Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2019, 20:57   #67
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Bóstwami - Thomas powtórzył. - Bóstwami…
Chyba z jednej strony chciał dowiedzieć się dosłownie jak najwięcej. Natomiast nie mógł nie zgodzić się z Alice. Już teraz wszystko mieszało mu się w głowie. Śpiewaczka miała nadzieję, że mężczyzna nie zemdleje z nadmiaru emocji, bo już teraz wyglądał bardzo słabo i blado. Żałowała, że nie ma przy sobie cukierków lub butelki wody, choć pewnie te rzeczy nie pomogłyby drastycznie Thomasowi.

- Chodzi mi o to, że jak sam zauważyłeś, ściągam dziwne rzeczy, więc jeśli coś się wydarzy, będziesz miał po prostu świadomość co się dzieje, żebyś nie upierał się zostawać i walczyć, tylko ratował bliskich, bo ja sobie wybrnę z naprawdę trudnych sytuacji, ale ty, czy reszta Douglasów, potrzebują pomocy i bezpieczeństwa. Zakładam jednak, że może nic się nie wydarzy i nie będziemy tu mieć drugich Helsinek… Ops… - zamilkła przytykając dłoń do ust.
Thomas spojrzał na nią, kiedy uczyniła ten gest. Chyba zastanawiał się, co mogło wydarzyć się w tym mieście, skoro ktoś tak potężny w jego oczach… oraz straszny… wspominał stolicę Finlandii z takim nastawieniem.
- Opuściłam tę organizację, bo okazało się, że okłamywali mnie w jednej kwestii, po drugie poznałam kogoś… Kto przedstawił mi, jak myślę, prawdę o tym jak działa nasz świat i chcę mu pomóc w zapobieżeniu strasznym wydarzeniom, gdzieś w przyszłości. Więc reasumując… Tym razem również należę do organizacji, w pewnym sensie ta pierwsza uważa, że nasza z nią konkuruje, ale robimy słuszne rzeczy i też staram się wprowadzić do niej politykę ratowania cywili. Jestem jakby w czołówce osób dowodzących, więc jakby ci się coś złego przyśniło, to wal do mnie… - znowu spróbowała zażartować, ale odchrząknęła i zeszła z dowcipnego tonu. Dla niej to była norma, ale dla Thomasa nie. Musiała mieć do tego szacunek.
- Rozumiem - mężczyzna odpowiedział. Nagle przystanął w pół kroku i jakby zaczął się krztusić. Jakaś myśl wpadła mu do głowy. Była tak nagła i niespodziewana, że chyba nie mógł sobie z nią poradzić. - Nie rób krzywdy mojej mamie, proszę - powiedział. - Ani nikomu tego nie zlecaj, skoro masz taką organizację. To tylko głupia kobieta, która nie wie, z czym się mierzy - spojrzał następnie na Alice ze strachem, jakby przewidując, że ta już wysłała na Mię gromadę asasysynów telekinetów, aby zemścić się za nieprzyjemną sytuację przy stole. Sama myśl z perspektywy Harper mogła wydawać się komiczna, jednak wypowiedź Thomasa jedynie podkreślała, jak bardzo niezorientowany był w tym wszystkim, nawet jeśli Alice próbowała mu wszystko wytłumaczyć tak dobrze, jak tylko potrafiła.
Rudowłosa westchnęła
- Już zapomniałeś co mówiłam o polityce obrony cywili, no nie? - zauważyła.
- Ale to chyba w kontekście tej pierwszej organizacji, nie drugiej? Co nie?
- Nigdy nie skrzywdziłabym niewinnej osoby, nawet jeśli jest paskudna z charakteru. Posłuchaj mnie, nie walczę z osobami, które zrobią mi trochę przykrości, mierzę się z potworami i prawdziwym zagrożeniem. To trochę głupie, ale to ci pewnie ułatwi… Pamiętasz ten film Spider-man? Tam pada taki tekst, że ogromna siła to ogromna odpowiedzialność. Takich zdolności nie używa się do błahych rzeczy, gdy jest się rozsądną osobą. A kłótnie z twoją mamą, to zdecydowanie błaha i przyziemna rzecz. Nie bój się o nią - obiecała mu uspokajającym tonem.
- Dobrze. Może… może jakoś to sobie ułożę w głowie - Thomas wydawał się już znacznie bardziej spokojny, nawet jeśli wciąż nie przypominał do końca siebie. - A… powiesz mi, czym jesteś? Czy jest jakaś nazwa twojej rasy? - spojrzał na nią. - Naprawdę jesteś moją siostrą, czy znajdujesz się tutaj z powodu jakiejś misji… i to wszystko było kłamstwem? - nagle spojrzał na swoje dłonie. Przypominał nieco małego chłopca, który po obejrzeniu filmu z superbohaterami, o których nawet przed chwilą wspomniała Alice, zastanawiał się, czy sam nie posiada jakichś głęboko ukrytych mocy. Tyle że, jak jej się wydawało, Thomas podchodził do takiej myśli nie tyle z niedojrzałą, nieśmiałą nadzieją, co bardziej… lękiem. Co innego znać drugą osobę i dowiedzieć się o niej rzeczy, które by się nawet nie śniły. Inna sprawa zastanawiać się nad samym sobą oraz własnej tożsamości.
Śpiewaczka przechyliła się lekko do niego i stuknęła go w ramię, by się nieco rozluźnił
- Należę do najdziwniejszej, najbardziej niesamowitej rasy tego świata. Najniebezpieczniejszej dla tej planety… - zrobiła dramatyczną pauzę
- Jestem człowiekiem Thomasie - dodała i uniosła kąciki ust
Douglas spojrzał na nią w taki sposób, że Alice doszła do wniosku, że przeszedł mu już jego początkowy strach.
- To nie jest tak, że są różne rasy i ukrywają się między ludźmi. Zdarzają się oczywiście takie pojedyncze przypadki, ale to anomalie, którymi zajmują się obie organizacje. Takie zdolności u ludzi biorą się stąd, że istnieje sobie energia. No i jak czasem jakiś przedmiot nią przesiąknie, to się mówi, że jest na przykład ‘przeklęty’, albo ‘nawiedzony’. A co do ludzi, jak przesiąkną taką energią, to wykazują przejawy nadnaturalnych zdolności jak czasem jakieś faktycznie dobre medium, albo wróżki… Ale nawet zwykłej osobie może się to przydarzyć, kiedy zetknie się z jakimś zjawiskiem nieświadomie, nasiąknie energią i może potem mieć jakiś proroczy sen. Ta energia u zwykłych osób po pewnym czasie zanika i znów są normalnymi ludźmi. Trochę inaczej jest w przypadku takich osób jak ja, które od razu się z nią rodzą. Są zaliczane do specjalnych przypadków i zazwyczaj obserwowane. Dlatego właśnie ta pierwsza organizacja mnie okłamywała. Ta druga chce bym im pomogła i przysłużyła się ważnym sprawom. Nie chciałam po prostu w pewnym momencie skończyć zamknięta w specjalnym więzieniu, bo do takiego miejsca trafiają takie osoby jak ja. Rozumiesz? Kiedy coś jest zbyt silne, zostaje odizolowane od świata. A ja jak każdy człowiek, chcę być po prostu wolna. Zwłaszcza, że żadna z moich mocy w żaden sposób nie zagraża nikomu, ani niczemu - wytłumaczyła mu wyczerpująco i zerknęła znów na mapkę na telefonie, niedługo powinni dochodzić na teren torów i ośrodka. Jeszcze tylko trzy minuty drogi, jeśli wierzyć napisom aplikacji.
- Rozumiem. Tak mi się przynajmniej wydaje. Dziękuję, że zdecydowałaś się powierzyć mi tę wiedzę… to wymagało dużo zaufania. Mam nadzieję, że na nią zasługuję - westchnął. - Jest tylko jedna kwestia, która mnie zastanawia i ma znaczenie dla nas czysto praktyczne. Powiedziałaś, że chcesz, abym w przypadku nadnaturalnego zagrożenia zachował się odpowiednio i tyczy się to również reszty Douglasów. Natomiast ty sobie poradzisz. Przy czym… jeśli się nie mylę… wymieniłaś kilka umiejętności, jakie posiadasz… ale żadna z nich nie jest bojowa, prawda? W jaki sposób możesz obronić się przed jakimś niebezpieczeństwem? Zmysły na pewno pomogą go uniknąć - przyznał - ale co w przypadku, kiedy już znajdziesz się twarzą w twarz z przeciwnikiem?
- Będę improwizować jak zwykle. Poza tym, jak już zauważyłeś, mam możliwości by uniknąć zagrożenia i właśnie to uczynić mam zamiar. Nie mogę sobie pozwolić na wpadanie w tarapaty. Wybrałam się tu bez żadnej obstawy ze strony swojej organizacji, o co już dziś po południu mój współzarządca suszył mi głowę w temacie sytuacji w The Deck. Dlatego najpewniej, jeśli coś się wydarzy, zabiorę się wraz z wami jak najdalej od problemów. Ale jeśli jednak coś mi zagrozi… Cóż, mam jednego asa… Na przykład w tej świetlistej formie jestem przez moment nieśmiertelna - zagadnęła z innej beczki
- No i potrafię posługiwać się bronią. Choć oczywiście żadnej tu nie mam. Nie przeszłaby kontroli na lotnisku, a nie leciałam prywatnym samolotem, bo jakby to wyglądało, jakbyś na przykład postanowił sprawdzić o której przylatuję… - zauważyła.
- No tak, poza tym tata kupił bilety wszystkim. Zaciekawiłoby go, dlaczego akurat ty nie chcesz przyjąć swojego.
- Dokładnie. Nie martwmy się na zapas i znajdźmy Arthura - zmieniła temat.
- Zróbmy to - mężczyzna zgodził się.


Tor wyścigowy Champ de Mars był trasą, na której konie pełnej krwi angielskiej próbowały wywalczyć sobie jak najlepsze miejsce w konkursach. Został otwarty aż dwa wieki temu, w 1812 roku przez pierwszego brytyjskiego zarządcę na Mauritiusie. Sam tor miał zwykły, przepisowy, owalny kształt i był stosunkowo nieduży, mierząc w obwodzie mniej niż półtora kilometra. Kiedy Mauritius uzyskał niepodległość w marcu 1968 roku, to właśnie tutaj miało miejsce wydarzenie uroczystego wywieszenia flagi. Od tego czasu co roku ma tu miejsce wyścig konny mający na celu uczczenie tego wydarzenia. Coś mówiło Alice, że nieprędko wyciągnie Terry’ego na któryś z nich. Miała nawet wrażenie, że to może do tego pił dziś Terrence, kiedy rzucił jakimś rokiem w ich rozmowie z popołudnia...

Obecnie Champ de Mars przyciągał dziesiątki tysięcy ludzi na wydarzenia, które miały tu miejsce. Sezon trwał od marca do wczesnego grudnia i pojawiali się tutaj nie tylko fani wyścigów z Mauritiusu. Choć i tych nie brakowało. Potyczki na torze były zarówno najbardziej popularnym sportem wśród tutejszej populacji, jak i najbardziej ukochaną formą rozrywki w ogóle.

Sama brama wjazdowa na teren ośrodka była bardzo szeroka i niczym nie zagrodzona. O każdej porze dnia i nocy można było odwiedzić to miejsce.
- Bienvenue au Champ de Mars - przeczytał Thomas. Z fatalnym akcentem, jak podpowiedział Alice Skorpion. - To może nie jest największy tor wyścigowy na świecie, ale jeżeli Arthur postanowił się tu ukryć, to będziemy go chwilę szukać… - westchnął z niepokojem.
Przed nimi ciągła się szeroka, asfaltowa droga biegnąca prosto w kierunku białych i żółtych budynków. Na razie śpiewaczka nie widziała samej trasy, po której zazwyczaj poruszały się konie. Byli jedynie na samym początku ośrodka.
Śpiewaczka rozglądała się
- Szkoda, że nie mamy nic, co do niego należy… Może zdołałabym go no… Wywęszyć, jeśli tu był. Teraz co najwyżej muszę liczyć na pamięć własnego nosa i że zapach jego wody kolońskiej nie pomieszał mi się na przykład z twoją, albo Finna… - rzuciła i lekko wyostrzyła wzrok by lepiej widzieć w mroku. Tak jak droga była oświetlona, tak jednak podejrzewała, że tory będą skąpane w ciemności, o ile nadal o tej porze nie odbywały się jakieś wyścigi.
Alice nie słyszała żadnego dźwięku końskich kopyt. Jej zmysły też nie były aż tak wyostrzone, aby wydobyć z wiatru cienką strużkę perfum mężczyzny. Choć… to może dlatego, bo tu go po prostu nie było. Szli przed siebie, spoglądając na infrastrukturę i zabudowania. Śpiewaczka widziała bardzo dużo ławek, tablic informacyjnych, koszy na śmieci… Tu budynki ochrony, tam bar, tu restauracja… Miała wrażenie, że znalazła się w małym miasteczku skrytym w środku Port Louis. Jedynie brakowało w nim ludzi. Alice nie widziała nawet pojedynczej osoby. Nie tylko nie odbywał się żaden wyścig, ale również minęło już trochę czasu od ostatniego, który miał tu miejsce.
- Alice… podejdź tutaj - mruknął Thomas. Podczas wspólnej wędrówki skręcił w bok i stanął właśnie przy tablicy ogłoszeń. Jedna z nich wydała mu się szczególnie interesująca.
Harper zmarszczyła brwi. Nie widząc nikogo w pierwszej chwili zmartwiła się, ale zaraz skrytykowała, nie mogąc tracić nadziei. Miejsce to nie było takie małe, Arthur mógł tu gdzieś być.
- Hmm? - zapytała podchodząc do Thomasa, by zerknąć na tablicę, na którą patrzył jej przybrany brat. Czy rzeczywiście było na niej coś tak ciekawego, że aż oderwało jego uwagę od poszukiwań zaginionego brata? Chciała się dowiedzieć co to.
Gablota wyglądała na całkiem nową, a w każdym razie była bardzo dobrze zachowana. Alice mogła przejrzeć się w szkle, na którym nie było ani jednej rysy. Natomiast za nim znajdował się cały kolaż wiadomości. Jeden wielki chaos. Zdawało się, że władze po prostu naklejały nową informację na starą, tym samym tworząc swoisty pomnik przeszłości. Harper nie wiedziała w pierwszej chwili, gdzie ma patrzeć, ale Thomas wskazał jej prędko palcem.

Cytat:
Z żalem informujemy, że z powodu zaistniałych wydarzeń zmuszeni jesteśmy to odwołania wyścigów na czas nieokreślony. Bardzo przepraszamy za zaistniałe kłopoty. W przypadku złożenia zakładów, proszę odwiedzić stronę internetową ośrodka w celu uzyskania zwrotu wydanej kwoty.
Informacja zdawała się raczej oszczędna i wiele nie wyjaśniała. Może dlatego sprawiała wrażenie tak bardzo tajemniczej. Na samym końcu znajdowała się pieczątka oraz podpis dyrektora.
- Tydzień temu powieszono to. W prawym górnym rogu jest data.
Alice rozejrzała się po otoczeniu. Wyostrzony wzrok poinformował ją, że informacja została umieszczona również w innych gablotach.
Kobieta wyciągnęła ponownie telefon i szybko wprowadziła nazwę toru do wyszukiwarki, chcąc dowiedzieć się co na temat tych ‘zaistniałych wydarzeń’ miały do powiedzenia wiadomości zamieszczone w sieci.
- No to wiemy, że wyścigi się nie odbywają. Myślisz, że w takim razie został tu, czy może poszedł w jakieś inne miejsce? - zapytała przeglądając wyszukiwarkę.
- Jeżeli poszedł w inne miejsce, to nie mam pojęcia jakie. Dlatego, skoro tu już jesteśmy… możemy iść dalej i przejrzeć wszystko dokładnie. A przynajmniej pobieżnie. Arthur nie przybył tutaj dlatego, bo chciał zobaczyć wyścig. To znaczy, o ile rzeczywiście tutaj pojawił się, na co nie mamy żadnych dowodów, a jedynie moje nieśmiałe domysły. Znając go w obecnej postaci, zapewne czułby się nawet lepiej bez tłumów, krzyków i gwizdów. Usiąść samemu na pustych trybunkach… Widzę, jak to robi - mruknął mężczyzna.

Alice natomiast słuchała go tylko jednym uchem, gdyż czytała kolejne wiadomości wypluwane przez wyszukiwarkę. Na terenie ośrodka miały miejsce, głównie po zmroku, zaginięcia. Pięć osób rozpłynęło się na kilka dni, każda osobno. Trzy z nich zostały znalezione poćwiartowane w koszach na śmieci. Takich, jak ten, o które właśnie opierał sie Thomas.
Harper zbladła, co było trudne do dostrzeżenia w mroku
- O cholera… - mruknęła tylko i wzięła głębszy wdech. Rozejrzała się, jakby wyrwana z zupełnie innego wymiaru. Spojrzała na Thomasa, a potem na kosz i znów na niego.
Mężczyzna spojrzał na nią z zaskoczeniem.
- Zadzwoń do… Hm… Finna, albo jeśli już za późno to do Petera… Potrzebuję mapy tego miasta… Z tego co wynika z wydarzeń, które miały tu miejsce, muszę sobie rzucić okiem na energię w okolicy… Acha, jakieś pinezki, albo igły też by się przydały. Byleby miały kolorowe końcówki, tak lepiej będzie je widać na mapie. Pewnie w jakimś sklepiku, albo kiosku znajdzie - dodała.
- A tymczasem rozejrzyjmy się za Arthurem - schowała telefon do torebki i wyglądała na zaniepokojoną, choć starała się tego po sobie nie okazywać.
- Dobra, tylko… jak ja im to wytłumaczę? To nawet bez znaczenia. Jest już po dwudziestej i sklepy będą zamknięte. Takie prawdziwe sklepy z rzeczami takimi, jak pinezki. Bo monopolowe to pewnie dopiero rozpoczynają działalność. Co do mapy, to myślę, że moglibyśmy w hotelu poprosić o wydrukowanie. Wydaje mi się nawet, że widziałem tam ulotki z dość szczegółowo namalowanymi ulicami. A jak nie, to przewodnik Evelynn. Tylko pinezki i to jakieś na dodatek kolorowe, to już raczej problem… - mężczyzna zawiesił głos. Ale i tak sięgnął po telefon w kieszeni… który wcale nie był w kieszeni. - Kurwa - przeklął. Musiał mi wypaść w tej uliczce… - westchnął.
Harper uniosła brwi. Rzeczywiście, pamiętała, że telefon mu upadł i sama o nim też kompletnie zapomniała. Cmoknęła niespokojnie
- Nie wygląda to dobrze Thomasie, nie będę wciskać kitu, że wszystko jest ok. Wiesz czemu zamknięto tor? Bo z ośrodka znikały osoby, a potem znajdowano je poćwiartowane w koszach…
Thomas wybuchnął śmiechem. A z wrażenia aż usiadł na jednej z pobliskich ławek. Pokręcił głową.
- Być może potrafisz świecić jak żarówka, ale gorzej u ciebie z przekazywaniem szokujących wieści. W twoich ustach brzmią jak kompletna norma. Równie dobrze mogłabyś komunikować w ten sposób o wieczornym menu,
Zamilkł na moment.
- Inna sprawa, że ja powinienem już wyłączyć wakacyjny tryb myślenia - mruknął ciszej. - Poćwiartowane zwłoki? - powtórzył, kręcąc głową.
 
Ombrose jest offline