| Lekarz przełknął donośnie ślinę. Prawą dłoń wciąż opierał na rękojeści rewolweru, gotów go wyrwać w każdej chwili i napchać tą drzewiastą istotę świeżym ołowiem. Odchylił głowę, jak kot unikający głaskania i zamiast tego wyciągnął rękę w kierunku nadciągającej dłoni nieznajomego, starając się ją chwycić i potrząsnąć. - Wolff. Human. - uderzył się w pierś, odrywając w końcu się od swojej broni.
Küchler był czujny. Na tyle, że wyłapał małe faux pas Normanda i zareagował szybko chwytając jego dłoń i sprowadzając ją w dół. Spojrzał z delikatnym uśmiechem na obcego. miał nadzieję, że go nie spłoszyli. Uścisk dłoni, dla nich normalny, dla korzennego mógł być naruszeniem prywatności.
Skinął głową, powoli i rozłożył ręce na boki, lekko na boki z otwartymi dłoniami. - Badacze z innego świata - powiedział uprzejmie i powoli w łacinie.
Dlaczego w łacinie? Bo to najstarszy język jaki znał. Logika była taka, że jeśli legendy mówiły prawdę, a z założenia kontakt się urwał jakieś dwa tysiąclecia temu, to może… może rozpozna język. Protoplastę języków tego świata? Taki strzał, ale kto to wie.
Obcy przekrzywił głowę po słowach Normanda. - Hooommm mnamaaam - powiedział i trudno było określić czy powtórzył wypowiedź Wolffa, czy własną. Psycholog powstrzymał lekarza od sięgnięcia do dzikusa, ale ten nie zawahał się. Dotknął szponiastą dłonią do policzka Normanda i chyba zdziwił się. Nie wiadomo czym. A może to chodziło o to co powiedział Küchler?
Obcy puścił twarz Wolffa i skupił swoją uwagę na psychologu, jakby oczekiwał, że ten powie coś więcej.
Kolory powoli wracały na twarz lekarza. Spojrzał z niemałym wyrzutem na psychologa, ale powstrzymał się przed powiedzeniem czegokolwiek. Zamiast tego wyciągnął baton, odpakował go i połamał na trzy równe części. Jedna odłożył dla siebie, drugą natomiast na papierku sprezentował Küchlerowi, a trzecią obcemu.
Uwaga Mikaila była skupiona na obcym. Czy rozumiał jego słowa? Tego nie mógł być pewien. Złączył więc swoje dwie dłonie i powiedział w łacinie. - Dwa światy, w praczasie połączone, lecz po wiekach rozłączone… - oddzielił jedną dłoń po drugiej - ...by po czasie znów się połączyć. - złączył je ponownie. - My z tego świata poza światem.
Dostrzegł kawałek batonika i się lekko uśmiechnął. Gestem dłoni wskazał na kawałek, potem na siebie, Wolffa i obcego, by wykonać gest wkładania do ust. - Dowód dobrej wiary. Zjedz z nami.
Po tych słowach chwycił trzecią część batonika i ugryzł ją.
Obcy przyglądał się im dalej i tylko kręcił głową jak pies który przysłuchuje się dziwnym dźwiękom. Patrzył to na jednego, to na drugiego, aż jego wzrok utkwił w batoniku. Cofnął lekko głowę, znów ją przybliżył, aż sięgnął po podarek szponiastym łapskiem. Niczym koneser batoników zaczął go oglądać z każdej strony obwąchiwać i coś jakby mu się przypomniało. W końcu włożył sobie to do buzi. Panowie mieli przy okazji sposobność zobaczyć, że zęby tej istoty były spiczaste i długie. Zdecydowanie wyglądały na ostre niczym brzytwa.
Przegryzając batonika wydał z siebie pomruk. A następnie popatrzył na Normanda i jego dłoń.
Normand wypuścił powoli powietrze i sięgnął po swoją część batona. Widząc reakcję obcego przełamał ją jeszcze raz na pół i dał ją obcemu, samemu pakując sobie drugą połowę do ust.
Psycholog uśmiechnął się delikatnie, choć zachodził w głowę czy obcy rozumiał łacinę… co jeśli nie? To był najstarszy język jaki znał i wątpił by współczesne uderzyły w dzwon. Warto jednak było spróbować. - Rozumiesz co mówię? - zapytał raz jeszcze w łacinie, a potem w niemieckim - A teraz?
Leśny człowiek ochoczo przyjął kolejny podarek od Wolffa i zaczął się nim zajadać, pomrukując pod nosem. Kolejne próby Niemca ponownie zainteresowały obcego.
- Mamnaaaaam ashamnnn - powiedział z mlaskaniem zjadanego batonika. Zdawał się na tą chwilę mieć pokojowe nastawienie, stojąc przed nimi i zerkając na ręce i kieszenie Normanda.
Mężczyźni za to czuli na swoich plecach wyczekujące spojrzenia Legionistów, którzy ich zabezpieczali.
“Ashamnn?” Zastanowił się Psycholog. Brzmiało pokrętnie zbliżenie do arabskiego… ale to bardzo luźno. Zapytał więc w tym języku, ale powoli. - Czy rozumiesz moje słowa? - by dodać po chwili w tureckim - Czy rozumiesz co mówię?
- No i co teraz? Wygląda na to że nie zna naszych języków. - niezbyt przenikliwie zauważył Wolff - I mam wrażenie jakby chciał mnie zjeść. Te zęby należą do drapieżnika, nie do roślino, czy wszystkożercy. - Hooooommmnn - odparł jakby z namysłem leśny człowiek i znów wbił spojrzenie na ręce Normanda. - Wiesz herr Wolff… - powiedział w francuskim do lekarza - ...on chyba jednak nic nie rozumie.
Po czym sięgnął po batonik i otwierając go podał leśnemu dziwadłu po czym pokazał na niego i w las, a następnie na nich dwóch i w kierunku za nimi. - Może lepiej chodźmy.
- Ale niewątpliwie jest inteligentny. W końcu używa ubrań. - odparł lekarz, po czym po krótkim namyśle wyjął bardzo powolnym ruchem bagnet, ukucnął i zaczął coś skrobać. Po chwili w miękkiej ziemi pojawiła się dość dokładna kopia zagadki z biblioteki. - Zagadka. Rozwiąż. - powiedział, z naciskiem wskazując symbole obcemu.
Obcy sięgnął po batonik od Niemca. Obwąchał podarek, polizał i zaczął zajadać. Na chwilę tylko znieruchomiał gdy Normand sięgnął po ostrze. Obaj mężczyźni poczuli nagłe napięcie jakie wtedy pojawiło się między nimi a leśnym człowiekiem. Ten jednak rozluźnił się widząc, że Wolff zaczyna ostrzem coś drapać po ziemi. Uważnie jednak zaczął przyglądać się kreślonym kształtom, a kiedy skończył, obcy wyciągnął drugą rękę, z wyciągniętym palcem wskazującym. Pazurem zaczął rysować dziwne znaki, które wyglądały trochę jak te wielkie symbole w Nazca, ale tu nieznajomy kreślił ich miniaturowe odpowiedniki.
Lekarz podrapał się po głowie patrząc na dziwne znaki. Może był to rodzaj ichniejszego pisma? Jakaś forma modlitwy? Wskazał jeden z symboli. - Co to? - spytał, starając się nadać swojemu głosowi możliwie jak najwięcej zainteresowania.
Mikail zamrugał zaskoczony. Tego się nie spodziewał… tym bardziej, że o kulturach, które tworzyły wzory z Nasca wiedziano tyle co… nic. - Nasca… - powiedział w pełni zdziwiony - ...wzory z Nasca.
Leśny człowiek przekrzywił głowę na słowo wypowiedziane przez Niemca. - Ashoooommmm - powiedział i zabrał ręce od swoich rysunków. Znów zaczął się wpatrywać w mężczyzn. - Wszystko w porządku? - usłyszeli głos Younga, dobiegający zza ich pleców. - Tak, staramy się znaleźć wspólny język. Daj nam jeszcze pięć minut i się zbieramy. - odparł głośno Wolff, po czym zwrócił się do psychologa. - Trzy słowa. Ashom, Hom, Mamnam. To pierwsze bóg? |