Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2019, 19:13   #223
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

- Jak tam przygotowania do ceremonii? Czy wszystko gotowe? - Kamala zmieniła temat popijając kwaśną lemoniadę.
- Ach… tak, tak… mistyk znaleziony, jedzenie przygotowane, muzyka i pieśniarze… ogółem wszystko opłacone… pozostała dekoracja. Wiesz… świeże girlandy kwiatów, mandale, dywan z płatków, kadzidła… Szacowna Hala begum nie zmrużyła oka od wczorajszej nocy… siedzi w sali i nadzoruje dziesiątkami służek. Powieś tu, powieś tam… jednak nie, zamień to z tym… - Dholianin zrobił przy tym znudzona minę. - Gdy pełniłem straż myślałem, że tam umrę…
- Och… nie dziwie się, śluby są strasznie trudne w logistyce… - odpowiedziała enigmatycznie Sundari.
- Ile jeszcze czasu do samej ceremonii? Bo choć udało nam się odzyskać zgubę, to niestety złodziej zdołał wydłubać z niej jeden klejnot. Niemniej w La Rasquelle jest sporo dobrych jubilerów, którym umieszczenie innego kamienia szlachetnego w miejsce brakującego zajmie ze dwie, trzy godziny - wtrącił się czarownik, poruszając nurtującą go kwestię.
- Tylko jeden? Miał tyle dni i wydłubał tylko jeden? Przecież tam jest ich chyba setka… - Fadl podrapał się po szyi, wyraźnie się zastanawiając. - No cóż… ślub jest dziś kiedy wzejdzie księżyc… ech… teraz trzeba będzie latać po mieście i szukać złotnika. Mam już dość tego miejsca… bez obrazy bracie… ale tęsknie za słońcem. Sama to rozumiesz… - ostatnie słowa skierował do dziewczyny, która kiwnęła głową, doskonale rozumiejąc tę kwestię. Jarvis milczał przez chwilę, choć bardce nie umknął mały tik nerwowy, wywołany... zazdrością, wynikającą z tego, że nie miał szansy zyskać z nią takiego porozumienia jakie miał z nią cynoskóry.
- W La Rasquelle znalezienie jubilera nie jest trudnym zadaniem. Jeśli cię stać, możesz nawet zakupić podróbki elfiej i gnomiej biżuterii, nie do odróżnienia od antycznych oryginałów - odparł w końcu uprzejmie.
- Stać czy nie i tak nie miałbym jej komu dać - odparł wojownik, nie przykładając wagi do tematu.
Tymczasem do pokoju weszła służka, by zapytać się czy trójce niczego nie potrzeba.
Tawaif grzecznie podziękowała, a jej rodak poprosił o dzbanek herbaty i trzy szklaneczki. Magik zaś nie wtrącał się, choć… ciało miał spięte. Chaaya niemal czuła jego pragnienie, by objąć ją w pasie i przytulić… pokazać, że do niego należy i będzie jej bronił przed zakusami innych. Wszak tak właśnie tutejsi czynili.
Dziewczę dygnęło i oddaliło się tak szybko jak się pojawiło, a Fadl zwrócił się do tancerki z zapytaniem.
- Czy droga Jeanette powiedziała ci, że o ciebie pytałem?
- Nie miała okazji… zajęta była śledztwem, ale przekazała Jarvisowi - odparła, kiwając w kierunku ukochanego.
- Ach… no tak, tak… racja, nie wpadłem na to. - Młodzian pokiwał charakterystycznie głową, ni to potakując, ni przecząc. - Pierwszy raz spotkałem tak młodą kobietę oddaloną od matki. Zacząłem się zastanawiać przed czym uciekasz - odparł spokojnie, jakby taki temat poruszany z kimś obcym był czymś normalnym.
- A przed czym ty uciekasz drogi bracie? - spytała miło kurtyzana.
- Hm… myślę, że po części przed nudą - wyjaśnił ze szczerą powagą.
- To podobnie jak ja… Matka choć kochana i opiekuńcza, bywa nieraz mocno…
- Ograniczająca - dokończył strażnik i pokiwał głową. - Ooo nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię spotkałem… kompani mi strasznie dokuczali, bo twierdzili, że nie mogę być Dholianinem skoro podróżuję. Strasznie mnie to irytuje…
- Domyślam się… mnie też nigdy nie traktowano poważnie z tego powodu, ale co się dziwić… nasz naród sam zapracował na takie miano.
- Co racja to racja… - Chłopak uśmiechnął szeroko i oparł wygodniej w fotelu, wyraźnie rozluźniony. Służąca przyniosła dzbanek z kryształu, wypełniony po brzegi rubinowym płynem. Rozstawiła szklaneczki, wyglądem przypominające kieliszki bez nóżek, po czym bez słowa odeszła.
Cynoskóry nalał im wszystkim herbaty.
- Przepraszam, że musicie tyle czekać, ale mój pan co krok jest przez kogoś zaczepiany i pytany o każdą pierdołę jaka tylko może mieć miejsce podczas przygotowań do ślubu. Biedak nie może się nawet spokojnie ruszyć do wychodka, bo zaraz jest pożar w burdelu i panika.
- Tak… bywa w takich sytuacjach. - Uśmiech czarownika był drapieżny, jak u rekina. Może i nie był Ranveerem, acz… i on miał zaborczą, mroczną stronę.
Dholianie popatrzyli na niego z lekkim zaskoczeniem na swych roześmianych twarzach. Tawaif jednak szybko się zreflektowała i wkrótce w jej spojrzeniu dało się dostrzec zatroskanie i czułość.
- Mój jamun… - rzekła cicho, wyciągając palce w kierunku jego dłoni. Dotknęła go delikatnie i z miłością. - Napij się herbaty… to cię trochę rozluźni. Jestem pewna, że nie masz co się tak stresować spotkaniem z szacownym…
- Abdulem - dokończył wojownik. - Nie martw się, to równy gość jak na arystokratę…
Jarvis skinął głową z nieco łagodniejszym uśmiechem i dodał. - Myślę… liczę, że wszystko zakończy się pomyślnie. Bądź co bądź, ślub to czas radości i szczęścia, nieprawdaż?
Po tych słowach napił się herbaty, ignorując ironiczne prychnięcie spod jednego z krzeseł. Miejsca, gdzie Gozreh urządził sobie legowisko, zwijając się w kłębek cieni.
- No… pewnie tak, chyba tak. Na pewno… - Fadl przyglądał się chwile stykającym się dłoniom kochanków, uśmiechając się tak jak miał w zwyczaju. Nie wyglądał na zgorszonego. - Ale przysięgam, że można osiwieć podczas jego planowania…
Jak na potwierdzenie tych słów, za drzwiami rozległ się poddenerwowany krzyk jakiegoś mężczyzny. Przywoływacz nie zrozumiał ani słowa, ale Chaaya najwyraźniej tak, bo spuściła głowę ukrywając uśmiech. Najmita naprzeciw nich, pobladł nieco i wstał. Drzwi się jednak nie otworzyły, bo tuż pod nimi zaczęła się jakaś dyskusja.

~ Ojciec panny młodej chyba ma z deczka dość zawracania głowy ~ wyjaśniła dyskretnie Dholianka.
- Takie są uroki ojcostwa… zapewne - skwitował mag, a telepatycznie zapytał się ukochanej. ~ Jak sądzisz, ile czasu zajęło aranżowanie tego całego małżeństwa? Godiva przypuszcza, że dwa dni.
~ Zapewne prace ruszyły tego samego dnia, kiedy dowiedzieli się o kradzieży. Na pustyni obrady dotyczące zaręczyn mogą trwać miesiącami, gdzie zgłasza się wielu ochotników, padają różne ceny. Dochodzą licytacje i targowanie się. Tu pewnie wzięli pierwszego lepszego, lub kogoś po znajomości… ~ Tawaif wzruszyła ramionami i wstała. ~ Oddalę się, póki mam czas. Abdul będzie się czuł swobodniej gdy nie będzie obcej kobiety w pobliżu.
~ Dobrze. ~ Czarownik zerknął przed siebie na Fadla. ~ On też się oddali?
Kobieta skryła uśmiech za chustą.
~ Nie wiem kochany… jest na jego służbie, zrobi to co mu rozkaże jego pan.

- Dam wam trochę prywatności… - odparła na głos Kamala i ruszyła do wyjścia. Tego samego wyjścia, gdzie toczyła się zażarta kłótnia na temat doboru koloru płatkowego dywaniu. Najwyraźniej różowe róże się skończyły i nigdzie nie było już świeżych kwiatów.

Po długich pięciu minutach do sali wszedł czerwony na twarzy dostojnik. Ściskał w dłoniach swój zmięty turban, jakby się na nim wyżywał.
Otaczała go pięcioosobowa świta sług hotelu, jak i jego własnej, przybocznej straży, którzy ustawicznie coś trajkotali jeden przez drugiego.
- A ty co tu robisz Fadl? Ty psi synu wszędzie cie szukali! - Huknął mężczyzna w obcej mowie, a wojownik struchlał.
- A-ale j-jak to? N-nie mam służby…
- ALE NIE POWIEDZIAŁEŚ NIKOMU GDZIE ODCHODZISZ! - Abdul nie wytrzymał i odpędził się od służby jak od natrętnych much. Złagodniał jednak na widok czarownika.
- Ty musisz być Jarvis… TEN od Jeanette nieprawdaż? - przemówił w płynnej mowie wspólnej, bez cienia wrogości. Na jego twarzy odmalowało się tylko zmęczenie. - Proszę mi wybaczyć zwłokę… niestety niektórzy nie potrafią sobie poradzić z tak prostym zadaniem jak znaleźć odpowiednią ilość płatków róż… Chodźmy… to nie miejsce na rozmowę.
Odwróciwszy się, kazał spadać hotelowym chłopcom na posyłki, a do wojowników charknął z arystokratyczną władczością. Wszyscy pokłonili się grzecznie i oddalili. Dholianin również chciał czmychnąć, ale został złapany przez kupca, który nakazał mu sobie towarzyszyć.
Przywoływacz wstał i skinął głową dodając uprzejmie.
- Rozumiem, wydanie za mąż ukochanej córki jest zawsze wielkim wydarzeniem. I wymaga wielu przygotowań.
Kocur zaś podążył za nim.
Nikt z pozostałych mężczyzn nie skomentował tego stwierdzenia. Cynoskóry szedł za swoim pracodawcą, najwyraźniej żałując, że się w ogóle urodził, natomiast sam możnowładca sprawiał wrażenie, jakby żałował, że urodziła mu się córka. Niemniej… widząc ile wysiłku wkładał w urządzenie jej ślubu, jak i znalezienie skradzionej biżuterii, przeczyła jego postawie.

Udając się cichym korytarzem, Smoczy Jeździec dał się zaprowadzić do pokoju w którym trzeba było zdejmować buty. Na niskim stoliku stała karafka z parującym mleczno-orzechowym płynem o mocnym, korzennym aromacie, oraz duża, fikuśna i pięknie zdobiona, kryształowa fajka wodna, przygotowana od razu do palenia.
Teherczyk nakazał strażnikowi stać pod drzwiami i pilnować by nikt nie zakłócał ich rozmowy, po czym wszedł i rozsiadł się na ziemi na poduszkach. Wskazał dłonią miejsce przed sobą.
- Proszę, proszę… siadaj mości Jarvisie. Jeszcze raz proszę mi wybaczyć tę zwłokę. Nazywam się Abdul Karim, syn mówcy kalifatu Teheru, Ahmedażeba VIII - przedstawił się tak jak nakazywała etykieta.
Czarownik usiadł na wskazanym miejscu i uśmiechnąwszy się rzekł.
- To zaszczyt poznać tak znamienitą osobę.
Kupiec skinął głową i nalazł chaj do dwóch szklanek, po czym zabrał się za nerwowe ćmienie fajki.
- Słyszałem, że znalazłeś naszą zgubę… - odparł retorycznie. - Masz ją zapewne przy sobie prawda?
- Tak. Została uszkodzona zanim zdążyłem ją odzyskać. My zdążyliśmy. Moja siostra i ja - wyjaśnił kochanek pięknej kurtyzany, wyciągając z kieszeni owinięty chustą nath. - Niemniej nie jest to nic czego, by zdolny jubiler nie naprawił w przeciągu kilku godzin. Brakuje jednego klejnotu.
- Jednego klejnotu… - Arystokrata pokiwał w skupieniu głową i zasępił się. Chwilę patrzył na pakunek, po czym wyciągnął do niego rękę i wydobył z materiału.
- Fadl! - Zakrzyknął, po czym odparł do wchodzącego. - Nehrej ke Hala, sheuya!
Dholianin odebrał świecidełko i wyszedł ciągle się kłaniając. Abdul zaciągnął się dymem i wypuścił idealne kółeczko. Kanarek w ogrodzie zaczął rozrabiać, próbując się dostać do środka. Najwyraźniej Tytoń wyczuł przywoływacza i chciał się przywitać.
- Chciałbym ci podziękować w imieniu mojej córki, żony i swoim własnym, za narażenie się na szwank i odzyskanie cennego dla nas rodzinnego artefaktu. Tym bardziej, że udało ci się go zwrócić przed ślubem. Jestem zobowiązany wobec ciebie i… twojej siostry. Powiedzcie, czego sobie życzycie za wasze usługi.

Jarvis długo milczał zastanawiając się. Wiedział czego pragnie smoczyca, ale nawet sama Godiva wiedziała, że jej pragnienie jest nie do zrealizowania. On sam robił to dla Kamali. Pomagał jej pobratymcom. Czego chciałaby tancerka? W sumie tego, żeby się nią zajął. Przecież obiecał ją rozpieszczać tego popołudnia, gdy będzie czytała.
- Nie czyniliśmy tego dla nagrody… - ozwał się w końcu po namyśle. - I uważam, że… rodzaj nagrody za pomoc zostawiam wam do wybrania. Nie chciałbym, zwłaszcza w dniu ślubu, przeliczać takiej pomocy na materialne dobra.
Dostojnik dumał, wpatrując się uważnie w swojego rozmówcę. Kanarek za papierową ścianą niemal zamienił się w rozjuszonego koguta, który próbował ją przebić. Zrobiło się trochę niezręcznie i trochę absurdalnie, gdy tak oboje w milczeniu wpatrywali się w siebie, a ptak na zewnątrz kopał i łomotał skrzydłami w przepierzenie, pipcząc przy tym jak wygłodniałe piskle dinozaura.
- A niech go otchłań pochłonie! - Huknął w końcu obcokrajowiec, ciągnąć się za brodę. Wstał z wysiłkiem i otworzył żółtemu ptaszkowi, który siedząc na ziemi wpatrywał się butnie w kolejną przeszkodę do pokonania. - I ty się na mnie uwziąłeś? Zamknąłbyś tego dzioba choć raz w swoim życiu.
- Pi, pi, pi! - odćwierkał Tytoń, a pokonany kupiec wrócił na swoje miejsce. Co jak co… ale z magicznymi chowańcami lepiej nie zadzierać… nawet jeśli były stetryczałe i z amnezją.

Kanarek napuszył się i podleciał do magika rozpoczynając swój piękny śpiew.
Mężczyzna z pustyni wpatrywał się badawczo w Jarvisa, najwyraźniej rozważając jakieś kwestie.
- Nie chcę być kłopotem w tak ważnym dniu w życiu twojej córki, Abdulu - rzekł przywoływacz, wyciągając dłoń, by ptaszek przysiadł na niej. - Nagroda może poczekać na spokojnieszy czas.
- Kłopotem! Też mi coś - żachnął się, już nie tak młody, książe. Wskazał ustnikiem fajki na drzwi wyjściowe. - Z nieba mi spadłeś… nie chcę stąd wychodzić, ale ty nie dajesz mi wyboru, nie chcąc niczego w zamian… Powiedz czego pragniesz. Złota? Kontaktów?
Czarownik zamyślił się i podrapał po policzku. - Może… wiesz, że te najbardziej cenne księgozbiory są dostępne do przeglądania jedynie dla wybranych. Jeśli mógłbyś sprawić, że byłyby dostępne dla mnie i mojej siostry, dla Dholianki Paro i jej brata Nero. Takie jak biblioteka arcaniczna gildii magów na przykład.
- Hmmm… nie posiadam zbyt dużych wpływów w tym mieście, znam jednak kogoś, kto zna kogoś kto je ma… - Smoczy Jeździec od razu domyślił się o kim mówił szlachetny Karim.
Wampiry były kluczem, otwierającym każde drzwi w tym mieście.
- Porozmawiam z nim. Sądzę, że nie powinno być problemów. Niemniej… - Pokręcił głową, najwyraźniej nie do końca rozumiejąc pobudek jakimi kierował się mężczyzna. - Pozwólcie się chociaż zaprosić na ślub… strzeżecie naszego sekretu, jesteście jak rodzina poniekąd. To byłby zaszczyt, gdybyście się zjawili…
Jarvis przymknął oczy, pozornie się zamyślając, a naprawdę prowadząc ożywioną mentalną rozmowę.
Milczał dość długo.
- Czy to zaproszenie obejmuje Jaenette, moją siostrę? - spytał w końcu.
Arystokrata zaśmiał się serdecznie, a jego ogorzała wiatrem i słońcem twarz, jakby trochę wypodogniała. Widać, było, że mężczyzna nie był typem sromotnie poważnym. Miał lekkiego ducha, skutego ciężkimi łańcuchami etykiety i kultury.
- Twoja siostra jest krewka niczym niejedna przechera z pustyni… niemniej… znalazła nath. Ma moje pozwolenie… tylko lepiej niech pilnuje ręce przy sobie, bo tego by brakowało, by się z którąś z panien za łby wzięła.
- Jest bardzo impulsywna, przyznaję. I dlatego ciężko znaleźć dla niej męża. - Mag zgodził się z tym stwierdzeniem. - Przypuszczam jednak, że na ślubie i na weselu będzie jednak potulna.
Zważywszy, że będzie polu widzenia Hali, było to całkiem prawdopodobne.

~ Jesteśmy zaproszeni na ślub i wesele. A Godiva strasznie chce pójść ~ poinformował tancerkę jej ukochany.

- Wiem coś o tym… - odparł enigmatycznie pykający fajeczkę galant. Nie spieszył się zbytnio… najwyraźniej organizacja zaślubin mocno dała mu popalić przez ostatnie dni i być może była to jego jedyna chwila wytchnienia. - Dostaniecie miano gości alharam. Będziecie mogli swobodnie przemieszczać się po obu rejonach. Haremie i Haramie, inaczej twoja siostra musiałaby siedzieć tylko z kobietami, a ty tylko z mężczyznami. Zważywszy, że nikogo tu nie znacie, moglibyście czuć się dość nieswojo… a tego nie chcemy - wyjaśnił z pogodą.
- Rozumiem… czy mamy przynieść jakiś prezent? Albo jest jakaś tradycja, o której winniśmy wiedzieć? W tym mieście jest kilka sposobów obchodzenia ceremonii ślubnych, a ja na niewielu byłem. - Zadumał się przywoływacz.
- Nie kłopoczcie się tym… nikt od was nie będzie wymagał znajomości naszych tradycji. Przyjdźcie świętować razem z nami w tym jakże wspaniałym... - I zapewne cholernie męczącym, ale tego już Abdul nie powiedział na głos. - ...dniu.

- Rozumiem. Kiedy zaczyna się ta… wspaniała uroczystość? - zapytał Jarvis, głaszcząc kanarka po piórach.
- O wschodzie księżyca zaczyna się ceremonia, ale przychodzi się zazwyczaj wcześniej… to już zależy od was samych.
Tytoń skończył śpiewać i obejrzał się na obu mężczyzn. Sfrunął z palca czarownika i usiadłszy na szklance napił się czaju. Widocznie mu posmakował, bo umoczył dzioba jeszcze trzy razy.
- To zjawimy się, wieczorem - odparł uprzejmie magik - Ceremonia odbędzie się tutaj?
- Tutaj, tutaj… gdy przyjdziecie, służba was zaprowadzi do sali bankietowej. - Abdul puścił kolejne kółeczko z dymu, a kanarek przekicał do niego po stoliku i wskoczył na kolano, przyglądając się fajce.
- Wesele będzie trwało całą noc - dodał zmęczonym głosem szlachcic. - Na początku schodzą się goście i składają gratulacje obu rodzinom. Później następuje wprowadzenie pana młodego, następnie panny młodej. Para może siebie po raz pierwszy zobaczyć. Pan młody prosi ją o rękę, po uzyskaniu zgody, następuje tak zwane małe wesele… - Kupiec będąc w nieco lepszym humorze niż na początku rozmowy, był bardziej skory do opowieści. - Po tym przechodzimy do ceremonii, która składa się z wymiany pierścionków, co symbolizuje narzeczeństwo i przechodzi do mistyka przy świętym ognisku. Biorą ślub i przechodzimy do dużego wesela… O północy para młoda udaje się do alkowy. To będzie bardzo ważna chwila dla kobiet, więc spodziewajcie się dużo łez, lamentowania i darcia szat. My mężczyźni będziemy za to śpiewać i tańczyć do czasu, aż Hala… moja żona... - Mężczyzna położył prawą dłoń na sercu i uśmiechnął się kącikami ust. Jego głos przepełniała czułość i miłość, gdy wymawiał jej imię. - Przyniesie splamione dziewiczą krwią prześcieradło. Po tym myślę, że wesele nie będzie się różniło od tego u was. Wszyscy będziemy pić, jeść, tańczyć, śpiewać, aż nie padniemy jak zajechane wielbłądy. Ja z pewnością padnę… pytanie tylko czy wytrzymam do ceremonii, czy nie - zakończył z kwaśną miną.
- Jaenette nie będzie darła szat, mam nadzieję, że to nie będzie problem? - zapytał żartobliwie Jarvis.
- Nie, nie… oczywiście, że nie - oparł Karim. - Jest panną, nie ma czego opłakiwać… jeszcze. Prosiłbym tylko, by… nie pomagała innym drzeć swego odzienia, bo może wyjść niezręcznie.
Przywoływacz niemal usłyszał jęk zawodu swojej siostry w głowie.
- Poinformuję ją o tym - “pocieszył” Abdula, a ten popatrzył na niego wesoło.
- Oczywiście możecie przyjść z osobą towarzyszącą. Jak wywnioskowałem twoja siostra nikogo jeszcze nie ma, ale ty chyba z pewnością masz żonę. - Przerwał, jakby oceniał wiek mężczyzny, po czym pokiwał głową.
- Pomyślimy o tym - odparł Smoczy Jeździec wymijająco, starając się zignorować tą wrażliwą kwestię.
- Proszę się nie martwić, nikt nie będzie jej zaczepiać, ale oczywiście decyzja należy do ciebie. - Teherczyk nawet przez chwilę nie pomyślał, żeby żona mogła w pełni móc odpowiadać sama za siebie. Z pewnością był liberalniejszy w poglądach od swoich pobratymców, ale gdzieś stare zwyczaje nie dawały o sobie zapomnieć.

- O to się nie martwię - zapewnił Jarvis z ciepłym uśmiechem. - Myślę, że to będzie dla niej dobre doświadczenie. Może zachęci… do poszukiwań.
- A czego twoja żona mogłaby chcieć poszukiwać? Przecież ma ciebie? - Zaśmiał się gromko książę, gładząc po siwiejącej brodzie. Napił się herbaty i odłożył fajkę, najwyraźniej mając już jej dość. Pogłaskał kanarka po łebku. Miało się wrażenie, że całkiem dobrze znał się z tym ptaszkiem.
- Mówiłem bardziej o mojej siostrze - wyjaśnił czarownik, upijając nieco herbaty. - Jakieś wymogi co do strojów?
- Nie… raczej nie - odparł zamyślony Abdul. - A… nie zakładajcie białego stroju. To u nas kolor żałoby i wdowieństwa. Białe stroje mogłyby nasunąć na myśl, że utraciliście kogoś bliskiego.
- Dobrze. Zapamiętam - odparł z uśmiechem mag nie bardzo wiedząc, jaki temat winien teraz poruszyć. Karim zdawał się widzieć zakłopotanie na jego twarzy i ruszył mu z pomocą.
- Nie musicie tu ze mną siedzieć chłopcze. Na ślubie powiem ci jak poszła rozmowa w sprawie waszego wynagrodzenia. Powiedzcie tylko Fadlowi, że muszę tu jeszcze chwilę posiedzieć i coś pozałatwiać…
Cóż… z pewnością miał coś bardzo ważnego do przedyskutowania z kanarkiem, którego miętosił w palcach.
- Dobrze. I… proszę nie martwić się tak bardzo tym… wynagrodzeniem. I tak najwcześniej skorzystamy z biblioteki… dzień lub dwa po weselu - odparł żartobliwie przywoływacz. Skłonił się i ruszył do drzwi. A Gozreh za nim. Powoli i bez pośpiechu, jak na kota przystało.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline