- Stara baba nie zrzędzi tak bardzo jak ty czarokleto. - westchnął Galeb i pokazał dłonią na ziemię. - Nie przylezą od pól, bo by byli na widoku kogokolwiek w okolicy. Nie zrobią tego też skrajem lasu bo byłoby tak samo. Przylezą z głębi, bo to da im jakąkolwiek osłonę przed czyimikolwiek wypatrywaczami.
- Jakbyś nie zauważył to ty i Oleg, jako jedyni potraficie się porządnie ukryć i nie są z was żadne kafary, więc o swój zaczarowany zadek bać się nie musisz. Uderzenie przyjmą na siebie najmocniejsi i najpancerniejsi. - I tu potrzebna nam gęstwina, aby z daleka nie dojrzeli co zaszło i musieli podejść. Potrzebna ta gęstwina też po to by zasadzkowicze ukryli się, zaatakowali i zrobili zamieszanie zanim tamci przeprowadzą natarcie na tych co robili hałas.
Kwestii czarowania nie komentował, bo czarodziej lubił sobie przypominać o "nieznanych siłach", akurat kiedy ktoś wymagał od niego żeby zabrał się do swojej roboty... co nie przeszkadzało mu ciskać czarami na lewo i prawo, kiedy sam miał na to ochotę.
Biorąc pod uwagę jakie zbawienne skutki na Olegu miało obicie mordy, Runiarz zaczął się zastanawiać czy może czarodziej też nie potrzebuje małego starcia pięść-twarz. Rozmyślania te jednak zachował dla siebie. Za to podniósł inną kwestię.
- Ilukolwiek nie zabijemy jeżeli pozwolimy im być w tej liczbie w jakiej są, będą mogli nas śledzić i posłać po posiłki. Gdy im tą liczbę uszczuplimy będą musieli wybrać - ściągać wsparcie i stracić nas z oczu, albo jechać za nami. |