Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2019, 16:54   #66
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 17 - VIII.31; wieczór;

VIII.31; wieczór; zarośnięta wioska na pd od Espanoli



Marcus



Marcus miał rację w tym, że stwory próbowały dobrać się do samochodów. Chociaż może nie tyle do samochodów ile do ich żywej obsady. Z zapuszczonego domu z jakiego wybiegli było jakaś setka kroków, może półtorej. Ponieważ samochody miały zapalone reflektory to mniej więcej było widać co tam się dzieje. A wyglądało na to, że konwój został zaatakowany po całości. Samochody stały nieruchomo lub ich kierowcy próbowali wyrwać się z matni. Powstał chaos i hałas nocnej walki w ulewnym deszczu gdzie wszyscy biegali, krzyczeli, strzelali lub zmagali się z bestiami.

Do tego dochodzili domownicy. Zaalarmowani na całego przez gongi i odgłosy walki obsadzali stanowiska otwierając ogień. Trudno w tym chaosie było się zorientować w co strzelają.

Marcus i trójka jego towarzyszy szybko, po przebiegnięciu może jednej, trzeciej boku ogrodzenia, zorientowali się w kilku rzeczach. Po pierwsze Marcus krwawił. Krwawił i to poważnie, z poważnej rany. Rana osłabiała go i wabiła drapieżniki. Wkrótce zacznie odczuwać jeszcze poważniejsze osłabienie z powodu utraty krwi jeśli w ciągu paru chwil nie zatamuje krwawienia. Po drugie byli sami. Biegli tylko we czterech. Byli więc z całego konwoju i obwarowanego budynku, najmniejszą grupką do zaatakowania. I zostali zaatakowani. W ciemnościach i deszczu zamajaczył jakiś warczący kształt jaki pędził wprost ku nim. Nie wiadomo ile stworów dostrzegło i pędziło ku nim w tych deszczowych ciemnościach. A jak każdy czworonóg były o wiele szybsze od każdego dwunoga. A byli na odkrytej przestrzeni ulicy! Nie było gdzie się skryć! Z jednej strony ogrodzenia a z drugiej najwyżej jakieś krzaki, za słabo aby dały osłonę budynku w jakim można by się zabarykadować! No chyba, że to ogrodzenie, bo byli z kilkanaście metrów do dziury jaką wcześniej do środka dostała się para zwiadowców. No ale nie powiększyli jej więc dalej była wąskim gardłem! Chociaż na razie dojrzeli jednego stwora który pędził ku nim, może udałoby się go zdjąć szybko i wznowić bieg ku samochodom? Walka czy ucieczka?! Co robić?! Cokolwiek ale szybko inaczej stwory podejmą decyzję za nich!



Vesna



- Dobra ale ja mogę albo jechać albo strzelać! -
Alex zgodził się i wrzucił silnik na wyższe obroty ruszając w detroidzkim stylu mimo, że furgonetka nie miała zrywności osobówki, zwłaszcza detroidzkiej. Van zjechał z drogi wjeżdżając na chodnik i w pierwszej chwili wydawało się, że Alex zamierza rozjechać wszystkich jak leci. Ich szefa, gliniarza i stwory z jakimi walczyli. Światła, klakson i dźwięki wydawane przez nadjeżdżający taranem samochód ostrzegły i ludzi i stwory. Wszyscy zdołali uskoczyć ale wtrącenie się furgonetki na moment przerwało te walki. Ledwo pojazd minął grupkę walczących gdy zahamował. Ale na mokrym asfalcie, przy pisku opon i zgrzycie hamulców, zatrzymał się kilka swoich długości dalej.

- Daj karabin! I pilnuj mi pleców! - Alex złapał podany karabin i wysiadł z szoferki wozu. Stał tuż przy niej, w otwartych drzwiach i włączył się do wymiany ognia. Wydawało się, że zwycięski “czarnuch” wojskowego kalibru 5.56 ma największą siłę ognia. Jedno trafienie wojskowym tripletem powalało stwora na mokrą od deszczu ziemię. Ale e-M-ka mogła strzelać na raz tylko do jednego celu a stworów było mnóstwo.

- Nie damy rady! Za dużo ich! - Fox wrzasnął w kierunku ich szefa. No chyba całkiem słusznie. Stworów wydawało się raczej przybywać niż ubywać.

- Cholera otwórzcie! Policja! - jeden z gliniarzy wydarł się do tych z domu. Dzieliło ich nie więcej niż z dwa tuziny kroków. Ale tamci byli za ogrodzeniem, bramą i obsadzali dach budynku. Dach dawał im częściową osłonę przed ewentualnym ostrzałem i był na tyle wysoki, że dawał też względne bezpieczeństwo przed stworami buszującymi na zewnątrz ogrodzenia.

- Żądam otwarcia posesji dla moich ludzi! - van Urk wsparł gliniarza swoim władczym głosem. Nie było trudno zgadnąć, że po właściwej stronie ogrodzenia margines bezpieczeństwa jest znacznie większy niż na zewnątrz.

- Olać ich! Spieprzajmy stąd! - Alex miał własną wizję, detroidzką. Która mówiła, że cokolwiek by się działo to lepiej być na kółkach i za kółkiem. Z Vesną mogli jeszcze wsiąść w furę i spróbować dać dyla ale nie było wiadomo jak im to wyjdzie i co z resztą.

Szef karawany rozejrzał się dookoła. Wyglądało to słabo. Część karawaniarzy broniła się na zalanych deszczem ulicą, próbując używać własnych pojazdów jako osłon, część strzelała z wnętrza pojazdów. Strzelali też obrońcy domu dołączając swoją porcję hałasu, krzyków i zamieszania. Ujadania psów mieszały się z jazgotem stworów. Panował chaos. Po tym jak Alex wyrwał się swoją bryką ze swojego miejsca teraz ich furgonetka stała na czele do pierwotnego kierunku jazdy. Za to furgonetka Hoffmana, która stała za nimi, została tam gdzie wcześniej i teraz stanowiła oddzielny punkt oporu przeciwko bestiom. Nie było też zbyt trudne do zrozumienia oporów lokalsów przed otwarciem bram przez jakie nie tylko ludzie mogli się dostać na teren ogrodzonej posesji. A przy ważeniu na szali życia i bezpieczeństwa swoich a obcych to jak para Detroitczyków pamiętała z własnych ulic zazwyczaj był to dość jednostronny rachunek zysków i strat: każdy dbał przede wszystkim o swoich. Niestety pechowo dla karawaniarzy, nijak nie byli “swoi” dla tych za ogrodzeniem. Federata widać również pojął tą ideę.

- Alex! Utoruj nam drogę! - rozkazał Detroitczykowi nie mogąc się doczekać żadnej sensownej reakcji ze strony obrońców. Wskazał na wjazd do budynku. Budynek z czerwonej cegły wyglądał solidnie. I bezpośrednio od niego wybiegał ceglany murek który wydawał się najsolidniejszą osłoną w całym ogrodzeniu okalającym kompleks. Ale dla rozpędzonej furgonetki ani brama, ani drzwi budynku zapewne nie powinny stanowić realnej przeszkody. A furgonetka Detroitczyków stała najbliżej i jako jedyny chwilowo nie użerali się z żadnym potworem. Dwójka gliniarzy już nosiła wyraźne ślady zranień, ich deszczaki zbrukane były krwią i błotem. Ale jeszcze trzymali się na nogach i odpowiadali ogniem. Van Urk tak samo, reszta karawany też miała zajęcie. Tylko obsada pierwszej furgonetki na tą chwilę miała swobodę manewru.

- Hej Ves? Wpierdalamy się tam czy spierdalamy? - Alex wskoczył do furgonetki podając Ves karabinek który był zbyt nieporęczny aby swobodnie manewrować nim w szoferce a do prowadzenia pojazdu był zbędny. Kierowca odpalając maszynę i zatrzaskując za sobą drzwi z rozwaloną szybą zerknął na kobietę obok. Mieli sekundy na podjęcie decyzji.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline