Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2019, 22:50   #197
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację


Noc na stacji.
Igła, Max


Igła weszła do namiotu. Była zmęczona, a reszta najwyraźniej bardzo chciała pełnić warty. Udało się jej zgarnąć nieco brudu z ciała jakimś używanym bandażem. Nie była to kąpiel ale chociaż odrobinę poprawiła jej nastrój. Wrażenie swędzącej skóry zniknęło i była szansa na to, że uśnie. Może warto było skorzystać? To był długi dzień, każdy będzie spał po nim mocno i może… może jej koszmary nie będą nikomu przeszkadzać? Zobaczyła leżącego pod kocem Maxa, więc ułożyła się z boku by zajmować jak najmniej miejsca i przykryła kocem. Przyglądała się jak Lucky oddycha. Jego spokojnej, ale i zmęczonej twarzy. To był trudny dzień, a kolejne… mogą być tylko gorsze. A jednak wierzył, że wróci do NCR. Igła uśmiechnęła się. Tak bardzo chciała w tym pomóc i jemu i reszcie. Sprawić by oni wszyscy znów mieli normalne życie… dom…

Cytat:
- Nat… Nat… - Zobaczyła biegnące w swoim kierunku Daniela. Młodszy brat jak zwykle był cały umorusany jakimś błotem. - Zobacz co znalazłem. - Biegł z jakimś kamykiem w jej stronę i się potknął. Podbiegła do niego by go objąć. Z oczu brata płynęły łzy… zawsze był taką beksą.
Natalie otarła twarz po której spłynęła niekontrolowana łza. Nie powinna płakać… to odwadnia. Skupiła ponownie wzrok na twarzy Maxa. Ciekawe czy też miał rodzinę? Czy wypadało by spytała? Czy miał przyjaciół tam w NCR? Partnerkę? Ostrożnie sięgnęła dłonią do piersi mężczyzny. Poczuła jak ta się delikatnie porusza. Nie przeszkadzał mu jej dotyk? Powiedział, że jakby co zareaguje, prawda? Wpatrywała się w swoją dłoń. Tak bardzo chciała w końcu spokojnie przespać noc. Mieć choć chwilę wytchnienia.

Cytat:
- Maleńka co się tak tulisz? - Głos Chrisa dobiegł gdzieś z góry. Natalie wtulała się w pierś swojego dawnego pacjenta. - To mnie uspokaja. - Mruknęła cicho nie zmieniając pozycji. Poczuła jak męska dłoń objęła ją i docisnęła do siebie ich ciała.
Myślała… że już o tym zapomniała. Powoli przysunęła się do mężczyzny. Milimetr po milimetrze skracając dystans, aż jej głowa oparła się na piersi Maxa. Na chwilę wróciły wspomnienia Denver… ci wszyscy mężczyźni, trzymający ją wbrew jej woli… biorący to co według nich się im należało. Lucky taki nie był… był towarzyszem broni… nie traktował jej jak niewolnicy. Czuła jak jej ciało się odpręża i po raz pierwszy od kiedy Chris wyruszył na front usłyszała bicie serca… po prostu leżąc… odpoczywając, a nie upewniając się, że ktoś żyje. Miarowy rytm uspokajał jej myśli. Przysunęła się mocniej przywierając do Luckiego całym ciałem. Był… ciepły… Czuła jak jej powieki stają się ciężkie, a głowę wypełnia charakterystyczny odgłos. Będzie dobrze… to był ten jedyny moment, gdy była w stanie w to uwierzyć. Ta krótka chwila gdy czuła się bezpieczna. Pozwoliła oczom zamknąć się, a świadomości odpłynąć w pierwszy od kiedy opuściła NCR. Poczuła jak po policzkach ponownie spłynęły jej łzy, ale teraz były to łzy radości. Choć przez chwilkę było dobrze… jeszcze sekunda… minuta… jeszcze tylko chwilkę.
Max oddychał ciężko, zmęczony po całym dniu marszu, brudny od pyłu postkowi. Leżał pod rozpiętym na płasko płótnie namiotowym, które Natalie podwędziła ze składów legionu. To było sprytne z jej strony, bo w razie deszczu raczej nie ryzykowali zmoknięcia, a w razie skwaru namiot dosyć dobrze ocieniał, dając jednocześnie dopływ powietrza, jeśli rozpięło się go niczym okap lub płócienny daszek, do czego wystarczyło garść sznurka i jedna, porządna tyczka. Ta, zrobiona z resztek starej ramy od łóżka, wklinowanej w spękany beton dachu znakomicie spełniła swoje zadanie. Leżąc na boku, z zamkniętymi oczami wsłuchiwał się w odgłos wiejącego wiatru i łopoczącej nad nim płachty. Poczuł jej zapach, kiedy ułożyła się obok niego. Wspomnienia z NCR wróciły. Poczuł jak jej ręka dotknęła jego piersi, jak dziewczyna wtula się w niego. Tym razem rzeczywiście się uśmiechnął, ale rozumiał, przez co mogła przejść. Być może potrzebowała odrobinę bliskości? Kto jej nie potrzebował? Ostatnie miesiące to był jeden wielki koszmar. Zabijanie, arena, potem znów rzeź w Malpais. Hektolitry przelanej brutalnie krwi. Sam nie wiedział, dlaczego pierwsze co pomyślał jak Sticky przyprowadził tą kobietę a Utang tego drugiego biedaka było rozwalić biedaka, zabawić się z kobietą a potem ją kropnąć. Brutalność ostatnich miesięcy wybijała z niego wszelkie ludzkie odruchy. Stawał się tym, czego uczono go nienawidzić. Stawał się raidersem i zaczął myśleć jak raiders. Ci zaś, byli niczym więcej niż tylko pustynnymi drapieżcami. Poczuł przez moment falę wstydu, a dotyk Igły spowodował, że po chwili poczuł się nieco pewniej. Bezpieczniej. Otulił kobietę ramieniem, chłonąc jej ciepło i zapach, i pozwolił jej odpoczywać. Sam też najwyraźniej tego potrzebował bo powoli uspokajał oddech.
Igła na chwilę zesztywniała w ramionach mężczyzny. Bała się, że ją odepchnie i ta cudowna chwila się skończy, ale… nie zrobił tego. Słyszała jak jego oddech i serce się uspokajają i sama znów zaczęła się rozluźniać. Pozwolił jej! Pozwolił jej się przytulić. Zacisnęła dłonie w pięści, ściskając jego koszulę i uśmiechając się jak głupia pozwoliła sobie na sen.


Obudził ją rumor który zapanował nagle na zewnątrz. Chyba mężczyzna, którego opatrywała się obudził. Powinna zejść do niego i sprawdzić czy wszystko w porządku. Tylko… było jej dobrze. Zadarła głowę by spojrzeć na śpiącego Maxa i uśmiechnęła się ponownie. Wieki nie spała tak dobrze… nie była pewna czy w ogóle spała od kiedy wyruszyli z obozu szkoleniowego i nagle odzyskała siły, których nawet się po sobie nie spodziewała. Powoli wysunęła się spod męskiej ręki i nachyliła by pocałować Maxa w policzek.
- Dziękuję. - Nie chciała go budzić, więc odezwała się cicho. Skoro jeszcze nie ruszali powinien skorzystać ze snu. Powoli wygramoliła się z namiotu i ruszyła w kierunku zejścia z dachu. To tam dotarł do niej głos Kittiego
-Uwaga, budzi się



Postój na pustyni.
Igła, MJ


Igła opadła na ziemię. Postój… przerwa w tym piekle. Nie mogła się się już doczekać zmroku. Ułożyła zebrany po drodze opał i zabrała się za przygotowania do zrobienia posiłku, starając się skupić na tych niezbędnych do przetrwania czynnościach. Jeszcze tylko chwila. Zrobi posiłek… wszyscy zjedzą… sprawdzi stare opatrunki… oczyści się jak zwykle suchym bandażem i… może będzie mogła się przespać.
MJ odłożył niesione przez niego pakunki tuż obok Igły. On również czuł w kościach trud całodziennego marszu. Wypalona słońcem i smagana suchym, nieznośnym wiatrem pustynia wszystkim dawała się ostro we znaki. Spojrzał na bladą i wycieńczoną sanitariuszkę, powoli, jakby z niechęcią, zbierającą się do przygotowywania kolacji dla strudzonej karawany.
- Pomóc ci? - zapytał.
Natali obejrzała się zaskoczona na zwiadowcę i uśmiechnęła ciepło.
- Jeśli chcesz… będę naprawdę wdzięczna. - Zrobiła obok siebie miejsce i powróciła do przerwanego wydobywania jedzenia. - Jak się czujesz? Nic cię nie boli?
MJ skrzywił się ze zniecierpliwieniem.
- Drobiazg. Rana się dobrze goi... - spojrzał na Igłę nieco cieplejszym wzrokiem. - Dzięki tobie. - dodał. Ogarnął spojrzeniem rozpakowywane przez Natalie wiktuały. - To co dziś jemy? - zapytał.
Igła przytaknęła ruchem głowy.
- Ten upał i piasek nie służą ranom. Łatwo o infekcje. Jakby ci to zaczęło doskwierać, to daj znać… na wstępnym etapie wystarczy przemyć. - Igła przeglądała puszki i opakowania. - Chcę wybrać mniej słone rzeczy… tamte dłużej wytrzymają… a teraz sól nie będzie potęgować pragnienia…. Mamy mało wody.
- A ja słyszałem, że sól na pustyni też jest potrzebna - odparł z chytrą miną Martin. - Zatrzymuje wodę i nie pozwala się odwodnić, poza tym uzupełnia niedobory soli w organizmie powstające wskutek pocenia. Ale masz rację w jednym, trzeba najpierw spożytkować to, co najszybciej się zepsuje w tym upale. - MJ uważnie obejrzał rozłożoną przed nimi żywność. - A wody musimy po prostu poszukać. Na pustyni też się da, tylko zwykle jest głębiej w ziemi - dodał otwierając nożem jedną z puszek.
- Bez soli jeść nie będziemy… te konserwy nie przetrwałyby gdyby nie były osolone. - Natalie podała mężczyźnie jeszcze kilka puszek i zabrała się za rozpalanie ognia. - ech… gdyby nie ten piasek i wiatr… pewnie można by znaleźć więcej po drodze. - Igła podkuliła nogi przyglądając się rozpalającym się płomieniom. - Pewnie dobrze by było zjeść nieco świeżego mięsa… może będzie ciut lepiej i uda się coś upolować… jest nas za dużo.
- Masz na myśli tych nowych? - MJ rzucił podejrzliwe spojrzenie w stronę Baxter i Brufforda. - No cóż, przypałętali się, to i są. Nikt nie pytał mnie o zdanie. Mam nadzieję, że przydadzą się do czegoś więcej niż żarcie i spanie.
- Fajnie jest komuś pomóc. - Igła starała się nie dopuszczać do siebie złych myśli. - Umieściła zawartość otwartych już puszek w zdobycznym garnku i zaczęła ją mieszać. - Sticky jest w lepszym nastroju… nawet pomógł przy Archibaldzie.
MJ wykrzywił twarz w czymś, co od biedy można było uznać za uśmiech.
- Widziałem. Szybko się pocieszył po tej swojej Liwii, co? - parsknął śmiechem. - Przynajmniej podziałało i przestał się nad sobą użalać. Jedna korzyść.
-Najwyraźniej tego potrzebował… - Igła uśmiechnęła się do MJ'a. - Cieszę się gdy wszyscy jesteście w formie to sprawia, że nabieram nadziei na to, że uda nam się przetrwać.
MJ uśmiechnął się nieco szerzej.
- Jeśli będziemy trzymać się razem... i jeśli dalej będziesz o nas tak dbać, to przetrwamy na pewno. - popatrzył na Igłę wzrokiem, w którym nadzieja szła o lepsze z podziwem. - Najlepsza opieka medyczna po tej stronie Mojave... czy coś takiego. Zaskakujesz mnie coraz bardziej.
Natalie zaśmiała się cicho.
- Chyba nie robię nic co mogłoby być zaskakujące. - Dorzuciła resztę puszek i wrzuciła do tego makaron, mając nadzieję, że sos z mięs wystarczy by doszedł. - Do tego na pustyni… nie przeżyłabym bez was.
- Nikt sam nie przeżyje na pustyni. Dlatego właśnie trzymamy się razem - odparł MJ. - Ale ty robisz coś więcej... sprawiasz, że ta egzystencja staje się... - chwilę szukał odpowiedniego słowa. - ... znośniejsza. - zakończył wreszcie i zajął się mieszaniem puree w proszku z wodą.
- Tak bardzo… chciałabym wam ugotować prawdziwy obiad. Podać własne wino… - Igła rozmarzonym wzrokiem wpatrywała się w ognisko. - Podać wam jedzenie do stołu.
- Daj spokój - zaśmiał się MJ, żartobliwie trącając Igłę łokciem pod biodro. - A teraz to niby co robisz? Przyrządzasz nam królewską ucztę, fakt, że z tego, co mamy pod ręką, ale zawsze. Coś do picia też się znajdzie i nie musi to być Atomowa Pędzonka z baru w Broken Hills, żeby było fajnie. Jeśli ktoś będzie narzekał na Twoją kuchnię, wyślij go do mnie, a ja mu wytłumaczę, dlaczego nie powinien narzekać. Grubszym końcem buta! - naburmuszył się groźnie, ale żartobliwie. Wyglądało to niesamowicie karykaturalnie, biorąc pod uwagę, że niegdyś bujna czupryna zwiadowcy zaczynała już gdzieniegdzie odrastać.
- Mam nadzieję, że mi się nie oberwie ale… to nie jest coś czym chciałabym was karmić. Mama uczyła mnie gotować i choć nie jestem tak dobra jak ona… - Igła zaśmiała się. - Uwierz po moim placku nie chciałbyś jeść niczego innego.
MJ uśmiechnął się konspiracyjnie do Natalie.
- To może kiedyś pokażesz mi, jak się pichci to cudo? W mojej rodzinie też trochę stałem przy kuchni. Steki z bramina umiem ponoć smażyć najlepiej z całej rodziny. - urwał. - Rodzina... ciekawe, czy kiedykolwiek do nich wrócimy. - młody zwiadowca utkwił nieobecny, zamyślony wzrok w płomieniach tańczących pod bulgoczącym kotłem.
- Ja nie mam do czego i kogo wracać… - Igła zawahała się. - Jesteście moją jedyną rodziną. Ty… Max. - Skupiła wzrok na Lucky'im. Czy MJ wiedział, że śpi z Maxem… pewnie tak, namiot był jeden. Ludzie wchodzili do niego i wychodzili. Zarumieniła się lekko i zamieszała w kotle. - Chcę jakoś wam pomóc.
- Pomagasz. Nawet bardziej, niż można by chcieć czy oczekiwać. - uspokoił ją MJ. - I nawet nie wiesz, jak bardzo jesteśmy ci wdzięczni. No, przynajmniej ja. I pewnie paru innych. - zerknął na kocioł. - No, chyba gotowe. Wal w patelnię, niech się wiara schodzi na michę. - zawołał ze śmiechem, przywołując koszarowym słownictwem dawne czasy rekruckiego szkolenia w Camp Barstow.
Igła wyjęła naczynia.
- Rozdam miski… zrobię przy okazji wywiad czy wszyscy dobrze się czują. - Zaczęła ostrożnie nakładać jedzenie i podała pierwszą porcję MJ’owi. - Dziękuję. Naprawdę ratujesz mnie… moją głowę. Tak bardzo brakuje mi w tym wszystkim normalności.
- Nie ma za co - odparł pogodnie MJ. - Ty pomagasz mi, ja tobie. Każdy orze, jak może. - zanurzył łyżkę w misce i spróbował zawartości. - Hej, to jest całkiem niezłe! No jak ty tak potrafisz ugotować żarcie z puszki, to już nie mogę się doczekać tego twojego placka!
- Więc postaram się go zrobić gdy tylko dopadniemy składniki… kto wie może i stół tam będzie.
- Igła podniosła się z dwoma porcjami jedzenia. - To ruszam na lekarski wywiad.
- Powodzenia
- MJ mrugnął do niej znad parującej miski z jedzeniem. - I jeszcze raz dzięki.
Natalie uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny i ruszyła rozdać jedzenie.


Myślała, że było źle. Że nie ma nic gorszego niż słońce i piach… Myliła się. Ledwie dostała zastrzyk energii. MJ w nią wierzył… miała… przyjaciela… Po raz pierwszy od dawna sypiała. Już myślała, że świat może być malowany trochę przyjemniejszymi barwami i wtedy…. Przyszedł wiatr.



W połowie drogi.
Igła, Max


Igła była wykończona. Miała serdecznie dość piachu we włosach… ubraniu… tych ostrych drobinek, zdających się wciskać w każdą najmniejszą szczelinę. Chłopaki rozbijali namiot i przygotowywali miejsce na nocleg, a ona jak zwykle zabrała się za przygotowanie posiłku. Zerkała na horyzont w każdej chwili spodziewając się nawrotu wiatru. Czy był sens by rozpalać ognisko? Powinni zjeść coś ciepłego… to dobrze robi dla głodnego organizmu. Powinna się postarać… mieli mało jedzenia, mało wody, dobry podział racji mógł zagwarantować im przeżycie.
Wymęczona rozpaliła ognisko, którego na szczęście nie ugasił wiatr i po chwili przygotowała strawę dla ich niewielkiego oddziału. Patrzyłą jak słońce zachodzi i tylko odliczała minuty do chwili aż zrobi się chłodniej i będzie się mogła położyć. Może obok Maxa… może znów prześpi noc i będzie miała siły na jutro? Bała się co będzie gdy przywyknie do tego stanu. Co będzie gdy tego potem zabraknie i znów zostanie sama.
Nie mogła o tym myśleć. Musiała mieć siły by im pomóc. Igła powoli rozniosła wszystkim miski z posiłkiem, po czym sama ruszyła z dwiema w kierunku siedzącego na uboczu Lickiego. Była ciekawa czy chłopaki też komentują między sobą ich wspólne sypianie, tak jak wybryk Lulu i Kittiego.
- Mam jedzenie. - Uśmiechnęła się do Maxa i podała mu miseczkę. - Mogę się dosiąść?
- Jasne. Dzięki. Chyba...dawno tak się nie wyspałem - uśmiechnął się biorąc od niej miskę. W jakiś sposób to było bardzo miłe, bo po raz pierwszy od dłuższego czasu ktoś się nim zaopiekował. To było aż tak miłe, że aż niezręczne, bo uczucie to, odzywające się gdzieś w żołądku, przechodziło gwałtownym skurczem aż do gardła, i prawie wyciskało łzy z oczu. Aby nie całkiem nie rozkleić, Max musiał opuścić głowę i wziąć kilka szybkich łyżek z miski, i dopiero to pozwoliło mu na opanowanie tego całkiem miłego uczucia.
Igła przysiadła się blisko i sama zanurzyła łyżkę w jedzeniu. Było jej… dobrze.
- Ja też… już nie pamiętam kiedy ostatnio. - Powoli poruszała łyżką w jedzeniu zerkając na mężczyznę. Czy Max się naje taką porcją… mężczyźni powinni jeść więcej. Martwiła się i to nieco odbierało jej apetyt… w sumie była mała nie musiała tyle jeść. - To chyba tylko dzięki temu daję radę iść.
- Zawsze dobrze spałem. Aż do czasu Cottonwood Cove i tej draki z legionem - przyznał Max na chwilę wgapiając się w horyzont.
- Ja… chyba nigdy… - Igła zaczęła jeść pomału. Była głodna… ta pustynia.. te wypełnione piaskiem piekło dobijało ją i tylko fakt że delikatnie dotykała ramieniem ręki mężczyzny jakoś ją uspokajał. - Od.. kiedy zginęła moja rodzina, mogę spać tylko tak.. przy kimś. Rzadko się tak da, więc… - Mówiła cicho tak by tylko Max mógł ją usłyszeć.
- Pewnie ci ciężko. Facet, czy rodzina? Siostra? - zainteresował się Max, choć lekko poczerwieniał, pytając ją tak wprost o rzeczy, które normalnie powinny być zarezerwowane dla przyjaciół. Z drugiej strony, siedzieli na uboczu, delektując się...cóż, po prostu siedzieli i starał się nie myśleć co jest w misce.
- Rodzice i brat… moi.. partnerzy też poszli na front. - Igła spróbowała się uśmiechnąć, ale niezbyt jej to wychodziło. - Ta wojna wszystkich zabiera. - Zastukała łyżką o puste dno i odstawiła miskę na bok. - A teraz… koszmarów jest tylko więcej, każdy dzień to tylko pożywka dla głowy… i tej chorej wyobraźni. Już myślałam, że oszaleję.
- Mi wojna zabrała ojca. Potem umarła mama, właściwie dlatego, że ja i brat byliśmy gówniarzami i nie miał kto bronić farmy. Potem musiałem przenieść się do miasta i utknąłem w armii. I teraz sam nie wiem, czy brat sobie radzi, czy żyje...gdzieś tam w NCR. Więc chyba tak...wojna zabiera wszystkim i wszystkim - pokiwał głową ze smutkiem, zwierzając jej się, choć bardzo mocno skrócił opowieść. Na szczegóły mieli jeszcze czas. Mnóstwo czasu - a jak ty się w to wplątałaś? W to szaleństwo? - zapytał patrząc na dziewczynę.
- Po tym wypadku.. ataku.. przeniesiono mnie do szpitala i tam się ostałam. Ludzie w szpitalu byli trochę jak nowa rodzina… pacjenci jak kuzyni, którzy wpadają na chwilę. - Igła zerknęła na Maxa. - Chciałam być ze swoją rodziną… pomagać tam gdzie jestem naprawdę potrzebna… a potem się nieco popsuło. Choć… chyba nadal się do czegoś przydaję.
- Tu? Nawet na pewno. Połatałaś nas całkiem fachowo - przyznał Max - mnie ciekawi, jak NCR mogło wysłać wykwalifikowanego medyka na wojnę, mając tylu sanitariuszy - zapytał patrząc się ciekawie na medyczkę.
- Nie wiem czemu przyjęto moje zgłoszenie… może dlatego, że ojciec był wojskowym? Nie wiem. A czemu wysłano osobę pracującą w laboratorium? Osobę o wszechstronnej wiedzy? - Uśmiechnęła się ciepło do Maxa.
- Cóż, wstyd przyznać, ale jak zgłaszałem się do wojska NCR, to akurat nie pracowałem już w laboratorium. Tam nosiłem jedynie skrzynki, więc nikt nie traktował mnie jak naukowca. W końcu przyłapano mnie, jak sam zacząłem mieszać jakieś chemikalia i pani Decker, taka gruba rybka w zarządzie kazała mi iść precz. A armia potrzebowała ludzi, choć nie naukowców. Po co zresztą mózgol w armii, jak tam trzeba było jedynie glancować beczki, stać na baczność i słuchać takiego buca jak Harris. Łatwizna. Ale miałem kilka książek i sobie czytałem w spokoju...dobre czasy - westchnął Max patrząc na horyzont.

Igła przyglądała się mu przez chwilę po czym spojrzała w tym samym kierunku co Max opierając głowę o jego ramię.
- Według mnie jakby w armii było więcej takich mózgoli… to może mniej osób ginęłoby głupio. - Lekko przymknęła oczy czując jak jej ciało znów się odpręża. - Co ciekawego starałeś się wtedy umieszać? Jak cię przyłapano?
- Pracowałem nad miksturą która działałaby na kretoszczury. Zdaje się, podpieprzyłem z magazynu jet, próbki psycho, takich narkotyków co to szprycują się nimi raidersi. Zmieszałem z Abraxo Cleanerem, aby poślizg miało - wyjaśnił recepturę - ale zaczęło śmierdzieć. Być może coś nie zareagował jak trzeba i mnie nakryli z tym, niemalże z probówką w dłoni - zaśmiał się z własnego niepowodzenia - ale mina pani Decker była bezcenna.
Igła zaśmiała się.
- I jak to miało na nie działać? - Otworzyła oczy by zerknąć na Luckiego. - To głupio z ich strony, że nie wykorzystywali twojego potencjału.
- Potencjału? Widzieli zmarnowaną chemię, która jest kosztowna - wyjaśnił Max - życie ma małą wartość, szczególnie, jeśli jest to niewykwalifikowany robotnik, farmer który włamuje się do laboratorium i kradnie chemię… - Max wyjaśnił tok rozumowania decydentów NCR
- Brzmisz jakbyś lubił czytać… eksperymentować. Może gdyby pozwolili ci pracować naukowo byś nie wykradł tej cennej chemii, ale… wierzę, że nie chcieli kształcić jakiegoś chłopaka ze wsi. - Igła westchnęła ciężko. - Ja też nie jestem wykształconym lekarzem… wszystko co wiem to praca w szpitalu, którą dawano mi tylko dlatego, że to wybudzało mnie z otępienia.
- Otępienia? - zainteresował się Max
- Podobno zapadłam w śpiączkę po ataku na mój dom. - Igła jeszcze ściszyła głos. - Nie pamiętam… były tylko przebłyski. Mam te koszmary.. ale… któregoś dnia pomogłam jednemu pacjentowi… podobno po prostu wstałam z łóżka… pomogłam mu coś odkrztusić i znów odpłynęłam. Nic ciekawego.

Max nie naciskał dłużej. I tak był wdzięczny losowi, że mógł z kimś normalnie porozmawiać.
- To było bardzo fajne pomagać innym, a po ataku jakoś… przestałam reagować na krew i te wszystkie obrażenia. - Natalie spróbowała nadać swojej wypowiedzi trochę lżejszy ton. - Im więcej pomagałam tym więcej do mnie docierało i więcej zapamiętywałam, więc wszyscy mnie uczyli. - Zaśmiała się cicho. - Chyba traktowano mnie jak maskotkę. Dlatego… trochę się cieszę, że są inni sanitariusze, cały czas martwię się, że mogę się okazać zbyt słaba w tym co robię.
- Oj, nie odniosłem takiego wrażenia. Łatasz lepiej niż Sticky. Delikatniej. I rany nie ciągną tak mocno jak po sanitariuszu - zapewnił z przekonaniem Max.
- Chętnie bym je obejrzała… w sensie szwy. Trochę niepokoi mnie, że tuż po szyciu idziecie w tym upale. - Igła zerknęła z troską na ramię mężczyzny. - Do tego ten piach… jak powchodzi pod nici… po takich ranach powinno się odpoczywać.
Max przytaknął i zdjął metalowy pancerz, który istotnie zaczął mu już doskwierać w tym upale tak bardzo, że nawet obwiązał go swoją kamizelką od góry, aby mniej się nagrzewał od słonca. Syknął z bólu, odsłaniając krwawy strup.
- Mówiłam, żebyś uważał… - Natalie sięgnęła ostrożnie do rany mężczyzny i delikatnie odgarnęła kilka przyklejonych ziarenek piasku. Z trudem odnajdywała swoje szwy, jednak na szczęście wydawały się być całe. - Nie ropieje… pewnie wystarczyłoby to dokładnie przemyć i założyć lepszy opatrunek. Ech gdybyśmy tylko mieli więcej wody… pewnie wszystkim przydałoby się kąpiel.
- Ciężko uważać w takich warunkach. Zbroja obciera, w dodatku się nagrzewa. Ale w razie czego, chociaż mi dupska nie odstrzelą - zaśmiał się - kąpiel...taak. Możnaby nawet zabić za kąpiel, w tych okolicznościach. O ile byśmy wszystkiego nie wypili.

- Chodź w namiocie mam torbę. Spróbujemy to nieco ogarnąć. - Igłą podniosła się zbierając miseczki. - Mogłabym też zerknąć na tamten szew na nodze.
- Jaki szew na nodze? - zdziwił się Max. Sam nie wiedział gdzie i kiedy go tam postrzelili, ale wszystko w Malpais działo się tak szybko, że mógł nawet nie zauważyć ran. Chyba, że chodziło o ranę jeszcze z areny, ale wiedział, że tamta powinna się była już nieźle zrosnąć. Chyba, że rana na przedramieniu. Po dłuższym zastanowieniu jednak, i podsumowaniu, że ostatnio praktycznie nie brakowało kończyn, którym coś by dolegało postanowił jednak oddać się w ręce pani doktor - Cóż, pani doktor mówi, pacjent słucha.
- Ach.. nie pamiętasz? Zemdlałeś jak cię szyłam. - Igła zaczekała aż mężczyzna zgarnie swoje rzeczy i ruszy za nią do namiotu. - Trochę się martwiłam o to, bo niedługo po zabiegu była ta cała akcja z legatem… to bieganie po schodach… bałam się by się to wszystko nie porozłaziło. To była głęboka rana, musiałam zrobić szew dwuwarstwowy. Hm… chyba w sumie dobrze, że wtedy straciłeś przytomność.
- Działaj - uśmiechnął się Max, podwijając nogawkę spodni aż pod same udo
Igła zaśmiała się i przesunęła po udzie mężczyzny mniej więcej od jego pachwiny do kolana.
- Rana była taka. Pamiętasz? Pytałam czy mam ciąć spodnie. - Przysiadła na podłodze namiotu i wydobyła alkohol do odkażania zerkając ile im go jeszcze zostało. - ale jak nie chcesz… to nie musisz się rozbierać. Skoro cię nie boli chyba… chyba wszystko jest ok.
Max niemal się wyprężył, czując jej dotyk - wolałbym, byś nie cięła spodni. Poczekaj chwilę - zdjęcie połatanej i niemal sztywnej od piasku pustyni garderoby nie zajęło wiele czasu - och, jak ulga. Chyba obwinę sobie spodnie dokoła pasa. Przynajmniej wiatr jest przyjemny… - westchnął - jak ty sobie radzisz w tym upale?
Igła zarumieniła się.
- Niezbyt sobie radzę… - Dłoń sanitariuszki zaczęła pomału wędrować bo starym szwie. Nieco się rozszedł, ale wychodziło na to, że ciało sobie z tym poradziło. Igła sięgnęła po nóż i rozcięła supełek na nici by ją wyjąć. - Wymykam się na chwilkę wieczorem by choć na chwilę zdjąć te ciuchy… no i wytrzeć się bandażem…. Trzeba tylko zawsze uprzedzić Harrisa by mi darował podglądanie jak w przypadku Kittiego.
- A skąd wiesz, czy Harris nie podgląda? - zachichotał Max
- Mogę… mieć tylko nadzieję. - Igła zaczęła pomału wyciągać nić z uda mężczyzny. Przypominało to nieco dziwne łaskotanie. - Nie wytrzymałabym cały czas w tym stroju, ale… i tak nie rozbieram się zupełnie.
Max pokiwał głową, notując w pamięci, aby pilnować Harrisa - Now wiesz...nikt tu dawno nie miał kobiety. Takiej prawdziwej… - zauważył Max lekko uśmiechając się - lepiej nie odchodzić daleko
Igła odłożyła na bok zużytą nić i podniosła się by zabrać się za przemywanie ramienia mężczyzny. Czuła jak jej policzki palą… nawet nie była pewna czy powinna rozmawiać w ten sposób z Maxem, choć… fajnie było w końcu się przed kimś otworzyć.
- A niektórzy… dawno nie mieli mężczyzny… takie prawdziwego. - Mruknęła ni to do siebie ni do niego, ostrożnie zdejmując resztki piachu ze świeżych ran.
Tym razem to Maxowi czerwieniały uszy. Spokojnie jednak siedział i starał się zachować powagę, choć niezbyt dobrze mu to wychodziło, czując dotyk zwinnych palców Igły.

Natalie wzięła kawałek bandaża i zaczęła ostrożnie przemywać rany starając się nie zużyć zbyt dużo alkoholu.
- Przepraszam… nie powinnam tego mówić. - Czuła się dziwnie. Nagle mimo iż wykonywała te same co zwykle czynności, stały się one niepokojąco przyjemne. - Po Denver chyba już nie zasługuję na coś takiego… już nie będzie normalnie.
- Nie mów tak. Każdy na to zasługuje...to nam odebrano, i po to uciekamy, aby to odzyskać. Tam myślę - powiedział cicho Max patrząc przez chwilę w oczy Igły.
Igła pokręciła głową.
- Wytresowali mnie… nawet teraz robi mi się potwornie gorąco, choć… to tylko przemywanie ran. - Dziewczyna czuła jak łzy zbierają się jej pod powiekami, ale starała się trzymać w kupie. Nie powinna się rozklejać przy chłopakach. Potrzebowali wsparcia, a nie kolejnego Kittiego. - Jestem już niezdatna do normalnego życia… legion może sobie pogratulować.
- Nie wierzę w to. Legion Cię nie złamał. Uciekliśmy i żyjemy. Jeśli dotrzemy do jakiejś cywilizacji, będzie można żyć normalnie. Zacząć. Od nowa. Tylko to trzyma mnie jeszcze przy życiu i każe iść naprzód - powiedział cicho Max.
Natalie poczuła jak po jej policzkach zaczynają płynąć łzy. Pochwyciła dłoń mężczyzny i ułożyła ją między swoimi piersiami by mógł poczuć jej, chcące wyrwać się z piersi, serce.
- Max… oni mnie gwałcili. Przez pierwsze tygodnie nie dawali mi spać… non stop mnie ktoś brał.. dotykał… byleby tylko moje ciało zaczęło reagować „jak należy”. Miałam jęczeć, poruszać się… wszystko by zaspokoić legionistów. Pozwolili mi zasnąć dopiero gdy zaczęłam spełniać te żądania… a potem przyszli klienci… - Zacisnęła palce na męskiej dłoni. - … złamali mnie. Ja… ja pomogę wam dotrzeć… w jakieś bezpieczne miejsce… ale… - Przez chwile poruszała wargami nie mogąc wypowiedzieć słów. Chciała by ją posiadł… Tak długo już pragnęła by ktoś to zrobił. Jej ciało domagało się pieszczot, a ona ignorowała je tak jak ból, głód… pragnienie. Puściła dłoń mężczyzny. – Ja… przepraszam ciebie.. nie powinnam. Przepraszam.
- Ciii, już dobrze. Nic ci nie grozi...tamto….już się skończyło - Max objął Igłę i pozwolił jej się wypłakać i wyrzucić z siebie to, co ją gryzło. Brzydził się legionem, i widział jego ofiary. Pragnął zemsty na pierwszym napotkanym legioniście za to, co zrobili Igle i Lucy. Wiedział, że dostanie swoją szansę. W końcu popatrzył na dziewczynę, wtuloną w jego pierś - Będzie dobrze. W porządku? - zapytał lekko uśmiechając się.
Igła przez chwilę nie wiedziała co ma zrobić. Niby Max ją ostatnio często przytulał… ostrożnie objęła go i pozwoliła łzom płynąć. Tyle już trzymała to w sobie, że zdawało się, jej czasem iż to nie zmęczenia, a ten ciężar utrudnia jej oddychanie. Gdy łzy przestały płynąć podniosła głowę i uśmiechnęła się. - Tak… już jest lepiej.
- Mi też ulżyło. Dobrze jest czasem pogadać, co nie? - uśmiechnął się i żachnął się - oj, spodnie - tym razem zaczerwienił się, i rzucił się aby ubrać swoje portki. Jakoś sytuacja stała się bardzo intymna, i nie chciał uchybić Igle, prowokując ją nagością czy nachalnością.
- No i patrz...sam na sam z dziewczyną, i już bez spodni. Ale ze mnie hultaj. Wstyd - łajał się śmiejąc się, próbując rozładować sytuację.
Igła zaśmiała się.
- Myślę, że byłbyś hultajem gdybyś to wykorzystał. - Dziewczyna otarła twarz, z zacieków po niedawnym płaczu. Czuła jak łzy wymieszały się z pyłem i wolała nie wiedzieć jak beznadziejny obraz teraz sobą prezentuje. - Wracaj tutaj zabandażuję ci to ramię… spróbuję zrobić osłonę z brudnych bandaży by zbroja tak cię nie ocierała.
Max kiwnął głową, mrugnął do niej okiem i spokojnie dał jej robić swoje.


Wspomnienie tamtej rozmowy i te krótkie chwile wspólnego snu ratowały Igłę. Wiedziała, że nie jest w oddziale sama. Że co by się nie działo ma obok siebie Maxa i MJ’a… wszystkich chłopaków. Nowym jeszcze nie do końca ufała. Nie należeli do drużyny B. Nie przeżyli tego co oni. Chciała im także pomóc… ale… to jednak już zawsze będą ludzie z zewnątrz i choć starała się z tym walczyć gdy przychodziło do rozdzielania racji, wody… bolało ją, że musi odejmować od ust swoim bliskim i starała się robić wszystko by odczuwali to jak najmniej. Sama jadła nieco mniej, wiedziała jednak, że jest nieduża i… to nie ona wykonywała większość fizycznych prac.

Czuła, że słabnie. Max pomału budził w niej nadzieję, że jest w stanie wrócić do normalnego życia. Gdy już nie dawała rady, gdy zaczynała się bać, że zaraz wybuchnie z pożądania, zmęczenia, strachu… przytulał ją tak jak tamtego wieczoru. Jeszcze raz i jeszcze raz. Zaczynała się bać momentu gdy jej tego zabraknie. Gdy gdzieś na pustyni okaże się, że znów jest sama. Czy mogłaby zrobić wtedy coś poza położeniem się na piasku i czekaniem na śmierć? Jej zmęczony wzrok z trudem przesuwał się po monotonnym horyzoncie. Piasek wydawał się jej być śmiercią… zaczynała wątpić by kiedyś się kończył… by gdziekolwiek był jakiś cel… coś innego niż kolejna wydma. Jej usta były popękane. Skóra na twarzy piekła od ciągłych ataków słońca i piasku. Byleby wytrzymać do wieczora… zrobić posiłek… wytrzymać na warcie i położyć się na chwilę obok Maxa. Te kilka godzin snu to było coś co ratowało jej głowę i ciało. Te krótkie chwile, gdy zdejmowała pancerz i wtulała się w męskie ciało by po prostu odpocząć.

Gdy zobaczyła na horyzoncie budynki była niemal pewna, że to sen. Z jednej strony mogły kryć w sobie niebezpieczeństwo, z drugiej… gwarantowały cień i dawały nikłą nadzieję na to, że znajdą więcej wody i jedzenia.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 04-03-2019 o 10:11.
Aiko jest offline