Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2019, 20:59   #70
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Obserwowała swoje uszy… Czy to dlatego, że Thomas odezwał się, kiedy korzystała z wyostrzonego słuchu? Wystraszyła się. Doszła jednak do wniosku, że chyba nie ogłuchła, skoro słyszała muzykę i głosy… Wzięła głęboki wdech, po czym ruszyła się. Zamierzała pozbyć się przeklętego kierowcy, zanim ten znowu postanowi ich zaatakować. Złapała pewniej za ostre szkło i dopadła do drzwi kierowcy, żeby szarpnąć za klamkę, jednocześnie zaglądając do środka przez szybę.
Kiedy spojrzała przez szybę, ujrzała w środku zakapturzoną postać. Albo mężczyznę, albo całkiem dobrze zbudowaną kobietę. Drzwi bardzo łatwo ustąpiły i otworzyły się. Wtedy nieznajomy na nią spojrzał, a Alice dostrzegła jego twarz… czy może raczej coś, co powinno być w miejscu jego twarzy. Otóż… czy jej oczy płatały jej figla? Ulegała przedziwnej iluzji? Mogłaby przysiąc, że ma przed sobą ludzką czaszkę… kompletnie pozbawioną skóry, tłuszczu i mięśni. Spojrzała na nią i poruszyła żuchwą, śmiejąc się.
Alice spojrzała na czaszkę i w pierwszej chwili lekko się wzdrygnęła. Po czym uświadomiła sobie, że co jak co, ale to tylko czaszka. Widziała gorsze rzeczy, niż biała kość, która poruszała się wedle uznania
- Odpuść sobie i spieprzaj - warknęła, uderzając ostrzem w odcinek szyjny kręgosłupa, żeby oderwać czaszkę od reszty ciała, jednocześnie drugą ręką złapała za oczodół i szarpnęła żeby wywlec czaszkę z pojazdu i wyrzucić ją gdzieś w trawę. Drugim co zamierzała zrobić, to wywlec resztę szkieletu z samochodu, ciągnąc za czarną szatę, by móc zająć miejsce kierowcy i wycofać auto od campera, by uwolnić Thomasa.
Kiedy tylko szkło dotknęło kręgosłupa… nagle obraz przed oczami Alice zamigotał. Mrugnęła oczami i przez krótki moment ujrzała prawdziwego, normalnego, żywego człowieka. Miał może trzydzieści lat i sprawiał wrażenie bardzo bladego. Nie był brzydki, ale jego uroda była bardzo charakterystyczna. Niezwykle mocno uwidocznione kości policzkowe, wąskie, świdrujące oczy oraz szerokie, lecz cienkie usta. Prawie pozbawione warg. Alice złapała go za ubrania, spoglądając na krwisty ślad na szkle, kiedy trafiła szyję mężczyzny. Próbowała go wywlec na zewnątrz, ale ten nie zamierzał jej się poddać. Błyskawicznie zmienił bieg i ruszył w tył. Alice mogła albo dalej próbować go wyciągnąć, albo puścić.
Harper złapała mocno szkło i spróbowała wbić je w szyję mężczyzny, za moment jednak puściła, czy jej się powiodło, czy nie i cofnęła się by nie stała jej się krzywda z powodu szarpnięcia w tył.
Wtem krzyknęła z bólu. Złapała mocno szkło i próbowała umieścić je w tętnicach szyjnych napastnika, jednak samochód był w ruchu i zamiast trafić w miękką tkankę… uderzyła w twardą karoserię. Silny uchwyt ustabilizował broń w jej dłoni, ale koniec końców okazał się dla niej niefortunny, gdyż uderzenie w karoserię sprawiło, że rozcięła sobie dłoń ostrą krawędzią. Ta zapiekła ją silnym bólem. Czuła ciepłą krew, która wzbierała się i uciekała z jej uchwytu.

Odskoczyła, wpadając barkiem na nieco wygiętą już część campera
- Thomasie? - zagadnęła do wnętrza. Było cicho na zewnątrz, musiała się upewnić, że jej brat żyje tam w środku. Miała nadzieję, że to po prostu jej słuch szwankuje, podobnie jak wzrok. Cokolwiek się tu działo, miała problemy. Nie rozumiała, czemu najpierw widziała czaszkę, a po chwili człowieka. Co to miało znaczyć? Miała zwidy, czy to to miejsce? Potrzebowała odpowiedzi.
- Alice? - zapytał mężczyzna. - Uderzyłem się w głowę… ale jestem cały… - szepnął. Jego głos brzmiał tak, jak gdyby od kilkunastu miesięcy przemierzał suche pustynie, nie mając do dyspozycji ani kropelki wody. - Musimy… musimy uciekać…
Tylko czy powinni? Alice mogła albo spróbować wydostać Thomasa na zewnątrz i biec przez Champs de Mars… ale starać się zabarykadować w camperze i czekać na pomoc… Tylko czy mogła przetrwać aż do momentu, gdy pojawi się Terry? Czy mogła liczyć na zblazowaną funkcjonariuszkę policji, która raczej nie uwierzyła w ani jedno jej słowo?
Mimo to, wpadła do środka campera. Wolała się w nim zabarykadować i przetrwać chociaż do rana. Liczyła na to, że jeśli funkcjonariuszka jej nie posłuchała, to chociaż Robert Douglas odczytał sms, a co więcej, jeśli nie zjawią się z Thomasem, spróbuje wraz z pozostałymi braćmi znaleźć ją i syna. Rozejrzała się po wnętrzu, po czym poszukała wzrokiem Thomasa, chcąc go odciągnąć w bezpieczniejszą część i zamknąć przeklęte drzwiczki w jakikolwiek sposób.
Problem był taki, że czarnowłosa wydłubała z nich zamek. Nie było też klamki. W jaki sposób mogli więc zamknąć je? Oprócz tego, że chcieli w jakikolwiek?
Wnet uderzył w nią smród niemytych, ludzkich ciał. Pot zmieszany z kałem i odorem.. zgnilizny? To sprawiło, że jeszcze ciężej było skoncentrować się na czymkolwiek. Rozejrzała się w około i doszła do wniosku, że musieli tu być przetrzymywani przez dłuższy czas ludzie. Widziała puste puszki i konserwy, wiadra z nieczystościami, dwie butelki pięciolitrowe wody oraz kilka innych, już pustych. To była część kuchenna, natomiast tę sypialną blokowała cienka zasłonka z pomarańczowych sznurków zwisających z sufitu.
- Nie idź tam - Thomas powiedział znaczącym głosem, jakby miał zaraz zwymiotować. - Proszę, nie idź…
Dłoń Alice tak bolała… musiała ją opatrzyć, inaczej wykrwawi się!
Harper zerknęła na niego
- Nie pójdę. Zgaduję, że tam jest siostra… I się nie ruszy… - powiedziała. Zerknęła w stronę wyjścia. Czy kierowca sedana nadal zamierzał uderzać w camper? Rudowłosa pochyliła się i rozdarła krawędź sukienki, żeby zaraz zawiązać ją na rozcięciu w formie bardzo prowizorycznego ucisku.
- Nie wiem jak się stąd wydostać Thomasie. Prawdopodobnie jesteśmy w bardzo gównianym położeniu, a funkcjonariuszka policji olała moje wezwanie - powiedziała mu szczerze na czym stali
- Jedyne wyjście prowadzi tędy - skinęła na drzwiczki - Ale szaleje tam gość w sedanie, a niewiadomo ilu jeszcze psychopatów się tam kręci. Czarnowłosa najpewniej się wykrwawiła do tej pory, a i ze mną nie jest najlepiej - zauważyła. Potrzebowała, by Thomas jej pomógł myśleć racjonalnie. Zdecydowanie nie mogła umrzeć w takich warunkach. Tylko jak mogła wyratować stąd siebie i Thomasa we w miarę jednym kawałku? Znowu rozejrzała się po camperze, szukając jakiejś innej drogi ucieczki, poza drzwiami.
Były okna, ale o ile sama mogłaby z trudem zmieścić się w jednym z nich - choć tak właściwie wcale nie była tego pewna - to dla Thomasa bez wątpienia byłoby to niemożliwe.
- Zrób magię - mężczyzna wypowiedział bardzo pospiesznie i nerwowo. - Rzuć jakiś czar… taki jak wtedy… - powiedział.
Doskoczył do drzwi, które klekotały na wietrze. Następnie ściągnął koszulkę i rozdarł je na pasy. Włożył jeden koniec w otwór po zamku, po czym przywiązał materiał do uchwytu, który znajdował się wewnątrz campera. Drzwi nie były szczelnie zamknięte i wystarczyłoby włożyć do środka nóż, aby przeciąć materiał i pozbyć się tej drobnej przeszkody.
- To chujowe zabezpieczenie - mruknął. - Ale to najlepsze, co mamy… - pokręcił głową, rozglądając się wokoło.
Harper spojrzała na swoją dłoń, skąpaną we krwi. Co jej po tej niesamowitej krwi, kiedy nie wiedziała nawet z czym się mierzy.
- Mówiłam ci, żadna z moich zdolności nie jest bojowa. Spodziewałam się wielu rzeczy, ale zdecydowanie nie czegoś takiego. Telefon został na zewnątrz, jesteśmy zdani na siebie, na to co jest w tym camperze i na ewentualny cud. Na przykład, może dostali to czego chcieli i zostawią nas w spokoju. Dlaczego do licha ktoś mógł wjechać tu autami, zaparkować campery i znęcać się nad niewinnymi ludźmi. Przecież to nie jest jakieś odludzie, tylko przeklęte centrum miasta… - mówiła sama do siebie. Spojrzała na Thomasa
- Mogę spróbować zakłócić jakieś radio, ale to nie działa na zbyt duży zasięg… - mimo to spróbowała nadać ten krótki sygnał złożony z prostego komunikatu o miejscu gdzie byli i potrzebie pomocy. Następnie przyszła jej do głowy myśl. Spróbowała przesłać coś na radio kierowcy
- Zostaw. Camper. W Spokoju - celem zagłuszenia piosenek typu pop, które wydzierały się z głośników auta. Może ten się spłoszy, że nie ma do czynienia ze zwykłymi ludźmi i odpuści? Zawsze to była jakaś szansa.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=gkQhVFFOMdE[/MEDIA]

Na cały regulator rozbrzmiały głośne słowa Alice.

Zostaw.
Thomas rozejrzał się dookoła. Potem spojrzał na Harper. Chyba nie rozumiał, jak to możliwe, że usłyszał jej głos w głośnikach, choć przecież nie miała pod ustami mikrofonu.

Camper.
Wnet w jego oczach pojawiło się zrozumienie, kiedy dotarły do niego słowa, które Alice dopiero co powiedziała. Znów spojrzał na nią jakoś dziwnie, jakby z przestrachem. Potem jednak spojrzał w stronę drzwi trzymających się jedynie na pasku materiału. Tam po drugiej stronie kryło się jego znacznie większe zmartwienie.

W Spokoju
Pokręcił głową i spuścił wzrok. Nie wierzył, aby mogło to w jakikolwiek sposób pomóc. Przynajmniej próbowała. To i tak więcej, niż on zrobił. Wstał i rozejrzał się jeszcze raz w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby nadać się do walki, albo do ucieczki…

- Myślisz, że możemy znaleźć kluczyki do stacyjki? - zapytał. - To przecież… to przecież camper. Nie przyczepa - spojrzał na nią poważnie.
Alice skończyła gadać do radia
- Może? Ale jeśli nie, nie masz czasem przeszkolenia z odpalania auta po kablach? - zapytała ostrożnie, bo wiedziała, że tak można, ale sama nigdy czegoś takiego nie robiła. Ruszyła w stronę miejsca, gdzie zwykle siedział kierowca campera i rozejrzała się. Była tu szyba, mogła dzięki niej wyjrzeć też na zewnątrz i rozeznać się w sytuacji.
- Nie, byłem agentem FBI do pracy biurowej. Tworzyłem profile zwyrodnialcom. Nie zostałem wychowany przez samochodowy gang w San Francisco, nie potrafię takich rzeczy.
Następnie opadł na kolana i zaczął wertować zawartość wszystkich szafek. Jakie było prawdopodobieństwo, że kult umieściłby kluczyki do campera w zasięgu ręki przytrzymywanych osób? Otóż… może wcale to miejsce nie było w ich zasięgu. Nie wiadomo, jak dokładnie były przytrzymywane na tyłach pojazdu… W każdym razie na tyle brutalnie, że Thomas chciał oszczędzić jej tego widoku.
- To jest na swój sposób… genialne. Bardzo proste. Champs de Mars jest wyludnione. Dlaczego nie zaparkować w samym jego środku? Przecież to parking dostępny dla każdego, kto zechce wjechać, na zewnątrz nie ma bramy dla pojazdów. Gdyby tylko zauważono tu policję, można byłoby odpalić silnik i zwiać. A dlaczego ze wszystkich miejsc akurat to? Otóż… powiedziałaś, że to centrum miasta. Bardzo dobra lokalizacja, wszędzie blisko. A jednocześnie wszyscy są przestraszeni tego miejsca i boją się tu zapuszczać. Chyba że są debilami, jak my. Wtedy dostają to, na co zasłużyli… - mężczyzna pokręcił głową. - Na szczęście tam na tyle… nie widziałem Arthura. Mam nadzieję, że to nie znaczy, że… że…

W trakcie monologu mężczyzny, Alice obserwowała otoczenie przez szybę. Widziała las zbliżających się kultystów. Reflektory samochodu osobowego jasno błyszczały, wręcz oślepiając, jednak samochód nie przybliżał się. Chyba nie musiał taranować campera po raz trzeci, nie miało to sensu.
Harper przebiegła wzrokiem po postaciach, szukając tak zwanego ‘Guru’ przywódcy stadka. Na pewno musiał tu być. Wpakowali się prosto w pieprzony obrządek. Czy mogła jakoś wyratować siebie i Thomasa z opresji? Najpierw musieli spróbować odpalić camper, a jeśli to się nie uda… Może spróbuje Imago na tych czarnych postaciach? Ale czy to zadziała? Skoro lubili ciemność, może światło ich odpędzi? Aż się zaśmiała na taka myśl, po czym sama przykucnęła i zaczęła grzebać w kabelkach pod kontrolką. Czy były takie w ogóle dostępne w zasięgu jej rąk.
Na samym przodzie znajdowało się przejście za kolejną kotarą do części dla kierowcy, jednak ta była mikroskopijna. Mieścił się tam jedynie pojedynczy fotel i kierownica. Alice próbowała znaleźć jakieś kable i zrobić to, co robią na filmach… Ale co dokładnie tam robili? Jakoś do tej pory nie musiała tego wiedzieć. Czy miała dzisiaj za to zapłacić?
- Widzę… chyba mam klucz! - wykrzyknął Thomas i ruszył w stronę Alice. Ta natomiast spoglądała na powoli przybliżająy się tłum. Nie widziała żadnego leadera. Jedynie szereg leniwie zmierzających w ich stronę cieni. Każdy wydawał się dokładnie taki sam… nawet nie różnili się zbytnio wzrostem. Sam ich widok kompletnie paraliżował. Przypominali opieszałą, lecz wszechmocną falę, której nie da się wymknąć. A która zmiażdży wszystko i wszystkich na swojej drodze. To, jak bardzo nie spieszyli się… to zdawało się mówić… “wcale nie musimy”. Rozkoszowali się ich strachem. Jak bardzo chorzy musieli być?
- Umiesz prowadzić Thomasie? - zapytała pospiesznie, podnosząc się i starając już nie patrzeć na tłum.
- To jedna z tych rzeczy, z którymi… może dam sobie radę - odparł, patrząc niepewnie na przybliżający się tłum kultystów. Z mafią jeszcze mógłby walczyć, ale z kompletnymi psychopatami, którzy byli zdolni do wszystkiego?
- Sprawdź, czy klucz pasuje… Ja nie mam prawa jazdy, ale coś tam w życiu kierowałam. Tylko że oni nie dadzą nam tak po prostu przejechać… Dlatego jeśli nie chcesz, ja mogę prowadzić - zasugerowała, zerkając na Douglasa z powazna miną. Wiedziała, że nie był zabójcą i pewnie nigdy nie musiał robić czegoś takiego. Ona to już trochę inna sprawa…
Mężczyzna wsadził klucz do stacyjki i przekręcił. Silnik… o dziwo zapalił.
- Był przyklejony taśmą do szafki od góry. Już miałem tam nie zaglądać, a jednak to zrobiłem… - w jego oczach pojawiła się pierwsza, nieśmiała iskierka nadziei. - Pozwól mi usiąść - powiedział. Alice, która co prawda wstała, ale wciąż blokowała mu dostępu do kierownicy i fotela.
Alice nie patrzyła na tłum, dlatego nie miała pojęcia, czy byli blisko, czy może wciąż daleko…
Ustąpiła mu więc miejsca na siedzeniu kierowcy, cofając się do wąskiego przejścia
- Wyciągnij nas stąd Thomasie… - poprosiła i teraz dopiero spojrzała jak blisko byli kultyści. Zacisnęła mocno dłonie, licząc na to, że jej brat się nie zawaha i zdołają stąd odjechać. To był jakiś koszmar… cieszyło ją, że zostawiła portfel w hotelu, ale jak w takim stanie miała się tam pokazać, żeby wziąć dokumenty? Musiała udać się do szpitala z ta reką i uszami pewnie też. Tylko jak miała zadzwonić do Terrence’a, skoro jej telefon przepadł? Znała oczywiście numer na pamięć, ale potrzebowała nowego aparatu… To oznaczało, że znowu będzie potrzebować portfela… Szlag… I straciła taką dobrą torebkę… Rozbawiło ją, że w takim momencie myślała o tak irracjonalnych rzeczach jak dobytek…

- Ruszamy… wreszcie, kurwa, ruszamy… - mruknął Thomas.
Samochód ruszył wreszcie do przodu. Alice musiała rozejrzeć się po oknach, aby znaleźć drogę prowadzącą na zewnątrz. Nie ujrzała jej, było zbyt ciemno. Zamiast tego spostrzegła tłum kultystów, który znajdował się tylko dziesięć metrów przed nimi. Harper spojrzała na Douglasa. Nieco pobladł. W pierwszej chwili oczywiście był przekonany, że da sobie radę z rozjechaniem wroga. A jednak teraz, kiedy miał to zrobić… Był dobrym człowiekiem i stanowiło to w sprzeczności z całą jego tożsamością. Z drugiej strony… to byli źli ludzie i zagrożone było życie nie tylko jego, ale również Alice. Te dwa podejścia biły się w jego głowie. Czy Harper miała rację, podejrzewając, że nie będzie w stanie tego uczynić? Przecież właśnie dlatego zaproponowała mu, że sama pokieruje camperem, nawet jeśli nie była w stanie dobrze prowadzić.
Alice przybliżyła się i oparła mu dłonie na ramionach
- Albo my, albo oni… Wiem jak to brzmi, ale żeby móc ich powstrzymać i pomóc może następnym zabranym tu osobom, musimy wyjść stąd żywi Thomasie. Pomyśl o nich jak o potworach nie ludziach - wyjaśniła mu jak powinien na nich spojrzeć. W swoim powolnym marszu i upiornych strojach mogli nawet uchodzić za takie. Prawa dłoń Alice drżała, bo nadal rana bardzo ją bolała, ale prawą zacisnęła nieco mocniej na jego ramieniu, by go ocucić i sprowadzić na ziemię.
- Do przodu i potem w tamtym kierunku - wskazała mu gdzie był wyjazd z terenu zielonego.
Mężczyzna skinął głową.

Podjął decyzję. Wcisnął gaz do dechy, rozpędzając się do granic możliwości. Niestety van nie posiadał silnika ferrari, był bardzo ciężko, a miał jedynie dziesięć metrów do uderzenia w tłum. Z tego powodu nie mógł osiągnąć wystarczającej prędkości. Mogliby zabić ludzi, gdyby w nich uderzyli, a potem uciec… jednak nie byli wystarczająco szybcy.

Bo zanim oni zdążyli trafić w tłum… To w nich trafiono.
Alice zdążyła jedynie krzyknąć i ugiąć kolana, kiedy poczuła wibrujące uderzenie. W bok maski samochodu trafił rozpędzony sedan. To wystarczyło, żeby ciężki camper zmienił kierunek jazdy… Obrócił się o dziewięćdziesiąt stopni. W twarz Thomasa strzeliły poduszki bezpieczeństwa, jednak Alice nie miała żadnego zabezpieczenia. Poleciała z nóg prosto w jedną z szafek. Wylało się jedno z wiader z nieczystościami, jednak te na szczęście nie dosięgnęły jej. Silnik stanął z cichym sykiem.

Już nigdzie nie pojadą.
Alice była oszołomiona uderzeniem w szafkę. Było bolesne i bolała ją cała skroń. Czuła też smród nieczystości, które rozlały się po podłodze dalej w camperze
- Błagam… dajcie mi przeżyć. Nie chcę znowu umierać… - rzuciła trochę półświadomie co mówi na głos. Zamilkła, dochodząc do siebie. Powoli potrząsnęła głową i ostrożnie roztarła skroń i przetarła oczy
- Thomasie, wszystko ok? - zapytała, martwiąc się oczywiście o brata. Spróbowała stanąć na nogi i zajrzeć do kabiny. Chciała też wyjrzeć przez okno. Trochę kręciło jej się już w głowie od zaduchu, smrodu i ciągłych uderzeń i bólu… Traciła też cały czas krew, może wolniej, ale nadal.
Usłyszała ciche spuszczanie powietrza z poduszki powietrznej.
- A-alice - rzekł Thomas, z trudem wyczołgując się przez wąskie przejście w jej stronę. Na jego twarzy już nie było nadziei. Nawet jej najmniejszego śladu. - My… to już jest nasz…
Wtem przerwał, kiedy obrócił się w stronę drzwi. W trakcie uderzenia materiał jego koszuli pękł i teraz te dyndały, jakby zapraszając wszystkie wrogie postacie do wejścia. I Alice ujrzała dwie z nich, jak stały w progu i patrzyły na nich pusto. Za nimi było jeszcze więcej potworów…
Harper złapała pierwszą rzecz jaka wpadła w jej ręce i był to akurat jeden z pozostałych pięciolitrowych baniaków, po czym rzuciła go w zbliżających się przez wejście do pojazdu napastników
- Nie, słyszycie! Nie zgadzam się! Nie po to przeżyłam pieprzone Helsinki, żeby rozwaliła mnie jakaś banda psycho-sekciarzy! Niech was szlag! - zawołała i już rozglądała się za następnym obiektem, którym mogłaby w nich cisnąć. Nawet jakby miało to być wiadro nieczystości. Mimo obrażeń, była zawzięta. Nawet nie zauważyła, kiedy jej źrenice się zwęziły jak u kota, albo bestii i oczy lekko rozbłysnęły złotem od emocji, które nią szarpały. Nie była jednak dość spokojna, by wejść w pełne Imago i tylko czkawką odbijały się w jej wyglądzie pewne jego efekty.

Niestety nie miała wystarczająco siły, aby trafić tak ciężką butelką w swoim obecnym stanie. Ta pofrunęła na metr i rozbiła się na podłodze campera. Woda trysnęła we wszystkie strony, jednak nie dosięgła ich wrogów. A zresztą… nawet gdyby była święcona… to nic by nie dało…
Dwa cienie weszły do środka. Alice spojrzała w ich twarze. Pod kapturami kryły się jedynie szczerzące się do niej ludzkie czaszki. Wydawały się drwić z niej. Z jej umiejętności. Wszystkiego, co przeżyła. Za nic miały Helsinki. Czerpały wielką przyjemność ze stanu w jakim znajdowała się. Kiedy… nie mogła nic zrobić. Ani ochronić siebie, ani Thomasa…

Nagle obydwa cienie zanurkowały i złapały ją za ramiona. Tym samym zrobiły miejsce dla dwóch następnych, które ruszyły w stronę Thomasa. To… to nie były ludzkie dłonie. Odczuwała jedynie zimny, stalowy uchwyt białej kości. Oślizgły. Okropny. Przejmujący.
Rudowłosa krzyknęła i próbowała kopnąć podchodzących do Thomasa napastników. Zaraz chciała też zakrwawioną dłonią chwycić choćby przegub trzymającego ją napastnika. Pomyślała, że może to jakaś iluzja, którą mogłaby skonsumować.
- Zostawcie nas! - krzyknęła, szarpiąc się ile jeszcze miała sił, a nie było tego za wiele. Pasemka jej włosów zmieniały kolory, jakby pulsując złotem, tak jakby było krwią w tych drobnych, rudych żyłach, którymi akurat dla tej energii były jej włosy. Nie miała zamiaru się poddawać. Dużo razy już rezygnowała, w Helsinkach dobrych kilka razy. Nie tym razem, tym razem miała zamiar do ostatniej chwili walczyć jak lwica. Nie po to odzyskała życie, żeby to teraz stracić.
Szkielety zdawały się niezwyciężone. Zaczęły wyciągać ją na zewnątrz. Wnet znów ujrzała czarne niebo. Przez ten czas zrobiło się takie gwiaździste… będzie jej dane umrzeć pośród tylu braci i sióstr. Przywilej, którego nie chciała posiadać. Jej dłoń dotknęła kościstego przedramienia jednego z mężczyzn. Czy była w stanie go skonsumować? Czy powinna…? Poczuła drobne ukłucie na szyi, ale nie wiedziała, co to było. Czyżby i owady postanowiły sprzymierzyć się przeciwko niej?
Harper nadal szarpała się. Nawet dwa razy się nie zastanowiła, kiedy spróbowała skonsumować przytrzymanego napastnika. Poczuła ukłucie, ale zignorowała je, walczyła teraz o życie, nie miała czasu na komary. Szukała wzrokiem Thomasa, nie mogła pozwolić, by zrobiono mu krzywdę, nie chciała stracić brata i odebrać rodzinie Douglasów następnego dziecka
- Nie! - wrzasnęła tak, że aż jej w mózgu zatrzeszczało.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Vesca : 24-02-2019 o 21:02.
Vesca jest offline