Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2019, 21:30   #6
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację


Coś dobijało się do jego umysłu, świdrując metaliczną techniawą, czy innym dżazgo polo niczym wrednie oślizgłym paluchem wbijanym w ucho. Jakby coś kopało go elektronicznymi bitami po zadku i miało z tego radochę.
Telefon.
Zimna, śliska Xperia, ciężka jak kawał złomu, wiercąca się niczym wibrator w piczy. Równie natarczywie domagająca się uwagi.
Odebrał.

- Halo... -
- Kamil? Gdzie jesteś jak cię nie ma? Sztywną mamy. Autentycznie sztywną! Dawaj na centralę, stary się wścieka. Miałeś być rano, i skodzianę odebrać z warsztatu. – głos Piekarskiego wyrywał go powoli z otępienia.
Myśli Szmidta ledwo ruszyły z miejsca „Co jest kurwa...”
- Ej, jesteś tam? - Piekarski nie odpuszczał. Kamil głosowi w słuchawce mógł odpowiedzieć jedynie głośnym czknięciem i chyba coś wymamrotał ale sam nie potrafił rozpoznać, czy było to „spierdalaj” czy coś w rodzaju „poproszę ciepłe papucie”
- Ja pierdolę. Stary chce cię widzieć za pół godziny na miejscu. Dobra, wezmę skodzianę i zaraz u ciebie będę, dobra? - Piekarski chyba nie odpuszczał. Musiało się stać coś naprawdę ważnego na tym zadupiu. Kamil zamknął oczy z zamiarem przedrzemania się jeszcze troszeczkę. Jak zamykał oczy, głowa mniej bolała.
„O, jak kurwa dobrze...” myślał sobie układając się z powrotem na poduszce. Zapomniał, że wciąż trzymał telefon przy uchu.
- Dobra? - Natarczywy głos nie dawał jednak zasnąć.
Ogarniesz się? - Znów to samo.
- Dobra – rzucił Kamil i rozłączył się.

- Niech to huj...

Rozejrzał się leniwie. Przez chwilę podziwiał bujający się, brzydki żyrandol. Był u siebie, bo po pierwsze, był brzydki jak zawsze, a po drugie poznał, że wisiał w tym samym miejscu co poprzednio, tylko coś dziwnego musiało dziać się z podłogą, nie żyrandolem.
Prysznic prawie go nie odświeżył. Wciąż trzymało go mocno. Ból jak przy kacu, suchość w ustach też. Spojrzał w lustro. Przekrwione oczy, rozszerzone źrenice. Był niemal pewien, że to nie tylko alkohol. Dopiero jak sobie przyrżnął parę plaskaczy przed lustrem, wróciły kolory na policzki, i nie wyglądał już jak trup w kostnicy. Ale i tak wyglądał jak Kuba Rozpruwacz po ostrej balandze. Te przekrwione oczka, nieświeży oddech, niedogolona broda sprawiały, że uszedł by wśród gangusów z dołka jako swojak. Umył zęby, ale brody już nie tykał. Ręce tak mu się trzęsły, że nie mógłby się zakładać, że golarką nie opierdoli się przy okazji na łyso.

Wyszedł z łazienki i rozejrzał się po pomieszczeniu. Chyba tu kogoś gościł wczoraj. Czuł bibę w kościach, czuł w baniaku. Flaszki, puszki, kartony po napojach. Butelka z jakimiś szczynami dla dziewuch wskazywała, że była tu jakaś panienka. Przez chwilę poczuł wyrzuty sumienia, wspomniał żonę, dzieci i podsumował punkt, w którym się znalazł.
- Jebać to... - mruknął i zaczął się ubierać. Głowa bolała tak bardzo, że otworzył lodówkę. Nie robił zakupów, więc tylko ją przewietrzył, podziwiając puste wnętrze, z dwudniowym rosołem, połową krakowskiej suchej, i resztkami masła. Miał jeszcze mleko i jajka, ale kiedy patrzył na jedzenie, zbierało mu się na wymioty. Sięgnął do apteczki.

Redbul i Ibuprofen zawsze skutkowały. Pucha cukru, i garść prochów zawsze stawiały do pionu, jak brakowało wody z ogórków. Metaliczny smak napoju i dwie piguły omal nie wywróciły mu żołądka do góry nogami. Ledwo był w stanie przełknąć napój. Otworzył okno, zamierzając nieco rozgonić zatęchły zapach alkoholu, przepoconej pościeli. Zgarnął nieco gratów i pościel na jedną kupę. Machinalnie ubrał szelki z kaburą i sprawdził swojego Glocka. Broń trzaskała metalicznie, cicho. Kajdanki, blacha, rękawiczki lateksowe, a z szuflady wyjął kilkanaście worków strunowych.

Wyszedł. Klucze dzwoniły w zamku niczym dzwon Zygmunta. Kroczył po schodach, poprawiając dzinsy, włosy i lekką, skórzaną kurtkę.

Na zewnątrz było nieco lepiej. Mniej mdliło i mniej chuśtało na boki, więc chyba nawet stał prosto, choć czuł się jak ledwo wysrane gówno. Założył okulary przeciwsłoneczne. „Kac, na pewno” uspokajał się w duchu.
No co tam? Zachlało się? - zaśmiał się „Młody”. Zbyszek Piekarski. Pewnie myślał, że tu, w Henrykowie to jest jakiś Miami Vice, sex, drugs, strzelaniny i pościgi. Chociaż pierwszych dwóch nie brakowało, o tyle znalezienie przyzwoitego gangusa na tym zadupiu to był wyczyn. Po za tym, łeb go napierdalał. Nie miał siły aby nawet coś odpyskować. Chciał pomyśleć, ale nie zdołał. Może po prostu powinien nieco posiedzieć.
- Weź...jedź, dobra? - popatrzył tylko na „Młodego” który momentalnie wyczuł, że to nie miejsce na żarty.
- Dobra. Ale jak chcesz rzygać, to wcześniej kurwa daj znać, co? Tapicerkę szorowałem... - młody wrzucił bieg ze zgrzytem, przyprawiającym o dreszcze w kręgosłupie. Świeżo po remoncie skrzyni.
Kamil w odpowiedzi odwrócił się do okna i postanowił nieco odsapnąć. Wyłączyć się. Tapicerka skody pachniała chemią. Niemalże miała smak, jak pity wcześniej redbull...

Pieprzony kac. To musiało być to.

Próbował opanować drżenie rąk, kiedy szukał w kieszeniach papierosów i zapalniczki.
Zapomniał, że rzucił palenie jakieś trzy lata temu.
„Jezus, kurwa, ja pierdolę” ból walił na banię. Jakby skakał mu po głowie jakiś cholerny gangus z dzielni.

Dwa wozy na posesji. Póki co stali i czekali na dyspozycje. Czarny Volkswagen. Pani Kot już w pracy.

Ledwie przywitał się ze wszystkimi, a właściwie ledwie trafił w wyciągane do siebie ręce znajomych z kryminalnej. - Pani Kot, dzieńdobrerek. Co mamy dzisiaj? - zapytał nachylając się nad denatką. Przez chwilę słuchał krótkiej rozmowy pomiędzy kobietami. „O, nie tylko ja dziś wstałem lewą nogą” pomyślał i przez chwilę obserwował ciało.
Znał ją.

Przez chwilę patrzył na SweetFi, a przynajmniej jej ciało, potem wyprostował się i wyjął notatnik.
- Ładna. Rwałbym – młody szepnął Szmidtowi do ucha, tańcując dokoła trupa. Wydawał się podniecony i chyba nigdy nie widział sztywnego. Szok. „Jak ta urocza pani patolog zechce dokończyć oględziny zwłok tu na miejscu, ciekawe kto zapaskudzi tapicerkę w skodziance.” pomyślał zlośliwie ale trzeba było coś z nim zrobić.

- Na randkę ją weź - parsknął i widząc jego zdziwioną minę dodał - Młody, weź się nie opierdalaj. Powiedz chłopakom, niech okleją ten kwadrat. Sprawdź, czy są świadkowie i spisz personalia i wstępne zeznania. Może zabierz też panią konsultantkę. Potem skołuj nam jakąś kawę - uśmiechnął się dziś po raz pierwszy.
„Kurwa, jak boli...” jęczał w duchu i podreptał do domu, starając się trzymać prosto. Miał zamiar dokonać wstępnych oględzin, zanim nie przyjedzie tu banda techników.

Dom był ładny. Otoczony wysokim murem. Dom bogatych ludzi, którzy najpewniej nie robili w policji. Dom był położony na uboczu i właściwie w głowie aspiranta już kiełkował scenariusz całego zdarzenia. Młoda, znana ze swoich seksualnych wyczynów dziewczyna zorganizowała balangę i coś poszło nie tak. Sąsiedzi być może nic nawet nie słyszeli albo nawet przywykli do takich hałasów. Niedaleko pętla autobusowa. Założył lateksowe rękawiczki, wyciągnięte z kieszeni dżinsów i zaczął badać pomieszczenie po pomieszczeniu, metodycznie zaczynając od przedpokoju. Odór alkoholu, dymu papierosowego, potu i jedzenia był aż nadto wyczuwalny w całym domu. Jak to po balangach.

Kamil chodził ostrożnie po okazałej rezydencji, notując w notatniku szczegóły. Sporo już miał, na temat samej SweetFi głównie. Na marginesie robił sobie przypominajki, bo nie dałby złamanego grosza za swoją pamięć. Nie na takiej bani.
Sprawdzić portale społecznościowe i ustalić listę gości – brzmiała notatka na marginesie. Wkrótce dołączyły do niej kolejne. Sprawdzić kto miał dyżur w autoubusie nocnym. Przesłuchać sąsiadów.

Salon i kuchnia z mnóstwem żarcia. Sprawdzić i przesłuchać kuriera firmy kateringowej „Pełny Gar”, ustalić czy płacono gotówką, czy przelewem, i jeśli tak, z jakiego banku i konta. Wniosek o udostępnienie przelewów i spis ostatnich transakcji.

- Ja pierdolę...dziewucho. Ale balanga była – gwizdnął widząc ślady narkotyków i pootwierane, niewielkie torebki strunowe. W większości puste. Cyknął fotkę komórką i szedł dalej. Notatki o możliwości sprawdzenia kilku lokalnych dilerów prochów nie notował. Takie coś to były frukty.

W salonie prezenty, poustawiane na komodzie. Amerykański styl. Gorzej, że nie zdążyła nawet otworzyć większości z nich.
Zlecić przeszukanie domu, sprawdzić prezenty, gdzie i od kogo były zakupione.

Długopis skrzypiał po kartce, w miarę jak starszy aspirant odwiedzał kolejne pomieszczenia.
Sypialnia. Już pobieżny rzut oka wystarczył by stwierdzić, że tu działy się dzikie rzeczy. Guma do fitness na poręczy łóżka. Od strony nóg, być może do krępowania, albo SweetFi lubiła ćwiczyć w domu. Focia i notatka. Sprawdzić sklep sportowy, i siłownię.
Rozrzucone kondomy, Durexy. Co ciekawe, te zużyte w ogóle nie pasowały do paczki, która leżała również na podłodze. Kolejna notatka na marginesie i fotka w komórce. Żel stymulujący. Tej samej marki. Notka i fotka. Metodycznie. Miał czas. No i łeb jakby mniej bolał, kiedy notował i miał czymś zajęte ręce. Cokolwiek to było, waliło w dekielek ostro.

Różowe kajdanki z sexshopu. Właściwie standard w tych okolicznościach. Fotka i notka.

Butelka ICE Wine. Szmidt zamarł. W domu miał identyczną. Czyżby...
Nie. Przecież ktoś musiał być wczoraj u niego i pewnie przypadkiem mogła mieć podobną. - No i huj - wzruszył ramionami, odetchnął i robił swoje.
Kolejna notatka i kolejna fotka. Dokładnie obejrzał butelkę i sprawdził kod kreskowy i nalepkę sklepu, zamierzając odwiedzić sklep jeszcze tego samego dnia. Nagrania z monitoringu, kasjerka. Zlecić badanie toksykologiczne zawartości butelki.

„Napiłbym się...” pomyślał i znów przypomniał sobie o winie stojącym w jego mieszkaniu na stoliku w salonie. Wzdrygnął się i wyszedł do ogrodu, starannie oglądając trawnik dokoła domu. Coś błysnęło ciemno, kiedy przechodził pod oknem sypialni. Fotka komórką i szybki komentarz w notatkach.
Telefon komórkowy. Próbował odblokować, ale pojawił się ekran blokady i wyrzuciło zapytanie o PIN.
Kolejna notatka, kolejna focia z komórki. Zlecić techniczną ekspertyzę telefonu. Media, ostatnie połączenia, kontakty, zdjęcia.

Kiedy przyszedł z powrotem Młody, meldując, że nie znalazł żadnych świadków, Szmidt miał już zapisane kilkanaście stron notatek. O denatce, o jej posiadłości, o co ciekawszych kwiatkach znalezionych w jej domu. Zapowiadało się ciekawe śledztwo.
- Dobra, znalazłem telefon. Może to denatki. Może któregoś z gości. Musimy to jak najszybciej zanieść do ekspertyzy technicznej, bo zablokowany. Trzeba przetrząsnąć ogród i resztę domu. Lepiej idź ze mną i po prostu cykaj fotki, bo coś mi dzisiaj ręka nie pracuje. Tylko masz iść za mną, ok? -

To był długi dzień. Oględziny zeszły im aż do wieczora, i jeszcze musiał wdepnąć do centrali, aby napisać raport z podjętych czynności i oddać telefon, bo bez listy gości po prostu stali w miejscu i mieli tylko ciało. Im bardziej myślał nad notatkami, tym mniej sensu to miało. Zbyt płytki grób, ofiara jakby przygotowana, ślady orgii.

Kiedy Młody odwiózł go w końcu do domu, był wypruty niczym po maratonie. Spojrzał jeszcze raz na butelkę stojącą na jego stoliku. Westchnął i z powrotem wyjął lateksowe rękawiczki z dżinsów.
Sprawdził etykietę, sprawdził naklejkę z kodem kreskowym i ceną. Kolejna focia, a notatkę zrobił już w komórce. Przy okazji sprawdził, czy miał jakieś ciekawostki na komórce z wczorajszego dnia. Jakoś przestał dziś sobie wierzyć i wolał przeprowadzić kolejne, tym razem nieco mniej oficjalne śledztwo.

Szukał alkoholu i znalazł niedopitą butelkę Jaśka i kawałek zdechłego lodu w zamrażarce. Whisky smakowała ohydnie, jak zawsze i znów omal nie zwymiotował. To jednak nie mógł być kac.
Ale dopił resztę i znów zaliczył zgon.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 24-02-2019 o 21:36.
Asmodian jest offline