Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2019, 21:33   #29
MatrixTheGreat
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
Nagłe pojawienie się dziwnego stwora zaskoczyło kompletnie uciekinierów, którzy rozpaczliwie starali się uwolnić z sieci, jednocześnie zaś próbując utrzymać się na powierzchni wodnistej brei, w którą zamieniło się jezioro.
Aelin widząc śluzowate stworzenie ogarnięta paniką zaczęła się szamotać próbując uwolnić się krępującej jej ciało pajęczyny. W pewnym momencie sieć puściła, a elfka podjęła rozpaczliwą próbę dopłynięcia do brzegu i oddalenia się od potwora. Kiedy wojowniczka zaczęła czuć grunt pod nogami, jej strach powoli zaczął opadać. Jednak nie minął do końca ponieważ do brzegu wciąż brakowało paru stóp.
“Dasz radę, już niedaleko” Motywowała samą siebie w myślach.
Daerdan zręcznym ruchem rozciął krępujące go sieci. Rozejrzał się wokoło. Obok niego wszyscy robili to samo. Prawie wszyscy. Sylwetka Jimjara, rozpaczliwie miotającego się w brejowatej wodzie, znikała pod powierzchnią. Daerdan bez namysłu rzucił się w tamtą stronę. Już wyciągał rękę, by pochwycić tonącego gnoma za czuprynę, gdy jego plecy przeszył ból, kiedy macka stwora gruchnęła go mìędzy łopatki. Powietrze jaskini wypełnił swąd trawionej kwasem skóry pancerza. Ale Daerdan nie odpuścił. Dopadł do zanurzajacego się Jimjara i złapał go, gdy ten znikał już pod powierzchnią, po czym odbił się nogami od kleistej wody i zaczął powoli ciągnąć gnoma w stronę odległego o kilka metrów brzegu.
Leshana przecięła kuchennym nożem otaczającą ją pajęczynę i ruszyła za drugą elfką w stronę brzegu. Poczuła na jak jakaś siła popchnęła ją w wodę. Obrzydliwy odór wypełnił jej nozdrza i na chwilę pozbawił oddechu. Dobrze, że udało się jej zacisnąć usta. Ślad po uderzeniu piekł niemiłosiernie, wiedziała jednak, że musi się poruszać i to szybko. Pochwyciła za ramię krasnoludzicę i spróbowała ją pociągnąć za sobą.*
Zak spojrzał na stwora pełnym nienawiści spojrzeniem.
- Pomóż mi, ty latający karakanie! - Krzyknął do Balzacca, który kilkoma ruchami swoich ostrych jak żyletki pazurów wyswobodził swojego mistrza z sieci. Marząc tylko o usmażeniu galarety piekielnym ogniem, yuan-ti zaczął zwinnie płynąć do brzegu. Gdy oddalił się na bezpieczną odległość, odwrócił się do potwora i wycelował w niego dłonią. - Do kroćset, płoń, przeklęta kreaturo! PŁOŃ! - Krzyknął, a z jego palców wystrzeliły języki piekielnego ognia. Przepełniony chęcią skrzywdzenia kogoś lub czegoś od pierwszej chwili wzięcia w niewolę, czarnoksiężnik nie mógł powstrzymać swej żądzy krwi. Czy słusznie?
Cefrey dłuższą chwilę szamotała się w sieci, zanim udało jej się dobyć miecza i rozciąć pajęczynę. Gdy dostrzegła, że elfy zajęły się tymi, którzy potrzebowali pomocy, a reszta zbiegów daje sobie radę sama, ruszyła poprzez znajomą już sobie breję w stronę Zaka, by wesprzeć go swoją magią.
Derendil i Ront sprawnie młócili wielgachnymi łapskami i wkrótce ich stopy zaczęły ślizgać się w błotnistej mazi, świadczącej o bliskości brzegu. Shuushar nie miał najmniejszych problemów w tym wodnym żywiole. Jego płetwa mignęła jedynie, kiedy pomknął jak strzała w stronę brzegu, i choć później jego zwaliste ciało miało pewne problemy z wyjściem na brzeg, to sapiąc i kołysząc się na boki niczym zmęczony starzec poczłapał, za najbliższy stalagmit, chowając swoją zwalistą posturę za czarną jak smoła skałę.
Woda zakotłowała się, niczym w kotle, kiedy smoliście czarna istota pomknęła za szczepionymi razem Leshanę i Eldeth. Krasnoludka krzyknęła z bólu, próbując strząsnąć z siebie oślizgłe macki, parzące ją kwasem.Śmierdząca woda kipiała i pryskała na boki, kiedy wojowniczka kopała i uderzała gołymi rękoma wijące się, ruchliwe macki.
“Mięso….mięso….” wyło stworzenie w waszych głowach.
Sarith jakby na to czekał. Z gracją chlupnął prosto do wody i szybkimi, wprawnymi ruchami podążył do brzegu, zrównując się niemal z Aelin i Cefrey. Sprytnie wykorzystał moment, kiedy mackowaty stwór zajął się nieco bardziej tłustym kąskiem w postaci Eldeth
Aelin jakby z pewnego rodzaju podziwem spojrzała na drowa widząc jak sprawnie radzi sobie w wodzie, jednak bardzo szybko jej wzrok z przerażeniem przeniósł się na szamoczące się w wodzie Eldeth i Leshanę. Ze ściśniętym gardłem dopadła do brzegu zła na siebie, że nie jest w stanie pomóc towarzyszkom, jednocześnie też żywiąc nadzieję, Zak i Cefrey za pomocą swej magii umożliwią im ucieczkę z macek potwora.
Tuż za barbarzyńską wojowniczką na brzeg wydostał się Daerdan. Zostawiwszy charczącego, plującego wodą i ciężko dyszącego Jimjara wprawnym ruchem zdjął z pleców ręczną kuszę. Skrzywił się z bólu, gdy rzemień boleśnie wbił się w oparzone kwasem miejsce, ale to była jego jedyna reakcja. Ze stoickim spokojem załadował bełt, napiął cięciwę i nacisnął spust. Ostry jak pazur śmierci pocisk z furkotem pomknął w stronę rozlanej w wodach jeziora oleistej sylwetki stwora.
Tymczasem czarnoksiężnik wylazł na suchy ląd i spojrzał po swojej uwalonej brudem i smrodem osobie. Po jego ramionach przeszły trzaskające, karmazynowe wyładowania, a skóra zaczęła parować.
- Spokojnie, szefie. Złość piękności szkodzi. - Zachichotał Balzacc. Yuan-ti rzucił mu mordercze spojrzenie, a jego ręka wystrzeliła do przodu i posłała w stronę diabła błyskawicę czystej, magicznej energii. - Whoa! - Imp zwinnie uniknął ataku, który trzasnął w galaretowatego potwora. - Ty kurwiu! - Warknął stwór, podlatując do czarnoksiężnika i upierdzielając go uzbrojonym w żądło ogonem prosto w kark. Młodzieniec pisnął z bólu i zgiął się w pół, rozmasowując boleśne ukąszenie.
Leshana szybko dobyła miecza i spróbowała odciąć nim kwasową mackę by uwolnić krasnoludzicę. Zobaczyła jak ostrze pokryło się charakterystycznym rudawym nalotem i zaczęło parować. Szybko wydobyła je ciągnąć za sobą towarzyszkę i starając się jak najszybciej oddalić od bestii.*
Cefrey udało się wreszcie wygramolić z cuchnącej brei, nazywanej pieszczotliwie jeziorem. Podbiegła do Zaka, potykając się po drodze w głębokiej do kostek, mętnej wodzie. Chowając broń, już koncentrowała swoje myśli na formule prostej, acz niebezpiecznej sztuczki magicznej. Jej ubranie zaczęło sztywnieć, gdy jej włosy, rzęsy i brwi pokryły się szronem, jakby spędziła noc pod gołym niebem podczas pierwszych mrozów zimy.
- Civip Nil’gnos! - krzyknęła paladynka, a z jej wysuniętej do przodu dłoni, ułożonej w sposób przypominający szpony, wystrzelił promień mrozu, który trafił w potwora, spowalniając jego ruchy i zamrażając wodę dookoła - Teraz, uciekajcie stamtąd! - krzyczała do Leshany i Eldeth, skupiając się na utrzymaniu promienia lodu na potworze.
Shuushar i Ront szybko dołączyli do Kuo-Toa, wyłażąc z błotnistego brzegu i ukrywając się za stalagmitami, szerokimi i ostrymi niczym zęby jakiegoś potwora. Eldeth, wciąż w uścisku Leshany rozpaczliwie próbowała się bronić, dobywając swojego pieczołowicie kutego w więzieniu drowów płaskownika. Kilka uderzeń później, płaskownik zaczął skwierczeć i parować, przeżerany kwasem, który najpewniej wydobywał się z ciała potwora, który wydwał się być nie do zabicia. Oszroniony, podpalany, atakowany diabelską magią wciąż wymachiwał mackami. Wyciągnął się gwałtownie, przypominając lśniący ząb, lub kolec, a z jego czubka na moment wydobyło się zielonkawe światło. Leshanie wydawało się, że z jego smolistej powierzchni na moment wystaje jakaś twarz, być może jakiejś poprzedniej ofiary, a potem poczuła ból, kiedy jej umysł zaatakowały ohydne wizje szlamu, wdzierającego się do ust, nosa, uszu, gniotącego i piekącego “- Pan bez twarzy chce twojego mięsa. Mięsa!” - grzmiało w umyśle.
Sarith nie czekał na spotkanie ze śluzowatym monstrum i po chwili, kilkoma zwinnymi susami uwolnił się z błota i pobiegł w stronę Kuo-toa i Aelin, zerkających zza skały*
- Leshana! - krzyknęła rudowłosa elfka widząc w jak poważnych tarapatach znajduje się druga elfka. Czując, że musi zrobić cokolwiek, bez namysłu chwyciła za leżący obok niej kamień i cisnęła nim w stronę stwora.
- Nie możesz polewitować po nie i je tu sprowadzić?! - rzuciła nerwowo w stronę Saritha, chowając się z powrotem za skałą.
Blada elfka odskoczyła w bok, ciągnąc za sobą krasnoludzicę i unikając kolejnego ataku. Jej głowa nadal pulsowała od tamtego okrzyku. “Mięso… mięso…” Czuła, że zaraz zwariuje. Brodząc w wodzie z trudem dotarła do brzegu podając krasnoludzicę Aelin.
- Wiejmy od tego gówna. - Wydusiła z siebie z trudem, gramoląc się na brzeg.
- Tak… - przytaknęła Aelin. - Ehh… przydałaby jej się dieta. - dodała przytrzymując krasnoludzicę.
- Wszystko w porządku? - zapytał Daerdan, przystając na chwilę tuż obok ciągnących na zmianę krasnoludkę elfek. - Wiejcie wszyscy z tego brzegu, ale już! Osłaniam was! - mówiąc to zaczął wycofywać się w stronę najbliższej osłony. Gdy już tam się znalazł, wysunął kuszę, zarepetowaną i przeładowaną w międzyczasie, ponownie wycelował w rozlewające się monstrum i znów posłał w nie ostry jak brzytwa pocisk.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem! - Krzyknęli do siebie czarnoksiężnik z impem jednym głosem, grożąc sobie nawzajem pięściami. Zak z pianą na pysku oderwał dłoń od puchnącego użądlenia i zogniskował kolejną magiczną błyskawicę, tym razem celując w śluz.
- Giń wreszcie!
Leshana skinęła jedynie głową Daerdanowi i sama ruszyła w kierunku schronienia. Otwieranie ust po brodzeniu w tym bagnie było ostatnią rzeczą na jaką miała ochotę.
Paladynka chwyciła ręką, w której trzymała tarczę przedramię drugiej, starając się lepiej wycelować ciągle bijący z jej “szponów” promień lodu. Wydała z siebie okrzyk bojowy, którego nie powstydziłby się zaprawiony w boju krasnoludzki weteran i choć jej magia nie wyrządzała potworowi takiej krzywdy, co pociski Zaka, lód skutecznie utrudniał śluzowi poruszanie, pozwalając innym lepiej celować.
Krasnoludka, wyholowana na brzeg wstała i pobiegła w mrok, chowając się za skałami. Potwór bezsilnie miotał się w na wpół zamrożonej tafli jeziora, okładany magią Zaka i Cefrey, którzy bezlitośnie miotali w potwora mistycznymi pociskami. Mróz zamrażał macki i wodę dookoła potwora, spowalniając tajemnicze stworzenie a piekielne pociski Zaka wypalały energią wielkie dziury w gumiastym i oślizgłym ciele potwora, który wyglądał już naprawdę nieciekawie. Płaty flegmy wisiały mu niczym sople, porwane macki przypominały połamane gałęzie, a w wielkim, niekształtnym ciele potwora ziały ogromne dziury. W końcu, skrzecząc wciąż w waszych umysłach istota opadła na samo dno bagnistego jeziora, rozpłaszczając się niczym ogromna płaszczka, aż woda chlapnęła dokoła w wielkim rozbryzgu.
Leshana wytarła twarz, wepchniętymi do prowizorycznej sakwy zużytymi bandażami i w końcu poczuła, że jest w stanie oddychać nie czując jak jej ostatni posiłek stara się cofnąć do gardła.
- Zak, Cefrey! Zostawcie to gówno. - Podniosła się z ziemi. - Zabieramy się stąd!
- A niech to dunder świśnie! - Czarnoksiężnik ze złością kopnął w ziemię, posyłając w wodę deszcz kamyków. Nie mógł nawet dokończyć dzieła. - A wy! Banda tchórzliwych, bezużytecznych leszczy! - Zak omiótł oskarżycielsko ruchem dłoni chowających się za skałami uciekinierów.
Aelin słysząc słowa Zaka wyłoniła się zza skały i stanęła przed czarnoksiężnikiem.
- Nie każdy potrafi władać magią nadęty łbie! Widziałeś co to robi z bronią?! - elfka wskazała na miecz Leshany. - Gdybyśmy go zaczęli okładać mieczami cała nasza wyprawa do zbrojowni poszłaby na marne bo zniszczylibyśmy cały sprzęt! Zresztą jeszcze nie opuściliśmy Podmroku i na pewno reszta też będzie miała okazję się wykazać. A póki co cieszmy się, że wszyscy żyjemy… - syknęła chłopakowi prosto w twarz.
- Nie dziękujcie. - Odparł szyderczo czarnoksiężnik. - Miejmy nadzieję, że następne przeciwności, którym przyjdzie nam stawić czoła, będą bardziej dostosowane do waszych… - Zak omiótł wzrokiem elfkę i trzymany przez nią oręż. -... możliwości. Hrmph!
- Ty bezczelny, chamski prostaku! - elfka podniosła rękę jakby chciała spoliczkować czarnoksiężnika, jednak w ostatniej chwili się powstrzymała i opuściła ją. - Arghhh… - warknęła tylko i obróciła się na pięcie.
- Leshana ma rację, zbierajmy się stąd.
Blada elfka tylko westchnęła ciężko.
- Zak jak chcesz to możesz się ładować do tego gówna, pożyczę ci mój miecz, co byś dobrej broni nie psuł. - Pokazała zardzewiałe ostrze z szyderczą miną. - Chętnie też postoję i popatrzę.
- Nie zesraj się. Stanie i patrzenie to akurat potraficie. - Burknął Zak.
- Sam się nie zesraj, szczupły. - Skrzeknął gdzieś z góry Balzacc.
- Niesamowite, po prostu niesamowite. - Zak załamał ręce. - Jestem atakowany z większą werwą, niż potwór, który chciał was wszystkich pożreć.
- Niektórzy wzięli by to za okazję do autorefleksji. - Zarechotał imp, siadając na jednym z kamieni.
- A co powiesz na autopsję, przerośnięty homunkulusie?
- Może jakbyś nie był takim chamem to nikt by cię nie atakował, ale dzięki że atakowałeś tego stwora, jednak skoro wszyscy jesteśmy póki co bezpieczni nie ma sensu się narażać przy próbie dobicia go. No chyba, że lubisz pływać. - wtrąciła Aelin. - Idziemy już?!
Leshana przytaknęła. Dla niej liczyło się tylko, że nie siedziała już w tym przeklętym więzieniu. Z jedzeniem czy bez, z zardzewiała bronią czy bez niej… wszystko było lepsze.
- Nie czas jeszcze na skakanie sobie do gardeł - skomentowała krótko Cefrey, która właśnie nakładała z powrotem tunikę, po strzepaniu z niej tej części nieczystości, której dało się pozbyć. Następnie wyciągnęła miecz i z krzywą miną zaczęła zeskrobywać breję z rozpadających się butów - Nie wiemy jak wygląda sytuacja na górze, czarne sukinsyny mogą tu być lada chwila, a ja wolałabym być wtedy daleko stąd. - schowała broń i odwróciła się w stronę wyjścia z jaskini, lecz zatrzymała się po pierwszym kroku - Dobra robota Zak.
- Tak... dobra robota - potwierdził Daerdan, wstając z przyklęku, w którym trwał aż do tej pory, wciąż omiatając wzrokiem falującą taflę bajora znad trzymanej w rękach ręcznej kuszy. - A teraz, jeśli już skończyliśmy żreć się między sobą jak stado wilczych szczeniąt, poszukajmy stąd jakiegoś wyjścia. Najlepiej takiego, o którym nie wiedzą lokatorzy posterunku. Sądzę, że jak tylko zorientują się, że nas nie ma, zaczną nas szukać.
-Równie dobrze mogą pomyśleć, że pożarły nas te latające stwory. - zauważyła Aelin. - ale nie ma co kusić losu. - przytaknęła łowcy. Przywołana do porządku przez słowa rozsądku Cefrey i Daerdana uznała, że nie ma co marnować sił na waśnie między sobą. Spojrzała w kierunku krasnoludzicy. - Mała ru… To znaczy Eldeth, wszystko w porządku? - spytała z ledwo wyczuwalną troską w głosie, chcąc upewnić się, że mimo obrażeń krasnoludzica da radę iść, bogowie wiedzą jak długą drogę.
Leshana także spoglądała niepewnie na wyłowioną przez siebie, niedoszłą przekąskę tego wielkiego gluta. Przez tą całą akcję ratunkową, była cała w tej brei, z nadszarpniętymi nerwami i do tej pory czułą dreszcze po rażeniu tych upierdliwych macek… Ale mieli trzymać się razem.
 
MatrixTheGreat jest offline