03-03-2019, 22:30
|
#98 |
| Riwelen i Silvara zdecydowanie wyznawali różne zasady. Dzielące ich różnice nie ułatwiały im współpracy. W tej sytuacji, kapłan miał dwa wyjścia: mógł się złościć i liczyć na to, że kiedyś Sivlara się zmieni lub mógł pogodzić się z jej ‘innością’ i zacząć z tego korzystać. Nawet jeśli nie zawsze się z nią zgadzał, Riwelen ufał w jej zawodowe umiejętności. Dlatego postanowił czekać na jej powrót wierząc, że z całej ich czwórki ona najlepiej poradzi sobie z tym zadaniem.
W mniemaniu kapłana, cierpliwość była cechą ludzi wielkich i najwidoczniej nie była mocną stroną Daykyna. Widząc jak zaklinacz kręci się wokół drzwi, złamał swoje postanowienie milczenia.
- Na Silvanusa, po co się tam kręcisz? - spytał karcąco, na co Daykyn, kładąc palec na ustach, pokazał kapłanowi, że ma być cicho.
Riwelen podszedł do zaklinacza, bowiem nikt tak nie potrafił wyprowadzić go z równowagi tak bardzo jak on.
- Zaraz to przez ciebie wszyscy dowiedzą się o naszej obecności - odparł szeptem.
- Przecież stoję i nic nie robię - odpowiedział mu na ucho zaklinacz. - I usiłuję się dowiedzieć, ile tam jest osób - dokończył równie cicho.
- Wolałem się jedynie upewnić - stwierdził kapłan nieufnie i dodał: - Wiem do czego jesteś zdolny.
Daykyn spojrzał na niego z niedowierzaniem, wyraźnie oczekując rozwinięcia wypowiedzi.
- No i co się tak patrzysz? Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię - odparł stanowczo, mierząc go wzrokiem. Z powodu szeptu owa stanowczość nie do końca była udana. - Porozmawiamy później - odparł szeptem Daykyn, z trudem kryjąc rozbawienie. - W cztery oczy, jak się pozbędziemy tych tam... - Skinął głową w stronę drzwi.
Podirytowany kapłan odpuścił sobie dalszą rozmowę i w milczeniu czekał na powrót Silvary. |
| |