Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2019, 14:36   #221
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Przed siedzibą Dartuna stał, duży i zielony, półork. Uzbrojony w bułat i osłonięty koszulką kolczą. Miał pokryty bliznami pysk i znudzoną minę. Opierał się o drzwi, blednąc nieco na widok zbliżającego się Jarvisa w otoczeniu dwójki kobiet, kruka i kocura. Z jakiegoś powodu, najemnik wydawał się go bać. Chaaya widząc mieszańca, wzięła go za lichego ochroniarza, jakiego wynajął sobie wróż do obrony przed takimi jak Gamnira. Wybuchła perlistym śmiechem, wiedząc, że nie powinna.
- Ale numer… niech to się Nvery dowie! - zawołała radośnie, klaszcząc w dłonie jak złośliwy chochlik.
- Nie można wchodzić. - Ni to warknął, ni to jęknął wojownik, przyglądając się grupce ludzi. - Wielmożna Hedwiga ma właśnie sesję wróżebną.
Ku rozczarowaniu bardki okazało się, że to nie ochroniarz Dartuna, a jego klientki.
- Długo tam jest? - zapytał czarownik.
- No trochę… na pewno wkrótce wyjdzie - odparł najmita, czując się jakoś niekomfortowo w obecności Smoczego Jeźdźca.
- Hedwiga? Brzmi jak imię dla sowy - ocenił Orfeus i zakrakał, rozglądając się po mieście. - Gdzie podziały się wszystkie elfy? I dlaczego tu tak brudno?
Tawaif skrzywiła się z zawodem wymalowanym na twarzy, po czym podeszła do brudnego okna, mając nadzieję, czy zobaczy co dzieje się w środku i czy Hedwiga przypadkiem nie miała sesji w łóżku.
- Elfy wyginęły setki, jeśli nie millenia, lat temu. Ich era przeminęła. Teraz jest czas ludzi. - Uprzejmie, acz beznamiętnie wyjaśnił Gozreh. - Acz można znaleźć nieco zdziczałych elfów na bagnach.
- Nie powinn… - zaczął ochroniarz zwracając do Dholianki, ale widok przywoływacza zdusił w nim protest. Co było dziwne dla samego Jarvisa, który nie kojarzył w ogóle tego wojownika.

Samą tancerkę znów czekał zawód. Wróż bowiem nie figlował w łóżku z podstarzałą arystokratką, tylko czytał jej przyszłość z kryształu. Podłamana tym widokiem dziewczyna, wróciła do ukochanego. Wsunęła swoją dłoń w jego i wtuliła się w ramię, wpatrując się ciekawsko w mieszańca. Jedno było pewne. Był paskudny z twarzy.
Albinistyczny (nie)chowaniec, umilkł chłonąc widoki i wydawał się być… zamyślony.
Zapanowała więc dość krępująca cisza, w której to półork strasznie się pocił. Z jednej strony, jego dłoń błądziła w okolicy bułatu. Z drugiej… wydawał się być na skraju paniki. Ku jego uldze, drzwi się otworzyły i starsza dama wyszła.
- Chodźmy Greogu do domu. Przywołaj mi gondolę - poleciła, a najemnik rzucił się ochoczo, by spełnić jej polecenie.
Hedwiga przesunęła spojrzeniem po “petentach”, którzy czekali na swoją kolej i uśmiechnęła się protekcjonalnie. Kurtyzana odpowiedziała jej tym samym.
- Dzień dobry - odezwała się radośnie, mocniej wtulając się w Jarvisa i ruszyła do drzwi.
- Wielka szkoda. Naprawdę liczyłem, że to będzie sowa… - Kruk był wielce niepocieszony, gdy to klekotał do ucha nosiciela.
- Liczysz na jakiś międzygatunkowy romans, czy co? - zapytał żartobliwie czarownik, gdy Dartun przecierał oczy oczy chusteczką. Słysząc głos Chaai westchnął cierpiętniczo. - O co znów cho…
- Mamy dla ciebie… prezent i propozycję zarazem - zwrócił się do niego przyjaciel, a Godiva zamknęła za nimi drzwi.
- Posprzątałbyś tu, a nie w takim syfie nas przyjmujesz! - Fuknęła złotoskóra, całkowicie pomijając obecność arystokratki za drzwiami.

Orfeus rozejrzał się po pokoju po czym utkwił ślepko w wieszczu, chowając dziób za uchem magika, przez co wyglądał jakby się do niego tulił.
- Wstań i zakręć kuperkiem, bym mógł ocenić twoje walory - zaskrzeczał do karciarza, swoim niepokojącym głosem.
- Co?! - Tym razem wróż się rozsierdził i wstając zawołał gniewnie. - Co wy sobie wyobrażacie wpadając tu tak i przeszkadzając mi w interesach?! I po co w ogóle przyszliście? A co do mojego domu droga panno, to mój dom jest moją twierdzą, a w mojej twierdzy rządzę JA.
- No już, już... przyszliśmy z propozycją. - Przywoływacz podjął sprawę bardzo ugodowym tonem. - Ten kruk szuka domu.
- A co ja jestem? Miłośnik ptaków? - rzekł ironicznie Dartun.
- Nie krzycz na mnie bo jak bogów kocham, zaraz będziesz zbierać zęby z podłogi! - Bardka odgrażała się drobną pięścią, ale na jej ustach gościł coraz większy uśmiech. Najwyraźniej uwielbiała doprowadzać mężczyznę do furii i się temu przyglądać.
- Nie wspomniałeś, że ten wróż jest taki nieuprzejmy… - poskarżył się Orfeus. - Zaczynam się zastanawiać, czy nie trafiłem z deszczu pod rynnę…
- Nie jest tak źle. Po prostu… z pewnymi kobietami nie potrafi sobie radzić - wyjaśnił Jarvis i kontynuował. - Ten tu Orfeus jest utalentowanym alchemikiem, pracował dla Radogosta. Tego od wieży?
- Tego martwego od lat? - Zamyślił się wróżbita, przyglądając się ptakowi, po czym spytał go wprost. - Alchemik? To jak robisz te mikstury? Z pomocą zwojów?
- Lub jako instruktor - naprostował białopiory. - Sto procent powodzeń, za każdym razem.
- Jak potężne mikstury tworzyłeś? - Zadumał się Dartun w pełni skupiając się na kruku.
- To zależy z kim pracowałem i czego potrzebował. Od wszelkich leczniczych mikstur po magiczne ulepszenia i efekty. Latanie. Oddychanie pod wodą. Ciemność. Kwasy i bomby. Chyba nawet raz wskrz… a może to nie było to? - Orfeus podrapał się łapką po łebku. - Potrafię też zrobić przedmioty, które wymagają użycia alchemicznego stołu… czy wspominano ci, że mam swój własny? Tak czy siak… powiedz mi czego potrzebujesz, a to zrobię… pod warunkiem, że załatwisz mi składniki, bo jak widzisz… jestem krukiem i ciężko by mi było nosić worek ze złotem.
Dholianka coś sobie nagle przypomniała, pogrzebała w torbie i wyjęła cztery fiolki.
- To znaleźliśmy przy jego stanowisku.
- Hmm… tooo imponujące. Każda gildia alchemików z pewnością by chętnie zrobiła użytek z takiego ptaka. - Zastanowił się wieszcz, a czarownik zaś spytał. - A ty?
- Ja… - Wzruszył ramionami wróż. - …mniej. Jak wiesz, ja raczej nie łażę po ruinach, nie mam aż takiej potrzeby… Owszem, czasem jakiś eliksir by się przydał, ale…
- No widzisz. Orfeus mógłby ci się wtedy przydać. No i ktoś do rozmowy… i debatowania na temat magii i… biały kruk pasuje do tajemniczego wróżbity - zaproponował Jarvis.
- Co racja, to racja - ocenił Dartun, rozważając te argumenty. - W sumie… mógłby tu zamieszkać w zamian za pomoc przy różnych okazjach. Dużo jednak tu do robienia mieć nie będzie.

Kruk nastroszył pióra i zaklekotał dziobem, trochę jak bocian podczas zalotów. W mig przytulił łebek do ucha swojego nosiciela, co rozsierdziło ignorowaną i pozbawioną rozrywki tancerkę.
Dziewczyna zwęziła oczy jak wściekła żmijka i na chwilę w pokoju zapanowała głucha cisza. Wtem, przepuściła atak na nic nie spodziewającego się karciarza. Chwyciła go pod ramię i przytuliła do siebie. Popatrzyła wyzywająco na ptaszora, a ten ponownie otarł się łebkiem o ucho przywoływacza.
W tawaif zawrzało.
- No przyjrzyj mu się uważnie… nie jest taki zły Orfeusie… trochę starawy i zapuszczony, zrzędliwy jak wredna baba, ale zobacz… zgrabny taki… mięciutki lub twardy w odpowiednich miejscach… - Kamala zaczęła zachwalać przyjaciela swojego kochanka, niczym sprzedawca swojego nowego niewolnika. - ...na pewno będzie cię karmił najlepszymi gołębiami w mieście i…
- Słabo wychowany ten wasz kolega. Obraża mnie na samym wstępie, a jestem od niego starszy i nie chce pokazać kuperka, zupełnie jak ten… jak mu tam… nie pamiętam. - Zwierze rozejrzało się ponownie po pomieszczeniu. - Mógłbym mu uwarzyć mikstury miłosne, zauroczenia, potencji i zmiany wyglądu… bo tym się właśnie para, prawda? Doi pieniądze na zakochanych, brzydkich i nieszczęśliwych parkach. - Sfrunął, ku uldze Sundari, na biurko i stuknął dziobem w szklaną kulę. Był jednak delikatny i uważał, by nie zrobić jej krzywdy. Przejrzał się w szkle i przemaszerował po blacie. - Miłość zawsze w cenie… niezależnie od rasy - skwitował i zwrócił się retorycznie do Dartuna. - Pytanie tylko czy potrafiłby mnie traktować jak równego sobie.
- Nie zajmuję się miłosnymi zaklęciami. Jestem poważnym wróżbitą. - Napuszył się mężczyzna. - Przewiduję przyszłość i znajduję prawdę w kartach.
- Ale doradzanie w sprawach miłosnych to przecież twój chleb powszedni - przypomniał mu Gozreh, na co stary mag mruknął. - No tak… ale nie eliksiry miłosne. To zostawiam gildiom i zrewoltowanym alchemikom, którzy przeciwstawiają się tyranii gildii. - Po czym zwrócił się do Orfeusa. - A co ciebie obchodzi mój zadek, jesteś ptakiem… nie powinieneś się interesować kruczymi ogonami? A zresztą, po co ja w ogóle o tym gadam?
Wróż usiadł przy stole, przed białym pierzakiem. - Co ja jestem... panna na wydaniu? A ty pan młody? Poza tym, nie robisz mi łaski. Mój interes dobrze się kręci i bez eliksirów. Niemniej... nie jestem nierozsądnym człowiekiem.
- Jeśli nie jesteś, to zacznij się w końcu rozsądnie zachowywać. - Orfeus przedreptał na środek stolika i wskoczył na kulę, jak kura na grzędę.
- Ja się akurat rozsądnie zachowuję. To wy przyszliście tu do mnie z propozycją, a nie na odwrót - obruszył Dartun.
- Rozsądny człowiek nie gada co mu ślina na język przyniesie… ale czego oczekiwać od męskiej wróżki. No... ale przynajmniej nie jesteś elfim szarlatanem, więc da się ciebie posłuchać nieco dłużej. - Kruk odgiął łebek do tyłu i zaklekotał dziobem.
- Jestem wróżbitą… to nie to samo co wróżka - sprostował z lekką irytacją mężczyzna.
- Może zostawimy was razem przez dwa lub trzy dni, a potem przyjdziemy zobaczyć jak wam się razem żyje? - zaproponował czarownik po chwili namysłu. - A jak wam nie wyjdzie, to znajdziemy ci nowy dom Orfeusie.
- Wróżki mają kule… ty masz kulę… jesteś wróżką. - Ptak nie dawał za wygraną, ale słysząc w głosie Jarvisa chęć ucieczki odwrócił się do niego, jakby chciał mu wlecieć na ramię. Chaaya jednak stanęła pomiędzy nim, a swoim ukochanym, rozpościerając szeroko ręce i piorunując gniewnym wzrokiem (nie)chowańca.
- A nie mógłbym zamieszkać z tobą? Masz taki ładny pakiet… - zakrakał.
- Nie bardzo rozumiem… co masz na myśli? - Przywoływacz był szczęśliwie nieświadomy intencji kruka, a Gozreh tylko ziewnął dodając. - Czasami podjadam w nocy. Byłoby źle, gdybym przypadkiem ciebie połknął mości Orfeusie. W nocy wszystkie kruki są czarne, sam rozumiesz.
Biały zwierzak nie odpowiedział. Chwilę patrzył na wściekłą bardkę, ktorej prawie z tej zazdrości wyrosły rogi i diabli ogon. Zatuptał w miejscu, dzwoniąc pazurkami w szkło i zeskoczył na stół. Przeszedł się pijanym krokiem kawki do Dartuna, po czym podleciał mu na ramię.
- Za dwa dni… Przyjdźcie za dwa dni - odparł przyglądając się plecom swojego nosiciela i wychylając się bardziej starał się dostrzec ich “szlachetne” zakończenie, niestety płaszcz jaki nosił czarokleta, trochę upośledzał widok… ale od czego jest wyobraźnia?


Dom, słodki, bezpieczny dom.
Pokój karczmy, od pewnego czasu, był już dla obojga Smoczych Jeźdźców domem, a po pozbyciu się kruka i dzieciarni, Jarvis i Chaaya mogli wreszcie tu wrócić, by wypocząć i może podleczyć rany. Co prawda, mieli tylko trochę czasu na odświeżenie, bo trzeba było odnieść ów kolczyk, a niecierpliwiąca się Godiva pospiesznie pognała do swojego pokoju, by się przebrać za Jeanette i odpowiednio przyszykować na spotkanie, ale nie czuli już takiej presji i odpowiedzialności, gdy odzyskali cenną zgubę zleceniodawców.
- Jak się czujesz? - zapytał czarownik, gdy znaleźli z tancerką w ich komnacie. Od razu objął ją od tyłu w okolicy pasa, dociskając zaborczo i muskając ustami jej policzek. - Nie wymęczyła cię za bardzo ta przygoda?
- Wymęczyła…
Kobieta instynktownie sięgnęła dłonią do twarzy ukochanego, gładząc ją delikatnie.
- Nadal jestem nieco w szoku po tym… wszystkim. - Tawaif nie chciała się uskarżać, ani użalać nad sobą. Zgrywała dzielną i cierpliwą, co odnosiła z różnym skutkiem.
- Chodź, pomogę ci się rozebrać. Musisz się wykąpać i przebrać na spotkanie.
- Ty zostajesz tutaj… czy idziesz z nami? - Mag cmoknął ją znów w policzek. - Możesz zostać jeśli chcesz. Tyle ksiąg masz do przejrzenia.

O tak. Dholianka wiele by dała za chwilę spokoju i relaksu, ale obawiała się samotności. Teraz, gdy nie było Nveryiotha na wyciągnięcie ręki… i teraz, gdy była świadkiem jak jej kochanek prawie nie zginął, niczego tak w życiu nie chciała, jak być po prostu obok przywoływacza.
- P-pójdę… Czy mogę? - spytała niepewnie, odwracając się w jego objęciach, by zabrać się za rozpinanie jego ubrania.
- Oczywiście, że możesz… twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Tylko musisz pilnować, żeby mi dłonie nie zawędrowały tam, gdzie nie powinny - szeptał żartobliwie mężczyzna, chwytając drapieżnie za pośladki bardki, która zesztywniała i napięła się z bólu, podczas gdy on cicho kontynuował. - A potem tu wrócimy. Ty się położysz golutka na łóżku i będziesz studiowała księgi, a ja… będę ci przeszkadzał… palcami, językiem, pocałunkami. Co ty na taki plan?
- To dobry plan… choć pozwolisz, że nie będę czytać księgi czarów - odparła spolegliwie, odrywając męskie dłonie od siebie. - Muszę się przebrać, a ty zmyj z siebie ten kurz i krew.

Jarvis rozbierał się szybko odsłaniając przed kurtyzaną ciało, poznaczone świeżymi poparzeniami. Musiało go to cholernie boleć, ale… wyraźnie życie wyuczyło go ignorować ból. Nieważne jak silny… Może rzeczywiście było w nim coś z borsuka, którego w dzieciństwie wziął wraz kolegami na patrona swego gangu?
Dziewczyna z pustyni spuściła głowę, zaciskając pięści, by nie wybuchnąć płaczem. Jej rany w porównaniu z ranami maga, były jak dziecięce zadrapania.
Ukrywszy się za przepierzeniem, zdjęła z siebie magiczną suknię i przyjrzała się czerwonym pręgom, ciągnącym się od stóp po jej pośladki. Na skórze nie wystąpiły bąble tylko dlatego, że wpleciona w materiał magia, uchroniła ją przed większością ciosu.
Bez słowa przebrała się w pustynną szatę z czarnego materiału, by skrzętnie ukryć ciało przed wzrokiem, po czym wyszła, by pomóc miłości swojego życia. Racząc go czułą pieśnią i uzdrawiającymi mocami.
Zanurzony w wodzie czarownik z rozkoszą się poddawał pieszczocie jej palców i przyjemnemu dotykowi magii płynącemu przez nią do jego ciała. Poparzenia znikały, odsłaniając znów nieco twardą… ale przyjemną w dotyku skórę. On sam uśmiechał się czule i nieco lubieżnie. Jakby chciał wzrokiem przebić zasłonę tkaniny okrywającą Kamalę… a i wyraźna reakcja przypominała tancerce, jak namiętnym człowiekiem jest jej wybranek.
Sundari dała ponieść się chwili i klęknąwszy przy wannie, zaczęła obcałowywać skronie Smoczego Jeźdźca przy jednoczesnym tuleniu jego głowy do siebie, jakby chciała nie tylko uchronić go przed złem tego świata, ale jednocześnie wynagrodzić za ból jaki przeszedł. Była cicha… bardzo cicha, ale Jarvis przeczuwał, że słowa mogłyby skruszyć ją na proch w przeciągu chwili. I pewnie dlatego mężczyzna ograniczył się do czułego głaskania jej po policzku i po głowie. Nawet jeśli jego ciało pragnęło więcej, tym więcej im bardziej był uleczony.
Gozreh zaś… nie przyciągając uwagi ich obojga w milczeniu schował się pod łóżko.

W końcu bardka pociągnęła nosem i uderzyła dłonią w taflę wody.
- I masz nigdy więcej nie głaskać obcych ptaków pod dziobem! - Fuknęła gniewnie, ocierając łzy z kącików oczu. - Zwłaszcza tych co są wygadane!
Maskując swoją chwilę słabości, nastroszyła się jak przepiórka.
- Jedyna ptaszyna jaka mnie interesuje… właśnie się gniewa. - Magik nachylił się i cmoknął ją czule w usta. - Masz jakieś porady na temat tego co powinienem poruszyć podczas oddawania właścicielom kolczyka? W sumie… nie ustaliliśmy jakiej nagrody za to chcemy… co prawda nie robiliśmy tego dla jakiejś nagrody? Może… poprosić ich by dali coś, co uznają za stosowną nagrodę za nasz wysiłek?
- Oni są arystokratami… - Dholianka złagodniała, uśmiechając się ciepło. Zabrała się za rozmasowywanie karku przywoływaczowi. - Dobrze wiedzą, że za wykonaną pracę trzeba zapłacić. Być może spytają się ciebie co byś chciał w zamian, lub po prostu dostaniesz z góry obliczoną nagrodę. To wszystko zależy od nich…
- Jak miło z ich strony - odparł chłopak i dodał po chwili. - Więc… nie różnią się niczym od tutejszych arystokratów. Co najwyżej nie są takimi sknerami jak oni.
- Ludzie z Teheru to bardzo, bardzo dumny i skryty naród… bezwzględni dla swoich wrogów, ale łaskawi dla sprzymierzeńców. Po prostu nie poruszaj kwestii znaczenia nath. Im mniej interesujesz się ich sprawami, tym lepiej. Nie wychodź przed szereg, a obsypią cię złotem, czy cokolwiek sobie zażyczysz w zamian - wyjaśniła tawaif. - My Dholianie słabo się z nimi dogadujemy… nie lubimy powściągliwości. Podoba nam się krzykliwość, dramatyczność i przekupstwo… Malhari zaś… a zresztą. Nie ważne jamun.
- A czego sobie życzymy? Czego byś pragnęła? - Zadumał się mężczyzna, poddając pieszczocie jej palców.
- Ja… mam wszystko czego mi potrzeba - odparła cicho Chaaya i polizała płatek uszny rozmówcy.
- To niech nas… zaskoczą. Godiva i tak chciałaby randki z matką panny młodej… a tego raczej nie dostanie - zamruczał cicho czarownik ironicznie uśmiechnięty. - Ona to ma pecha do kobiet.

- Mhm… z pewnością. - Tancerka go nie słuchała, skupiona na ssaniu męskiego ucha. Jej pazurki wbijały się delikatnie w skórę Jarvisa, kiedy dziewczyna pomyślała sobie jak przyjemnie by było, gdyby kochanek zagościł w jej łonie.
- Tooo kiedy idziemy? Do której trwa pora odwiedzin mieszkańców w Skowronku?
- Jak tylko Godiva wyszykuje się na wizytę. - Mag sięgnął dłonią ku policzkowi partnerki i pogłaskał ją. - Nie dołączysz do mnie w kąpieli?
Zerkając pod wodę, kurtyzana widziała, że podziela jej pragnienia.
Kamala już chciała się poskarżyć na niewygodę ich ciasnej wanienki, ale kiedy jej wzrok padł na ukochany “maszt swojego marynarza”, Umrao uśmiechnęła się jak drapieżna kotka. Kobieta ściągnęła kaftan i zrzucając buciki ze stóp, wprosiła się ochoczo do kąpieli.
- Skoro tak ładnie poprosiłeś to nie mogłam odmówić - wyjaśniła dumnie, by nie wyszło, że miała słabość do wybranka. Upewniła się jedynie, że woda maskowała jej rany… ranki… i wyglądała jak zwykle zmysłowo i apetycznie..
Przywoływacz, jeśli nawet dostrzegł jakiekolwiek mankamenty, to nie poinformował jej o tym fakcie. Za to jego palce objęły jej uda, gdy tylko się znalazła w wannie. Usta już muskały jej skórę, bacząc by czynić to delikatnie.
Traktował Kamalę, jak porcelanową laleczkę… jednakże delikatność ta nie ujmowała jego pożądaniu. Bo pieszczoty, choć ostrożne, nadal były żarliwe.
Zaczęła się rywalizacja na to, kto komu więcej ciała wycałuje, bo Sundari wcale nie pozostawała bierna, chcąc wynagrodzić wszelki trud swojemu dzielnemu “wojownikowi”. Świadomość, że tak niewiele brakowało, a utraciłaby możliwość goszczenia w jego ramionach, tylko napędzała ją do coraz śmielszych i namiętniejszych pieszczot, aż w końcu ich ciała zespoliły się w jedność i nie zaczął się wyścig po spełnienie.
Choć wyścig w tym wypadku, było zbyt mocnym określeniem, bo ani jedna, ani druga strona nie miała siły na dzikie wyczyny.

Jarvis i Chaaya stawali się niemal jednym, wijącym i pulsującym w cichej ekstazie, organizmem. Pogrążeni w rozkoszy i pocałunkach, zapominali o całym świecie, acz każdy ruch bioder kochanki nieustannie popychał ich ciała ku spełnieniu, a usta pieszczące skórę, niemal dyszały tą żądzą niczym oddech rozgrzanej pustyni, aż… nastąpiła kulminacja, wyrażona cichymi jękami i wtuleniem się w siebie.
~ Następnym razem ja cię wymasuję Kamalo. To też przyjemne, wielbić takie żywe dzieło sztuki jakim jesteś ~ szeptał jej telepatycznie czarownik.
- A teraz musimy się ubrać, bo spotkanie, Godiva… i… wiesz, że wypytał o ciebie jeden z ochroniarzy kupców? - zapytał na końcu, z nutką, którą tancerka dobrze znała. Zaborczość i zazdrość. Może nie tak intensywna i gwałtowna jak Ranveera. Nie tak dzika i niepohamowana, ale ta mała drzazga zaborczości o jej względy tkwiła w jej kochanku, kiedy on sam chyba nie miał o niej pojęcia.
Dziewczyna wyszła z wanny i nie wycierając się płótnem, od razu przyodziała się, szukając jedynie bielizny na zmianę.
- Naprawdę ktoś o mnie pytał? Kto? - spytała rozbawiona, zakładając fikuśne majteczki, które skryły się pod czarną kurtyną szaty. - Fadl?
Ooo a więc pamiętała jego imię. Niemniej potrząsnęła charakterystycznie głową, uśmiechając się od ucha do ucha. Świadomość, że magik był o nią zazdrosny wyraźnie ją cieszyła i podniecała. Jeszcze chwila, a zaciągnie go do zaułka, tak jak wtedy podczas spotkania w zamtuzie z Axamanderem.
- Fadl? Może… nie zapamiętałem… ten no… co my go spotkaliśmy. Był strasznie… zainteresowany. - Przywoływacz starał się zamaskować rozdrażnienie, związane z tym, że Dholianka pamiętała jego imię. Był w tym kiepski. W końcu aktorstwo nigdy nie było jego mocną stroną.
Wyszedł z wody i zaczął się wycierać. - Nie wiem czemu.. chyba powinien sobie zdawać sprawę, że nie możesz być tu sama, prawda? Że ktoś się tobą opiekuje.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline