Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2019, 15:36   #222
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Umrao westchnęła.
Umrao westchnęła tak głośno i rzewnie, że “medytujący” w swej tajnej samotni (choć tak naprawdę planujący zemstę na swymi wrogami) Ferragus miał wrażenie, że nie była to jedna Umrao… a sto.
I wszystkie sto na raz właśnie doznały silnego orgazmu.
Brr… groźna kobieta. Prawdziwy potwór. Nienażarty baal z samego serca seksualnego piekła. Może to ją powinien rzucić na tego co skradł jego ciało?
“Haaaaiii… Jeszcze trochę… podrocz się z nim jeszcze trochę…” Maska jęczała jak nażarta kocimiętką kotka podczas rui.
“O matko… weź się zamknij…” Deewani, która była w większości odporna na swoją uporczywą siostrę, zaczynała czuć się nieswojo.
“Pooowiedz mu, żeee pewnie szuka ożenkuuu… powieeedz, że z nim dziś porozmawiaaasz… ach powiedz, że…”
“Ej… no weź się w końcu odczep, ile można?” Łobuzica wzdrygnęła się z obrzydzenia i całkowitego niezrozumienia tematu.
“Starcze… Starcze obudź się i weź jej powiedz by się wzięła!”
~ Tyle, że to wzmacnia jej ducha. Jej drapieżność i siłę ~ mruknął niechętnie smok. ~ Myślisz, że dlaczego pozwalam im na te częste migdalenie? Wzmacnia to jej siły duchowe oraz mentalne i ułatwia mi działanie poprzez nią.
“To nudne i obrzydliwe… ty też jesteś nudny i obrzydliwy…” Dziewczynka była mocno niepocieszona.
~ To jest nudne… ~ zgodził się gad i ziewnął ostentacyjnie. ~ Choć i tak stonowane wobec tego co smoki czują i robią w rui.

- To ten Dholianin… może czuł się po prostu samotny? - Chaaya walczyła z wesołością. - To prawda, że kobiety z pustyni podróżują z opiekunami… ale to niekoniecznie muszą myć mężowie, a bracia, stryjowie, ojcowie… Może był ciekawy… a może łudził się, że… no wiesz… znalazł partię do żeniaczki. W końcu kobiety przeprowadzają się do domu mężów, więc jeśliby miał żone ona podróżowałaby wraz z nim.
- Niech sobie poszuka wśród służek… pewnie jest tam dużo ładnych - odparł obojętnie czarownik, choć ton jego głosu potwierdzał, że bardka szarpnęła za właściwą strunę.
- Nie wiem… nie pytałem. Starałem się unikać twojego tematu.
- Cóż… to może ja się go spytam, w końcu będe mieć okazję. - Złotoskóra odwróciła wzrok, bo patrzenie na ukochanego sprawiało jej ból w lędźwiach. Pragnęła go. Pragnęła go dzikiego i delikatnego i niepohamowanego i czułego…
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Zwłaszcza przy okazji tego całego ślubu? Lepiej chyba nie poruszać tego tematu przy takich okolicznościach.
To była kiepska wymówka ze strony przywoływacza lekko rozdrażnionego tematem. Czuł się wyraźnie zaniepokojony, tym jej zainteresowaniem obcym mężczyzną. Zagrożony, tym jak się dogadywali.
Walczył ze sobą. Bądź co bądź, jedna strona natury jej kochanka chciała jej uśmiechu i pomóc bardziej otworzyć się na świat i własne pragnienia, druga… zaś pochwycić, przycisnąć do ciała i posiąść zarówno ciało i jak duszę. Kamala wszak dobrze wiedziała jakie słowo odbijało się w jego myślach podczas namiętnych chwil: “Moja”.
Ku jego uldze kurtyzana się z nim zgodziła i wydawało się, że nie zamierzała ciągnąć dalej dyskusji.
- Masz rację… to byłoby nierozsądne z mej strony. Będę się trzymać w cieniu.
Z jej pełnego miłości spojrzenia dało się się wywnioskować, że jej ulubionym i najbezpieczniejszym cieniem był ten rzucany przez Jarvisa.
Dziewczyna wyjęła z jednej ze swoich toreb dwa łańcuszki złotych dzwoneczków, po czym założyła je sobie na kostki. Następnie dobrała kilka okrągłych bransoletek na przeguby i fikuśne kolczyki. Rozczesawszy grzebieniem włosy, skryła je pod cienką chustą. To, że była w La Rasquelle nie miało w tej chwili znaczenia. Jeśli miała przejść przez próg Złotopiórego Skowronka, musiała ubrać się stosownie do swojej kultury. Dholianki skrywały swe piękne ciała i stroje błękitnymi, białymi lub czerwonymi płaszczami.
Błękit nosiły mężatki. Biel wdowy. Czerwień zaś… dziewice. Jednakże czerń była neutralnym kolorem rozpoznawalnym na całej pustyni. Był to bezpieczny kolor, którego przekaz był prosty i jasny. “Nie patrz na mnie, bo nie jestem twoja.”

Mag przebrał się z powrotem w swoje szaty. Jego strój niczym w sumie nie różnił się krojem od innym jego ubrań. Było to z pewnością nudne, ale czarownik wszak preferował praktyczność, a wygląd stroju mógł dostosować magicznym cylindrem.
Niemniej mężczyzna spoglądał od czasu do czasu na kochankę z czułością i pożądliwością, poprawiając jej tym spojrzeniem nastrój. A i wspomnienia niedawnego konfliktu ulatniały się.
- Gotowi? - Usłyszeli przez drzwi. Godiva stała po drugiej stronie, niecierpliwiąc się nieco.
- Gotowi. - Jarvis otworzył drzwi i podał dłoń Chaay, gdy zbierali się do wyjścia. Smoczyca była spięta i niespokojna i… bardzo kobieca. Nie tylko w stroju, będącym niemal żeńską kopią… Jarvisi jeśli chodzi o gust, ale też w zachowaniu, spojrzeniu, rumieńcu na twarzy. Była… delikatna.


Przed Złotopiórym Skorwonkiem, jak zwykle, stała straż z minami tak nadętymi i odpychającymi, że aż dziw brał, skąd tylu klientów przybywało do przybytku.
Czarownik jak i smoczyca podejrzewali, że nieliczna “gwardia” zapamiętała ich twarze i nie będzie sprawiać kłopotu z przejściem, lecz spotkało ich dość nietypowe zaskoczenie, kiedy mężczyźni na przedzie zagrodzili im drogę i spytali o… imiona.
Co oczywiście Jarvis uczynił, przedstawiając siebie i towarzyszące mu osoby. Swoją siostrę i towarzyszkę. Wojownicy wymienili się paskudnymi spojrzeniami, a na ich twarzach wykwitły parszywe uśmieszki.
- Proszę, proszę… Jeanette… masz tupet się tu pojawiać. - Cokolwiek przeskrobała skrzydlata, musiało nieźle zdenerwować tutejszego właściciela, który wyżył się na pracownikach, którzy teraz byli w paskudnych nastrojach.
- Masz zakaz wstępu, reszta może przejść.

Bardkę jakby wmurowało, popatrzyła się z przestrachem na ochroniarzy, później pytająco na przywoływacza, by w końcu szukać jakiejś odpowiedzi u samej Godivy.
Smoczy Jeździec i jego wierzchowiec spoglądali na siebie, zapewne tocząc jakąś gorączkową rozmowę. Sądząc po zaciskających się mocno pięściach dziewczyny, magik próbował powstrzymać swoją “siostrę” przed wybuchem agresji. Tawaif wszak pamiętała, do czego jest zdolna rozwścieczona smoczyca, zarówno w swojej smoczej formie (gdy rozerwała gigantycznego węża), jak i ludzkiej (gdy przerobiła klatkę piersiową Remiego na miazgę).
Telepatyczna rozmowa chyba pomogła, dłonie Jeanette rozluźniły się.
- Idźcie beze mnie. Poczekam - mruknęła w końcu i Jarvis ruszył z tancerką do środka, która z żalem i smutkiem oglądała się na zostawioną w tyle wojowniczkę.
~ Co się stało? Co ona zrobiła? ~ spytała z ujmującym współczuciem, bo choć niebieskołuska działała jej na nerwy, to jednak miała dobre serce i intencje, więc nie dało się jej nie lubić.
~ Poniosły ją nerwy i groziła komuś. Jak wiesz, Godiva ma temperamencik i mało zimnej krwi ~ wyjaśnił czarownik i uśmiechnął się dodając. ~ Nie będzie jednak robiła kłopotów, no chyba, że ci dwaj przed wejściem będą ją zaczepiać.
~ Nie powiem… od dawna liczyłam na to, że życie da jej gorzką nauczkę… ale, ale to… jest mi strasznie przykro… ~ Kolejny powód by nienawidzić Hali jeszcze bardziej, zawitał w jej sercu. Kamala postanowiła, że choćby nie wie co… jeśli arystokratka zjawi się na spotkaniu, to skończy się to wojną narodów.

W środku, za kontuarem, przywitał ich obudzony z drzemki staruszek. Mężczyzna poprawił monokl, który podczas snu spadł mu na brzuch i rozejrzał się niepewnie.
- Ekhm… witamy szanownych państwo w Złotopiórym Skowronku, nazywam się Artemis. W czym mogę państwu pomóc? - spytał grzecznie, nieco zachrypniętym od pochrapywania głosikiem, przyglądając się ciekawsko tajemniczej Sundari, która stała za plecami kochanka, niczym jego egzotyczny cień. Ach… gdyby tylko mógł dostrzec jej twarz, a nie tylko słaby kontur.
- Witam. Proszę przekazać swoim gościom, że odnaleźliśmy ich zgubę - rzekł uprzejmie Jarvis, uznając, że mężczyzna będzie wiedział kogo powiadomić.
Kurtyzana pacnęła niepostrzeżenie przywoływacza w pośladki.
~ Powiedz jakich gości… myślę, że mają ich wielu… ~ szepnęła przez telepatię.
Portier podrapał się za uchem i zajrzał w swoje papiery jakby te miały go olśnić.
- Taaak… oczywiście, że przekażę… oczywiście… a komu tak właściwie?
- Rodzinie kupca Abdula - odparł grzecznie czarownik, nieco urażony tym, że Artemis go nie kojarzył. Wszak musiał się rzucić w oczy, w związku tym co tu robił. Jaenette jakoś zapamiętali.
- Z-zapraszam do poczekalni, tam po lewej za drzwiami… służki państwu przyniosą coś do picia. - Dziadek od razu zbystrzał, wskazując przejście do sali z kanapami. Drugą ręką zapisał jakąś notatkę na wolnym świstku papieru.
- Proszę uzbroić się w cierpliwość… jesteśmy w trakcie przygotowań do ślubu… prawdziwe urwanie głowy.
- Słyszałem o tym - rzekł mag i wskazał swojej wybrance drzwi, przez które powinni przejść.
Dziewczyna ruszyła za ukochanym, przyglądając się jak kamerdyner zwija liścik, wkłada go do tubusu i wrzuca do dziury w ścianie, po czym pociąga za jakąś dźwignię. Była pod wielkim wrażeniem wystroju tego miejsca, jak i niektórych rozwiązań technologicznych, których nigdy wcześniej nie widziała na żywo.

W sali oczekiwań, przycupnęła, niczym onieśmielona młódka, na jednej z sof, prosząc jedynie o lemoniadę. Odgrywanie skromnej i posłusznej przychodziło jej z łatwością, a nawet sprawiało trochę frajdy, zupełnie jakby jej chochlicza natura uznawała ten prosty trik za wyszukanego psikusa. Bo przecież nikt nie wiedział kim ona była, czym się parała i jak psotliwa potrafiła być.
Jarvis zamówił lekkie wino i przycupnął blisko bardki, acz w stosownie przyzwoitej odległości. Obserwował ją, wyraźnie ciesząc się jej dobrym humorem i czekał cierpliwie.
Gdy służba odeszła, Dholianka postanowiła przełamać milczenie.
- Posłuchaj… nie jestem pewna, czy powinnam być przy twojej rozmowie z… Abdulem, albo jego przedstawicielem. Dla bezpieczeństwa całej tej maskarady… myślę, że powinnam się oddalić.
- Możesz poczekać w holu, będę ci telepatycznie przekazywał to co tu powiedzą - zaproponował jej kompan, nie zamierzając jej do niczego przekonywać. To Chaaya była tu znawczynią obyczajów i to ona wiedziała najlepiej.
- Chyba… nie musisz tego robić, jestem pewna, że cię nie zjedzą… tylko nie groź nikomu - odparła żartobliwie, uśmiechając się ciepło.
- Dobrze. - Przywoływacz cmoknął ją czule. - Postaram się to zresztą szybko załatwić.
Kobieta zarumieniła się, spuszczając spojrzenie na podłogę. Smak zakazanego owocu nęcił najbardziej, toteż przyjemne ciepło rozlało się po jej podbrzuszu, a serce przyspieszyło, gdy poczuła muśnięcie na swoim policzku. Niby nikogo w pobliżu nie było, acz dreszczyk adrenaliny przepłynął od karku w dół pleców na samą świadomość, że ktoś mógł ich przyłapać w tak intymnej chwili.
- Bądź cierpliwy i nie odmawiaj poczęstunku, ni dłuższej rozmowy… nie staraj się niczego przyśpieszać, bo mogą poczuć się urażeni… mną się nie przejmuj poczekam na cieb… - urwała w pół słowie słysząc jak ktoś wchodzi.

Była to służka niosącą tacę z napojami oraz miseczkami sałatki owocowej oraz talerzykami z jakimś ciastem.
- Wino i lemoniada, oraz coś słodkiego z okazji nadchodzącego święta pary młodej - wyjaśniła dziewczyna, grzecznie dygając i wycofując się do wyjścia. Kurtyzana poczekała, aż pracownica wyjdzie, po czym sięgnęła po talerzyk z wypiekiem.
- To taka tradycja… para młoda dzieli się swoim szczęściem z okolicznymi mieszkańcami. Wyprawia się specjalną ucztę dla sąsiadów lub nawet dla mieszkańców całej wioski. Ma to zachować przyjazne stosunki na przyszłość, podtrzymać dawne przyjaźnie, zawrzeć nowe i zakopać wszelkie niesnaski. Zgromadzenie spotyka się na neutralnym terenie i razem świętuje na cześć pary młodej i ich przyszłego związku.
- Miła tradycja… tu rozsypują monety przed parą młodą, gdy wychodzi ze świątyni, a potem zostawiają te monety biednym do wyzbierania. - Podzielił się wiedzą czarownik, smakując słodkości. - Dobre.
- To bardzo ciekawy sposób… tylko kto obsypuje parę młodą? Goście? Czy to jest prezent od nich dla nich? Dlaczego zostawiają go biednym? - Złotoskóra jadła z gracją i dystyngowaniem, bo a nuż ktoś wejdzie i zobaczy jak objada się jak mała dzikuska?
- Co jeszcze się u was robi podczas zaślubin?
- Goście… sypią im złotą drogę do gondoli, żeby im bogactwo towarzyszyło cały czas. Gościom nie wypada zabierać wtedy monet z ziemi, bo kradliby pomyślność parze młodej. Więc zostają na ziemi, jako datek od pary młodej dla biednych. Z tego co wiem, bo na żadnym ślubie nie byłem, panna młoda winna ubrana być na biało, bo to kolor czystości i nosić na szyi srebrną kolię, bo srebro odgoni wampiry od jej szyi w noc poślubną… z innym rytuałów, to już różnie bywa… zależy od tego jakie bóstwa czczą poślubieni sobie małżonkowie lub… do jakiej sekty należą. - Jarvis zamyślił się, próbując przypomnieć sobie co ciekawsze obyczaje.
- Srebrooo? Niedobrze… srebro jest złe. Jest zimne. Nie pasuje do panny młodej. Jeśli taka nosi srebro, będzie nieczułą kochanką dla męża. - Pokręciła głową w zatroskaniu tancerka. - No i ta biel… ah, tu wszystko macie inaczej, to takie dziwne… trochę straszne, ale też bardzo ciekawe. Chciałabym usłyszeć więcej, a jednak się wzdrygam przed tym…
- Srebro u nas… w tym mieście, wiąże się z księżycem i Księżycową Panią. I z likantropami, ale także z opowieściami o “ogniskach” ku czci Księżycowej Pani, które były… orgiami ku jej czci. W La Rasquelle srebro oznacza namiętność i rozpustę, ukrytą pod pierzynką - wyjaśnił cicho mag, szepcząc wprost do ucha ukochanej. - Srebro jest też metalem powiązanym z elfami i półelfami.

~ Tylko tymi z niższych kast. Najwyższe ceniły złoto ~ sprecyzował Starzec, samozwańczy ekspert od elfów.
“Cicho tam… nikt się ciebie o zdanie nie pytał” burknęło wspomnienie babki, chyba jedynie z samej przekory.

- U nas księżyc to woda… a w zasadzie boska czarka w której znajduje się… jak to we wspólnym było… ambrozja? Bogini ta włada przypływami i odpływami. Jest nosicielką życia. Patronką rodziny, miłości i opieki. Jeśli zgubisz się na pustyni… pomódl się do księżyca, a jego promienie wskażą ci drogę do oaz…
Do pokoju ktoś wszedł… wpadł bardziej. To Fadl. Jak zwykle zziajany, lecz szykownie ubrany w granatowe, pękate szarawary o złotych podłużnych pasach, fikuśnych klapeczkach z zawiniętymi noskami oraz czarną koszulą przepasaną granatową szarfą w złote gwiazdy. Na głowie miał misternie zapleciony turban w kolorze kości słoniowej.
- Salaaam bracie… o i… - Stanął wryty wpatrując się w czarną zjawię, która obróciła twarz w jego kierunku. - Siostro jak wspaniale cię znów widzieć!
Przywoływacz nie wiedział jak w takiej sytuacji zareagować, choć jego mimika twarzy zdradzała lekki niepokój, wywołany poufałością wojownika. Niepokój niewątpliwie powiązany z zazdrością. Niemniej milczał niemal upodabniając się do słupa soli.
- Ciebie również… - Dholianka skinęła głową, po czym zebrała się do wstania. - Zostawię was samych, byście mogli porozmawiać.
- Ależ nie musisz, gdzieżby to? Ja nie przyszedłem tu w sprawie… wiecie jakiej, jedynie wpadłem się przywitać. Szacowny Abdul niedługo powinien do was zejść… ale wiecie jak to jest gdy się przygotowuje ślub.
- Rozumiemy, poczekamy cierpliwie - odparł czarownik, nie odnosząc się do kwestii pozostania tutaj Chaai, która usiadła z powrotem na swoje miejsce i wróciła do jedzenia ciasta.
Cynoskóry usiadł naprzeciw pary i popatrzył z ciekawością na Jarvisa.
- No… więc… znalazłeś go prawda? I jak? I jak? Gdzie się ukrywał? Stawiał opór? - Strażnik z pustyni, aż podrygiwał z niecierpliwości usłyszenia historii odzyskania nath.
Tawaif ukryła uśmiech za widelczykiem i spuściła głowę, by schować twarz w cieniu szala.
~ Mówiłam ci… lubimy ploteczki, więc nie zawiedź nas i opowiedz jak pokonałeś Francisa. ~
Choć dziewczyna uczestniczyła w wyprawie, nie mogła się doczekać co też jej kochanek wymyśli.
~ Postaram się ~ odparł jej na to mężczyzna i zaczął opowiadać, pomijając pewne kwestie i wątki, a dodając inne. Oczywiście pominął nudny temat odkrycia tożsamości złodzieja i tego jak dotarli do tej wieży czarownika, który ukradł nath. Sama wieża urosła i zrobiła się bardzo mroczna, wręcz siedlisko mrocznych kruków. Chmary tych potwornych ptaszysk miały niemal pokrywać cały budynek, a ich oczy śledzić każdy ich krok. Oczywiście, Jarvis nie wspomniał, że kruki były sługami owego złodzieja, aczkolwiek… można było wysnuć takie wnioski. Drużyna poszukiwaczy, której składu przywoływacz nigdy dokładnie nie sprecyzował, zeszła więc w mroczne podziemia wieży, po przedarciu się przez fałszywą iluzję i odkrycie przez czarownika, ukrytego przejścia. Rozgryźli skomplikowane pułapki, zmierzyli się z duchem dziewczynki i jej podstępnymi zagadkami, a potem zeszli do serca ciemności… dosłownego i w przenośni. A gdy już znaleźli nath, złodziej ich podstępnie zaatakował i poważnie ranił. Jarvis podkreślił jak wezwał do pomocy żywiołaka ziemi i jak ciężki toczył bój. I że śmiertelny cios wrogowi zadała jego siostra Jaenette.
Chaaya słuchała tego wywodu skręcając się od śmiechu. Zjadła już swoją sałatkę owocową i podstępnie ukradła ukochanemu jego porcję, przyglądając się z zafascynowaniem twarzy słuchającego Fadla, któremu oczy świeciły jak dwa kaganki. Z dziecinną łatwowiernością przełknął on każde kłamstwewko czy niedociąnięcie, kiwając charakterystycznie głową, klaszcząc, cmokając i bujając się na siedzisku niczym tańcząca kobra. Bogata paleta emocji gościła na jego cynoskórej buzi, a one wszystkie składały hołd krasomówczej opowieści wymyślonej przez czarownika.

- Och… to twoja siostra też tam była? Przecież ona taka krucha i delikatna… jakim cudem zdołała zabić tak potwornego wroga? - Wojownik był pod wrażeniem dzielności dziewczyny, choć z pewnością wiedział jak zachowała się wobec niewolnej służki, przez co została skreślona z listy osób mogących wchodzić do Skowronka.
Bardka nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
- No właśnie jamun… nie wstyd ci, że twoja młodsza siostrzyczka musiała się tak narażać? - zadrwiła, spoglądając zuchwale w oczy kochanka.
~ Krucha i delikatna… Fadl zasłużył na randkę z moją siostrą ~ prychnął telepatycznie magik i zaczął tłumaczyć Kamali, której przecież tam nie było.
- Moja siostra dysponuje wielką wiedzą na temat ruin, więc jej pomoc była nieodzowna, a poza tym… bardzo jej zależało na tym, by… ów przedmiot wrócił we właściwie dłonie. Więc nie byłem w stanie jej odwieźć od pomysłu uczestniczenia w ostatniej części dochodzenia.
- Och… doprawdy pierwsze słyszę, by wiedza na temat ruin pomogła komuś zadać potworny cios przeciwnikowi… - Sundari nie dawała za wygraną, a Dholianin nieco się wyprostował i przyglądał się uważnie rodaczce.
- Pomogła przy samych pułapkach - stwierdził uprzejmie Jarvis, ignorując “chmyknięcie” Gozreha, który towarzyszył im cały czas, będąc lepszym cieniem przywoływacza, niż kurtyzana. Po czym uśmiechnął się dodając. - Oczywiście, zanim moja kochana siostra zadała ów szczęśliwy i desperacki cios, który zakończył żywot złodzieja… mój żywiołak trochę go zmiękczył swoimi mocarnymi łapami.
- No tak… zapomniałam, że był tam żywiołak - odparła głupkowato złotoskóra i popatrzyła wesoło na milczącego kompana. - A tobie co się stało bracie? Co tak umilkłeś?
- Aaa… jaaa… no… eee… no nie wiem… chyba nadal jestem troche w szoku, że drobniutka Jeanette okazała się bohaterem - wyjaśnił pośpiesznie mężczyzna. - No ale nie jesteśmy na pustyni… tu kobiety muszą być twarde tak samo jak ich bracia czy ojcowie.

“Chyba na odwrót…” mruknęła gniewnie Laboni. “To my kobiety pustyni musimy okazywać się twarde i waleczne by takie pędraki mogły się pławić w złocie i wygodach!”
“No już nie przesadzaj… bo ktoś pomyśli, że po prostu nie lubisz mężczyzn…” wtrąciła jedna z masek, a kolejna dodała “Lub im zazdrościsz.”
Wspomnienie babki prychnęło w oburzeniu i nadąsało się jak błotna ropucha podczas suszy.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 09-06-2020 o 12:58.
sunellica jest offline