Pięć dni później statek zbliżył się do strażnicy. Na razie przyczaili się w zatoczce, godzinę drogi do celu. Wróbel znał ten teren, parę razy zdarzyło mu się tu bywać “służbowo”. Praktyka kontaktów ze strażnikami z latarni polegała na stanięciu na kotwicy niedaleko latarni i wysłaniu szalupy na brzeg i spacerze do dowódcy. Dowódca preferował wieczorną porę, kiedy to pociągał nie ocloną brany przed kominkiem w gabinecie. A że był gościnny, częstował także gości. Goście rzecz jasna dłużni nie pozostawali i różnorakie podarki zmieniały właścicieli. Wszak w gości przychodzili sami kulturalni ludzie interesu.
Był też drugi powód wieczornych wizyt. Pobliska osada miała swój własny garnizon, lecz dzielenie podarków na tak dużą ilość osób było zajęciem zbyt czasochłonnym. A i po podziale, ilość zawiedzionych wielkością części byłaby większa. |