Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2019, 15:14   #225
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Zatrzymały się pod drzwiami. Była to staranna i solidna robota, pomalowana na ciemny odcień purpury. Na środku znajdowała się stara kołatka w kształcie rogatego diabła z kółkiem w zębach.
Chaaya poprawiła włosy, pusząc je delikatnie u nasady, po czym zastukała raz, dwa trzy, odczekała i zastukała raz, dwa, odczekała i zastukała jeszcze cztery razy.
- Mam nadzieję, że jest w domu i że nie gości żadnych klientów. Pamiętaj by być posłuszną i wykonywać wszystkie polecenia bez zbędnego komentarza… To prawdziwa wirtuozka, może zdawać ci się dziwna, ale nie bój się… inność nie jest zła - wyjaśniła cicho bardka, wygładzając fałdki na swojej tunice.

Wejście otworzyło się bez skrzypnięcia, ukazując zasłonięte przejście, grubą, teatralną kotarą. Na jej tle stała kobieta, którą można było określić tylko jednym mianem.
Była boska.
Dama popatrzyła z góry na obie panny, po czym uśmiechnęła się do Dholianki, wyraźnie czegoś oczekując.
- Wiem, że sama sobie wybierasz klientki Lady Soralo… ale jeśli zechciałabyś przyjrzeć się oto tej młodej wojowniczce, która bardzo chce przypodobać się sercu swojej wybranki… - Tawaif zaczęła tłumaczyć całą sprawę, gdy Lady wpatrywała się intensywnym i hipnotycznym spojrzeniem w śliczną, lecz nieco dziką buźkę Godivy. - Sprawa jest pilna i niezwłoczna, gdyż dziś jedynie te dwie orchidee będą mogły się spotkać.
Smoczyca strzeliła buraka na twarzy, wyraźnie się pesząc. Pewnie dlatego, że zezowała oczami na boki, sama nie wiedząc na co patrzeć. Co prawda, chciała na jej krągłości, ale… chyba nie wypadało, więc uciekała wzrokiem, zerkała na twarz, potem znów na biust, którego prawie nie było, i między uda… i czerwieniła się bardziej znów spoglądając w podłogę.
- Skoro to kwestia miłości to chyba nie mam wyboru… muszę pomóc - właścicielka odwróciła się na śmiertelnie wysokich butach na obcasie, ukazując przy tym niemal prawie nagą pupę, po czym zniknęła za zasłoną.

Tancerka odetchnęła z ulgą, bo i sama była w potrzebie. Weszła do domu, w którym zaraz rozległ się tubalny głos jakiegoś wyjątkowo zniewieściałego mężczyzny.
- Goście, goście! Mamy gości! Jak wspaniale, och to ty moja złota boginko! Jakże się cieszę… wpadłaś do nas na herbatkę?
- Właściwie to… na zakupy - odparła Dholianka.
- Och… to herbatki z pewnością też się napijesz… upiekłem też ciasteczka.
Skrzydlata weszła do środka i zobaczyła właściciela głębokiego, jak studnia, głosu. Był to…
sam diabeł z najmroczniejszych piekieł. Miał ponad dwa metry wysokości, a z rogami to zapewne nawet i dwa i pół. Jego skóra była koloru fioletowych niezapominajek, a oczy żarzyły się jak rozpalone węgle. Jakby tego było mało, wszerz był równie wielki co wzwyż i ledwo mieścił się w pokoju, garbiąc się nad dwa razy mniejszą złotoskórą kurtyzaną.
- Ciasteczka? Ciasteczek nigdy nie odmówię. - Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, na myśl o łakociach. Diablę dostrzegło drugą z kobiet i uśmiechnęło się radośnie, rozpościerając ramiona niczym serdeczny gospodarz.
- O ja cię! Przyprowadziłaś koleżankę! Wspaniale, zaraz pójdę po swoje przybory, będzie wspaniała z niej walkiria. - Olbrzym obrócił się niezgrabnie i zniknął w odgałęzieniu pokoju, kiedy Kamalawskazała schody prowadzące do góry.
- My idziemy tam… - rzekła, jakby najwyraźniej nie miała zamiaru niczego tłumaczyć.
Ani tego skąd znała Lady, ani tego kim był ten rogacz, ani nawet tego co miało znaczyć, że z Godivy będzie wspaniała walkiria. Smoczyca… całkowicie ogłuszona tym co się wokół niej działo, po prostu podążyła za nią.
Zupełnie jakby była zamroczona. Jedynie jedno zdanie wyrwało się z jej ust.
- Co za pupcia.

Na piętrze, kobiety udały się zadymionym od kadzidlanego dymu korytarzem, po czym weszły do jednej z komnat, która była tak naprawdę, wielkich rozmiarów szafą. Było tu wszystko. Ubrania, buty, bielizna, biżuteria, po kapelusze, rękawiczki, belki materiału, manekiny, maszynę do szycia, jak i kosze pełne różnokolorowych szpulek nici.
Lady Sorala już na nie czekała, stojąc w szerokim rozkroku, aż jej długie nogi perfekcyjnie imitowały A. Ćmiła fajeczkę z długim ustnikiem i wpatrywała się w skrzydlatą, jak w interesującą łamigłówkę.
- A więc… kim ona jest, gdzie i kiedy się macie spotkać? - spytała ni to władczo, ni nonszalancko, za to wyjątkowo zmysłowo i kobieco choć… głos trochę miała chropowaty, może od palenia?
- Emmm… - Wojowniczka znów nie wiedziała gdzie patrzeć, ale jej wzrok co chwila wędrował po nieznajomej, delektując się widokami. - Nnazywam się Godiva... i na ślubbubie jej ccórki i ona… o niczym nie wie.
Blondynka cmoknęła, wypuszczając powoli dym z płuc. Popatrzyła z politowaniem na klientkę, zupełnie jakby nie pierwszy raz spotykała się z tak godną pożałowania historią miłosną.
- Cóż… to zaiste prawdziwa tragedia… czym się na co dzień zajmujesz? - spytała, obchodząc powoli włóczniczkę i lustrując ją niczym rzeźnik cielę na targowisku. W pokoju było niesamowicie cicho… nie to cały dom był jakby wygłuszony i odcięty od miasta. Słychać było tylko stukanie obcasów o pięknie skrojoną klepkę w hipnotyczny deseń.
- Walczę… emmm… jestem strażniczką miejską - wydukała niebieskołuska, odruchowo się prężąc jak na odprawie.
- Luźno ramiona - zażądała Lady. - Twoja broń?
- Używam włóczni, ale także glewii, albo halabardy… albo pięści - odparła sie dziewczyna, rozluźniając się… przynajmniej w tych miejscach, w których jej nakazano.
- Ulubiony kolor? - spytała, robiąc kolejne okrążenie wokół swojej ofiary. Była jak sęp. - Chyba wiesz jaki jest twój ulubiony kolor co? Nie jesteś jak ta mała suka co mi kradnie mężczyzn.
Sundari uśmiechnęła się szeroko, gdy usłyszała tak miły komplement.
- Jestem pewna, że jakbyś nie była tak oziębła, to łatwiej by ci było ich przy sobie utrzymać - odparła, rozsiadając się wygodnie na szezlągu.
- Nie lubię mężczyzn. Myślę, że złoto, złoty… i zielony, jeśli złoty… nie - wybełkotała nieskładnie Godiva.
Sorala odesłała uśmiech bardce. Najwyraźniej kobiety całkiem dobrze się już znały, lub nadawały na podobnych falach.
- Zielony do ciebie nie pasuje, jesteś za różowa… za jasna. Do zielonego potrzeba opalenizny lub wampirzej bladości. Rozbieraj się - zażądała przed drakonką.

Tymczasem do pokoju wszedł rogaty olbrzym, niosąc tacę z imbryczkiem i fliżaneczkami na spodeczkach, a wszystko to pomalowane w piękne, drobne kwiatki. Znalazł się też talerz z ciasteczkami. Były mało kształtne, a niektóre troszkę przypalone, ale mężczyzna wydawał się być z nich niesamowicie dumny.
- No co tam moje drogie? To kogo dziś ubieramy? - zaszczebiotał podchodząc do Chaai, by z nią trochę poplotkować.
- To przezzztebrksłnca - wymruczała niezrozumiale skrzydlata, zabierając się do rozpinana gorsetu, nie zwracając uwagi na obecność diablęcia. - Zbdłam.
- AMA-rantusie! - Lady spojrzała karcąco w kierunku mieszańca, który zbyt głośno pytlował ze koleżanką z pustyni.

- Nic nie rozumiem. Mów wyraźnie - rozkazała do smoczycy, przyglądając się jej ciału. Kolejne kółko dobiegło końca, ale dama nie zaprzestała na nim, rozpoczynając kolejne.
- Ulubione zwierze? - spytała, podchodząc od tyłu do klientki. - Wyprostuj się, nie stój jak chłopak, nogi przy sobie, nic cie przecie nie uwiera między nimi. Napnij nogi, rozluźnij kark. Co to za postura?
- Nrmlna? Jastrząb. Myślę, że on. Choć inny ptak drapieżny… też by uszedł - wyjaśniła Godiva, odrzucając na bok gorset i przyjmując postawę, którą nakazała jej rozmówczyni. Ta stanęła przed nią i biorąc fajkę w zęby, sprawdziła sprężystość piersi dziewczyny. Nie wydawała się być pod wrażeniem.
- Pora roku? - rzuciła, przekładając fajkę do dłoni, po czym odeszła gdzieś w głąb pomieszczenia, między ubrania, że zniknęła całkowicie z pola widzenia.
- Zmierz ją i zbadaj dłonie i stopy - rozkazała w przestrzeń, a rogacz złapał za miarkę krawiecką i już podchodził do niebieskołuskiej, by ją wymierzyć.
- Jesień? - burknęła nieco obrażonym tonem drakonka, zdejmując spódnicę. Ze swojego biustu była bowiem dumna.
Amarantus wymierzył ją we wszystkich możliwych kierunkach, wykrzykując tylko cyfry. Gdy dotykał jej dłoni opisał je jako butchowe z lekkimi guzkami od broni, a stopy opisał jako płaskie i nienawykłe do obcasów.
Lady odesłała go z powrotem do bardki, gdzie urządził z nią sobie małą, wewnętrzną imprezkę z ciasteczkami, a blondynka w końcu wróciła by dopełnić wywiadu.
- Gdzie jest ten ślub, kto z kim sie pobiera, jakiej rasy są obie rodziny, czy ślub będzie świecki czy religijny, jeśli religijny to czyjego bóstwa, wykształcenie i urodzenie twojej orchidei?
- W Słowiku, takiej karczmie… dość ekskluzywnej. Córka Hali z… nie wiem kim. Chyba jakimś starym dziadem. Nie pytałam, bo to Hala… mnie obchodzi. Mają się pobrać przed mistykiem. A Hala jest bardzo wykwintna, chyba wykształcona i oczytana i niestety… dość tradycyjna, bo cały czas okutana w teherski… no… burnus - odparła Godiva, zabierając się za zdejmowanie koszuli.

- Chaaaayu, zostaw mojego męża w spokoju i podejdź tu na chwilę… - rozkazała Sorala.
- Nie mogę przyssałam się do niego i już nie odessę… - odparła tancereczka, tak naprawdę przysysając się do ciasteczek. Wzięła ze sobą całą paterę, nie przestając się zajadać.
- Ty też idziesz na ślub? - spytała krawczyni.
- Tak. - Tawaif roziskrzyły się łanie oczy.
- Z niiim?
- Tak! - Dholianka zaczęła mruczeć coś sama do siebie i widać było, że zaczyna tracić kontakt z otoczeniem. Lady przewróciła oczami i rozkazała jej się rozebrać. Kiedy spotkała się z protestem, bo jak się okazuje kurtyzana była już mierzona i to niedawno, rozdrażniona dama odparła, że od tego obżerania się nie swoimi mężczyznami urósł jej tyłek i musi ją zmierzyć jeszcze raz.
Smoczyca miała jednak wrażenie, że przytyk ten… sprawił Chaai radość. Bez słowa rozebrała się, paradując w samych majtkach, kiedy to Amarantus mierzył ją, wykrzykując kolejne cyfry, tylko, że gospodyni nie poszła ich zapisywać, uśmiechając się przy tym jak mroczny kultysta, który szykował się na tortury pojmanych ofiar.
- Zaczniemy od ciebie - rzekła do drakonki, wskazując ją fajeczką. - Masz przymierzać wszystko co ci damy i odpowiadać wtedy kiedy ci na to pozwolimy… - W jej ciemnych oczach pojawił się błysk. Błysk wirtuoza i kogoś o delikatnym na sztukę sercu.

Kamala zaklaskała z radości, po czym wróciła na leżankę. Również diablik udał się w te rejony, siadając ociężale na podłodze obok dziewczyny z pustyni. Oboje siorbali napar z filiżanek, wpatrując się z wyczekiwaniem na scenę, którą była smoczyca.
Lady przyniosła pierwszą sukienkę.
Godiva, która zdążyła się rozebrać do majtek i czarnych pończoszek, ozdobionych jadowicie zielonymi podzwiązkami, nieufnie odniosła się do owego… stroju, ale nie dbając o własne zdanie, zabrała się do szybkiego zakładania, a potem układania sukni na sobie.
- M-m… nie… nie… zdejmij to czym prędzej. - Blondynka potrząsnęła szybko głową, jakby wzbraniała się przed widokiem. Zagłębiła się w labirynt szaf i wieszaków, po czym przniosła coś… co na pierwszy rzut oka przypominało kilkadziesiąt metrów wolnego materiału.
- Zakładaj - rozkazała.
- Już… już… - Skrzydlata mruknęła pospiesznie, zakładając na siebie niebieską jak niebo suknię, po której to granatowe pnącza schodziły w dół do srebrnych drzew. Odsłaniała jej ramiona, ale…
- Pije w biuście - poskarżyła się kobieta.
- Milcz - zbeształa ją Sorala i obejrzała się na obserwującą ich parkę.
- Jak dla mnie jest za gruba w karku… i nie pasuje. - Amarantus zafalował dłońmi w powietrzu. - Psuje dekorum.
- To ślub tradycji pustynnej… będziemy tam siedzieć na podłodze usłanej poduszkami… zaleje nas wszystkich swą halką - wyjaśniła bardka, mocząc ciasteczko w herbacie.
- Barbarzyńcy - stwierdziła Lady i udała się na poszukiwania kolejnej kreacji, dając czas smoczycy na rozebranie się.

- Sprawdźmy teraz tą.
Ku rozczarowaniu wojowniczki, kolejny ciuszek również był koloru niebieskiego, ale całkowicie różnił się krojem od pozostałej dwójki.
Rogacz znowu pokręcił głową, mówiąc, że Godiva jest barczysta i wąska w biodrach jak facet, przez co wygląda w tym dość chłopięco.
Chaaya długo przyglądała się koleżance i nie potrafiła określić, czy jej się podoba, czy nie.
Blondynka była wyraźnie poirytowana, ale… tak jakby w pozytywnym sensie. Miała wyzwanie. Bardzo trudne… fascynujące.
Oddaliła się za kolejne regały, a tancerka skorzystała z okazji i zapytała.
- Co o niej sądzisz?
- No… mi się to podoba… - stwierdziła drakonka, kręcąc się w miejscu i zerkając za siebie, by sprawdzić czy pupa prezentuje się równie dobrze (w jej oczach), co przód.
- Nie pasuje… - żachnął się Amarantus. - Nie uwypukla charakteru jej ciała… Poczekajmy na inne.

Pojawiły się kolejne suknie. Jedna zielonkawa, aaale za orientalna. Druga złota, aaale twarz dziewczyny gubiła się w kołnierzu, aż wreszcie pojawiło się grande finale… aż tawaif z diablęciem zrobili głośne: Ooo, a Lady napuszyła się z dumą i satysfakcją. Przemieniła brzydkie kaczątko w przepiękną łabędzicę.
Godiva przymierzała, przymierzała i przymierzała, z coraz wypiekami na twarzy. Z pewnością, najbardziej spodobała się jej pierwsza sukienka, a druga najmniej. Choć trzecia też była w jej guście… ale kto by się tam z nim liczył.
- Włosy mają być upięte wysoko. Z biżuterii, u góry tylko kolczyki, żadnej kolii ni łańcuszków, u dołu obojętnie, ale odcień metalu musi być ciepły. Srebro odpada. Buty… potrzebne są ci buty…
- Ja jej coś wybiorę! - Rogacz wstał i odłożył spodek z filiżanką.
- Zabierz ją do sklepu, a ja się zajmę Chaayą… - zgodziła się Lady Sorala.
- A...ale ja nie muszę być taka… - Dholianka już szykowała się na mordercze przebieranki. - Chciałabym coś… coś klasycznego i miejsk…
- BY-ZY-DURA! - Blondnka przerwała jej lodowatym tonem.
- Bielizna… i buty… mogą być? - wymruczała cicho i niemrawo podążając ku Amarantusowi, a potem za nim, zamykając za sobą drzwi.

Olbrzym poprowadził ją schodami na dół, a stamtąd przeszli przez cały dom i znalazłszy się na jego tyłach, weszli do… sklepu, tylko od zaplecza.
- Proszę, proszę… uwaga na rogi… a nie, ty ich nie masz - trajkotał wesoło mężczyzna, oprowadzając swoją klientkę po pomieszczeniu.
Na półkach i wystawach widać było buty. Męskie i damskie. Z obcasem i bez. Były też gorsety, kapelusze, pasy, rękawiczki i parasolki.
Wiele dodatków zrobione było ze skóry lub różnorakich tkanin. Jedno co cechowało te wyroby to kunszt wykonania, dbałość o detale i innowacyjne połączenia różnych materiałów. Szkło z metalem, drewno z kamieniem, kwiaty żywe, kwiaty suche, pióra, paciorki, koraliki. Godiva od razu wiedziała, że to tu tancerka dostała liliowy gorset i delikatne kwiatowe pantofelki.
- Ładnie tu… - odparła, rozglądając się i podążając za właścicielem niemal krok w krok, żeby przypadkiem czegoś nie strącić.
- Sam wszystko urządziłem i zaprojektowałem - wyjawił z dumą Amarantus. - Ubieram Lady Sorale na jej występy, tak też pozyskuję klientów.
- Występy? - zapytała smoczyca, oglądając kolejne cudeńka.
Zarumieniła się na widok różyczek, zdobiących filigranowe pantofelki. - Te są ładne…
Następnie pokazała palcem kolejne. - i...tee. I w ogóle dużo tu ślicznych rzeczy… ale… czy ja mam ładne stopy do nich?
- Chaayka ci nie mówiła? Moja żona jest tancerką i pracuje w pewnym zamtuzie… tańczy i rozbiera się dla publiczności - wyjaśnił… szewc? Kaletnik? Kimś z zawodu na pewno był, skoro prowadził własny sklep.
- Jakoś nie wspomniała. Co to za zamtuz? - dopytywała się skrzydlata, skupiając swoje spojrzenie na kolejnych ładnych butach, o kwiatowym motywie, głównie po to, by ukryć szeroki, drapieżny uśmiech jaki wykwitł jej na twarzy.
- Niebezpieczna maskarada. Stroje jakie wam “sprzedaje” pochodzą właśnie z tych pokazów. W każdym występuje jedynie trzy razy i większość projektantów dałoby się zabić, by ona zechciała nosić ich dzieła, choćby przez kilka minut… Dlatego ma ich tak dużo i regularnie się ich pozbywa, by zwolnić miejsce na nowe. - Diablę oglądało wybory włóczniczki, kiwając głową. - Skup się na noskach i kolorze. Noski będzie widać, gdy będziesz chodzić, a kolor nie może być przeciwstawny temu, który nosisz, tak więc szukaj kremowych, żółtych, białych, beżowych, brązowych, złotych, miedzianych, cynowych, kakaowych, hebanowych, herbacianych, kawowych… no… rozumiesz.
- To pewnie drogi zamtuz - westchnęła pod nosem niebieskołuska i wskazała bezradnie na oślep filigranowe pantofelki.
- Te mogą być? - zapytała z nadzieją.
- Przecież one są fioletowe! - Złapał się za głowę Amarantus. - Przed chwilą ci mówiłem jaki kolor musisz wybrać…
- Te? - jęknęła Godiva wskazując buty obok nich, coraz bardziej zdesperowana.
- Tak… uf… te są w porządku. - Mężczyzna uspokoił się nieco, przyglądając nietypowej klientce. - Nie przykładasz zbytnio wagi do wyglądu, co? Szczegóły nie bardzo cię interesują..? Wolisz patrzeć wyżej, dalej…
- Nigdy nie potrzebowałam się stroić dla kogoś. A sama dla siebie nie potrzebuję wyglądać kobieco. - wyjaśniła smoczyca, która przez większość swojego istnienia, latała jedynie w magicznej biżuterii… i łuskach.
- Rozumiem… przymierz czy ci pasują, mogę je trochę powiększyć w razie co. - Rogacz ruszył za ladę po kilka przyborów do ewentualnej przeróbki.
- I orchideę… powinnam mieć. Myślałam o dużej broszy - odparła drakonka, zabierając się za przymierzanie butów. - Trochę cisną.
Olbrzym uklęknął przy niej i delikatnie zdjął jej buty, które zaczął pieczołowicie poprawiać.
- Broszka nie pasuje… wepnij sobie żywe orchidee we włosy. Nie tylko będziesz piękna, ale również będziesz pięknie pachnieć… sprawdź teraz. - Podał jej jeden pantofel, pomagając jej go włożyć.
- Pasują... idealnie… - oceniła Godiva, a niezbyt zadowolona z własnego wyboru, ale… nie ona była tu specjalistką. - Orchidea we włosach? No dobrze. A ten zamtuz to jak się nazywa?
- Niebezpieczna maskarada - powtórzył cierpliwie mężczyzna, poprawiając drugiego buta, po czym ostrożnie go jej zakładając. - Gdy będziesz już w pełni zrobiona… przejrzyj się w lustrze, a dostrzeżesz to co my widzimy teraz.
- Ach… przepraszam... nie załap… ałam za pierwszym… razem - rzekła zawstydzona wojowniczka. Sprawdziła czy dobrze jej się chodzi w tych butach i spytała. - To co teraz?
- Zapłata. Czterdzieści sztuk złota za buty oraz szybki szkic ciała i twarzy - odparł mieszaniec, wstając z kolan. - Będziesz wspaniałą walkirią, obiecuję.
- Och.. ale sakiewkę… zostawiłam w innej spódnicy… to znaczy, przy pasie tej spódnicy w której przyszłam - wyjaśniła pospiesznie i nieco nerwowo skrzydlata.
- Nie szkodzi, chodź ze mną do pracowni to cię narysuję…

Amarantus poprowadził ich plątaniną korytarzy, tego ogromnego domu. Smoczyca mijała wiele pokojów, niektóre wyglądały jak sypialnie (sądząc po braku wielu mebli, za to zawsze z czymś na kształt łoża lub legowiska), inne jak biblioteki ze stołami kreślarskimi i stertami papierów lub… stolarnie, a nie… tu chyba wyrabiano wszelkiego rodzaju, drewniane modele butów, jak i manekiny, a nawet proste rzeźby. Najwyraźniej parter kamienicy przeznaczony był do pracy twórczej i to różnorakiej.
Półdiable wpuściło kobietę do małego lokum. Wszędzie na ścianach wisiały płótna, skóry lub pergaminy. Niektóre miały na sobie wykonane szkice węglem, inne były pomalowane farbami. Wszystkie przedstawiały piękne kobiety lub mężczyzn, często nagich, w dziwnych, nieco niepokojących pozycjach i mrocznych kompozycjach. Wydawało się jakby artysta nie tylko czerpał satysfakcję z piękna jakie utrwalał, ale także z brzydoty, którą ją kalał.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że cię zabiję - odparł pogodnie rogacz, siadając przed jedną ze sztalug i przypinając do niej papier. - Będziesz przepięknie wyglądać poprzebijana włóczniami… powiedz mi, z czym chciałabyś walczyć?
- Nigdy nad tym nie myślałam - zastanowiła się Godiva. - Z czymś groźnym? Demonem, wampirem, smokiem?
- Uhuhu… może ze smokoliczem? Rozpadającym się i emanującym zielonkawą energią rozkładuuu… - Oczy fioletowoskórego zapłonęły jeszcze mocniej, gdy klarowna wizja stanęła mu przed oczami.
- Może być… jeśli dostanę obraz… albo chociaż jego kopię… i chcę być naga. - Uśmiechnęła się łobuzersko, niemal widząc minę Nvery’ego jak to zobaczy.
- Kopii nie dostaniesz, to twoja zapłata za zaliczenie swojej ślicznotki dziś w nocy - odparł z rubasznym śmiechem olbrzym o woelu talentach, rysując węglem i czasem spoglądając na swoją muzę.
- Ech… żeby się udało. - Westchnęła cicho Godiva i zaczęła pozować zgodnie z poleceniami.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline