Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2019, 16:28   #428
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Wieczorem w obozie.

Leonor przyglądała się z wyraźnym niepokojem Galebowi robiącemu coś z jej nowym, zdobycznym, wspaniałym rapierem. Owszem zależało jej, żeby go naprawił, ale równie mocno bała się, że go zepsuje jeszcze bardziej. Z trzeciej, albo czwartej strony bała się, że jak mu będzie przeszkadzać, to albo go zdenerwuje, albo rozkojarzy i już sama nie wiedziała co jest gorsze. W końcu jednak nie wytrzymała.
- Noooo - zaczęła jakby przyjaźnie - znasz się na tym, prawda? Estalijczycy znają się na obróbce metali, ale krasnoludy też - zająknęła się patrząc na rapier - może nawet bardziej. Prawda?
Pogrążony w pracy Galeb miał ochotę powiedzieć coś bardzo nieuprzejmego. Miał też pokusę zrobić na mieczu jakąś wyraźną skazę, ale nie pozwalała mu na to etyka zawodowa. Ostrożnie zajął się pierwszym kamieniem. Musiał to robić delikatnie, bo nigdy specjalnie nie interesował się techniką osadzania błyskotek w broni i pancerzach i nie miał w tym wprawy. Zwykle robiono to poprzez umieszczanie klejnotów w gniazdach… tutaj też takie były - musiał je delikatnie poluzować, na tyle aby kamienie opuściły swoje miejsca.
- Zajmowały się obróbką metali kiedy Estalijczycy dźgali się jeszcze krzemiennymi dzidami i tłukli po głowach kościanymi maczugami. - odparł nie przerywając pracy - Muszę się skupić, nie rozpraszaj mnie.
W międzyczasie przyglądał się konstrukcji rapiera i jego wykonaniu. Rzeczywiście, był doskonały do tego do czego został stworzony, a zdobienia, oprócz cholernych świecidełek, nie ujmowały jego skuteczności. Ciekawą kwestią musiał być stop z jakiego broń wykuto, ale nie miał możliwości sprawdzenia jakie są domieszki i proporcje. Trudno. Z resztą… sam znał kilka ciekawych “receptur” na specjalne stopy stali.
Akolitka stanęła w pewnej odległości i pochylił się opierając ręce na kolanach. Wyglądała jakby na czas pracy Galeba wstrzymała oddech. Co jakiś czas ruszała ustami, ale z jej ust nie padło żadne słowo póki krasnolud nie skończył. Informacja, że przed Estalijczykami istniała jakaś cywilizacja nie dotarła do jej głowy. A może jednak…
- Estalijskie dzidy są najlepsze na świecie. Podobnie jak rapiery - powiedziała chwilę po tym jak Galeb skończył pracę.
- Mi Diosa jesteś cudotwórcą, krasnoludy to wspaniały lud - zakończyła z uznaniem - mogę go wypróbować?
- Tak. Nic więcej przy nim nie ma do zrobienia.
- rzekł Galeb oddając kobiecie broń i mieszek z klejnotami z których potrącił sobie zapłatę za usługę.
Nachylił się jednak do przodu i przywołał Estalijkę, aby też się nachyliła.
- Chciałaś mi oddać połowę, a nie zdawałaś sobie sprawy ile są warte. - szepnął - Jubilerowi mogłabyś spokojnie je sprzedać za dwieście złociszy. Wziąłem więc ćwierć… i liczę, że mnie w broni szermierczej poinstruujesz.
Akolitka wyraźnie nie chciała urazić krasnoluda, ale widać było że nie bardzo rozumie o czym mówi pokazując jej błyszczące kamienie.
- Tak. Tak - kiwała głową - dwieście złociszy. Dziękuję! Dziękuję! - ale patrzyła głównie na rapier. Gdy jednak krasnolud skończył mówić zawahała się.
- Zrobisz co? - zmrużyła oczy - znaczy zrobię co? Poinstruuję? Czyli co? - jej staroświatowy nie był idealny.
Ledwie się Galeb powstrzymał przed przewróceniem oczami i wypomnieniem Leo że już jej o tym mówił.
- Kiedyś poduczyli mnie kuzyni ze wzgórz posługiwania się szablą, lecz nie miałem jak potem się doskonalić w jej użyciu. Jesteś biegła w szermierce. Czy byś mnie poduczyła użycia tego typu broni? - rzekł.
Leo popatrzyła na rapier, potem na Galeba, znów na rapier, na ręce krasnoluda, które przed chwilą naprawiły jej wspaniałą broń. Nie mogła odmówić, ale…
- Ale krasnoludy walczą toporami i młotami, ludzie kijami z metalu, a Estalijczycy prawdziwą bronią - wolała jednak żeby Galeb nie miał żadnych wątpliwości - nauczę Cię, spróbuję - pokiwała głową - to jednak wymaga przygotowań. Muszę nad tym pomyśleć.
Skinieniem głowy odpowiedział Runiarz na słowa Estalijki. Przez głowę mu przemknęło, że nie tyle może mu nie wyjść uczenie się szermierki, co zwyczajnie złamie go głupie pierdolenie Leo, przy którym ugryzienia komarów, których się nabawili przeprawiając przez las były naprawdę drobnostką.
Estalijka zmrużyła oczy i rozszerzyła gwałtownie nozdrza. Wyglądała przez chwilę jak byk na jednym z estalijskich świąt. Skupiony i niebezpieczny.
- Szermierka jest jak taniec - wypuściła powietrze - każdy może nauczyć się tańczyć, ale każdy tańczy inaczej - nad polaną zaczął widocznie unosić się gigantycznych rozmiarów balon napełniony estalijską dumą - I nie każdy taniec jest dla każdego.
Potem wypytała Runiarza o orientacyjną wagę, wzrost, rozstaw i długość ramion. Kazała mu dźwigać worki z obrokiem, sama robiła to samo, żeby porównać ile mają siły. Stali też trzymając rapier w wyciągniętych ramionach przed siebie, skakali, przeskakiwali z nogi na nogę i wykonali kilka innych ćwiczeń gimnastycznych, aż wreszcie pokiwała głową i pochłonęło ją myślenie.
Bez jakiś krępacji Galeb odpowiedział, że wzrost jego to sześćdziesiąt pięć cali (czyli jakieś sto sześćdziesiąt pięć centymetrów), a waga to sto osiemdziesiąt siedem funtów (jakieś osiemdziesiąt pięć kilo). Gdy rozpostarł ramiona dało się wyraźnie zauważyć, że względem proporcji trochę się krasnoludzie różnili od ludzi - ot, trochę krótsze nogi, a ręce trochę dłuższe. Jak Leo chciała podniósł worki z obrokiem i trzymał dopóki się nie zmęczył to było całkiem długo. Rapier zaś w dłoni krasnoluda był niczym igła i trzymając go przed bardziej się nudził niż męczył. Najgorzej poszło mu z ćwiczeniami, bo w podskokach i kicaniach źle się całkiem czuł. Ale zniósł i to, a widząc, że kobieta się zastanawia przysiadł sobie i rozruszał nadgarstek. W głowie zakołatały mu wspomnienia o tym jak swoją szabelką od kuzynów spod Wieprznej Góry usiekł kiedyś niemało skavenów, którzy problemy wielkie mieli przed błyskawicznymi cięciami uskakiwać.
Mistrzyni szermierki staneła nad nim z kamienną miną i zawyrokowała.
- Jesteś nieporównanie silniejszy niż ja. I mniej zwinny. Jeśli istnieją krasnoluddzy szermierze pewnie wiedzą jak to wykorzystać, ale ja nie - podrapała się po dłoni - ale, dlaczego nie miałabym się tego dowiedzieć. Tylko zrobię to.
Usiadła, wyciągnęła kawałek liny i związała sobie stopy, tak że nie mogła swobodnie wykonać kroku.
- Ominiemy wszystko to, co wymaga nadmiernej zwinności, a będziemy ćwiczyć dłużej to co sprawi ci łatwość, ze względu na twoją siłę. Ja też się czegoś nauczę. Będziesz uderzał rapierem jak porywisty pustynny wiatr, zasypując swoich wrogów tuzinami ciosów - wykonała ręką łuk w powietrzu - Nigdy nie zatańczysz jak Estalijczyk, ale może zatańczysz jak krasnolud - wyszczerzyła zęby.
- Krasnoludy tańczą? - zapytała z zaciekawieniem.
- Tańczą. - odparł krótko Galeb podnosząc się - Pokażę ci co pamiętam i potrafię.
Chwycił w dłoń rapier i chociaż rękojeść było trochę za krótka na jego dużą dłoń, spróbował ułożyć palce tak jak mu pokazywano kiedyś. Stanął w pozycji, lekko uginając nogi. Musiał się chwilę skupić, aby przy tym lekkim przysiądnięciu pozostać gdzieś po środku. Stopy ułożył tak by tworzyły kąt prosty po czym tą skierowaną w bok przesunął o pół stopy w bok, a tą przednią o krok do przodu. Lewą rękę założył za plecy, prawą zaś opuścił i lekko w prawą stronę odgiął. Łokcia do boku nie przyłożył ale w odległości pewnej trzymał. Ostrze skierował na zewnątrz tak by prawą flankę w tej pozycji. Spróbował parę młynków zrobić, ale kosz połączony z lejcem to utrudniał, wyprowadził więc kilka ciosów z nadgarstka, rękę prostując by zasięg większy chwycić. Krok przy tym postępował w przód, ale widać było, że trochę się spieszy z ich stawianiem (co błędem we wszelkich szermierczych szkołach było). Ręka mu też przy wypadzie prostowała się całkiem, blokując i płynne przejście do następnych ciosów utrudniając. Galeb też wydawał się ciągle spięty, gotów do skoku wściekłego, co tylko siły (choć tych miał co nie miara) mu powoli wytracało. Obrona za to szła mu dobrze i kroki do tyłu wykonywał z zasłoną jak trzeba, chociaż zastawa na nogi opornie mu wychodziła - rekompensował to po prostu niżej na nogach przysiadając i rapier niżej opuszczając. Dobre wspomnienia przywiały te ruchy Runiarzowi, więc pewniej kroki zaczął stawiać i nie tylko po prostej linii chodzić, ale i na boki schodzić i śmielsze ciosy zadawać. Widać było jednak, że jak typowy krasnolud miejsca jednego broni i niechętny ani pola ustępować, ani do przodu się wyrywać. W końcu ta walka z powietrzem go trochę zmęczyła, więc opuścił broń, odetchnął i kiwnął głową.
- No. Tyle. - rzekł - Co możesz mi powiedzieć na tą chwilę? Próbować się żelazem nie ma co teraz - noc, a brzdęk stali nieść się będzie daleko.
Leonor przyglądała się mu chodząc pokracznie ze związanymi nogami i układając głowę pod różnymi kątami, kładąc ją czasem nieomal na trawie.
- Taaak. Musimy wykorzystać twoją siłę, głównie do ochrony i popracować nad precyzją i szybkością. Każdy musi nad tym pracować. Możemy też spróbować z tarczą. Zrobię nam odpowiednie kije z dębiny na jutro - poklepała się po udzie zadowolona - dobrze jest mieć kogoś dobrego do ćwiczeń.
Pokłoniła się mu jak na szermierza przystało i jeszcze raz podziękowała za oczyszczenie rapieru.
Galeb odwzajemnił Estalijce pokłon prostując się i wykonując salut rapierem. Po tym oddał jej broń podając rękojeścią ku niej.
- Dziękuję i polecam się na przyszłość. - mruknął.
Akolitka złapała broń delikatnie, podniosła ją w górę i ucałowała głowicę. Na koniec spłonęła czerwienią, kłaniając się nisko jeszcze raz.

***

Na skraju lasu

- Jest proste wyjście. - rzekł krasnolud - By wyeliminować ich szybkość, pomysłowość i zaskoczenie.

Galeb chwilę dumał nad wszystkim i doszedł do wniosku, że na otwartej przestrzeni też nie będą bezpieczni.

- W polu po prostu poczekają aż się ściemni i będziemy mieli problem ich dostrzec. Okrążą nas, zflankują i tyle tego będzie.

- Ale możemy sprawić by się tutaj zjawili.
- zrobił w powietrzu młynek palcem - Trzeba zrobić hałas. Parę wystrzałów z pistoletów, szczęk broni, wściekłe okrzyki. Część drużynników pozostanie ukryta, aby jeźdźców zaskoczyć. W gęstwinie z daleka nie będzie widać co się dzieje, więc albo podjadą wszyscy, albo chociaż zwiad. Albo zrobią to po tym jak wszystko umilknie, by sprawdzić co się stało. Ukryci zaatakują ich z flanek, hałasujący od frontu.

- Trzeba tylko wcześniej sprawdzić lunetą czy po Drodze Pielgrzyma nie krążą jakieś patrole by przypadkiem kogoś nie ściągnąć sobie na łby.
 
Stalowy jest offline