Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2019, 19:21   #144
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Gdzieś tak 2 kwadranse jazdy przez dżunglę później, jeep zawitał w tereny, które Azjatka już poznawała. O tak, byli zdecydowanie blisko jej kryjówki, byli na tym kawałku wyspy, który znała bardzo dobrze. I trudno jej było się skryć z radością na myśl o fakcie, że za kilka minut będzie mogła spakować swoje przysłowiowe pięć rzeczy, i wykona kolejny, duży krok w kierunku opuszczenia tej cholernej wyspy.

- Kontakt! - Warknął nagle Kaai, celując z karabinu w bok. Ci, którzy powiedli wzrokiem za lufą, lekko się zdenerwowali.


Wściekły Triceratops, już ryczący z niezadowolenia, wpatrywał się wrogo w przejeżdżający jakieś 10 metrów od niego pojazd i… szykował się do ataku??

Sosna coś tak warknął, co było chyba wiązanką przekleństw. I tylko dodał gazu, by jak najszybciej oddalić się do dużego jaszczura. Nie mieli wszak bowiem nic chyba, co mogłoby z pewnością zabić bestię. I co najważniejsze, nie mieli żadnego powodu by się angażować w tą walkę.
- Zmieniaj kierunki koło drzew, one mają problemy z manewrami. - Powiedziała do kierowcy i złapała się mocniej ram pojazdu.
- Ok.- odparł Doug wykonując od razu jej polecenia. Ona znała tutejszą faunę, on nie…
-Zawsze słuchać przewodników.- mruknął do siebie. Była to nauka jaką poznał w Afryce.

Wszystko jednak było łatwiej powiedzieć, niż wykonać. “Sosna” z zatwardziałą miną prowadził jeepa wśród drzew, ten jednak mocno odmawiał współpracy, efektem czego pędzący już do nich Triceratops był tuż tuż… i na czymś ich po chwili mocno zarzuciło(być może korzeń?), a rogacz dopadł w końcu uciekający pojazd. Nie pomogło kilka strzałów Kaaia z karabinu, nie pomogło nieco ogłuszające łupienie “Zapałki” z shotguna, wściekły dinozaur przywalił pyskiem i rogami w tył jeepa, biorąc przy tym boczny zamach swoim łbem, zupełnie jakby chciał ich przewrócić, a nie nadziać na swe rogi. Sarah pisnęła ze strachu, a Honzo puścił wiązankę.

Douglasowi udało się jednak w końcu zapanować nad maszyną, nikt z niej nie wypadł, a po dodaniu gazu i kolejnych paru drzewach(z których 2 Triceratops stratował!!) w końcu się od niego oddalili. Najpierw na kilka metrów, potem już około 10, w końcu i kilkanaście… byli bezpieczni, a sam rozjuszony gad odpuścił.
- Ktoś narobił w gacie? - Nerwowo zarechotał Alazraqui.
- Na to już dziesięć lat za późno. Ale… całe życie mignęło mi przed oczami. Tylko bez najciekawszych kawałków.- stwierdził Doug dodając gazu.-Cholerna wyspa.
- Nie było tak źle. Darował nam tym razem - Powiedziała Hana nadal trzymając się kurczowo siedziska. I ramy wozu, słowa były nonszalanckie, ale ton już nie tak bardzo.


Kilkanaście (spokojnych) minut dalszej podróży później, w końcu towarzystwo znalazło się tuż tuż kryjówki Hany, i jak dziewczyna sugerowała, tak i trzeba było teraz pozostawić jeepa, nie mieszczącego się już wśród drzew, krzewów, i tym podobnych naturalnych przeszkód, i ostatnie metry pokonać spacerkiem… tylko czy mieli iść do jej kryjówki wszyscy? Był sens?
- Ja bym został w wozie, nie chce mi się tam łazić - Odezwał się “Zapałka”.
- Chyba nie musicie wszyscy. Jak coś, mogę iść sama. Ten kawałek zawsze był względnie bezpieczny. I też nie mam aż tak dużo rzeczy poradzę sobie. - No to Hana powiedziała grzecznościowo, ale liczyła że ktoś, najlepiej z bronią, jednak z nią pójdzie.
- Sama to raczej nie, zbyt tu niebezpiecznie - Powiedział Kaai, spoglądając na “Sosnę”.
- Zgadza się.- stwierdził Sosna.
- Ja bym tą twoją dziuplę chętnie zwiedził - Honzo wyszczerzył do Azjatki zęby w dosyć… trywialnym uśmieszku?
Pomijając dwuznaczność wypowiedzi Hana podrapała się po głowę. Odpowiedź była poważna. - To mała jaskinia wątpię by były tam ciekawe kamienie do zbadania.
- Och… czyli sugerujesz mi tu delikatnie, żebym został w jeepie? - Tym razem Geolog zaśmiał się już całkiem zwyczajowo.
- Mówię tylko, że dla mnie ta jaskinia wyglądała zwyczajnie i zdecydowanie cztery osoby się nie mieszczą w środku. - Potem spojrzała na Sosnowskiego i resztę napakowanych mięśniami najemników. - Niektórzy to nawet nie przecisną się przez szczelinę.
- I tak ktoś musi pójść. Pójdę ja.- stwierdził krótko Doug spoglądając na resztę w oczekiwaniu na nich reakcje.

Kaai wzruszył ramionami, a “Zapałka” podrapał się po policzku. Honzo roześmiał się z… nieznanych powodów, a Sarah z przymrużonymi oczami wpatrywała się w Dougha.
- To idziemy? - Zwróciła się do Sierżanta zarzucając swój pusty plecak na ramię.
- Sarah… dołączysz? - zapytał Sosnowsky zerkając na panią biolog.
- Oczywiście - Stwierdziła krótko Elsworth, wysiadając z jeepa.
- To ja poczekam przed jaskinią, a “Zapałka” zostanie tu z Honzo i Harrym? - Kaai również wysiadł z pojazdu.
- Może tak być.- zgodził się z nimi Bloody i rzekł do kobiet.-Ruszamy.

Droga do kryjówki Hany trwała dwadzieścia minut w jedną stronę. Była w miarę prosta i mokra bo trzeba było przejść przez nieźle podmokły teren. Las był wysoki i rzadki na małych wysepkach na wodzie rosły grupy kolorowych kwiatów i grzybów. Było dużo owadów ale te trzymały się bliżej wysepek. Na Szczęście dzięki dobrej znajomości swojego terytorium Heo przeprowadziła wszystkich do wystającej z lasu skały. Pierwsze stałe podłoże od czasu opuszczenia jeepa.





Wąska szczelina widoczna z drogi, rzeczywiście dawała dobrą przeszkodę, przeciwko większym ostrozębnym drapieżnikom. Przy samym wejściu walały się suche liście palmowe. Na patyku wetkniętym w skałę wisiała japońska laleczka. Mały fetysz mający zaklinać dobrą pogodę.
- To tu…- Powiedziała sentymentalnie Heo - ...dajcie mi chwile i możemy ruszać. Nie powinno mi to zająć więcej niż z dziesięć minut.
Doug skinął tylko głową i stanął z karabinem gotowym do strzału przy skale.
Kobieta przecisnęła się do wnętrza jaskini w lekkim świetle dnia wpadającym przez pęknięcia w skale. Pilotka zaczęła wkładać do plecaka swój skromny dobytek. Ubrania, dokumenty, swój śpiwór i złożony mały namiot… i nagle w jej kryjówce znalazła się i Sarah, również mieszcząc się w wąskim przejściu, choć nie tak łatwo, co sama Hana. Pani biolog rozglądnęła się na chwilę po małej jaskini, to tu, to tam świecąc latarką. W końcu sam snop światła, jak i wzrok Elsworth zatrzymał się na dłoniach pakującej rzeczy Azjatki.
- Już kończę…- Zapewniła starszą kobietę myśląc, że przyszła ją popędzić. Zostawiła wiszące ozdoby z muszelek, kolorowych kamyczków i plecionek z suszonych kolorowych kwiatów. Mimo, że miała do nich największy sentyment, czuła się głupio myśląc co pomyślą reszta jeśli to zabierze ze sobą.
- Przecież nie poganiam? Spokojnie... - Odezwała się miłym tonem Sarah.
Hana rozejrzała się po skalnym pomieszczeniu a oczy zaszkliły. Myślała że będzie łatwiej że będzie się cieszyć. A jednak się okazało, że jaskinia była na tyle dobrym domem, że aż jej było smutno go opuszczać. Spakowała ostatnią rzecz do plecaka i wstała.
- Jestem gotowa.- Powiedziała z nutą smutku.
- Zanim wyjdziemy… jedno pytanko… - Sarah tym razem poświeciła latarką Hanie prosto w twarz -Czy zauważyłaś jak Doug za tobą się ogląda?
- Eeee? - Elokwentnie odpowiedziała Hana oślepiona światłem latarki. - Że niby jak się na mnie patrzy?
-Hmmm… jakby to sensownie nazwać… - Zastanowiła się kobieta, minimalnie snop światła przemieszczając z twarzy Azjatki w dół -Zjadłby cię z butami - Szepnęła i cichutko się zaśmiała.
- No z tego co się orientuje nie byłby pierwszy i zapewne nie ostatni. - Powiedziała spokojnie Hana badając o co chodziło kobiecie. - Jestem trochę zdziwiona, że mi o tym mówisz. Dr. Lie raczej wolała pchać mnie w takie nieporozumienia, a nie ostrzegać.
- Nie ma to jak wymijająca odpowiedź… - Sarah latarką świeciła na piersi Hany -Sama na wyspie, taki szmat czasu, pewnie cipka swędzi co?
- Myślę, że za dużo sobie Pani Doctor dopowiada teorii na mój temat i mojego stanu.- Powiedziała sucho i zimno, ale nadal spokojnie.
- A myśl sobie co chcesz - Elsworth odezwała się obojętnym tonem -Twoje myśli, moje myśli, wolna wola…
- To po co w ogóle zaczynasz temat? Są trzy inne kobiety w bazie w lepszym stanie ode mnie. Dlaczego nagle przyszło Pani na “obsikiwanie” Sierżanta Sosnowskiego jak swojej własności? - Hanie nie podobało się traktowanie pani doktor, i szczerze zaczynała zastanawiać się czy nie zrobić jej na złość.
- Ojej, ależ ordynarny język - Zachichotała biolog -Rozmawiamy sobie, po prostu rozmawiamy, informuję co zauważyłam, przejawiam troskę o współ-rozbitkę, a tu proszę, taaakie numery. Czysta kobieca solidarność jednak nie popłaca? - Elsworth ruszyła do wyjścia.
-Doktor Lie już mi pokazała, jak wygląda ta Wasza kobieca solidarność. - Powiedziała jadowicie Hana, chwile potem dodała butnie. - I możecie ją sobie w dupę wsadzić.
Wyszła chwilę po starszej kobiecie i jej śmiechu, przeciskając się przez szczelinę z pełnym plecakiem i zwiniętym namiotem.
Doug tam już na nie czekał. Wraz z Hawajczykiem.
- To co teraz? - Spytał Kaai.
- No ja mogę wracać, ta sama trasa w drugą stronę nie schodźcie ze ścieżki. - Powiedziała Hana przejmując prowadzenie grupą w drogę powrotną.
- Obejrzeliśmy dinozaura i przeszukaliśmy jaskinię, zebraliśmy klejnoty z niej i klamoty Hany. Jeśli nikt nie ma jakiś propozycji, co do zwiedzania wyspy. To możemy chyba wracać do bazy, co?- zapytał blondyn.
- Już wracać? Ja bym się jeszcze po okolicy pokręcił, kto wie kiedy będzie następna okazja... - Burknął Honzo.
- Niech ci będzie .- machnął ręką Douglas i spojrzał na Hanę pytając.- Gdzie jest najbliższe źródło wody? Zatrzymamy się tam i Honzo się pokręci w okolicy.
- W tamtą stronę. Jakieś dwa kilometry - Powiedziała wskazując miejsce jeziorka z wodospadem gdzie często się myła i pływała. - Choć bym uważała, mogą być tam zwierzęta.
- Jak przy każdym wodopoju. -wzruszył ramionami blondyn i zarządził.-Więc jedziemy tam.
 
Obca jest offline