Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2019, 16:06   #26
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Balista jęknęła, jednak pocisk pofrunął daleko mijając cel. Vallo zaklął. Ale strzelanie na statku nie jest takie proste. Szkoda tylko mikstury, która utonęła z sykiem 20 metrów od katamaranu. Którego załoga dalej się kotłowała nie umiejejąc odzyskac kontroli nad uszkodzonym statkiem.

Zwrot przez sztag wyszedł lepiej niż książkowo. Żagle obróciły się, maszt stęknął a statek ustawił się w idealnej pozycji. Mogli teraz próbować przebić się przez wąski przesmyk między skałami i uderzyć prosto na canoe które próbowały je ominąć lub opłynąć je z drugiej strony i ostrzelać od tyłu.

- Co wy, śpicie przy tej baliście, kurwa!? - krzyknął Heist z przerażającym grymasem na twarzy. - Ładować mi to kurewstwo raz jeszcze i strzelać porządnie, inaczej bełty wam w dupy powsadzam! Załadować i zaraz strzelać!

- Wrona, prosto między skały i właduj się no w tych łyczków, zobaczymy, jak chujki wytrzymają pocałunek Wiedźmy, ha-ha-haaa! - kapitan zaśmiał się. - Jak się pomylisz, to nie jesteś moją siostrą. Moja siostra ładuje się między skały i łamie karki na kilu!

Wronie nie trzeba było powtarzać, zaparła się i zakręciła kołem starowym. Statek pochylił się i ruszył drapieżnie między skały, jak drapieżnik na ofiary. Żagle napięte do granic wytrzymałości pchały statek, który nabierał coraz większej prędkości. Wtedy nagle żagle zafalowały wiatr się zmienił i statek zaczęło znosić na skały.

Kapitan zeskoczył z mostka i dopadł na czwartego do wyciągania liny. Pot lał się wszystkim po czołach. Kira. Wiosła wysunęły się i uderzyły o wodę pomagając skręcić. Załoga dawała z siebie wszystko.

Skały zbliżały się sekunda za sekundą. Wreszcie zatrzymały się, były tak blisko że można było je dotknąć ręką stojąc przy burcie, statek oderwał się od nich i pomknął w kierunku zaskoczonych tubylców.

Kilku przestało wiosłować i wskazało w ich kierunku krzycząc coś. Galion Wiedźmy szczerzył się w przerażającym uśmiechu gdy z potężnym impetem Wiedźma uderzyła w kruche canoe. Kil wspiął się na burtę okrętu i wgryzł się w pokład łamiąc łódź na pół. Przerażeni tubylcy skakali do wody natychmiast wciągani w nurt przez tonący statek i prącą do przodu wiedźmę. Trzask łamanego drewna ucichł w przeciwieństwie do krzyków ludzi.

- TRZYMAĆ SIĘ!! - Wrzasnęłą wrona robiąc delikatny zwrot tak by wykorzystać w pełni impet.

Wiedźma wzięła na cel kolejne canoe tamci próbowali uciekać ich wiosła przyśpieszyły, ale ruchy przestały być skoordynowane. Wiedźma uderzyła w tył ich łodzi. Tym razem pod innym kontem i uderzenie szarpnęło solidnie wiedźmą i jej załogą. Kilka osób się przewróciło. Ale nikomu poza paroma siniakami nic się nie stało.

Gorzej było z canou uderzenie strąciło z pokładu połowę załogi. łódź nabierała błyskawicznie wody. W burcie była gigantyczna wyrwa. Reszta zbiła się na dziobie starając się powstrzymać przechył łodzi lub skakała do wody.

- Moja siostra tak przypierdolić umie - rzekł z dumą kapitan.

Dario widząc rozbitków pod władzą przeklętego mnicha, wydał jeden sensowny rozkaz.
-Strzelcy do przeklętych rozbitków bez rozkazu strzelać. Żaden z nich nie ma prawa dotrzeć do brzegu.

- Lepiej najpierw ustrzelić wrogów mogących nam zaszkodzić - powiedział Bosman. - Ci i tak szybciej nie popłyną niż my statkiem. Dopaść ich możemy potem. Bez sensu ludzi tracić.

- W pobliżu nie ma nikogo kto mógłby nam zaszkodzić, a marnowanie strzał na bardzo niepewny cel jest głupotą. Strzelcy wasze udział zostaną pomniejszone o dziesięć sztuk złota za każdego z łodzi, któremu uda się dotrzeć do lądu. Strzelać bez rozkazu póki celów starczy, do czasu zmiany rozkazu. Walka na brzegu z tymi których niewielkim wysiłkiem możemy zabić teraz jest głupotą bosmanów. Głupotą jest tracić ludzi jak właśnie zaproponowałeś na zabijanie na lądzie tych co bez problemu a tym bardziej bez straty naszych ludzi można zabić teraz gdy są bezbronni. - głos Pierwszego ociekał słodyczą a to oznaczało problemy dla każdego kto się bezwarunkowo nie zastosuje do rozkazów.

- Przejrzyj na oczy człowieku - bosman pokazał nawigatorowi dwa czółna pełne wrogów. - Każdy z nich może zabić któregoś z nas. Nie powinieneś po nocach siedzieć nad mapami, bo wzrok tracisz. Żeby strzelać do tych w wodzie, łucznicy muszą stanąć przy relingu. Kto ich osłoni przed oszczepami? Ty? Posmarujesz ich magiczną miksturą?

- Pomyliłeś bosmanie odbicie gwiazd w wodzie z gwiazdami. Mamy dwie grupy wrogów po dwóch burtach. Bezradnie pływających w wodzie, których można wybić, bo nikt nie odpowie ogniem. I dwie pozostałe łodzie. Naszych strzelców od tych na łodziach dzieli nie tylko cały pokład Wiedźmy, chroni wysokość pokładu Wiedźmy oraz burty. Wolisz z nim walczyć na lądzie, gdzie znają swój teren bosmanie? Z każdym, który wyjdzie na ląd przyjdzie nam walczyć na ich terenie. - Dario kręcił się pokładzie wspierają załogę, bosman może znał się na poganianiu ludzi, lecz nie był asem w żegludze i pokład nie był dla niego drugim domem, tak jak dla Dario.

- Dwie, trzy salwy w tonących, i tak drani nie zbierzemy wszystkich teraz. Zanim dopłyną do brzegu, będą zbyt zmęczeni, by dobrze walczyć – uciął sprawę kapitan. - Wrona! W międzyczasie zwrot, pozycja bojowa przed katamaran, tylko wolno, pozwól dokończyć dobić rannych.

- Wejść na pozycję i strzelać z balisty. Jak będzie w zasięgu, ustrzelcie mi tego starca, chcę jego głową jutro udekorować żagiel. Kabo, łów, kurwa, mięso.

Po chwili zastanowienia, dodał:

- Jak do tego czasu załadują balistę, to mogą dokończyć drugie canoe, i tak daleko nie uciekną.

Vallo z Ojjem ponownie załadowali balistę. Gdy statek wszedł na właściwą pozycję, padł kolejny strzał.

Obsługa statku była zdekoncentrowana, ale wykonała polecenie kapitana. Strzały uderzyły w tych, którzy wynurzyli się na powierzchnię. Strzelanie do bezbronnych, na wpół podtopionych ludzi może nie jest zbyt honorowe, ale za to skuteczne.

W odpowiedzi z 2 ostatnich łodzi posypały się oszczepy. Niemal wszystkie były drastycznie nieskuteczne. Nagle, gdy Hani się wychylała by strzelić w jednego z podpływających pod burtę wiedźmy oszczep trafił ją w pierś. Musiał nim rzucić ktoś nadzwyczaj silny i miał do tego dużo szczęścia. Hani upadla na deski pokladu. Obok niej natychmiast pojawiła się Jani.

Kapitan walczy dalej z tubylcami, oczywiście. Będzie walczył do końca, najpierw tubylcy, potem pożar.

- Na burt, noże w dłoń, kto może! - zawołał Heist wyciągając łuk. - Odcinać liny, zabić drani! Caeldorne, Vallo, weźcie ludzi i bronić burty! Szczur, weź dwóch, czterech chłopców okrętowych, ogarnij pożar! Jani, oddać salwę na tych w dole!

Po czym porwał łuk i zaczął szyć do ciągnących na pokład.

- Wrona, skocz do labu nawigatora, może zdrajca ma tam jeszcze jakieś mikstury. Wrzućmy całe to gówno na ich głowy.

Vallo wyciągnął szablę, którą miał u pasa. Z okrzykiem na ustach pobiegł bronić burty.

Za mną! Na pohybel! - wydarł się porywając za sobą załogę.

Zgodnie z instrukcją kapitana statek przyjął kurs na catamaran. Wrona zgrabnie wpłynęła między szeroko rozstawione wysokie skały. Statek zrobił zwrot nieco zwolnił. była to idealna pozycja do oddania strzału. Vallo nacisnął spust. Balista jęknęła i wypusciła bełt. Ten pomknął do celu. Kawał drewna wbił się w łączenie obu łodzi. To pękło z głośnym hukiem. Obie części załamały się do środka, i łódź błyskawicznie zaczęła tonąć.

- WAAAAAA!!! - Rozległ się tryumfalny okrzyk załogi widząc jak tonie wrogi statek

W tym momencie usłyszeli głuchy stukot kotwiczek z linkami zaczepiającymi się o burtę.

- DZIKUSY NA STERBURCIE! - Ktoś zakrzyknął, załoga momentalnie ruszyła w tamtą stronę, a na to czekał wróg. Posypały się oszczepy. Byli blisko. Jeden z marynarzy przy wiosłach, który doskoczył najszybciej dostał w otwarte usta, z taką siłą, że oderwało mu nogi od ziemi i rzuciło nim w tył. Na dziobie do haka pierwszy doskoczył kulejący Rufus, któremu oszczep odbił się od skroni, zalewając twarz krwią, nim ten nawet spróbował ciąć..

Dario, gdy łódź przybiła do burty, nim jeszcze dzikusy zaczęły się wspinać, cisnął eliksir ognistego wybuch, spokojnie w pewny cel, do łodzi pod nimi, tak by wybuch objął łódź i wszystkich dzikusów. Tego nie można było nie trafić.
- Ciąć liny - zawołał do najbliższych korsarzy.
Sam zaś przygotował kolejne mikstury ognistego wybuchu, chowając sie za dającym osłonę nadburciem statku. Czekał by cisnąć kolejne.

- Rzucaj w tych co wypadli z łodzi, głupcze. - Warknął Zaraan do nawigatora, tak by tylko on usłyszał - bo jeszcze, kurwa dopłyną do brzegu.
Zostawił pawęż i wyjął dwa zakrzywione miecze.
- Łucznicy, szyć w oszczepników. Reszta do broni. Ciąć liny. Wrona, gwałtowny skręt, może te ich czółno nabierze wody.
Normalnie taki manewr nie miałby znaczenia, ale przyczepiona lekka łódź przy gwałtownym skręcie mogła nabrać wody. a nawet jesli nie, to oszczepnicy będą mieli problem z równowagą.
- To bunt Bosmanie pogadamy o tym po walce. syknął do Bosmana. Gdy bosman przechodził obok niego, zahaczył go sztyletem namoczonym w wolnodziałające truciźnie.
Znając charakter nawigatora, gdy tylko poczuł cięcie sam uderzył. Wiedział, że ma mało czasu…
- Spróbuj tylko a wszystkie mikstury wybuchnął buntowniku! I wszyscy pójdziemy do bogów. Jani bosmana w pęta za bunt. krzyknął unikając ciosu. Ręką dał sygnał Crrys ta zaś skoczyła z reji nad nimi wprost na bosmana. *

Wszystko rozegrało się w mgnieniu oka. Nawigator dobył swojego zatrutego sztyleta i zmierzył się w stronę Bosmana. Zaraan nie spodziewał się tego ataku. Jedynie odruchy, które wpoił mu jego mistrz areny uchroniły go od niechybnej śmierci. Uchylił się odruchowo i ostrze przeleciało niecały cal od jego bicepsu. Bosman zawarczał jak dzikie zranione zwierze. Zdrada tak blisko obudziła w nim szalone zwierze. Jego ryk poniósł się echem po okolicy i odbił się od skał. Nawigator cofnął się o krok, a dziki czarnoskóry wojownik natarł, bardziej z furią niż z precyzją. Oba ciosy minęły doświadczonego pirata-alchemika zostawiając tylko drobne rozcięcie rękawa jego kurty. Kot na reji ruszył biegiem widząc zagrożenie swojego Pana. Jani słysząc krzyk nawigatora, rzuciła się do ataku wiedząc, że to idealna okazja by umocnić swoją pozycję na pokładzie. Nawigator widział szaleństwo w oczach buntownika. Wiedział, że zaraz zginie. Zerwał więc pas z piersi i rzucił się do przodu uderzając miksturami w pokład pod swoimi stopami.
- GIŃ BUNTOWNIKU!!
W oczach nawigatora było widać determinację. Wierzył w kodeks… którego na tym pokładzie chyba nikt nie wyznawał… A skoro tak trzeba to zmienić..

Fala ognia zalała statek.

Huk eksplozji zagłuszył zgiełk i okrzyki. Wszyscy na moment zamarli a ich spojrzenia koncentrowały się na poszerzającej się niszczycielskiej kuli płomieni.

Dym spowił okręt… Wiatr od morza rozwiewał go jednak szybko. Z dymu wyłoniła się stojąca postać bosmana. Chwiał się na nogach, ciężko oddychał, jednak nie wypuścił mieczy z dłoni. Jego ciało pokryte było krwią, ranami, poparzeniami i parującą furią zmieszaną z ogłuszającym bólem. Stał nad wielką dziurą w pokładzie otoczony porozrywanymi ciałami. Najbardziej zdewastowane były resztki ciała alchemika, którego głowa na wpół wypalona opierała się o buty barbarzyńcy. Obok leżało zwęglone ciało bagiennego kota.
Nadbiegająca Jani straciła prawą rękę i pół twarzy. Stojące obok Sareen i Heri leżały dalej odrzucone wybuchem, ich ciała powykręcane były w nienaturalny sposób, a ubrania płonęły. Kabo siedział oparty o maszt, a z jego czoła wystawała długa, gruba na palec drewniana drzazga wyrwana z desek pokładu. Po jego twarzy płynęły tylko wąska stróżka krwi.

Ojo stojący dużo dalej również otrzymał trafienie drzazgą, jednak niegroźne. Opadł na deski pokładu trzymając się za łydkę.

- Ty zdrajco!!! - Rozległ się krzyk Marice, która biegła w kierunku rannego bosmana trzymając w ręce długi wąski sztylet. Bosman był zbyt ogłuszony by móc zareagować podniósł tylko wzrok do góry w stronę nadbiegającej cieśli, na czas by dostrzec czarny cień który doskoczył do niej. Obie postacie zwarły się w uścisku i opadły na deski pokładu. Leżąca na wierzchu postać podniosła głowę do góry i uśmiechnęła się serdecznie. Wtedy Bosman poznał Czarną mambę, która wyciągała właśnie swój nóż z piersi kochanki alchemika.

- Nie lubiłam tej suki!! - Warknęła patrząc z uznaniem na potężne, na wpół zmasakrowane ciało niezwyciężonego wojownika.

Płomienie jednak nie zgasły a wręcz przeciwnie. Objęły jeden z żagli i część pokładu.

Tymczasem przy burcie trwała zajadła walka. Łuki zagrały niosąc śmierć wśród załogi canoue. Ranni wpadali do wody.

Załoga wiedźmy doskonale znała się na robocie. Nie raz walczyli na morzu. Praktycznie wszystkie liny udało się odciąć.

Merri już miała na oku rosłego wojownika, który wspinał się po burcie. Gdy dostrzegła ciało swojej kochanki. Strzała wypadła jej niemal z ręki. Łuk upadł na deski pokładu a Merii dopadła do ciała łkając jak dziecko...

 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online