Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2019, 18:53   #15
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dzień 3


Była spocona, serce waliło jakby to co wyśniła działo się naprawdę. Tyle, że nie była zaspokojona. Była mokra, podniecona, trochę oszołomiona.
“Co się ze mną dzieje...tracę zmysły i to jeszcze z karykaturą człowieka co dopiero poznałam” Odwróciła się na plecy uspokajając oddech. “Przynajmniej tyłek mnie po tym nie boli” spróbowała znaleźć pozytyw, ale zamiast tego schowała twarz w dłoniach czując jak rumieniec wylewa się na nią. Sprawdziła zegarek 5:34. “Przynajmniej nigdy nie zaśpię przy takim stanie rzeczy.” Kolejny pozytyw. Poleżała przytomna do szóstej i dopiero wtedy zwlekła się z łóżka.
Poszła pod prysznic zmyć z siebie ten cały erotyczny sen. Zimne krople padały na ciało na skórze szybko pojawiła się gęsia skórka a jej sutki się uwypukliły.
“ To będzie dłuuugi dzień” pojawiło się kiedy przypomniała że za 3. 5 h będzie przebywała z żywym egzemplarzem swoich nocnych fantazji.
Z uwagi na czas jaki miała postanowiła darować sobie dzisiaj bieganie, po przebraniu się stroj roboczy zeszła na dół i wstawiła świeżą kawę. Zaczęła też robić dla siebie i Jane po porcji jajecznicy.
Miała na to pół godziny, nim zaspana Jane zeszła na dół przyciągana zapachem kawy i jajecznicy.
- Hej… jak ci się spało?- zapytała przyjaźnie.
Lekki pąs wypłyną na policzki Susan kiedy nakładała jajecznicę. - Sny są znośne. - powiedziała krótko i sama usiadła na przeciwko koleżanki.
- To dobrze.- odparła z uśmiechem Jane zabierając się za posiłek i zerkając tylko badawczo na Woods. Musiała zauważyć ten rumieniec.
- Hej, nie to że pogardzam, ale spróbuję dzisiaj zrobić sobie sama obiad. - powiedziała Susan, tak naprawdę mając w planach zajrzeć do tego Pokoju i rozstawić jej karteczkowe teorie na ścianie.
- Hmmm? - zajęta jedzeniem jajecznicy Hong dopiero po chwili zareagowała na jej słowa. Po czym skinęła głową dodając.- Henry niech da mi znać, czy zje u ciebie czy u mnie, ok?
- Ee? … wiesz myślę że lepiej by było, gdyby jadł u ciebie. Jeszcze po mojej kuchni padnie trupe.... -Susan nie dokończyła, wizja Clarence’a pojawiła się jęk z tyłu głowy. - Znaczy … shit…no po prostu pewnie wolałby pewnie jeść u kogoś, kto wie co robi. - wytłumaczyła się Woods.
- Z pewnością. - zgodziła się z nią Hong, popijając kawę. - Nie obrazisz się, jeśli ucieknę nim zaczniesz robić porządki?
- Leć. Mam mnóstwo czasu wyrobię się nawet jak mi wychodząc zrobisz pobojowisko.
- O to się nie martw.- odparła z uśmiechem Hong i zamyśliła dodając.- Aaaa… i daj znać jak najszybciej co do przyszłego koloru ścian.
- Dzisiaj wpadnę albo napisze sms-a jeśli przygniecie mnie kurzowy zajączek. - mrugnęła do niej Woods dopijając kawę.
- OK. Powinnam mieć wszystkie kolory, ale nie wiem czy w wystarczających ilościach.- odparła z uśmiechem Hong i westchnęła ciężko.- Będę musiała się udać do biura szeryfa, by dowiedzieć się co z ciałem… Clarence’a będzie robione.
“Pewnie niewiele się da...” pomyślała gorzko Susan przypominając sobie makabrę na zapleczu sklepu. Cieszyła się że już skończyła posiłek bo by się pewnie udławiła.
- Mnie to pewnie też czeka. - powiedziała kwaśno - tylko składanie wyjaśnień czy zeznań. Dobra nie zatrzymuje cię.
- Trzymaj się.- odparła czule Hong i wyszła po posiłku.

Woods nie traciła czasu na zmywanie naczyń, mogła to zrobić później. Pierwsze co zrobiła to wybrała sobie parę ubrań i bielizny na kolejne parę dni i zaniosła do uprzątniętej łazienki. Potem zabrała kołdre i poduszkę i też na chwile za niosła do łazienki. I zaczęła odklejać folia łóżko, szafę i konsoletę. Robiła to pierwszy raz i meble zostały zabezpieczone iście pancernie. Następne było ogarnięcie biura by można tam było spać. Ścieranie kurzy, wymiatanie pajęczyn, przeszukanie biurka. Przeniesienie ładowarek i komputera tam. Wymiecenie kurzy, i na końcu pościelenie leżanki, choć to wszystko zajmowało czas.

Susan było miała już za sobą trzy czwarte przygotowań, gdy posłyszała dzwonek świadczący o tym, że ktoś się pojawił. Prawdopodobnie był to Henry, ale równie dobrze mogła być to taka nieprzyjemna niespodzianka jak… Eleonore wczoraj.
- No dobra liczymy, że dzisiaj obejdzie się bez niespodzianek. - Powiedziała do siebie Susan kierując się do głównych drzwi. A za nimi zobaczyła… Henry’ego w flanelowej koszuli, jeansach… z drabiną na jednym, a z torbą na drugim ramieniu.
- Jestem na czas.- rzekł lakonicznie.
- Fantastycznie. - Woods ucieszyła, w końcu alternatywa kto może być za drzwiami była bardzo niekomfortowa. - Sypialnia jest gotowa możesz zaczynać. W kuchni jest świeża kawa jak chcesz. - Otworzyła drzwi szeroko wpuszczając Henry’ego do środka. - Pomóc ci coś wnieść czy masz wszystko?
- Drabinę zostawię tutaj, a z resztą sobie sam poradzę.- co powiedział to uczynił. Drabina stanęła w kącie, a mężczyzna ruszył w kierunku schodów. Dopiero teraz widząc jak idzie w górę Susan wróciła myślami do jej snu. Poczuła jak jej twarz płonie rumieńcem i poszła najpierw do kuchni napić się zimnej wody z kranu. Dopiero potem wróciła skończyć ogarnianie biura. Kiedy skończyła przypomniała sobie, że miała wybrać kolor ścian ale...Clarence i nocowanie Jane. Postanowiła najpierw zdecydować się na kolor biura, odwlekając ile się dało wejście do sypialni.
W końcu skończyły się jej wymówki i z walącym sercem skierowała się do swojego pokoju. Najpierw patrząc czy będzie bardzo przeszkadzać i może jednak znajdzie sobie inne zajęcie….
Henry zajęty metodycznym zdzieraniem tapety, w ogóle nie zwracał na nic uwagi. Był skupiony na swojej pracy i wydawał się nie widzieć świata poza nim. Podwinięte rękawy odsłaniały muskularne przedramiona i duże, zapewne chropowate dłonie, które tak przyjemnie mogłyby chwycić… zdecydowanie za łatwo myśli Jane odpływały do owego snu.
“I co teraz? Może sprawdzę piwnicę? Jak mogłam go tak dokładnie zapamiętać po jednym spotkaniu...Susan weź się w garść zachowujesz się jak nastolatka!” Kobieta przełknęła ślinę i wzięła głęboki wdech. “Odwagi to tylko człowiek do remontu mieszkania! Czysto zawodowa relacja...we flaneli też dobrze wygląda...” Wkroczyła do pokoju kierując się do okna. by sprawdzić kolory pod światło słoneczne miała wybrany kolor, ale chciała dopasować odcień.
Trochę jej to zajęło bo jak na złość w przeciwieństwie do biura tutaj nie mogła podjąć ostatecznej decyzji. Obecność mężczyzny ją rozpraszało, niby patrzyła na paletę odcieni ale myślami wracała do “Boga Jelenia”.
“Szlag by to trafił…” pomyślała z irytacją. W końcu podjęła decyzje mimo trudnych warunków.
Zrobiła zdjęcie numeru i koloru. - Mówiłeś wczoraj o czterech dużych puszkach, prawda? - Zapytała chcąc napisać w wiadomości ilość.
- Mhmm…- stwierdził “elokwentnie” mężczyzna zajęty swoją robotą. Co nie przeszkadzało mu okazjonalnie zerkać na zgrabne nogi i krągłości Susan, które strój jej nie maskował.
- Ok. - Odpowiedziała czując, że chyba mu przeszkadza i wyszła z pokoju kolejny raz oblewając się rumieńcem niczym nastolatka w obecności pierwszego zauroczenia.
Zaczęła pisać : *”Tajemnicze indygo” - matowe - 4 duże puszki” .
I przypomniała sobie że Henry nie powiedział ile puszek potrzebuje na biuro. “No nieeee….i że mam wrócić i się pytać?” Pomyślała i naprawdę chciała jęknąć z irytacji. “Dajesz poradzisz sobie…! Twarda bądź!”
- Henry przepraszam ale nie przypominam sobie żebyś mi mówił ile puszek zejdzie na biuro… - Powiedziała wychylając zza framugi drzwi wstydząc się że mu zawraca głowę.
- Nie wiem… zobaczymy jak już zajmę się nim.- odparł mężczyzna nie przerywając swojej roboty.
- Ah...ok... - powiedziała cicho kolejny raz czując jak robi się jej gorąco i zeszła na dół wysyłając mms-a do Jane.

“Ok może jak sprawdzę piwnicę to mi się poprawi.” Pomyślała idąc po drabinę która zostawił Henry i zaniosła ją do kuchni. Uzbroiła się w latarkę i otworzyła drzwi do piwnicy.
To było jak zejście w mrok. Nic nie było widać, więc latarka pomagała zobaczyć zawilgocone kamienne ściany oraz porozwalane meble… i czarną jak smoła wodę. Nawet w świetle latarki. Schodki kończyły się na trzecim… reszta musiała się zawalić. Piwnicę wypełniał też wilgotny odorek organicznego rozkładu.
-Mhmm…- zamruczała na klęczkach pochylając się w ciemność - … będę to sprzątać z dwa tygodnie … pewnie będzie łatwiej wypompować wodę … i chyba poczekać na nowe schody …-
Zmarszczki pojawiły się na wodzie… coś tam się poruszyło. Coś żywego.
- Hę? - Susan przyświeca sobie latarką tam gdzie widziała zmarszczkę i trzymając się za framugę wychyliła się bardziej. - Może to tylko szczur w końcu to piwnica ...a one umieją pływać…
Cokolwiek to było, uciekało przed światłem. A potem pojawiały się kolejne kręgi, a potem… mocne dłonie capnęły za pupę Susan i usłyszała głos.- Co ty wyrabiasz?
- IIIIIK! - Pisnęła w zaskoczeniu i przestrachu Susan. W przypływie paniki, kobieta upuściła latarkę w głąb ciemnej piwnicy a jej druga dłoń ześlizgnęła się z framugi. Mocne dłonie pociągnęły Susan do tyłu, nie pozwalając jej wpaść za latarką, z dołu słychać było odgłos plusku.
- Co ty wyrabiasz? - zapytał poważnym tonem Henry odciągając dziewczynę od drzwi. - To niebezpieczne, tak zerkać bez jakiejś uprzęży czy barierki. Mogłaś skręcić kark podczas upadku.
Susan wzięła parę oddechów uspokajając się. - Co ja wyprawiam? Co ty wyprawiasz skradając się tak cicho? Przestraszyłeś mnie! - Woods zamiast wziąć winę na siebie i przyznać mu rację, którą oczywiście że miał, wybrała emocjonalne odkręcenie winy i skupienie się na jego skradaniu.
- Gdybym cię zawołał bez łapania, to musiałbym wezwać pomoc i doktor Camille.- rzekł beznamiętnie Henry. A imię to zabrzmiało znajomo w jej uszach. Po chwili Susan zorientowała się że to była jedna z kobiet ze zdjęć w gabinecie. Kolejna z żelaznym łańcuchem na kostce.- Nie obyłoby się bez jakiś złamań, gdybyś miała szczęście…- złamań i opieki doktor Camille.
Woods przełknęła ślinę, jakoś złamanie nawet nie brzmiało strasznie...ale opieka dr. Camille już tak, biorąc pod uwagę co wiedziała. - Masz racje przepraszam…- powiedziała już spokojnie - ...chciałam przyświecić sobie latarką jak bardzo jest zalana piwnica...moment…- spojrzała wprost w oczy mężczyzny - … myślałam, że jesteś zajęty na górze?
-Jestem… zszedłem tylko po kawę.- wyjaśnił krótko Henry puszczając dziewczynę. - I zobaczyłem jak próbujesz zostać ofiarą wypadku w domu.
- Hej! Nie próbowałam zostać żadną ofiarą! Po prostu chciałam dojrzeć co pływa w wodzie! - Odpowiedziała butnie. A że rozmawianie z nim w tej pozycji było nie wygodne wyciągnęła do ręke by pomógł jej wstać z klęczek.
Co uczynił podając jej dłoń i nie przejmując się jej wybuchem. - I mogłaś przy okazji do niej wpaść.
- Uggh! - Wydała z siebie zirytowany pomruk podciągając się w górę. - Dziękuję. - Powiedziała choć nie wiadomo czy bo pomógł jej wstać, czy nie spaść w ciemność czy oba powyższe. Podeszła do szafki i wyjęła mu kubek, a następnie nalała kawy. - Słodzisz?
- Słodzę.- potwierdził krótko mężczyzna. Po takiej “super dokładnej informacji” Susan wyciągnęła cukiernice i łyżeczkę postawiła koło kubka robiąc gest żeby się obsłużył, bo ona nie ma pojęcia ile łyżeczek mu wsypać. Potem podeszła by zamknąć drzwi do piwnicy, światła latarki nie było nigdzie widać. - Ech chyba zamokła…- Powiedziała do siebie zamykając drzwi.
- Pewnie… - mruknął mężczyzna pospiesznie odwracając wzrok od przed chwilą wypiętego ku niemu tyłeczka.
- No dobra mieliście z Jane racje, piwnica będzie musiała poczekać na nowe schody. - Powiedziała trochę zrezygnowana widząc wizję tego całego syfu jaki będzie musiała sprzątać. Podeszła do blatu i sama też nalała sobie kawy, ona nie słodziła. Odwróciła się przodem do kuchni patrząc na “skażoną” lodówkę. “Muszę się tym w końcu zająć i zacząć normalnie funkcjonować...” Pomyślała chyba pierwszy raz ignorując bliskość Henry’ego, a przynajmniej jej ciało nie reagowało jak u buzującej hormonami nastolatki.
- Acha…- odparł w odpowiedzi Henry popijając kawę. Gadatliwy to on nie był.
- To mogły być szczury? - Zapytała go o pływające ‘coś’ w wodzie których no on nie widział ale w końcu robił przy domach i widział różne rzeczy..chyba.
- Mogły być.- potwierdził enigmatycznie Henry.
- Jeśli poproszę cię o nowe schody, będę musiała skombinować pompę, prawda? - były to pytania podtrzymujące, ta raczej jednostronną, rozmowę.
- Jedna wystarczy na początek.- ocenił krótko Henry odzywając się jak zwykle krótko i treściwie.
- … teoretyzując, kombinować ją jak będziesz kończył biuro? - Ciągnęła go za język. Nie tylko dlatego że mimo wszystko miał przyjemny głos ale głównie bo Susan lubiła mieć plan. A przynajmniej jego szkic.
- Tak. Chyba że chcesz piwnicą zająć się wcześniej.- mężczyzna potwierdził jej przypuszczenia.
Susan wzruszyła ramionami. - Nieee, poczekam i tak chyba już wygospodaruje miejsce na pralkę tutaj pewnie koło zlewu. A przez sprawę z Clarencem nie mogę wyjechać z miasta więc już więc pewnie zamówię ją razem z lodówką, po prostu będą na razie stały w improwizowanych miejscach. - Susan nakreśliła swój nowy plan zmodyfikowany o pewne niedogodności jakie wynikły od czasu kiedy znalazła zwłoki.
- Sprawę z Clarencem?- zapytał Henry wykazując zainteresowanie tą sytuacją.
- Nie słyszałeś? Myślałam, że Jane ci powiedziała. - Woods zdziwiła się, przygryzła wargę wybierając przez chwile najlepszy dobór słów. - Clarence nie żyje.
- Hmm… szkoda. Równy był z niego gość.- Henry niespecjalnie przejął się jego zgonem.
- Wszyscy podchodzą do tego z takim … stoicyzmem. - powiedziała w lekkim zdziwieniu - tak jakby było to dla was codziennością…
- Śmierć jest nieuchronna.- stwierdził wymijająco mężczyzna.
- Masz rację. Chyba po prostu nie spodziewałam się drugiego dnia w nowym miejscu znajdę rozszarpane zwłoki…- przypomniała sobie inne razy kiedy miała do czynienia z trupem, tak krwawą scenę widziała po raz pierwszym.
- Tak. To raczej nieprzyjemna niespodzianka. Wracam do pracy.- odstawił pusty kubek.- Dzięki za kawę, umyję go przed wyjściem.
- Nie przejmuj się i tak będę zmywać po śniadaniu - machnęła niedbale ręką - I odprowadziła go wzrokiem sącząc resztkę swojej kawy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline