Stało się zgodnie z przewidywaniami Estalijczyka - fanatyczni wysłannicy woleli umrzeć, niż zdradzić tego, który ich wysłał przeciwko Santiago i jego towarzyszom. To była różnica w porównaniu do sługusów łowcy nagród, którzy usiłowali ich pojmać po opuszczeniu Eppiswaldu, krótko po powrocie z ekspedycji do akazanej części lasu. Tamci zaczęli gadać, gdy tylko śmierć zajrzała im w oczy. I trzeba powiedzieć, że pójście na współpracę opłaciło im się - zostali pojmani i oddani miejscowym władzom za napaść, a ci tutaj skończyli marnie.
Czyżby ich tajemniczy przeciwnik sięgał po coraz bardziej desperackie metody?
Rozpalona przez Wilhelma pożoga groziła poparzeniami tym, którzy nie opuszczą wzgórza w porę. Nim jednak Santiago dołączył do innych sprawdził trupa mężczyzny, który rzucił się na niego - interesowały go wszelkie dokumenty, medaliony, tatuaże, pierścienie, a także sakiewka i broń, które nie miały się już przydać nieżyjącemu.
Później pomagał w gaszeniu ognia zastanawiając się przy tym, jaką wersję wydarzeń opowiedzą Wilhelm lub Elmer. Bo pytań ze strony pracowników karawany z pewnością będzie wiele. Opowieść o zbójcach czatujących przy brodzie była wiarygodna, a przy tym niezbyt odległa od prawdy.