Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2019, 12:58   #224
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Po wyjściu, Jarvis skierował się do Fadla rozmawiającego właśnie z jakąś służką we fiołkowym stroju. Blondynka była niziutka i o okrągłej jak jabłuszko buzi, do tego miała przyjemny, znajomy głos… bardzo znajomy… bo jego ukochanej.
- Nie przeszkadzam w czymś? - zapytał Dholianina.
- O żesz… już wyszedłeś? - Wojownik zląkł się i obejrzał na drzwi prowadzące do komnaty z jego pracodawcą. - Dobra… to ja muszę spadać, bo zaraz znowu oberwę. Wszystko się udało? - spytał śpiesząc w kierunku z którego przyszedł czarownik.
Chaaya, skryta pod iluzją, stała oparta o ścianę, uśmiechając się jak łasiczka.
- Szlachetny Abdul jeszcze przebywa w tamtym pokoju i załatwia sprawy. Powinieneś pilnować więc drzwi… aby nikt mu nie przeszkadzał - odparł uprzejmie mag, a następnie zerknął na kochankę.
~ Nie mogłaś się powstrzymać, co? Musiałaś skraść mu serduszko? ~ Mimo ostrości wyrzutów, natura myśli przywoływacza była radosna i lubieżna.
~ Nie ukradłam mu serduszka, mam już jedno, które w zupełności mi wystarczy. Niemniej nie mogłam się powstrzymać by chwilę nie poplotkować. Na przykład o dziewictwie Amal… To jak, wracamy?
- Aahaa… - Cynoskóry najemnik zaprzestał marszu, wiedząc, że nie ma co się spieszyć. Odwrócił się do pary i rzekł radośnie. - Miło było was znowu widzieć… jutro pewnie wyruszymy dalej w drogę. Jeśli będziecie tu za trzy lata to może pójdziemy się razem napić?
Bardka wsunęła dłoń w dłoń Jarvisa.
- Oby piaski były dla ciebie łaskawe bracie, a gwiazdy zawsze wskazywały właściwą drogę - pożegnała się tradycyjnie z kamratem po czym zachichotała jak mała psotka.

~ Godivy nie wpuszczają, bo groziła służce. Ciekawe co by mi zrobili, gdybym taką zbałamucił ~ mruknął zakochany Jeździec trzymając mocno, acz delikatnie, dłoń tancerki. ~ Jak sądzisz?
~ Nie ich gniewu się obawiaj… a mego ~ syknęła chmurnie dziewczyna, marszcząc czoło w grymasie niezadowolenia. ~ Wydrapałabym ci oczy, byś już nigdy na żadną nie spojrzał, połamała wszystkie palce, byś już żadnej nie…
Tawaif urwała, zawstydzona brakiem kontroli nad sobą.
~ Zapominasz Kamalo, że właśnie na wybraną przeze mnie służkę patrzę. Co prawda jest to iluzja… ale i śliczna buzia też pod nią się kryje. ~ Mężczyzna nagle naparł ciałem na złotoskórą, przyciskając ją do ściany i nie bacząc, że nadal są na korytarzu, a Fadl niedaleko, pocałował ją namiętnie, dłońmi wędrując po jej biodrach i pupie. A może… dlatego, że strażnik był niedaleko i mógł ich przyłapać… a czarownik pokazać mu, do kogo Dholianka należy? Kto jest jej opiekunem?

Kobieta jęknęła cicho, drżąc ni to w trwodze, ni z podniecenia. Nie odważyła się go dotknąć, choć poddańczo i solennie odwzajemniła pieszczotę, kiedy jej złotawą twarz pokrywał rumieniec, gdy przerywając czar, zrzuciła z siebie przebranie.
Usta Jarvisa podążały wzdłuż szyi, pieszcząc skórę kochanki. Dłońmi podwijał na pośladkach szatę Chaai.
~ I jak sądzisz… co by się stało, gdybyśmy… skorzystali z któregoś z pokoi… jak duży byłby skandal? ~ Ani to straszył, ani to droczył się z kurtyzaną, zdając sobie sprawę w jak niebezpiecznej sytuacji się znaleźli. Wszak tu urządzano uroczystości weselne. Kręciła się masa ludzi i wkrótce do ich uszu dotarły odgłosy czyichś kroków.
~ Błagam cię… nie tu… ~ Zduszony jęk bardki przepełniony był bólem. Chciała go tu… tu i teraz, lecz jednocześnie palił ją wstyd. Dziewczyna widziała, że Fadl odwrócił się tyłem, by dać im chwile prywatności. Był na tyle grzeczny, by nie patrzeć, choć to co robiła para kochanków… to co robiła ona, było sprzeczne z prawem i kulturą w której wzrośli. Jej zachowanie dawało mu pełne prawo nie tylko do patrzenia, ale i do osądzenia jej. To właśnie najbardziej bolało w tej chwili tancerkę, to że kochała, ale nie mogła tego pokazać światu, by nie zostać potępioną i oczernioną.
~ Tylko gdzie... ~ Przywoływacz przerwał pieszczoty, by rozejrzeć się za potencjalnym miejscem odosobnienia, a potem puścił Kamalę, tylko po to, by zaciągnąć ją do jednego z, najbliższego jaki zauważył, pokoju.

Ku jego uldze, drzwi okazały się otwarte i po chwili kochankowie wpadli do pomieszczenia… które niczym magiczny portal, wyrzuciło ich w sam środek pustyni.
Znaleźli się w starannie wykonanej kopii, orientalnego pokoju tawerny, jakie napotkali na swojej drodze podczas poszukiwań srebrnej smoczycy. Dzięki boskim zarządzeniom, tak się właśnie składało, że wystrój ten idealnie pasował do ich rozpalonych żądzy.
Jarvis niemal rzucił wybranką na poduszki, sam lądując na niej i całując ją zachłannie, niezdarnie próbował podciągnąć jej szaty, by odkryć skarby ukryte pod jej ubraniem. Sundari pomogła mu odsłonić swoje biodra i łono w fikuśnych majteczkach. Resztą się nie przejmowała, zbyt skupiona na obcałowywaniu twarzy bliskiemu jej mężczyźnie. Nie obchodziło jej nawet gdzie się znajdowali, poświęcając całą swoją uwagę na palącym ich oboje pożądaniu.
Gorączkowo całujący ją magik, odpowiadał podobnymi pieszczotami, a gdy już uwolnił swój oręż, rozpoczął podbój…
Chwyciwszy kochankę za biodra, posiadł ją silnym ruchem ciała.
Samolubny i władczy samiec, podporządkował sobie samicę… lecz mimo tej dzikości nie przerywał pieszczot jej ust za pomocą muśnięć języka.
Żar opętał ich ciała i odebrał zmysły. Tawaif coraz trudniej było tulić do siebie partnera. Coraz trudniej było jej składać usta do pocałunku, przy jednoczesnej walce z sama sobą, by zachowywać się jak najciszej.
W końcu oplotła go nogami w pasie, poddając się szybkiemu rytmowi. Wplotła dłonie we włosy czarownika, delikatnie ściągając je do tyłu, by podgryzać ukochanego w brodę, usta, policzki, uszy. Była wyjątkowo delikatnia, niemal zalotnia i kokieteryjna, gładząc go przy tym oddechem i aplauzując westchnieniami rozkoszy jaką jej sprawiał. Aż w końcu nie sięgli szczytu, przyjmując oczyszczającą ekstazę z niejaką ulgą, ale i większym apetytem na więcej.

Po wszystkim, przywoływacz oddychał ciężko, wpatrując się w oczy swojej połówki, nie zmieniając pozycji i głaszcząc ją po nagim udzie, nadal zaplecionym na swoim biodrze.
- Możliwe, że nie powstrzymam się na weselisku i nie tylko panna młoda będzie miała namiętną noc. Bierz to pod uwagę moja śliczna… - wymruczał “złowieszczo” i pocałował usta bardki. - Godiva pognała już poszukać czegoś ślicznego, by ozdobić swoją suknię dla Hali. Jeśli mogłabyś jej poradzić… jeśli chcesz jej poradzić...
- Będę na ciebie czekać w pokoju… nie pij za dużo, byś mógł jak najdłużej wytrzymać - odparła drżąca dziewczyna. - Pomogę jej, oczywiście, że jej pomogę… Pożyczę jej biżuterii, trochę jej uzbierałam.
- Nie możemy zniknąć na całą noc, jesteśmy alharam… ale nie zakładaj bielizny na to wesele Kamalo. - mruczał mężczyzna, całując czule jej usta. - Będziemy się wymykać. Będę spragniony tylko jednego… twoich ciepłych usteczek, twoich piersi, pupy, ud… każdego twojego jęku i szeptu.
- Czekaj… zaraz… chwileczkę. - Sundari spróbowała się odsunąć, ale w ogóle jej to nie wyszło w ich pozycji. - Ja też mam iść? - Zdziwiła się ogromnie.
- Chyba… tak… - Zadumal się czarownik i powoli przekazał jej telepatycznie, każdy szczegół rozmowy z Abdulem. Łącznie z wynegocjowaną nagrodą.
Powoli odsunął się przy tym od tawaif, gdyż pozycja w jakiej się znajdowali byłaby kłopotliwa dla wchodzących do pomieszczenia. Choć zadek jaki wypinałby się ku nim, należałby do niego, a nie jego ukochanej.

Dholianka była w szoku. Większość przekazu nie dotarła do niej po “usłyszeniu” słów: ŻONA.
ŻONA.
ŻONA.
- Ja… ja… ty… my… razem. Mąż. Żona… - dukała bez ładu i składu, czerwieniąc się do purpury i wtapiając się dzięki tym w ich otoczenie. - Ale jak to… ja jestem… przecież… ja jestem…
Usiadłwszy, nakryła dłońmi policzki, skacząc spojrzeniem po poduszkach.
Jarvis jeszcze nigdy nie widział tak zmieszanej, zawstydzonej i… uszczęśliwionej kochanki.
- Jesteś moja… i myślę, że możemy być… małżeństwem - odparł, cmokając ją w ucho i tuląc do siebie. - I za… pobiję każdego, kto będzie ci ubliżał, za to iż wyszłaś za obcego spoza twojego ludu.
Chaaya zaśmiała się, potem chlipnęła, a potem znowu się zaśmiała i zarzucając magowi ręce za szyję, zaczęła obcałowywać go po twarzy.
- Och… będę się musiała ładnie ubrać i może jakiś prezent przyniesiemy parze młodej i… i… ojej tyle rzeczy przed nami, a tak mało czasu!
- Tylko nie możesz być za piękna. Nie wolno przyćmić urodą panny młodej w dniu jej ślubu, a Godiva i ja uważamy, że jesteś od niej ładniejsza - mruknął mężczyzna, całując policzek kobiety - Ja zajmę się prezentem. Pójdę go kupić zgodnie z twoimi wskazówkami.
- Ale jak to… żona musi być piękna, nie godzi się oddawać swego miejsca innej. - Najwyraźniej na pustyni obowiązywało prawo nieustającej walki o podium i żadne święto, tego nie zmieniało… chyba.
- A prezent… prezent… ugh… zupełnie nie wiem co im podarować - zastanawiała się na głos, gubiąc się w możliwościach wyboru. - Może… może jakąś rzecz. Tutejszą. Na pamiątkę miejsca w którym się pobrali? Jestem pewna, że o wszystko inne zadba rodzina po obu stronach.
- Może elfią biżuterię? Oryginalną podróbę z La Rasquelle, ze złota i z klejnotami… ale wedle elfich wzroców i odtworzonych elfich technik złotniczych? - zaproponował jej na to rozmówca.
- To wspaniały pomysł, ale koniecznie trzeba kupić dwa zestawy, dla pana młodego i panny… Bransoletki albo wisiorki, bo te można parować z innymi. Kolczyki i pierścienie w różnych kulturach mają swoje różne prawa, toteż kupowanie ich w prezencie jest dość ryzykowne - wyjaśniła ten drobny niuans bardka, spoglądając na drzwi.
Zaśpiewała nagle niczym słowik, a w pokoju rozległ się odgłos zamykanego zamka. Uśmiechnęła się uroczo, po czym ściągnęła przez głowę swój czarny kaftan i przyjrzała się łakomie towarzyszowi.
Wyglądała uroczo będąc w samej biżuterii i nieco przekrzywionych majteczkach. Przywoływacz miał wrażenie, jakby odwiedzał cyrk dziwów, gdzie w jednym z namiotów wystawiona jest na pokaz jakaś orientalana kobieta wąż lub coś inszego, ale on zamiast docenić widok, bezczelnie sięgnął dłońmi do jej bielizny pozbawiając kurtyzanę i tego stroju.
Chwytając za biodra, pociągnął w dół ku sobie, by trzymając za pośladki i pieszcząc ustami piersi, grozić cicho.
- Jeśli myślisz Kamalo, że tym poświęceniem zapewnisz spokojny weselny wieczór, to mylisz się. Porwę cię do jakiejś sali, zaciągnę tam i będę pieścił, całował, kochał się z tobą… tak by ta noc przyćmiła w oczach bogów rozkosze panny młodej. - Ocierając się podbrzuszem o dumę kochanka, tancerka czuła, że Jarvis nie blefuje... z każdym muśnięciem jej ciała… jego przyrodzeniu było coraz bliżej do włóczni na którą dziewczyna miała być nabita.

Rozkoszna to była świadomość, która połączona z wyobraźnią oraz doświadczeniem z poprzednich nocy pełnych uciech, budziła w Dholiance dreszcze. Niemniej zdobyła się na odrobinę gry i żartu.
- Miej litość mój panie… jesteśmy małżeństwem dopiero od chwili… ja muszę… muszę się z “tym” oswoić…
- Nie ma litości… nie, gdy kusisz takim pięknem… nie gdy budzisz żar - szeptał czarownik, nie przestając wielbić ustami krągłych piersi Sundari.
Zacisnął mocno dłonie na jej pośladkach, wprawiając je w ruch. Ocierał się jej intymnym zakątkiem o swój oręż, pobudzając go do boju. Jeszcze trochę, jeszcze trochę i…
Silnym ruchem zmusił ją do opadnięcia na siebie. Tawaif poczuła gwałtowny podbój swojej kobiecości, ale wszelkie jej “protesty” zdusił namiętny pocałunek.
I myśl.
~ Kocham cię Kamalo.
Ciałem Chaai wstrząsnął dreszcz namiętności, a serce na moment zamarło w jej klatce. Później wiedziona jakąs nienaturalną siła woli, objęła dłońmi twarz magika, gładząc go po policzkach podczas przedłużania pocałunku do ostatniej chwili, aż oboje musieli zaczerpnąć bolesnego tchu.
- Ja… ciebie też… kocham Jarvisie - szeptała w przerwach ich kolejnych pocałunków, rytmicznie acz leniwie unosząc się i opadając na swą własną… Ich - zgubę.
- Kocham cię tak bardzo… że mam ochotę wykrzyczeć wszystkie twe imiona, ale znam ich tylko cztery. - Podniosła się i nabiła dosadnie na ostrze sztyletu pożądania, wzdychając coraz głośniej.
- Jarvis…
Podniosła się i naparła, kwiląc i drżąc.
- Raghag… Kasssim...
Aż wreszcie uniosła się ostatni raz i szepnęła mu do ucha.
- I wreszcie… mój słodki… Jamun.

- Kamalo… moja śliczna. - Pogłaskał ją przywoływacz, czując jak sam drży, jak opadające na niego ciało kochanki wyciska z niego życiodajne płyny. Całe szczęście miał ich jeszcze wiele.
- Będziemy mieli czas nadać mi… więcej przydomków. - Pocałował jej usta z czułością, ale i z żalem.
- A teraz… niestety musimy przygotować się na to wesele… - Westchnął i oboje usłyszeli pukanie do drzwi.
- Nie chcę was poganiać, ale jakaś służka zmierza do tej komnaty. Fadl zagadał ją ile mógł - odezwał się Gozreh po drugiej stronie.
- Na wszystkich czortów… a żeby was tak… - Sundari najeżyła się, gdy czar słodkiej chwili prysł nieodwracalnie. Zamruczała pod nosem jak burzowa chmurka i założyła swoją bieliznę, po czym złapała za tunikę, ubierając się pośpiesznie.
Czarownik również pospiesznie poprawiał garderobę i ledwo… zdążyli, nim wesolutka służka weszła do środka i zamarła zaskoczona widokiem parki awanturników. Dygnęła grzecznie i najwyraźniej nie bardzo wiedziała co powiedzieć.
Dholianka wstała z wrodzoną sobie gracją i bez słowa wyszła z pomieszczenia, najwyraźniej uznając, że dziewczyna nie jest godna jej wyjaśnień.
~ Muszę odwiedzić kilka miejsc… wracam do domu po torbę i pieniądze, widzimy się później?
~ Dam ci znać, gdzie szukać Godivy. Spotkamy się w naszej karczmie. Muszę jeszcze załatwić odpowiednią gondolę, bo przecież nie zjawimy się w byle czym, albo na nogach. Nie wypada ~ powiadomił mężczyzna, którego tawaif pozostawiła z zadaniem rozwiązania tej sytuacji.


Chaaya wypadła ze Złotopiórego Skowronka i czym prędzej złapała wolną gondolę, którą popędziła do swojego “domu”. Jak zwykle trafiła na gadatliwego przewoźnika, ale nie zadawała sobie trudu ze słuchaniem go. Opłaciła przewóz bez żadnego targowania, po czym czmychnęła na górę, niczym pies myśliwski, który złapał trop rannej zwierzyny.
Złapała magiczną torbę, w której zmieściła pokaźną (jeśli nie całą) część swojego dobytku, dopchała do niej sakiewki ze złotem i klejnotami, po czym przejrzała się w lustrze, rozczesując drobne kołtuny i… wypadła na korytarz, odbiła się od ściany, zbiegła po schodach, nacisnęła klamkę i wyskoczyła z tawerny niczym łania, mało się nie rozbijając o…
- Co tu robisz Godivo? Nie ważne… nie mam czasu, muszę iść do sklepu… czy masz wszystko co chciałaś? - spytała, ale tak jakby nie czekała na odpowiedź, bo już zaczęła iść w kierunku przystani, gdzie stary Marcello grał w karty z kolegami.
- Mam pieniądze… wydłubałam chyba wszystkie z materaca i te ukryte w meblach. - Smoczyca podążyła za nią wyraźnie zakłopotana. - Ale nie wiem co kupić. Co by się na mnie sposobało Hali? Jakaś brosza?

“Noż kurwa!” Laboni uniosła się w gniewie, gdy tylko usłyszała imię obcej, znienawidzonej i od razu zakazanej kobiety. Maski były jednak zbyt uniesione erotycznymi chwilami z Jarvisem, by odczuć zazdrość czy niesmak w tej sytuacji.

- Och… no nie wiem… nie znam jej, Marcello masz wolną chwilę?!
- Aj, aj panienko dla ciebie zawsze! - Stary wilk morski, rzucił swoje karty i poprawił spadające spodnie. - Gdzie płyniemy?
- Do Lady Sorali - odparła kurtyzana, wskakując do łódki. - Chodź Godivo… pomyślimy nad tym. Jaką ta Hala nosiła biżuterię?
Skrzydlata zastanowiła się, a potem szczegółowo opisała matkę panny młodej. Każdy jej detal tak dokładnie, że bardka mogłaby namalować jej obraz, opierając się tylko na jej opisie. W tym, dokładnie opisała strój, jego fakturę, oraz wszelkie ozdoby. Gadzina miała zacięcie do szczegółów.
I usiadła w łódce obok tancerki.
- Mhm… - Niestety opis mało się przydał samej Dholiance, która niewiele wiedziała na temat charakteru mężatki. Arystokratka nawet w haremie skrywała się pod woalem, co oznaczało, że nie bardzo wiedziały jaki kolor lub motyw ozdobny preferuje.
- To inaczej… jest bardziej konserwatystką czy libierałką? Nie wiesz czy jest religijna?
- Wydaje się bardzo konserwatywna - odparła smętnie Godiva. Sama wiedziała jak ten fakt, przekreśla jej szanse u Hali. - I zadowolona z męża z którym podróżuje. Wyszła za niego, gdy umarł jej mąż, a jego brat.
- To może jakiś tradycyjny dodatek? - zaproponowała kurtyzana. - Tylko czy chcesz konkretnie z jej kultury, czy może jakiejś innej?
- Coś ładnego, przykuwającego oko do… mojego biustu. - Smoczyca zerknęła na piersi. - Ci dwaj przy wejściu do Skowronka cały czas mi się na nie gapili, więc pewnie są ładne. - Podrapała się za uchem w zamyśleniu. - Wiesz… ona… wydawało mi się, że nigdy nie przeżyła płomiennego romansu. I po prostu kocha obecnego męża, tak z przyzwyczajenia. Ale może się mylę… sama nie wiem… po prostu chcę ją widzieć szczęśliwą, nawet jeśli nie mogę być z nią.

“O bogowieee trzymajcie mnie!” zapiało wspomnienie babki, łapiąc się za głowę. “Ta smoczyca to kobieca porażka!”
“Jest smokiem… nie musi być kobieca…” zripostowała Deewani, która nie wiedziała o co tyle krzyku. Choć i ona nie lubiła Hali… ale kogóż to ona lubiła?

- O… to może coś, co symbolizuje miłość, romans? - Kamala popędziła Marcello, co stary wyga przyjął z gderliwością i przekomarzaniem się.
- Płynę, albo nie płynę… zastanowię się, niech mnie panienka nie szturcha bo się zatchnę! A co tam… mości panienka na podryw wyrusza? Drugiej baby? - zaciekawił się, przyglądając Godivie.
- Jak byłem młody to często brałem dwie najgorętsze laseczki w porcie i żeśmy harcowali do białego rana! Niech mnie woda pochłonie jeśli kłamię! Zawsze obydwie były zadowolone!
- Tak, tak… z pewnością… - Tancerka podeszła do tej historii z dystansem.
- A raz mi się trafiło, żem wylądował z chłopem, co go za piękną bab…
- Marcello skup się na nawigowaniu. - Sundari uciszyła dziadka, który zaskrzeczał coś pod nosem.
- Ooo to by było ciekawe - zgodziła się z nią skrzydlata, nabierając drapieżności. - Coś sugerującego ukryty romans, albo miłość skrytą… ooo to było to!
- Hmmm skrytą miłość? Będzie ciężko… normalnie poleciłabym ci jastrzęb…
- Niech se panienka dorobi kutasa, o… takiego do kolan i jej zakręci nim przed nosem. Wszystkie lecą na dobry kawał mięsa. - Pirat zachwiał się, gdy bardka kopnęła go w łydkę i ucichł po wcześniejszym siarczystym przekleństwie.
- Niczego sobie nie dorabiaj… - odparła do niebieskołuskiej. - Orchidea symbolizuje kobiecą siłę, oraz w niektórych kulturach odbierana jest jako znak miłości kobiety do kobiety… To arystokratka, więc na pewno jest oczytana i zrozumie ukryte przesłanie. Co się zaś tyczy do jakiegoś pustynnego znaku to… hm… muszę pomyśleć. To musi być dość subtelne, by mężczyźni cię nie zaczepiali.
- Orchidea pasuje… a jak mężczyźni będą zaczepiać, to niezdarnie nadepnę im na stopę obcasem - odparła wyraźnie rozweselona smoczyca. - Nauczyłam się tego w robocie, to lepsze niż walenie w zęby. Mniej kłopotów z przełożonymi.
- Jeśli nadarzy się okazja… naucz tego Gamniry, przyda jej się dyskretniejszy sposób spławiania natrętów. - Tawaif zaśmiała się chochliczo, przykrywając uśmiech dłonią, tak by nie zdradzać swojej podstępnej natury.
- Ja zazwyczaj kopałam ich między nogi… to przy okazji ich paraliżuje, a niektórych nawet ucisza, na długo…

Mężczyzna, złapał się za przyrodzenie, tak na wszelki wielki, mrucząc coś, że zaraz będą na miejscu.
- A masz już sukienkę? I buty? Perfumy? A co z makijażem i fryzurą? - zmieniła temat Chaaya.
- Jeszcze nie. Myślałam o czymś miejscowym, w stylu tego co mam teraz na sobie. Fryzurę zrobię tam gdzie… byłyśmy z tobą. Na makijażu się nie znam, ani na perfumach - wyjaśniła wojowniczka, bezradnie rozkładając ręce.
- No co ty… w takim stroju? Ślub to prawdziwy pokaz mody. Musisz błyszcześć - zawyrokowała twardo złotoskóra. - Nie ma, że boli. Inaczej inne kobiety cie zadziobią.
- Nie boję się bólu… i wyrzeczeń. - Aby to udowodnić skrzydlata podwinęła suknię, by odsłonić ładne skórzane trzewiczki na wysokim obcasie, gładko przylegające do stóp.
- W takim razie na pewno dogadasz się z Lady Soralą… tylko ostrzegam. Musisz być potulna i posłuszna jej woli, a zamieni cię w bóstwo. I nie martw się o pieniądze… u niej płaci się czym innym. - Kurtyzana z zadowoleniem spostrzegła, że dopływali do celu.
- Proszę bardzo… zaczekam tu na panienki… - odparł nieco smętnie Marcello, patrząc na całkowicie pusty kanał.
Znajdowali się na obrzeżach dzielnicy kupiecko-mieszkalnej, było to skromne i ciche miejsce, w którym nie można było dostrzec żadnego szyldu. Bardka jednak już wyskoczyła na pomost i zaczęła iść w kierunku pięknej, acz nieco mrocznej, kamienicy, o oknach szczelnie zasłoniętych fioletowymi kotarami.
Godiva bez zadawania żadnych pytań podążyła za nią, niczym służka za swoją panią. Wyraźnie podekscytowana możliwością spotkania Hali, była gotowa na wszelkie poświęcenie.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline