- Cicha woda brzegi rwie. - Mruknął do siebie Zak, zakładając na siebie drowią zbroję skórzaną i zezując w stronę nagle głośno nawołującej do walki Lyssy, dotychczas najbardziej wycofanej i cichej z więźniów.
- Jego plan jest do dupy. - Syknął Balzacc, pokazując kciukiem na Daerdana. Czarnoksiężnik zaśmiał się i zwrócił do elfa.
- Mój chowaniec mówi, że twój plan jest do dupy. Ewidentnie nie nauczyłem go jeszcze - Yuan-ti przeniósł wzrok na diabła. - żeby nie odzywać się, kiedy dorośli rozmawiają.
- Co, może nie jest? -
- To bez znaczenia. Trzymamy się reszty i obserwujemy, rozumiesz? - Burknął Zak, maszerując za resztą.
- A propos trzymania się reszty i obserwowania… Spójrz tam. -
- Gdzie mam patrzeć? Jesteś niewidzial… o, skubana. - Zak zauważył kaskaderski wybryk kocicy i ze złowieszczym uśmieszkiem wycelował w jej postać palec.
- Na co czekasz, chudy? Zabij ją! - Warknął Balzacc, pociągając swojego mistrza za kosmyk białych włosów. Młodzieniec zastygł na moment, a po chwili Lyssa zniknęła wewnątrz stalaktyku. - Co do chuja? Miałeś ją jak na dłoni! Suka musi zginąć! -
- Wszystko w swoim czasie, przyjacielu. Podoba mi się jej styl. Poza tym... - Zak pomyślał o pół-orczym wspólniku, którego poświęcił podczas ataku drowów na ich biuro. Jak on miał na imię? - ...wszystko idzie zgodnie z planem, prawda, Buppido? - Okaleczony czarnoksiężnik odrzucił głowę w tył i zarechotał, gotując się do walki. Lub ucieczki, w takich sytuacjach dobrze było być elastycznym.