, sam wyglądał nieco nienaturalnie. Cały dygotał, śmiertelnie przerażony. Rozwarł suche usta, jednak z krtani nie chciał wydobyć się krzyk. Nie mrugał oczami. Te zaczęły łzawić - albo z powodu emocji, albo wiatru, który wiał prosto w nie. Alice ujrzała strużkę potu spływającą wzdłuż jego skroni. Wcześniej trzymał w dłoni komórkę, jednak jego palce odmówiły mu posłuszeństwa. Upuściły urządzenie na asfalt, jednak to nie zbiło się. Dopiero po kilku sekundach pękło w jednym, wyraźnym miejscu, jakby zostało przebite igłą. Ten dźwięk nieco orzeźwił Thomasa. Zrobił krok do tyłu, ale jedynie przewrócił się o krawężnik i wpadł w metalowe kubły ze śmieciami, robiąc mnóstwo hałasu. Jęknął z bólu.
Harper wzięła głęboki wdech i wypuściła powietrze. Odsunęła od siebie elektryzujące gorąco energii Dubhe, tym samym wracając do swoich kolorów. Nie podchodziła jeszcze do niego, nie chcąc go spłoszyć jeszcze bardziej, niż już był wystraszony
- Mówiłam ci. Nie wierzyłeś mi, a ja nie żartowałam Thomasie - powiedziała spokojnie. Dopiero w tym momencie zrobiła drobny krok w jego stronę i wyciągnęła rękę chcąc mu ją podać i pomóc wstać. Nie zmuszała go jednak do niczego i utrzymywała taki dystans, by to mężczyzna sam zdecydował, czy się do niej zbliży i przyjmie jej pomóc. Spróbowała się do niego uśmiechnąć normalnie
- Jestem dokładnie tą samą osobą co pięć minut temu. Nie przejmuj się, wiem że na pierwszy raz to szokujące, ale chcę by choć jedna osoba w naszej rodzinie wiedziała o mnie choć trochę więcej niż podstawy - powiedziała, dając mu do zrozumienia, że bardzo mu ufa.
Mężczyzna po chwili wahania przyjął jej dłoń. Jednak wydawało się to dla niego dość… trudne. Jak gdyby elektryczność, którą widział wokół Alice, mogła nagle go porazić. W sumie ciężko było winić go za to, jak bardzo ostrożny był.
- Choć jedna osoba…? - powtórzył. - Czy pokazałaś to również Arthurowi i Natalie, zanim… zniknęli?
Jego głos drżał. Alice ujrzała w jego oczach, że patrzył na nią inaczej. Wcześniej z sympatią i uprzejmym zaciekawieniem. Kilka miesięcy temu z pożądaniem. Natomiast obecnie… z zagubieniem, strachem i po części może nawet… paniką?
- Musiałem coś zjeść. Ktoś dosypał mi narkotyków do jedzenia. To… to jedyne wytłumaczenie. Tylko dlaczego wydawało się to takie… przekonujące i prawdziwe? A może zwariowałem? - bełkotał pod nosem. Z trudem stał na nogach, tak bardzo drżały. Zdawało się, że potrzebował kubka kakaa, ciepłego koca i najlepiej całego roku sesji u psychoterapeuty.
Alice oparła mu dłoń na ramieniu i otrzepała go z pyłu
- Thomasie. Nie pokazywałam tego nikomu z Douglasów poza tobą. Nie miałam nic wspólnego ze zniknięciem Arthura. Uspokój się. Tłumaczyłam ci na czym to polega. Nie oszalałeś, niczego ci nie podano. Po prostu na tym świecie istnieją rzeczy, o których normalne osoby nie mają pojęcia, albo to wyśmiewają. To tyle. Weź głęboki wdech, zabierz telefon i idziemy szukać Arthura na torze wyścigowym - powiedziała, chcąc, aby jej brat wziął się w garść. Wyszła pierwsza z zaułka, chcąc go ośmielić, że nie miała zamiaru nic złego mu uczynić. Nie mogła zmienić sposobu w jaki na nią patrzył od tak. Thomas teraz potrzebował dowodów, że była dokładnie taka sama jak wcześniej
- To w twojej skali niesamowitości, na jakim miejscu plasujesz ten pokaz? - zagadnęła, chcąc trochę go rozluźnić.
- Nawet nie żartuj - odpowiedział. - Nie mam teraz na to nastroju - powiedział, z trudem idąc tuż obok niej. - To wszystko, co mówiłaś… to prawda? Te wszystkie języki świata i radio w głowie… co ty tam jeszcze powiedziałaś… Żałuję, że nie słuchałem cię wtedy dokładniej - mruknął. - Jak zwykli ludzie, tacy jak ja, mogą żyć na świecie z takimi, jak ty? Jaką mam szansę przeżyć w obliczu… mroku, który jest kompletnie nieznany i nieokreślony… nie ma twarzy, formy… To, co mam na myśli… - zaczął jeszcze raz, wzdychając. - Czuję się jak dziecko, które nie wie nic o świecie. Tyle że takie może chować się pod spódnicą mamy. Oraz liczyć na jej pomoc i ochronę. Natomiast ja… i wszyscy, których kocham… Nie tylko są kompletnie nieświadomi całego zagrożenia. Ale jeszcze… nie mogliby sobie z nim poradzić… Jeżeli w każdej uliczce może kryć się coś takiego, jak ty - zamilkł na moment. - Ktoś taki, jak ty - dodał ciszej.
- Dlatego właśnie istnieje ta organizacja do której należałam. Zapobiegają temu, by nieświadomym ludziom stała się krzywda i żeby prawda wyszła na jaw. Rozumiesz już teraz? Stoją na straży tego, by tacy ludzie jak nasza rodzina mogli spać spokojnie, nie musząc doliczać do zagrożenia terrorystycznego jeszcze ewentualnego nalotu duchów, upiorów, czy zgorzkniałych bóstw, które szukają zadośćuczynienia i zabijają niewinne osoby - sensownie wyjaśniła mu Alice
- To… to brzmi tak, jakby kryła się za tym jakaś historia - mężczyzna mruknął do siebie na ostatnie słowa Harper, po czym zwrócił na nią twarz. Chyba powoli przełamywał swój strach względem siostry.
- Ja się taka urodziłam, musiałam pogodzić się ze swoją odmiennością całkowicie sama. Dopiero gdy miałam jakieś szesnaście lat dowiedziałam się, że są inne osoby, które korzystają ze swej wiedzy i zdolności by pomagać. Wcześniej myślałam, że po prostu jestem szalona… W końcu moja mama była w szpitalu psychiatrycznym - uśmiechnęła się cierpko. O tym też nie mówiła zbyt otwarcie przy Douglasach.
- Ja…. nie wiedziałem - mężczyzna odpowiedział i zamilkł. Nagle znowu odezwał się, tym razem bardziej zdecydowanie. - Tylko nie pytaj mnie, czego dokładnie nie wiedziałem. Bo odpowiedź jest taka, że dosłownie wszystkiego. Tak. Wszystkiego - pokręcił głową. - Jak to możliwe, że tak spontanicznie ujawniłaś się przede mną? Jak gdyby nigdy nic? Co to znaczy dla mnie teraz… Ktoś będzie na mnie polować? Ta organizacja, która dba o to, żeby prawda nie wyszła na jaw? Powiedziałaś, że zapobiegają temu, aby ludziom działa się krzywda… ale trudno mi w to uwierzyć, skoro odeszłaś od nich. Przecież… musiał być jakiś powód, dlaczego to zrobiłaś, prawda?
Harper uśmiechnęła się ciepło i nieco smutno. Jakby myślała o czymś bardzo… sentymentalnym
- Nic się w twoim życiu nie zmieni. Chciałam, żebyś wiedział, bo kręcisz się tutaj dziś ze mną. Ta dwójka, ubrana na czarno w The Deck. Podejrzewam, że to osoby, które znam… Tylko kiedy ich znałam byli zgorzkniałymi bóstwami właśnie. Dużo się działo, ale koniec końców pomogłam im uzyskać ludzkie życia których pragnęli. Tylko że teraz, jedno z nich dostało kulkę w głowę, jak na ironię, bo swego czasu było Fińskim bóstwem śmierci… Nieważne. Nie chcę ci mieszać w głowie za dużą ilością informacji - zrobiła pauzę w wypowiedzi.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline