Kieł lekko poddenerwowany wyczekiwał powrotu Silvary. Sam chętnie dołączyłby do niej, ale postanowił przypilnować pozostałych towarzyszy. Nie chciał powtórki sytuacji z początku ich wyprawy szabrowniczej. Nie był pewny, czy to jego obecność, czy zaklinacz i kapłan po prostu uznali swój błąd, ale tym razem rozmawiali o wiele ciszej. Na tyle cicho, że kot uznał, że nie musi interweniować. Niby był dowódcą, może tymczasowym, ale jednak dowódcą i wolał być zapamiętany jako dobry i łaskawy niż jako tyran. Nie wątpił, że zanim ta eskapada dobiegnie końca, będzie jeszcze musiał pokazać się z tej gorszej strony.
~Cóż... Porządny opierdol jeszcze nikogo nie zabił.~ zaśmiał się w duchu i chociaż nastawiał się na to, że bardziej stanowcza interwencja będzie prędzej czy później niezbędna, w głębi serca liczył na rozsądek towarzyszy.
Bardziej w tym momencie niepokoiło go dziwne napięcie panujące pomiędzy Riwelenem i Daykynem. Póki co, nie był w stanie dociec, co jest jego źródłem. Zaklinacz albo lubił być w centrum każdej kabały, albo sam je powodował.
~Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. No nic... Poczekamy i zobaczymy co jest na rzeczy.~ Kieł postanowił od teraz uważniej obserwować ich obu. Resztę oczekiwania na Lady spędził w ciszy, kontemplując i obserwując.