Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2019, 19:53   #227
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Saferanie przywitali się z godną podziwu kurtuazją, po czym udali się pod ścianę sali, by chwilę tam ze sobą porozmawiać i pooglądać gości. Co ciekawe, nikt nie ogłosił, by podarowali jakikolwiek prezent parze młodej, ale ten drobny szczegół jakby przepadł na tle ich niespotykanych aparycji.
Dla smoczycy byli prawdziwą zagwozdką, ale Jarvis nie wydawał się nimi zdziwiony.
- Swoją drogą to ciekaw jestem pana młodego - mruknął do ucha swojej żonki.
- Mam nadzieję, że będzie miał rogi - prychnęła Godiva, co chwila zerkając w kierunku Hali. Początek imprezy nie zapowiadał się dobrze dla jej rozbuchanych nadziei.
- Jego macocha jest człowiekiem… więc pewnie i on nim jest, ludzie pustyni dbają o czystość rasową do tego stopnia, że nie pozwalają na małżeństwa między plemienne, nie wspominając o między kastowych - bardka przyglądała się rogaczom z niejaką tęsknotą za domem.
Przyczajony Ferragus miał zaś wrażenie, że pijawka, która przyssała się do jego naczynia, właśnie udawała flądre… bo jakby zakopała się pod wspomnieniami niczym w piasku.
- Zresztą wkrótce się przekonamy… niedługo pewnie przyjdzie, wraz ze swoimi nieżonatymi kolegami.
- I paru będzie musiało wyjść o kulach. Jestem dziś taka niezdarna - mruknęła bojowo włóczniczka, licząc na okazję rozładowania frustracji na czyichś stopach. Na nieszczęście obcas miała odpowiedni.
- Zachowuj się… nie chcesz chyba zepsuć całej pracy Hali - syknęła ostrzegawczo tawaif. - Nie zaczepiaj ich, zresztą… możesz iść do haremu, jeśli ich obecność będzie cie mierzić.
- Nie zamierzam ich zaczepiać. A w haremie pewnie panna młoda i jej służki. Tym dopiero dałabym w po… - burknęła drakonka i zmarkotniała. - Po prostu… nie tak to sobie wyobrażałam, a może wyobrażałam za wiele po przebraniu w tą sukienkę.
- Na wszystko będzie czas. Ślub jeszcze się nie rozpoczął. - Co prawda czarownik nie wydawał się znać wyobrażeń swojego wierzchowca, ale czuł się w obowiązku pocieszyć swoją “siostrę”.
Zazdrosna Kamala nadepnęła mu na stopę, zaciskając mocniej palce na jego dłoni, by przypadkiem od niej nie uciekł.
- Panna młoda siedzi w pokoju, po zrękowinach do niego wróci… jej w zasadzie cała ta zabawa nie obowiązuje do momentu, nocy poślubnej… po niej będzie mogła zejść do gości.
- To kto jest teraz w haremie? - zapytała zaciekawiona wojowniczka, kiedy przywoływacz mocniej i czulej ścisnął dłoń swojej ukochanej, dając jej tym do zrozumienia, że puścić jej nie zamierza.
- Inne żony… dziewice pewnie są u panny i dotrzymują jej towarzystwa… przyprowadzą ją w odpowiednim momencie, a właściwie… to pan młody będzie ją musiał od nich wykupić… ale diabli wiedzą, jak to się wszystko potoczy. - Sundari bardzo odpowiadała bliskość z niby mężem. Splotła ich palce razem, po czym delikatnie go gładziła opuszkami.

Jarvis dostrzegł, że rodzice przyszłych nowożeńców zeszli już ze swego stanowiska powitalnego, co oznaczało, że wszyscy goście przyszli. Hala oddaliła się do saferanów i zaczęła dyskutować z dwiema kobietami, Abdul z macochą rozejrzeli się po sali, po czym dziewczyna udała się do haremu, a kupiec odnajdując kogoś w tłumie poszedł z nim porozmawiać. Jegomość był w podobnym wieku co Karim, nawet o podobnej budowie, tylko, że był “biały” i nosił szaty urzędnika i to wysokiej rangi.
- To ja was opuszczam. Nie martwcie się. Będę grzeczna - mruknęła cicho Godiva i ruszyła w kierunku matki Amal i potomków nagi, ale… odwaga opuściła ją gdzieś w połowie drogi. Co pewnie było dobrym zrządzeniem losu, bo przecież mogłaby się tam chama wepchnąć do rozmowy. Zamiast tego, przycupnęła w odpowiedniej odległości i przyglądała się rozmawiającej kobiecie z jej rozmówcami.
- A gdzie teraz chce być moja żona? Spróbujemy jakiś przysmaków? Dasz się pokarmić? - zapytał czule i żartobliwie czarownik.
- Twoja żona… chce być przy swoim… mężu. - Tancerka spłonęła rumieńcem gdy to mówiła, na szczęście nikt tu z zebranych nie mógł tego widzieć. - Możemy coś zjeść… ale, musiałbyś mi zdjąć zasłonę z twarzy… czy jesteś gotowy na to, by inni mężczyźni patrzyli na twoją ukochaną, mój słodki panie?
- Kamalo… w La Rasquelle żona jest klejnotem, którym mężczyzna chwali się przed innymi. Pokazuje… patrzcie jaki skarb mam, a wy go nie zdobędziecie - odparł ciepło jej ukochany, nachylając się ku niej. - Jako twój mąż, mógłbym otwarcie całować cię na ulicy, tylko po to by pokazać innym moje szczęście. Karmienie cię smakołykami jest więc bardzo właściwe mej naturze. A ty… chcesz smakołyków podanych mymi palcami?
Kobieta zadrżała pod welonem i cicho syknęła jak wystraszona kobra. - Jak dobrze, że jednak nim nie jesteś… oszczędzi mi to wiele wstydu - mruknęła zadziornie i przytaknęła. - Możemy coś zjeść.
- Szkoda, bo ślicznie się rumienisz Kamalo. Wyglądasz wtedy zjawiskowo - odparł Jarvis, prowadząc towarzyszkę ku przygotowanemu jedzeniu.
- A co do małżeństwa… kto wie... wszystko przed nami. - “Postraszył”.
Tancerkę zalała fala gorąca. Dziewczyna zaczęła mylić się w krokach, przez co nieporadnie dreptała, prawie ciągnięta do bufetu. Że niby ona… że on… że oni…

“Zaaabiiijcie mnieeee” zawołała znudzona Deewani, ale nikt jej nie słuchał. Maski dalej się kłóciły, choć dawno już zapomniały o co, więc skupiły się na uprzykrzaniu życia innym, w tym samej stworzycielce.

Magik zbliżył się z wybranką do stołu. Przyjrzał potrawom, a potem powoli odchylił jej zasłonę i z pietyzmem, odrzucił ją do tyłu niczym welon. Popatrzył z zachwytem na jej oblicze, naznaczone malunkiem, dającym wrażenie jastrzębiego spojrzenia oczu, podkreślonych delikatnym obrysem czarnej kreski. Do tego zdobione znakami usta i kunsztowne kolczyki, które nadały jej wizerunek nocnej pani.
~ I jak ja cię teraz będę całował? Aż żal zburzyć takie dzieło sztuki. ~ Żartobliwie wyżali się przywoływacz, wybierając z wszelakich przystawek: sałatek, roladek, nadziewanych warzyw, ryżu i mięs z sosami, placków słodkich i słonych oraz ciast i ciasteczek, wybierając spośród nich


małe ciasteczko, chyba miejscowej roboty, jakimś cudem upchnięte pomiędzy egzotycznymi dla mężczyzny potrawami.
~ To nie całuj. Ja będę ciebie całować ~ stwierdziła zawadiacko bardka, której serce łomotało w piersi, przyprawiając ją o ból w skroniach. Z bojaźnią spuściła wzrok na podłogę, oczekując chyba końca świata, który jednak nie nastąpił.

Biesiadnicy zaczęli się tłoczyć w coraz większych grupkach. Do sali weszła orkiestra i fakirzy. Zaczęły się oklaski i skandowanie w obcych językach. Różnorakie pozdrowienia i wezwania bogów.
Ślub zaraz się zacznie.
Godiva obserwująca Halę, dostrzegła jak grupa odświętnie ubranych chłopców i młodych mężczyzn podeszła do niej i do saferanów, żywo o czymś rozmawiając. Kobieta pożegnała się z grupką rogaczów i poszła za młodzikami, by przywitać pana młodego. Ku jej niezadowoleniu… nie był on ani stary, ani rogaty. Fakt, był starszy od Jarvisa o góra dziesięć lat, ale oceniając po aparycji, wydawał się być w porządku.
Smoczyca jednak nie rozmyślała o tym zbyt długo. Los panny młodej był jej w sumie obojętny. Mimo wszystko dla niebieskołuskiej liczyła się Hala, a nie jakaś pyskata pannica, której imienia dumna drakonka już nawet nie pamiętała. Obserwowała za to mężatkę, niczym drapieżnik, czekając, aż jej zwierzyna będzie samotna i bezbronna. Wyczekiwała idealnej chwili do “ataku”.
Także i czarownik nie zwrócił uwagi na pojawiającego się pana młodego, karmił swoją żonę niczym mały chłopczyk ulubione zwierzątko.

Żona Abdula przyłożyła dłonie do skroni młodzieńca i zagarniając powietrze, przywiodła piąstki do swojej głowy, poruszając nią charakterystycznie tak jak Chaaya. Chłopak złożył ręce jak do modlitwy i zaczął się płaszczyć, wyraźnie ją o coś prosząc, a zebrani dookoła kawalerowie zaczęli się z niego nabijać.
Hala zdawała się być nieugięta. Zapczeczała, machała rękoma, bujała się jak złowrogi duszek, a pan młody przekonywał ją jak wspaniałym mężem będzie dla jej córki. Kilku starszych mężczyzn, zaczęło mu dopingować i doradzać, by w końcu wspólnymi siłami przekonać matronę, by powiedziała ceremonialne “zgadzam się”.
Muzycy zaczęli grać, z haremu wyszły kobiety, głównie jednak te białoskóre lub starowinki, którym wszystko wolno.
Pan młody oddalił się do miejsca na podwyższeniu, na którym stały dwa złote trony oddzielone przepierzeniem z kwiatów. Usiadł na prawym miejscu, a jego świta zaczęła czatować pod drzwiami, skąd już słychać było radosny śpiew dziewcząt.
Dziewice… ah! Nawet zasuszeni starcy od razu zbystrzeli i zaczęli tłoczyć się, by popatrzeć na młode damy, które niczym różnobarwne ptaki wysypały się, tańcząc, śpiewając i od razu zaczynając się kłócić z chłopcami. Nigdzie nie było widać panny młodej.

Kurtyzana skorzystała z chwili i oblizała palce przywoływacza w wyjatkowo nieodpowiedni jak na skromną żonkę sposób. Od razu też zarumieniła się, zawstydzona swoją zuchwałością.
- Chcesz popatrzeć? - spytała spoglądając na rozkrzyczany tłumek.
- Nie bardzo…
Kiedy spojrzenia wszystkich skupiły się na oczekiwanym pojawieniu orszaku panny młodej, Jarvis objął zachłannie i nieobyczajnie złotoskorą i przytulił ją do siebie, szepcząc. - Myślisz, że możemy teraz uciec sprzed oczu ich wszystkich? Myślisz, że ktoś zauważy naszą nieobecność?
Tancerka zadrżała w jego ramionach, pilnując swoich rąk i wzbraniając się przed dotknięciem go nimi. Oparła jednak policzek o jego policzek.
- Poczekajmy chociaż do zaręczyn mój miły… - poprosiła, chcąc nieco zawalczyć ze swym jakże “okrutnym” losem.
- Jeśli chcesz… to zostaniemy - zgodził się potulnie przywoływacz i nachylił, by cmoknąć delikatnie i czule kobiecy policzek. Tak by nie naruszyć jej makijażu. Cichy protest Sundari został zagłuszony przez salwy śmiechu, kiedy to grupka dziewic właśnie wykiwała swoich przeciwników. Nie działały na nie groźby, ni prośby. Młode nimfiątka zwinnie unikały złapania i przetrzepania skóry, naigrywując się z kolegów. Ci pobiegli do pana młodego na skargi i ten rozgonił ich wszystkich wyraźnie srogi i zagniewany. Wstał i podszedł do dziewcząt, które wcale się go nie bały. Zaczął prosić… odtrąciły go, zaczął grozić, wyśmiały go…
Mężczyzna zawezwał sługi, którzy przynieśli na tacach świeże owoce, obrane, pokrojone i odpowiednio schłodzone. Zaczął przekupywać małe chochliki. Kilka dziewczynek, zwłaszcza te młodsze, połasiły się na soczyste ananasy, papaje, melony, arbuzy… starsze jednak ciągle odmawiały przyprowadzenia panny młodej, więc dawaj chłopak zawezwał kolejnych niewolnych, którzy przynieśli misy ze słodyczami. Pączki, pączuszki, placuszki, ciasteczka.
Cuda niewidy. Smoczyca nigdy nie widziała takich smakołyków, niektóre kojarzyły jej się wręcz z wyrobnictwem jubilerskim lub rzeżbiarstwem, a jednak wszystko na co patrzyła było i jadalne i bardzo słodkie.
Panny z piskiem rzuciły się na swoje myto, ku uciesze wszystkich panów w tym i przyszłego narzeczonego Amal.
Złotoskóra wiła się pod dotykiem kochanka, przyglądając się kawałkom sceny, które migały jej pomiędzy zebranym tłumem.
Pomieszczeniem wstrząsnęły ragi rodu Karimów, na które to zaczęły wyglądać z haremu żony możnowładców. W całym tym rozgardiaszu Hala wydawała się być nieco zagubiona. Stała w oddaleniu trzymając się za serce, aż w końcu nie znalazł jej Abdul, który przytulił ją i ucałował w czoło. Godivie zdawało się, że kobiece oczy były zaczerwienione od płaczu i serce jej ściskało się z bólu, że nie może jej pocieszyć. Niemniej uznała, że mężatka po prostu płakała z powodu ślubu swojej córki, obawy i szczęścia zarazem. Bo ludzie chyba tak… mają, prawda? Skrzydlata nie znała tych uczuć. Owszem jaja i pisklęta są zazwyczaj otaczane opieką, ale dorosłe smoki nie czują więzi z rodzicami, ani ze swoimi dorosłymi potomkami. Więc ta cała emocjonalna otoczka była niebieskołuskiej obca.

Nadchodził orszak panny młodej, Hala zaczęła gibać się jakby miała upaść. Jej mąż jednak ją podtrzymywał i machnął w kierunku wyglądających dam, by przybyły mu z pomocą, co też uczyniły, powiewając swoimi zwiewnymi szalami jak czarne, błękitne lub brązowe duchy.
Weszło sześć dziewczynek, które sypały z koszyczków płatki róż, tworząc ścieżkę do pana młodego. Tłum przed nimi rozstępował się, tworząc tunel.
Abdul wraz z gromadą kobiet, przenieśli się przed trony. Chłopcy odwrócili siedzącego pana młodego tyłem, by nie podglądał swojej lubej.
Amal szła w obstawie czterech dziewczyn, które trzymając w dłoniach coś na kształt halabard podtrzymywały nad jej głową ognisto czerwony welon, który zdawał się lśnić żywym ogniem.
Jej strój był jakby wykuty z rubinu, przykrytym plątaniną świeżysz girland białych kwiatków, które upajały wszystkich w zasięgu ich woni.
Cała procesja zatrzymała się przed rodzicami dziewczyny. Podtrzymujące Halę kobiety zostały podmienione na dwóch mężczyzn. Bliźniacy, czule opiekowali się matką pomiędzy nimi. Cała czwórka dała błogosławieństo pannie i rozstąpiła się, by ta mogła wejść na podwyższenie i usiąść na swoim tronie. Wtedy to dziewczęta przykryły ją welonem, po czym na jej znak rozsunęły kwiecistą kotarę dzielącą oba siedziska, by para młoda mogła się po raz pierwszy zobaczyć.
Chaaya nie wytrzymała i zaczęła ciągnąć Jarvisa w pobliże ceremonii, a oczy jej świeciły się jak dwie złote monety, gdy tak patrzyła na przepiękny strój Amal. Czarownik zaś poddał się temu i dał się pociągnąć ukochanej do przodu. Wiedział bowiem jak łaknęła ona więzi z własnym ludem. No i jak każda dziewczyna marzyła o takim właśnie ślubie... na bogato. Jeździec jedynie lekko pociągał ją w kierunku Godivy, by on sam mógł ją mieć na oku.

Tymczasem pan młody wyszeptał coś do jednego ze swoich pomagierów, ten przebiegł na skraj przepierzenia i zawołał jedną z dziewczyn, po czym przekazał jej sekretną wiadomość, która później trafiła do panny młodej.
Wszyscy wstrzymali oddechy, gdy pomocnica kiwnęła głową na odpowiedź Amal i dreptała truchcikiem do posłańca mężczyzny.
Wtem wszyscy wybuchli krzykiem i gratulacjami, zupełnie jakby odczytali jakiś tajemniczy znak na twarzy szepczącej do chłopca dziewczynki. Pan młody jeszcze “nie znał” odpowiedzi tej... sekretnej pogawędki, ale tłum już szalał i się bawił.
Narzeczeni wymienili się pierścionkami, a Kamala westchnęła głośno, przytulając się do towarzysza.
Wszyscy prócz Amal zdawali się być szczęśliwi. Zaczęło się małe wesele.

~ Czyli już zawarli ślub? ~ zapytał telepatycznie magik, przyglądając się temu widowisku z zaciekawieniem, podczas gdy drakonka próbowała zbliżyć się do Hali.
~ Nie… dopiero się zaręczyli ~ odparła z kolejnym westchnieniem Sundari. Odsunęła się jednak od swojego “męża”, bo kilka ciekawskich spojrzeń mignęło jej w tłumie.
~ Teraz świętujemy tak zwane małe wesele… wynika to z dawnej tradycji, gdzie wszystkie ludy pustyni prowadziły nomadyczny tryb życia, tak więc nie było okazji do rodzinnych świąt. Zaręczyny w większości były realizowane pisemnie poprzez jastrzębie. Obie rodziny spotykały się dopiero na ślubie, gdzie dawało się zadość tradycji w postaci zrękowin i małego balu, a dopiero po tym ślubie jako takim. Uroczystości mogły trwać kilka dni. Teraz gdy mamy wybudowane miasta, a nomadami są tylko nieliczni, cóż… nie musimy się tej reguły trzymać, ale przyzwyczajenie pozostało i weszło do ogólnego obiegu.

Hala zbierała z Abdulem gratulacje, tak samo jak mężczyźni ją podtrzymujący. Zapewne synowie lub bracia, bo nikt inny poza mężem nie miałby prawa jej dotykać. Później orszak dziewic zabrał Amal do… haremu, w którym zaraz pozamykały się wszystkie kobiety. No… może poza tymi białymi, te miały swobodny dostęp do obu pomieszczeń i do korzystania z dwóch imprez na raz.
Mężczyźni zaraz przeszli do wyściełanych poduszkami rejonów, gdzie się poukładali w wygodnych pozycjach, a służba zaczęła wnosić półmiski i ruszty pełne parującego i aromatycznego jedzenia.
Jarvis z zaskoczeniem zauważył, że urzędnik wysokiej rangi, którego wcześniej widział z kupcem, machał do niego ręką. Obok niego stała jego żona, wspierając się na lasce. Była całkowitym przeciwieństwem swojego męża, była chudziutka i wysoka niczym czapla, a jej siwe włosy upięte były w koczek.
Przywoływacz spojrzał jeszcze raz na drzwi do haremu za którymi zniknęła Godiva, podążając za matką Amal i westchnął pod nosem.
- Chyba będziemy musieli podejść do nich. Tak wypada - wyjaśnił i telepatycznie dodał.
~ Chyba narzeczony niespecjalnie przypadł do gustu pannie młodej. Myślisz, że może wywinąć jakiś numer później? Jest rozpieszczona i gorącokrwista.
- W porządku… to jakiś twój znajomy? - Chaaya oglądała się to na drzwi do haremu, to na dziwną parę. Wydawało się, że nie mogła podjąć decyzji gdzie chciałaby się znajdować. Ostatecznie, ścisnęła mocniej dłoń kochanka. Nie ważne gdzie była, ważne, że była z nim.
- Skromność nie wypada młodej kobiecie cieszyć się ze swojego zamążpójścia. Jej uśmiech, mógłby zostać źle odebrany i wykorzystany przez wrogów jako pożywka do plotek. Dlatego panna młoda jedynie co może okazywać to smutek. Wątpię by cokolwiek planowała, jest posłuszna tradycji, odebrała dobre wychowanie. Niech Jeanette się nie martwi, to, co dzieje się w haremie, nigdy poza niego nie wychodzi. Nigdy.
- Jeanette martwi się tylko o Halę - rzekł czarownik, prowadząc ich ku gościom. Uśmiechnął się do niej dodając. - Nie mam pojęcia kim jest ta parka, więc pewnie nam się przedstawią. Moja żono ukochana.
- Niech się zacznie martwić o siebie, bo inni jakoś sobie dają radę bez niej - stwierdziła pod nosem bardka, uśmiechając się miło w kierunku starszyzny. - Powinieneś jej powiedzieć, że nie jest od naprawiania świata i ostrzec, że jeśli będzie kogoś chciała uszczęśliwić na siłę to zamiast podziękowań dostanie tylko węża w worku.
- Pomaganie leży w jej naturze - westchnął Jarvis i westchnął. - Na szczęście tym razem poluje na Halę i chce zaspokoić własne pragnienia. A może i… uda się jej znaleźć jakąś inną dziewczynę, która będzie otwarta na pocałunki zagubionej białej dziewczyny? Bo Hala to chyba jest poza jej możliwościami.
- Jarvisie… - W tawaif aż zawrzało.
- Z całym szacunkiem… ale przestań pierdolić. - Kobieta popatrzyła surowo na ukochanego.
- Pomaganie jest bezinteresowne, a twoja siostra do bezinteresownych nie należy. To zadufanie pcha ją do tego co robi. Myśli, że jak komuś pomoże to dostanie z tego nagrodę. Twoje przyzwolenie na takie zachowanie tylko utwierdza ją w fakcie, że tak robią normalni ludzie. Ale to nie jest prawda, tak robią podstępne szuje i ty dobrze o tym wiesz.
Otrząsnęła się jak najeżona mangusta, chwilę poobserwowała otoczenie, by sprawdzić czy nikt nie podsłuchiwał lub nie zauważył jej niepokornego zachowania, po czym odetchnęła i złagodniała.
~ Masz rację moja śliczna. Ale cóż poradzić, jest smokiem. A smoki… nie są niestety bezinteresowne ~ stwierdził magik, uśmiechając się wesoło, jakby jej mały wybuch gniewu był czymś uroczym.
~ Nooo, chyba, że są srebrnymi lub złotymi smokami, one pomagają w imieniu sił dobra. Frajerzy. ~ Zarechotał Starzec.
~ Nie tłumacz się! ~ burknęła do czarownika Kamala i pociągnęła go w kierunku czekających. ~ Zmarnujesz życie na wyszukiwaniu ciągłych wymówek do wszystkiego…

Beczułkowaty urzędas uśmiechnął się, przyglądając się ospałym spojrzeniem przywoływaczowi.
- Ach, mam nadzieję, że nie przeszkodziłem państwu w zabawie? - spytał, ale tylko retorycznie. - Nazywam się Henrico la Silva a to moja żona Clarice. Szacowny Abdul Karim przedstawił mi waszą sprawę…
- Tak. Moja kochana żona i jej brat cenią księgi i uznałem, że szeroki dostęp do lektur sprawi im przyjemność - potwierdził Jarvis uprzejmie. - Rozumiem jednak jak trudna to kwestia. Biblioteki różnych gildii są dostępne tylko członkom. Inne prywatne biblioteki również mają swoje obostrzenia, niekoniecznie finansowe.
- W tym mieście księgozbiory są bardzo drażliwym tematem - potwierdził mężczyzna nie bardzo chyba słuchając. - Jeszcze rozumiem cechy magików, w ich przypadku książka potrafi być zabójcza, ale reszta po prostu chce mieć monopol na wiedzę, co dla mnie jest czystą głupotą.
- Jak na ironię przystało - wtrąciła mu dama.
- Może usiądziemy gdzieś i porozmawiamy na temat waszych oczekiwań, może uda nam się coś zaradzić - zaproponował Henric.
- Jestem tego świadom i nie oczekuję efektów już od razu. Na razie, ani ja, ani moja żona nie zamierzamy opuszczać miasta. Z przyjemnością porozmawiamy - odparł grzecznie Jarvis, zgadzając się na propozycję i z czułością zabarwioną delikatnym, żartobliwym tonem rzekł telepatycznie. ~ Liczę, że moja księżniczka, mój piękny kwiat łaskawie spojrzy na niewolnika jej spojrzenia widząc jaki to prezent chce jej sprawić.
Bardka siłą woli powstrzymała uśmiech, po czym posłusznie uniosła nieco twarz i popatrzyła wprost w oczy wybranka. Jej łanie, orzechowe tęczówki w towarzystwie drapieżnego makijażu wydawały się ciemne jak nocne niebo na którym świeciły gwiazdy.
~ Cała biblioteka dla mnie? ~ spytała niewinnie, ale tylko z pozoru. ~ W końcu uwolnie się od namolnego mężą i ucieknę w świat fantazji!
~ Obawiam się, że twój mężuś, nie da ci czytać w spokoju. Będzie całowal i pieścił, choćby po stopach. Zaprawdę ciężki twój los ~ stwierdził dramatycznie jej kochanek, gdy podążali za Henrico la Silvą i jego nobliwą żoną.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline