Nie żyje król
Niech zdycha w piekle.
Grzmot upuścił Orkotłuka. Poczuł się nagle strasznie osłabiony. Dzień zaczynał powoli odciskać na nim swoje piętno. Spojrzał w kierunku oderwanej gobliniej głowy, a potem z powrotem na tego, któremu przybył w sukurs. Podszedł kilka kroku w jego stronę. Złapał za kark mocnym, jak na jego możliwości, chwytem i spojrzał groźnie w oczy.
-
Wiedz, że dalej nie mam zaufania do twojej zakazanej mordy, ale nie chciałbym stać po drugiej stronie twojego młota.
Po czym nagle puścił brązowego orka i, jak gdyby nigdy nic, odwrócił się i odszedł. Barbarzyńcy to dziwna nacja, ale potrafią rozpoznać siłę nawet o przeciwników.
Przy ubitej przez niego jaszczurce klęczała ta młoda elfka, towarzyszka Walkirii. Grzebała gorączkowo w jukach. Musiała odnaleźć co chciała bo podniosła się i stanęła na drodze powoli schodzącego ze schodów olbrzyma.
-
Siadaj, muszę zająć się twoimi ranami.
W dłoniach trzymała miksturę leczniczą. Barbarzyńca zerknął na nią z pogardą i prychnął. Nie potrzebował pomocy tej dziewki. Chciał zobaczyć co takiego udało mu się upolować przy tej jaszczurce. Ta jednak nie odpuściła. Zatrzymała go rękę i mocnym pchnięciem posadziła na ziemi. Normalnie byłoby to jak próba przepchnięcia góry, ale w obecnej sytuacji siłami przypominał raczej niemowlaka. Pomimo tego akolitka przemocą musiała wpychać mu miksturę do ust i zmusić do picia. Następnie przystąpiła do tamowania krwotoku czystym materiałem, do czasu aż eliksir zacznie działać. Patrzył na nią z góry jak krzątała się przy jego ranach. Nie rozumiał czemu to robiła. Nie przywykł do takiej troski.
-
Dziękuje - powiedział krztusząc się lekko.
-
Nie ma za co. Moim obowiązkiem jest wypełniać polecenia Arsun i wspierać jej sojuszników. Nawet tak upartych jak ty, olbrzymie.
Uśmiechnęła się w jego stronę, a Grzmot poczuł się dziwnie.
Gdy mikstura zadziałała, wstał i przetrzepał resztę juków zwierzęcia. Z miejsca odrzucił siodło. Pozostał tylko z trzema flakonikami. Jeden zawierał znajomy płyn o leczących właściwościach. Przypiął go do pasa, żeby mieć pod rękę. Resztę schował do plecaka. Może w mieście zdradzą mu co to takiego, ale przypuszczał że raczej nie bimber.
-
Jak chcecie szukać tego sejfu czy tam czegoś to droga wolna. Ja będę jednak wracał do Walkirii. Nasze zadanie zostało tutaj spełnione. Akcja: Miksturę życia zachowuje przy sobie, pozostałe do plecaka. Zostaje na razie z kowalem, a jak nikt nie ruszy z powrotem do Sybill to Grzmot zejdzie sam