Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2019, 18:07   #488
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Ewald wyglądał na uczciwego handlarza, toteż Reinmar nie oponował, kiedy padła propozycja przyłączenia się. Jeśli fanatyków po drodze mogło być więcej, podróż w dużej liczbie mógłby utrudnić im bezpośredni atak.
"Ciekawe, jak będzie w nocy..." pomyślał ale wciąż niektóre elementy układanki nie do końca do siebie pasowały.

Cała ta draka śmierdziała jak kloaka w dokach w Altdorfie. Kolejna zasadzka a oni uciekali, zdawało się, że na ślepo. Człowiek którego zastrzelił niewątpliwie był sigmarytą. I choć symbol, który znaleźli wytatuowany na ich ciałach nieco różnił się od oficjalnych symboli kultu, prezentowanych na ceremonialnych szatach kapłanów i w świątyniach, to nie ulegało wątpliwości, że ci ludzie w pewien sposób służyli kościołowi. Pozostawało pytanie, kto tu naprawdę był heretykiem...

Kroppenleben. Był tu już, choć dawno. Nie pamiętał kiedy, ale jego oddział ciągnąc przez przełęcz ku pograniczu mijał tą pipidówkę. Znajomych gąb jednak nie widział, ani w strażnicy, ani przy częstokole, którym obwarowano wieś. Wiedział jednak, że to ostatnia wioska przed mroźną, smagającą niczym bicz przełęczą. Omal nie stracił tam palców.
Postanowił wskoczyć na jednego do karczmy, a potem wstąpić do tego burdelu.
Tymczasem można było porozmawiać z towarzyszami o ich niedawnych przygodach. Pułapki, które ktoś na nich zastawiał robiły się poważne, a Reinmar po prostu chciał się dowiedzieć o co chodzi. Zrównał konia z wierzchowcem Wilhelma, uznając imperialnego maga za pierwsze, i jak początkowo oceniał najbardziej wiarygodne.
Wilhelm jednak nie wydawał się specjalnie rozmowny i na pytania odpowiadał zdawkowo, jakby nie będąc pewny co może powiedzieć, albo mówił coś zmyślonego, pasującego do jego planów lub sytuacji.

- Ten Werner...jak go spotkaliście? Po raz pierwszy, bo to było kolejne wasze spotkanie, czyż nie? - zgadnął Wilhelma Reinmar.
- To było po wizycie w Eppiswaldskim Lesie. Nic nie wynikło - tyle tylko, że nas zna, a my jego. - odparł wymijająco mag.
- Ale pytał was o jakieś przesłuchanie? - indagował Reinmar, czując, że szlachcic go zbywa.
- Złapaliśmy jednego z napastników, ktoś go tam przesłuchiwał, ale mnie przy tym nie było – Wilhelm patrzył na Reinmara – zresztą to już słyszałeś.
- Owszem. Ale mnie to ciekawiło...A jak wydostaliście się z Pfeildorfu? Ktoś wam pomógł? Czemu wciąż wam nie pomaga?Czyżby nie żył? - kolejny nie pasujący element układanki w wyjaśnieniach przed Inkwizytorem. Najwyraźniej dosyć istotny, na ile mógł stwierdzić Reinmar.
- Ten, kto nam pomógł, nie chciał, by jego imię było znane, a ja to szanuję – odparł Wilhelm ucinając temat, którego Reinmar nie drążył już więcej. Rozumiał dane komuś słowo, o ile było to słowo szlachcica dane szlachcicowi. Albo kobiecie.

- A kim jest ten cały Kroenert?- zmienił wątek rajtar, poprawiając od niechcenia kapelusz.
- Kroenert? To mag. On był jednym z tych, co zainteresowani byli Lasem Eppiswaldzkim. Znał nas ze słyszenia i pomógł nam później, bo załatwił transport. Ze Stirganami miał kontakty i nas zabrali. Rozstaliśmy się, bo on miał inne plany i jechał w innym kierunku.

- A ten kontakt w Karak Hirn? Skąd o nim wiecie? - co prawda inkwizytor zadał podobne pytanie, ale rajtar chciał wiedzieć, czy człowiek który na nich czeka nie jest kolejną pułapką.
- Ojciec Emil, archiwista z opactwa, gdy z lasu wyszliśmy. - rzucił krótko Wihelm. Nie rozwiał tym jednak żadnych obaw żołnierza.

- Elmer wspomniał o jakiejś wiedźmie i nekromantach...podobno striganych – Reinmar poruszył ostatni, nieco mglisty wątek.
- Była jedna taka staruszka, co mroczną magią się parała i przywołała trupy troli. Nic wspólnego z naszą sprawą. - wyjasnił Wilhelm.
Reinmar wciąż miał mnóstwo wątpliwości.

- No dobra...chyba pogadam z Elmerem. Pewnie wyjaśni mi więcej, skoro o tym wspomniał, może lepiej to pamięta. Dzięki ci – kiwnął lekko głową i podjechał do drugiego magika.

Ten okazał się dużo bardziej precyzyjny i miał o wiele lepszą pamięć i rozmowa była nieco dłuższa. Musieli też odjechać nieco na bok, no i wyciągnąć gąsiorek gorzałki, bo tej dyskusji nie dało się znieść na trzeźwo. Reinmar musiał nieźle sprężać się z gąsiorkiem, bo od pytań i odpowiedzi gardła okrutnie schły, ale i opowieść rozwijała się całkiem wartko. Reinmar wpierw kręcił z niedowierzaniem głową, potem mruczał i klął, a pod koniec rozmowy siedział w siodle zadumany, i nieco markotny.
- Nieźle. Pachnie herezją, polityką...i mrocznymi czarami... żeby jeszcze na końcu były pieniądze, albo miłość dziewki...– podsumował Reinmar.

"Byle do Kroppenleben. Potem dupa będzie przymarzać do siodła na przełęczy, a potem kto wie, co w Karak Hirn się zdarzy..." myślał lekko frasując się.

 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline