| Gdzieś tak 2 kwadranse jazdy przez dżunglę później, jeep zawitał w tereny, które Azjatka już poznawała. O tak, byli zdecydowanie blisko jej kryjówki, byli na tym kawałku wyspy, który znała bardzo dobrze. I trudno jej było się skryć z radością na myśl o fakcie, że za kilka minut będzie mogła spakować swoje przysłowiowe pięć rzeczy, i wykona kolejny, duży krok w kierunku opuszczenia tej cholernej wyspy. - Kontakt! - Warknął nagle Kaai, celując z karabinu w bok. Ci, którzy powiedli wzrokiem za lufą, lekko się zdenerwowali. Wściekły Triceratops, już ryczący z niezadowolenia, wpatrywał się wrogo w przejeżdżający jakieś 10 metrów od niego pojazd i… szykował się do ataku?? Sosna coś tak warknął, co było chyba wiązanką przekleństw. I tylko dodał gazu, by jak najszybciej oddalić się do dużego jaszczura. Nie mieli wszak bowiem nic chyba, co mogłoby z pewnością zabić bestię. I co najważniejsze, nie mieli żadnego powodu by się angażować w tą walkę. - Zmieniaj kierunki koło drzew, one mają problemy z manewrami. - Powiedziała do kierowcy i złapała się mocniej ram pojazdu. - Ok.- odparł Doug wykonując od razu jej polecenia. Ona znała tutejszą faunę, on nie… -Zawsze słuchać przewodników.- mruknął do siebie. Była to nauka jaką poznał w Afryce. Wszystko jednak było łatwiej powiedzieć, niż wykonać. “Sosna” z zatwardziałą miną prowadził jeepa wśród drzew, ten jednak mocno odmawiał współpracy, efektem czego pędzący już do nich Triceratops był tuż tuż… i na czymś ich po chwili mocno zarzuciło(być może korzeń?), a rogacz dopadł w końcu uciekający pojazd. Nie pomogło kilka strzałów Kaaia z karabinu, nie pomogło nieco ogłuszające łupienie “Zapałki” z shotguna, wściekły dinozaur przywalił pyskiem i rogami w tył jeepa, biorąc przy tym boczny zamach swoim łbem, zupełnie jakby chciał ich przewrócić, a nie nadziać na swe rogi. Sarah pisnęła ze strachu, a Honzo puścił wiązankę. Douglasowi udało się jednak w końcu zapanować nad maszyną, nikt z niej nie wypadł, a po dodaniu gazu i kolejnych paru drzewach(z których 2 Triceratops stratował!!) w końcu się od niego oddalili. Najpierw na kilka metrów, potem już około 10, w końcu i kilkanaście… byli bezpieczni, a sam rozjuszony gad odpuścił. - Ktoś narobił w gacie? - Nerwowo zarechotał Alazraqui. - Na to już dziesięć lat za późno. Ale… całe życie mignęło mi przed oczami. Tylko bez najciekawszych kawałków.- stwierdził Doug dodając gazu.-Cholerna wyspa. - Nie było tak źle. Darował nam tym razem - Powiedziała Hana nadal trzymając się kurczowo siedziska. I ramy wozu, słowa były nonszalanckie, ale ton już nie tak bardzo. Kilkanaście (spokojnych) minut dalszej podróży później, w końcu towarzystwo znalazło się tuż tuż kryjówki Hany, i jak dziewczyna sugerowała, tak i trzeba było teraz pozostawić jeepa, nie mieszczącego się już wśród drzew, krzewów, i tym podobnych naturalnych przeszkód, i ostatnie metry pokonać spacerkiem… tylko czy mieli iść do jej kryjówki wszyscy? Był sens? - Ja bym został w wozie, nie chce mi się tam łazić - Odezwał się “Zapałka”. - Chyba nie musicie wszyscy. Jak coś, mogę iść sama. Ten kawałek zawsze był względnie bezpieczny. I też nie mam aż tak dużo rzeczy poradzę sobie. - No to Hana powiedziała grzecznościowo, ale liczyła że ktoś, najlepiej z bronią, jednak z nią pójdzie. - Sama to raczej nie, zbyt tu niebezpiecznie - Powiedział Kaai, spoglądając na “Sosnę”. - Zgadza się.- stwierdził Sosna. - Ja bym tą twoją dziuplę chętnie zwiedził - Honzo wyszczerzył do Azjatki zęby w dosyć… trywialnym uśmieszku? Pomijając dwuznaczność wypowiedzi Hana podrapała się po głowę. Odpowiedź była poważna. - To mała jaskinia wątpię by były tam ciekawe kamienie do zbadania. - Och… czyli sugerujesz mi tu delikatnie, żebym został w jeepie? - Tym razem Geolog zaśmiał się już całkiem zwyczajowo. - Mówię tylko, że dla mnie ta jaskinia wyglądała zwyczajnie i zdecydowanie cztery osoby się nie mieszczą w środku. - Potem spojrzała na Sosnowskiego i resztę napakowanych mięśniami najemników. - Niektórzy to nawet nie przecisną się przez szczelinę. - I tak ktoś musi pójść. Pójdę ja.- stwierdził krótko Doug spoglądając na resztę w oczekiwaniu na nich reakcje. Kaai wzruszył ramionami, a “Zapałka” podrapał się po policzku. Honzo roześmiał się z… nieznanych powodów, a Sarah z przymrużonymi oczami wpatrywała się w Dougha. - To idziemy? - Zwróciła się do Sierżanta zarzucając swój pusty plecak na ramię. - Sarah… dołączysz? - zapytał Sosnowsky zerkając na panią biolog. - Oczywiście - Stwierdziła krótko Elsworth, wysiadając z jeepa. - To ja poczekam przed jaskinią, a “Zapałka” zostanie tu z Honzo i Harrym? - Kaai również wysiadł z pojazdu. - Może tak być.- zgodził się z nimi Bloody i rzekł do kobiet.-Ruszamy. Droga do kryjówki Hany trwała dwadzieścia minut w jedną stronę. Była w miarę prosta i mokra bo trzeba było przejść przez nieźle podmokły teren. Las był wysoki i rzadki na małych wysepkach na wodzie rosły grupy kolorowych kwiatów i grzybów. Było dużo owadów ale te trzymały się bliżej wysepek. Na Szczęście dzięki dobrej znajomości swojego terytorium Heo przeprowadziła wszystkich do wystającej z lasu skały. Pierwsze stałe podłoże od czasu opuszczenia jeepa. Wąska szczelina widoczna z drogi, rzeczywiście dawała dobrą przeszkodę, przeciwko większym ostrozębnym drapieżnikom. Przy samym wejściu walały się suche liście palmowe. Na patyku wetkniętym w skałę wisiała japońska laleczka. Mały fetysz mający zaklinać dobrą pogodę. - To tu…- Powiedziała sentymentalnie Heo - ...dajcie mi chwile i możemy ruszać. Nie powinno mi to zająć więcej niż z dziesięć minut. Doug skinął tylko głową i stanął z karabinem gotowym do strzału przy skale. Kobieta przecisnęła się do wnętrza jaskini w lekkim świetle dnia wpadającym przez pęknięcia w skale. Pilotka zaczęła wkładać do plecaka swój skromny dobytek. Ubrania, dokumenty, swój śpiwór i złożony mały namiot… i nagle w jej kryjówce znalazła się i Sarah, również mieszcząc się w wąskim przejściu, choć nie tak łatwo, co sama Hana. Pani biolog rozglądnęła się na chwilę po małej jaskini, to tu, to tam świecąc latarką. W końcu sam snop światła, jak i wzrok Elsworth zatrzymał się na dłoniach pakującej rzeczy Azjatki. - Już kończę…- Zapewniła starszą kobietę myśląc, że przyszła ją popędzić. Zostawiła wiszące ozdoby z muszelek, kolorowych kamyczków i plecionek z suszonych kolorowych kwiatów. Mimo, że miała do nich największy sentyment, czuła się głupio myśląc co pomyślą reszta jeśli to zabierze ze sobą. - Przecież nie poganiam? Spokojnie... - Odezwała się miłym tonem Sarah. Hana rozejrzała się po skalnym pomieszczeniu a oczy zaszkliły. Myślała że będzie łatwiej że będzie się cieszyć. A jednak się okazało, że jaskinia była na tyle dobrym domem, że aż jej było smutno go opuszczać. Spakowała ostatnią rzecz do plecaka i wstała. - Jestem gotowa.- Powiedziała z nutą smutku. - Zanim wyjdziemy… jedno pytanko… - Sarah tym razem poświeciła latarką Hanie prosto w twarz -Czy zauważyłaś jak Doug za tobą się ogląda? - Eeee? - Elokwentnie odpowiedziała Hana oślepiona światłem latarki. - Że niby jak się na mnie patrzy? -Hmmm… jakby to sensownie nazwać… - Zastanowiła się kobieta, minimalnie snop światła przemieszczając z twarzy Azjatki w dół -Zjadłby cię z butami - Szepnęła i cichutko się zaśmiała. - No z tego co się orientuje nie byłby pierwszy i zapewne nie ostatni. - Powiedziała spokojnie Hana badając o co chodziło kobiecie. - Jestem trochę zdziwiona, że mi o tym mówisz. Dr. Lie raczej wolała pchać mnie w takie nieporozumienia, a nie ostrzegać. - Nie ma to jak wymijająca odpowiedź… - Sarah latarką świeciła na piersi Hany -Sama na wyspie, taki szmat czasu, pewnie cipka swędzi co? - Myślę, że za dużo sobie Pani Doctor dopowiada teorii na mój temat i mojego stanu.- Powiedziała sucho i zimno, ale nadal spokojnie. - A myśl sobie co chcesz - Elsworth odezwała się obojętnym tonem -Twoje myśli, moje myśli, wolna wola… - To po co w ogóle zaczynasz temat? Są trzy inne kobiety w bazie w lepszym stanie ode mnie. Dlaczego nagle przyszło Pani na “obsikiwanie” Sierżanta Sosnowskiego jak swojej własności? - Hanie nie podobało się traktowanie pani doktor, i szczerze zaczynała zastanawiać się czy nie zrobić jej na złość. - Ojej, ależ ordynarny język - Zachichotała biolog -Rozmawiamy sobie, po prostu rozmawiamy, informuję co zauważyłam, przejawiam troskę o współ-rozbitkę, a tu proszę, taaakie numery. Czysta kobieca solidarność jednak nie popłaca? - Elsworth ruszyła do wyjścia. -Doktor Lie już mi pokazała, jak wygląda ta Wasza kobieca solidarność. - Powiedziała jadowicie Hana, chwile potem dodała butnie. - I możecie ją sobie w dupę wsadzić. Wyszła chwilę po starszej kobiecie i jej śmiechu, przeciskając się przez szczelinę z pełnym plecakiem i zwiniętym namiotem. Doug tam już na nie czekał. Wraz z Hawajczykiem. - To co teraz? - Spytał Kaai. - No ja mogę wracać, ta sama trasa w drugą stronę nie schodźcie ze ścieżki. - Powiedziała Hana przejmując prowadzenie grupą w drogę powrotną. - Obejrzeliśmy dinozaura i przeszukaliśmy jaskinię, zebraliśmy klejnoty z niej i klamoty Hany. Jeśli nikt nie ma jakiś propozycji, co do zwiedzania wyspy. To możemy chyba wracać do bazy, co?- zapytał blondyn. - Już wracać? Ja bym się jeszcze po okolicy pokręcił, kto wie kiedy będzie następna okazja... - Burknął Honzo. - Niech ci będzie .- machnął ręką Douglas i spojrzał na Hanę pytając.- Gdzie jest najbliższe źródło wody? Zatrzymamy się tam i Honzo się pokręci w okolicy. - W tamtą stronę. Jakieś dwa kilometry - Powiedziała wskazując miejsce jeziorka z wodospadem gdzie często się myła i pływała. - Choć bym uważała, mogą być tam zwierzęta. - Jak przy każdym wodopoju. -wzruszył ramionami blondyn i zarządził.-Więc jedziemy tam. |