Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2019, 21:41   #422
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Bełty wystrzelone przez Berta niestety okazały się dla niego nieosiągalne. Albo zabrała je rzeka, albo były na jej drugim brzegu. Za to dostał trochę kasy od Olega. A granaty i Prosiak - w nienagannym stanie. Kuc wyzdrowiał już i wyglądał na zadowolonego.
Leonora skróciła męki rannego wierzchowca, obwiązała sobie głowę chustką i czekała na bardziej profesjonalną pomoc medyczną. Nie doczekała się. Pod jej niefachowym opatrunkiem krew w końcu zakrzepła, ale rana nadal bolała. Kogokolwiek chciała przekonać i do czego, bez podjęcia jakichkolwiek kroków w tym kierunku nie mogło się to udać. Bez przekonywania natomiast dostała nowy, śliczny rapier. Gdyby tylko znalazła kogoś kto odłupie kamienie szlachetne, miałaby mniej ładną, ale za to lepiej wyważoną broń.
Oleg porozdzielał znaleziony przy Parszywcu ekwipunek, a przynajmniej jego część. Detlef miał obecnie więcej pistoletów niż reszta drużyny razem wzięta, z czego dwa działały. I nosił ze sobą już tyle rzeczy, że skończył mu się nie tylko udźwig, ale wręcz miejsca, gdzie mógł tę swoją broń poprzyczepiać. Gdyby nie jego nieludzka (bo krasnoludzia) krzepa zostałby z tyłu jeszcze bardziej, ale i tak towarzysze musieli już dla niego zwolnić tempo.
Plan Loftusa nie zyskał poparcia. W sumie to nawet uwagi nie zyskał.
Gustaw znów miał jeden z tych swoich momentów mniejszej aktywności. Ale przymierzył napierśnik Parszywca dostany od Olega. Pasował. I był świetnej jakości. Lekki i wytrzymały.
Galeb zebrał kasę, manierki i wódkę, a zaraz potem także drużynę, jako że nikt inny się do tego nie kwapił i zaordynował wymarsz.

Ostatni pozostawili niemal cały sprzęt wspinaczkowy na dnie rzeki. Niestety metalowe raki i czekany miały to do siebie, że tonęły. Poszukiwania Olega na brzegu niewiele dały - ot, kilka worków z obrokiem, który z powodu zamoczenia mógł służyć tylko jako źródło problemów.

Co ciekawsze, pozostawili także niemal w całości zdobyte łupy - trzy miecze, trzy komplety skórzanych zbroi, kolczych koszul i kapturów, dobrej jakości ubrania (choć podziurawione i zakrwawione), cztery porcje obroku, prowiant na sześć dni, dwudziestometrową linę... to wszystko mogłoby im się przydać, ale z jakiegoś powodu zignorowali te przedmioty, mimo że leżały tuż przed ich oczami.

Loftus przeklinając ryzykowany plan Galeba został pilnować brodu i zmył się gdy tylko dostrzegł zagrożenie. Najpierw zauważył jeźdźców oddalających się w obu kierunkach wzdłuż rzeki i, jak się dowiedział dzięki lunecie, próbujących przepłynąć "za końskimi ogonami" daleko od Ostatnich. Jednemu migał czasem an drugim brzegu Oleg więc nic mu z tego nie wyszło, ale drugi bez problemu się przeprawił. Czarodziej nie czekał dłużej. Tym razem czary mu wyszły ekspresowo i bez żadnych problemów. Zniknął w lesie niczym sen złoty. Absolutny brak umiejętności tropienia utrudnił mu znalezienie drużyny, na szczęście znalazł go Oleg i doprowadził do reszty. Choć potrafiący jeździć dużo lepiej niż zwiadowca i mag razem wzięci, Graniczni nie ścigali ich zbyt zapamiętale, obawiając się widać pułapki. I dobrze, bo gdyby zostali złapani, nie mieliby szans.
Galeb, Bert, Detlef i Walter idący w tylnej straży nie poczęstowali strzałami dwójki kolegów, ale nie ucieszyli się, że graniczni zapewne są już po tej samej stronie rzeki.

***

Droga na przełaj przez las okazała się nie taka znów trudna. A raczej nie okazała by się taka znów trudna, gdyby tylko nie poubierali się w pancerze, nie leźli w krzaki bez żadnej ochrony przed owadami i nie mieli ze sobą zwierząt nieprzyzwyczajonych do chodzenia po ściółce, gałęziach, nie mówiąc już o zwalonych pniach nad leśnymi strumykami, przez co nieraz musieli nadłożyć drogi. Wilgotne ubrania i mokre, obcierające skórę buty także nie ułatwiały marszu.

Nocleg wypadł w lesie. Pogryzieni (przez owady) i podrapani (przez siebie) oraz zmęczeni skryli się w wykrocie pozwalającym ukryć nawet niewielkie ognisko. Na szczęście Oleg wiedział jak zrobić je tak, by dawało mało światła i jeszcze mniej dymu, a pozwalało przygotować jego "napitek". Miał też dostęp do ziół, które wrzucone w ognisko dawały nieprzyjemny, ale za to odstraszający owady zapach. No i mieli jedzenie, podobnie jak zwierzęta. Przynajmniej tyle.

Ukrywanie śladów tak licznego i obciążonego zwierzętami oddziału nie było możliwe, wiedzieli więc, że graniczni muszą być za nimi i czekać na dogodny moment. Warty były więc czujne, tak jak sen śpiących. Mimo ich obaw, atak nie nastąpił. O świcie ruszyli dalej. Na przełaj przez las, na południowy wschód.
Gdy przed południem dotarli do brzegu lasu i zobaczyli Drogę Pielgrzymów biegnącą z Trulben do Salmfahre i dalej na zachód Gustaw zorientował się, że dobre czasy się skończyły. Na otwartym terenie wróg będący tak blisko z łatwością ich odnajdzie i dogoni.


 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 04-03-2019 o 22:15.
hen_cerbin jest offline