Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-02-2019, 11:28   #141
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Towarzystwo ruszyło więc jeepem w dżunglę, by zwiedzać wyspę. Po kilku minutach zostawili daleko za sobą obóz, pobliską polankę, i wszelkie okolice, które wcześniej mogli zwiedzić. Zapuszczali się coraz bardziej i bardziej na sam środek tego kawału lądu, odkrywając jego kolejne tajemnice…

Dorothy z nieznanych przyczyn dostała nagle ataku kichania. Czyżby w powietrzu było coś, co wywołało u niej taki stan? Ruda kichała i kichała, a parę osób miało z tego niezły ubaw.
- Sto lat - powiedział Peter, gdy Dot psiknęła po raz pierwszy. A potem było drugie "a psik!" i prosta droga zamieniła się w lekki zygzak.
Po trzecim kichnięciu Dorothy zatrzymała pojazd.
- Proszę... - Peter wyciągnął paczkę chusteczek.
- Dziękuję - Lie wzięła jedną i rozłożoną przyłożyła do nosa czekając aż dziwny atak kichania przejdzie.
- Masz na coś alergię?
- Nie
- powiedziała Dot między jednym kichnięciem a drugim.
- Kim, masz jakieś cudowne remedium w swej torbie - Peter zwrócił się do lekarki.
- Pokaż się... - Z wciąż czającym się gdzieś uśmiechem na ustach, wywołanym tym całym kichaniem Lie, Kimberlee przyjrzała się twarzy Dorothy.
- Nie no… oczu nie masz czerwonych, z nosa za bardzo nie cieknie… to pewnie tylko chwilowe, czasem tak jest - oceniła jej stan lekareczka. - Poczekajmy może jeszcze pięć minut i zobaczymy, czy to faktycznie jakaś alergia...

Poczekali więc owe pięć minut, ale nic więcej już się nie wydarzyło. Była to więc chwilowa reakcja Dot na… coś, i chyba już jej przeszło.
A skoro przeszło, to można było dalej jechać. Dot odpaliła ponownie jeepa i zachowując należytą ostrożność ruszyła w dalszą drogę.


Natrafili w dżungli na stado małp, które unikały bliższego spotkania, zachowując bezpieczną odległość od pojazdu i siedzących w nim ludzi…
- One zdecydowanie bardziej pasują do dżungli, niż dinozaury - stwierdził Peter, spoglądając na małpy. - Wyglądają zdecydowanie bardziej swojsko... ale chyba mniej nas lubią niż małpy w Indiach.
- E tam, małpy nudne, dinozaury to dopiero coś - wtrącił się “Bear”.
- Jasne. - Dorothy nie podzielała entuzjazmu czarnoskórego mężczyzny odnośnie spotkania dinozaurów.
- Patrzcie na to! - David nagle wstał, po czym zaczął się wydzierać na całe gardło, naśladując… odgłosy Tarzana?
- Aaaaaaaaaieeeeieeeeee...iiiiaaaaaaiiiiaaaa!! - Zawodził na całego, co spłoszyło małpy w cholibę, a Kimberlee po sekundzie niby zszokowania, zaczęła chichotać, trzymając się za brzuch.
- A gdzie twoja Jane, Tarzanie? - Dorothy również zaczęła się śmiać.
- A ona to chyba była blond co? - spytał “Bear” i spojrzał na Kim, a ta lekko poczerwieniała.
- Pora teraz przejść z bojowych okrzyków do huśtania się na liane... z wybranką w ramionach - rzucił Peter, nie podejmując tematu koloru włosów.
- O! O! O! - krzyknęła radośnie Dorothy. - Huśtawka z lian, to doskonały pomysł. Przydałaby się nam taka w obozie.
- Chcesz objąć rolę Jane? - zagadnął Peter.
- Chcę huśtawkę - poprawiła go Lie.
- Zaiste, nie masz wygórowanych wymagań.
- Sugerujesz, że za łatwo mnie zadowolić? - spytała przekornie.
Peter pokręcił głową.
- Kimże ja jestem, by się wypowiadać na ten temat... - powiedział niby-filozoficznym tonem. A wtedy “T” otworzyła oczy, odchrząknęła, po czym i ona wzięła udział w rozmowach… moment, czy ona cały czas drzemała??
- Co jeszcze do tej huśtaweczki? Słodki domek z białym płotkiem? Piesio z budą w ogródku?
- Nie, “Domek na prerii” mi się nie marzy. - Dot była w przesadny sposób zdegustowana sugestią najemniczki.
- Cóż... każdy lubi coś innego. Co zatem, miast wspomnianego domku? - zagadnął Peter.
- Po co mówić, skoro widać, że pragnienia są tak różne? - Tym razem to Dorothy zabawiła się w filozofa.
Peter nie nalegał, skoro Dot nie miała ochoty na dzielenie się swymi marzeniami.


Nieco później przemknął przez zieleń leopard, co nawet i parę osób na drobną chwilę wystraszyło.
- No nie... ta dżungla robi się coraz ciekawsza - stwierdził Peter. - Na szczęście naturalne futra wychodzą z mody.
- Ale ten… no… ładny był - wtrąciła Kim.
- Chciałabyś takiego kociaka? Mruuu..mruuu... - zaczął wygłupy “Bear”.
- Do podrapania za uszkiem. Albo łaszenia się. - Dot podłapała żartobliwy ton najemnika.
- Ładny kotek z długimi pazurkami. - Peter trzymał dystans do poruszanych propozycji.
- Powinieneś brać przykład z kolegi, sierżancie sztywniaku. - Dorothy na chwilę odwróciła głowę w stronę Petera i pokazała mu język.
- Uroczy ozorek - uśmiechnął się Peter.
- David, powiedz Peterowi, co brałeś w nocy. - Dot na krótką chwilę odwróciła się do tyłu.
- Ja Tarzan, ja nic nie brać! - “Bear” zaczął walić pięściami po swojej klacie. - Ugh! Ugh! - Nabijał się dalej z samego siebie.
- A zachowałeś się jakbyś miał we krwi sporo opioidów. - Dorothy zaśmiała się ze swojego, naukowego, żartu.
- Najwyraźniej nie tylko w taki sposób można się wprawić w dobry humor - skomentował te słowa Peter.
- Endorfiny to też opioidy - ciągnęła dalej lekkim tonem Dot. - Działają na te same receptory w mózgu.
- No to zażył dużą ilość hormonów szczęścia. - Peter obrócił się w stronę "Beara". - Tylko źródła nie chce zdradzić. Egoistyczne podejście... - Pokręcił głową.
- Wy mi tu przestańcie robić wodomózg waszymi jajogłowymi określeniami - obruszył się nagle David, po czym już usiadł spokojnie na swoim miejscu w jeepie… a Kimberlee patrzyła się, czerwona jak pomidor, gdzieś w bok, w otaczającą ich dżunglę.
- Z jednej trzeciej składu osobowego naszej małej wyprawy połowę można wykreślić - Dorothy zachichotała. - Więc dziewczyny, pozostajecie wy dwie. - Wyszczerzyła uśmiech do lusterka, jednocześnie przedstawiając je, by widzieć osoby siedzące z tyłu. Jej wzrok spotkał się z kolei z wyjątkowo poważnym spojrzeniem “T”. Najemniczka w milczeniu, jedynie minimalnie pokręciła głową… a Kim, jak i “Bear”, wpatrywali się gdzieś w wymijaną właśnie zieleninę.
Zapadła niezręczna cisza, która sugerowała, że spekulacje okazały się bliskie prawdy.
- Jak daleko musimy się zapuścić? - Dorothy zadała jedno z najgłupszych pytań w swojej karierze, byleby tylko przerwać tę krępującą, przynajmniej ją, ciszę.
- Aż zużyjemy połowę paliwa, jakie mamy w baku - odparł Peter.
- Bardzo precyzyjnie - mruknęła Dot.
- Wszak nie pokażę ci na mapie... - Peter zdawał się nie rozumieć tej reakcji. - Możemy zatoczyć krąg, albo jechać mniej więcej tą samą drogą tam i z powrotem. To pierwsze jest lepsze, ale po co mam wam psuć przyjemności płynące z możliwości wyboru.
- Wiesz, że wskaźnik paliwa to bardzo nieprecyzyjny przyrząd pomiarowy? - Dot wyjaśniła na spokojnie.
- Dlatego mamy zapasowy kanister - odparł Peter. - A w razie czego zadzwonimy po pomoc drogową - zażartował.
- Ha ha ha… - Lie bardzo źle przyjęła ten żart.
- Słyszeliście to? Jakby przewracane drzewa... - powiedziała nagle Cooke.
- Zatrzymaj się - poprosił Peter.
- Zdawało wam się - Dorothy zatrzymała pojazd, ale widać było, że robi to z wielką niechęcią. I faktycznie, coś gdzieś niedaleko trzeszczało… postanowili więc ostrożnie sprawdzić.


W końcu oczom zwiedzających dzicz ukazał się dosyć duży dinozaur, przedzierający się przez dżunglę w tylko sobie znanym celu… choć od razu można było poznać, iż osobnik był raczej wodnym okazem, a droga którą pokonywał, była już przez niego wcześniej używana?. Ale moment… wodny dinozaur, pokracznie przedzierający się przez zieleninę?
- Zbłąkana owieczka... - powiedział Peter, z zainteresowaniem przyglądając się nietypowemu zachowaniu 20-metrowego potwora. - Ale wygląda na to, że wie, dokąd idzie...
- Czy to drapieżnik? - spytała Kim.
- Hmmm - Zamyślił się na drobną chwilę “Bear”, po czym wstał z miejsca, przeładował “pięćdziesiątkę”, i wycelował w dinozaura…
- Co ty robisz? - Dorothy bardzo krytycznie oceniła poczynania najemnika.
- "Bear", nie zaczepiaj go, dopóki nie ruszy w naszą stronę. - W tym samym niemal momencie powiedział Peter, chociaż też miał broń gotową do strzału.
- Się wie, sierżancie... - Odpowiedział czarnoskóry mężczyzna najpierw Peterowi, a potem zwrócił się do Dot - Lepiej być przygotowanym, jakby tej gadzinie coś strzeliło do łba i się nami zainteresowała, nie?
- Ma śliczne ząbki, więc pewnie nie roślinkami się żywi - powiedział Peter, nawiązując do wcześniejszego pytanie Kim.
W tym czasie, Kimberlee pstryknęła dinozaurowi kilka fotek telefonem, a “T”... zaczęła coś jeść, chyba batonik, nic sobie nie robiąc z sytuacji. Podobnie zresztą, jak dinozaur, który mozolnie posuwał się przez dżunglę ku sobie chyba tylko znanemu celowi.
- Może to randka? - Peter był pełen podziwu dla desperacji wodnego stwora.
- Może, musiałbyś zapytać Sarah o to - Dot wzruszyła ramionami. A później zwróciła się do Kim. - Ona z pewnością będzie ci wdzięczna za udokumentowanie tego odkrycia. - Nawet przy najlepszych chęciach nie dało się nie usłyszeć ironii.
- Rozwiązanie tej zagadki musi poczekać, chyba że ktoś z was ma ochotę zapisać się w annałach historii odkryć naukowych - rzucił Peter. - Chyba możemy jechać - dodał, jako że obiekt ich zainteresowanie raczył sobie już kawałek odpełznąć.
- To jedziemy - Dorothy zgodziła się z Curranem. - Teraz ty prowadzisz, David siedzi koło Ciebie, a ja idę do dziewczyn.
Ruszyli dalej, w nieco zmienionej konfiguracji.
Dot rozsiadła się wygodnie z tyłu pojazdu. Sięgnęła po swój plecak i zaczęła w nim grzebać. Po chwili wyciągnęła krem, oczywiście do opalania. Zdjęła bluzkę, pod spodem miała górę od stroju kąpielowego, który wczoraj prezentowała. Nałożyła na ciało cienką warstwę kremu rozmasowując go kulistymi ruchami po ramionach, piersi, brzuchu, a później także po szyi i twarzy.
- Ktoś potrzebuje? - pomachała tubką próbując jak najbardziej położyć się na samochodowym fotelu.
- Cały kurz się do ciebie poprzykleja - powiedział Peter. W lusterku dość dobrze było widać działania Dot.
- To pójdę się później umyć - odpowiedziała mu spoglądając w to samo lusterko by złapać jego wzrok.
Odpowiedział lekkim uśmiechem.
- Znajdę ci jakieś jeziorko poszukujące rusałki - zaproponował.
- Dowieź mnie bezpiecznie do obozu, a tam już czeka rzeczka - Dorothy oparła głowę o siedzenie.
- Spróbuję - odpowiedział, po czym skupił się na drodze. “Bear” z kolei wprost przeciwnie, i nadal po kryjomu zezował przez boczne lusterko na Dorothy, nieco przy tym szczerząc ząbki.
- Uważaj, bo oślepniesz - rzucił w końcu Peter.

- To będziemy tak jeździć po tej dżungli aż… co? - odezwała się Cooke - Znajdziemy coś, przez co nam szczeny opadną, czy aż nam się znudzi? Myślicie, że w ogóle tu coś znajdziemy? Jest jakiś konkretny cel, choćby “środek wyspy” czy jedziemy dla picu? - “T” chyba zaczynała się cholernie nudzić, rozgadała się bowiem całkiem nieźle.
- A co? Chcesz powtórki z t-rexa? - Dorothy zapytała obojętnym tonem nie przerywając sobie opalania.
- Jedziemy pozwiedzać wyspę. Nigdy nie chciałaś być odkrywcą? Podróżować przez tereny nietknięte nogą człowieka? - Z cieniem ironii spytał Peter.
- Wolę konkrety… konkretny cel, konkretną gadkę i tak dalej, a nie jakieś nudne spacerki… no ale już nie marudzę, bawmy się w odkrywców - Powiedziała najemniczka nieco trywialnym tonem.
- Bo zagonię Cię do pomocy przy moich badaniach.- Dot pogrozila żartobliwie najemniczce.
- A kogo będziemy badać? - Spytała słodko “T”, a Kim aż się czymś zakrztusiła.
- Nie kogo tylko co. - Dorothy udała, że nie zrozumiała aluzji. - A właśnie Kim, tu też możesz mi pomóc, bo do Sarah to na pewno nie pójdę.
- Ale… o co chodzi? - Uśmiechnęła się blondyneczka.
- O opinię drugiej osoby znającej się na organizmach żywych. A ty myślałaś, że o co? - Lie usiadła, zdjęła okulary i spojrzała na lekarkę.
Peter przyhamował lekko. Jeep podskoczył na korzeniu, który złośliwie wyrósł na ich drodze.
- No tak, tak… ale tak konkretniej? Aua!! - Pisnęła Kimberlee gdy jeep podskoczył i złapała się obiema dłońmi za usta. Huh?
- Ostrożniej - Dorothy zwróciła uwagę kierowcy, a następnie wytłumaczyła Kim na czym polega jej problem, przyprawiając pozostałych członków zespołu o ból głowy.
- Zachęcasz wszystkich do współpracy, czy wprost przeciwnie? - zainteresował się Peter, dla odmiany zaczynając slalom między drzewami.
- Ufrysłam fie f jęsyg... - Wymamrotała po kilku chwilach Kim, a wtedy… wtedy “T” kopnęła kilka razy z buta w siedzenie Petera.
- Niedobry sierżant! Niedobry! - powiedziała drwiącym tonem najemniczka.
Peter gwałtownie zahamował.
- Komu się nie podoba, może wracać - powiedział z kpiną w głosie.
- I wracam, jak nie przestaniesz - powiedziała pełnym oburzenia głosem Dorothy. - Zęby chcę mieć wszystkie.
- Proszę bardzo. - Peter dodał gazu. - Następnym razem wybudujcie sobie autostradę.
- Nie chodzi o autostradę. - Lie odezwała się już łagodniej. - Tylko żebyś tak gwałtownie nie hamował i nie przyspieszył bez powodu. A ty mogłabyś go nie kopać. - Ostatnie zdanie Dot wypowiedziała cicho, tak żeby tylko “T” ją słyszała.
- Na wyboje nic nie poradzę, a jak ktoś kopie w fotel, to się zatrzymuję. Więc albo trzymajcie nogi blisko siebie, albo trzymajcie się mocno foteli - odparł.
- Och, ojej, przeplasiam sierżancie... - “T” odezwała się słodziutkim głosikiem do Petera - To miał być taki żarcik... - Po chwili pokazała w stronę mężczyzny język, czego ten nie widział, widziała za to rozbawiona Kim, no i siedząca z nimi na tyłach Dorothy…
- Zdziecinniałaś do reszty? - spytał dość uprzejmym tonem Peter.
- A coś ty taki spięty jak z kijem w dupie? Ja piórkuję... - Cooke fuknęła już normalnym tonem.
- A ty co na zmianę raz marudzisz, raz się zachowujesz jak dziecko?
- Nudzę się w cholerę, to sobie zabawę znalazłam… jak mi wychodzi? - “T” zaśmiała się.
- Kiepsko... A teraz na chwilę się zamknijcie - polecił.
Jeep zwolnił, a i tak zaczął podskakiwać na korzeniach, których nie dało się wyminąć.
- Może tak grzeczniej. - Dot zwróciła uwagę kierowcy. - Jedziesz w towarzystwie pań.
- Jak będzie więcej czasu na udzielanie ostrzeżeń, pani marudo - odparł.
Dorothy jedynie uniosła oczy ku górze, wyrażając w ten sposób swoją dezaprobatę dla słów Currana, który tego gestu widzieć nie mógł.

Peter po chwili musiał jednak całkowicie zatrzymać jeepa, dojechali bowiem nagle do wielkiej rozpadliny, która uniemożliwiała dalszą jazdę. Wielkie dziursko w ziemi miało szerokość około 20 metrów, a ciągnęło się zarówno w prawą jak i lewą tak daleko, jak okiem sięgnąć. Jeśli więc chcieli jechać dalej, należało chyba podjąć decyzję, którą stroną spróbować objechać ten kanion…
- To co sierżancie, w prawo albo lewo? - spytała “T”.
- A może rzucamy monetą? - zaproponował David.
- Sądząc z tego, co pokazuje mapa, to większy kawałek wyspy znajduje się po lewej stronie - powiedział Peter. - Jedziemy zatem w lewo. Kto wie, kiedy znowu będziemy mogli wybrać się na zwiedzanie wyspy.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-03-2019, 07:28   #142
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Po dwóch minutach okazało się, iż jest jak mówił Geolog, i można było zwiedzać jaskinię już bez żadnych obaw. Wszystkie niebieskawe grzybki eksplodowały, i już ich nie było… co troszeczkę zasmuciło Azjatkę. Lubiła takie przeżycia.
- No dalej marudy, idziecie? - Zawołał Honzo za “Sosną” i Haną, a Kaai wrócił do Sarah i Harrego na zewnątrz.
- Naprawdę marudzę? - Hana odwróciła się do Sosnowskiego z trochę zranioną i zawstydzoną miną.
- Nie. Za to nasz geolog coś ukrywa. Albo znalazł wejście do krainy nimfomanek, albo złoże diamentów. Albo… sam nie wiem. Coś za bardzo się napalił na tą dziurę w ziemi.- wyłożył swoje podejrzenia “Bloody”.
- Latarka by się przydała! - Warknął na przodzie Honzo - Bo te techno-patyczki to sobie możesz Sosnowsky w tyłek wsadzić… masz jakąś czy nie? Czy ja mam tu świecić oczami?
- Muszą ci wystarczyć, chyba że kto jeszcze ma latarkę.- wzruszył ramionami Doug. On tam używał ich od lat i nigdy nie narzekał.
- Przy zielonym świetle gówno widzę, czy kryształy które znalazłem, są coś warte, czy nie - Stwierdził Alazraqui - Więęęęęęc?
- Czy w samochodzie nie ma zapasowej? Jak tak mogę przynieść. - Zapytała Hana próbując jednocześnie załagodzić sytuację.
- Nie dramatyzuj. Zbierz próbki, oceń ile tego jest… a wycenisz w obozie.- machnął ręką Douglas wyraźnie mający dość tych narzekań.- Na spokojnie i w wygodzie namiotu.
- Tak Hano, w jeepie powinny być latarki, a pewnie i każdy z najemników ma takie w plecakach, więc jeśli byłabyś łaskawa i skoczyła po nie, to byłbym wdzięczny - Odezwał się do Azjatki Honzo, a po chwili i do “Sosny” - Słuchaj kolego, jeśli te kryształy to to, co myślę, to nawet złe pobranie próbki może przyczynić się do strat w wysokości kilku tysięcy dolców, więc SERIO potrzebuję dobrego światła...
- On It! - Heo przytaknęła i poszła w stronę Jeepa. Trochę się naszukała bo nie miała pojęcia gdzie te latarki są ale w końcu wróciła z dwoma latarkami do reszty.
- Naukowcy.- sarknął tylko pod nosem blondyn mając głęboko między pośladami dramatyzowanie Honzo. Nie był to pierwszy jajogłowy z jakim przyszło mu pracować i większość z nich uważała swoją robotę za absolutnie ważną… czy to było szukanie złóż diamentów, czy liczenie poczwarek żuków gnojarzy w gównie słonia.
Po paru dłuższych chwilach - wśród cichego marudzenia pod nosem Honzo - zjawiła się na powrót Azjatka ze światłem, i pierniczony Geolog był już zadowolony… a po chwili to chyba nawet i podwójnie, bo aż sobie zagwizdał. Zabrał się szybko do roboty, delikatnie pobierając te swoje cholerne próbki. W końcu spojrzał z zadowoloną miną na towarzyszącą jemu parkę.
- Wiecie co to jest? - Spytał, pokazując na swojej dłoni jakiś zielonkawy kryształ.



- Ładny kamień szlachetny? - Hana nie ukrywała że nie zna się skałach.
-Jakiś szmaragd?- spytał Sosna wzruszając ramionami.
- Jeśli się nie mylę… a mylę się mało kiedy… to to jest Aleksandryt. Jeden z dziesięciu bardzo rzadkich kamieni szlachetnych na świecie, a i droższy niż złoto. To co trzymam w dłoni może być warte i 50 tysięcy, zależy od liczby karatów… a w jaskini tego sporo - Alazraqui wyszczerzył zęby do obojga.
- W takim razie niewiele stracisz jak ten się zniszczy. Bo jest ich tu sporo.Chciwość to jedna, a chciwość zdążająca do głupoty to… druga sprawa - wyłożył swoją filozofię najemnik.-Płacą nam i tak sporo. I chyba obiecali jakieś udziały w znaleziskach? Więc tak naprawdę dla nas warte będzie to co nam wypłacą za znalezienie tego miejsca i oznaczenie go na mapie.
A sam kamyk był dla Douga, brzydki i mało interesujący.
- Czy to naprawdę takie rzadkie znalezisko? - Azjatka starała przynajmniej grzecznościowo okazać zainteresowanie.
- Owszem, ciężko wyszukać na ziemi Aleksandryty, stąd i ich wielka cena - Odparł Honzo, zwracając się do Hany - Nie wiem jak wam, ale mi się ta wyspa zaczyna coraz bardziej podobać! To nanoś Sosnowsky koordynaty na mapę, i zabieramy się za co tam teraz ty uważasz… ja już jestem zadowolony.
- Taaa… pewnie nie tylko tobie ta wyspa się spodoba, ale to już nie mój problem.- odparł Doug nanosząc miejsce na mapę.- To teraz czas na klamoty Hany, a potem mamy fajrant w bazie.
- Yay…- Odezwała się zainteresowana choć był to cichy optymizm, bo w środku jego okazania kobieta zorientowała się, że to co robi jest dziecinne. - Znaczy … jak ktoś ma jeszcze coś do załatwienia mogę poczekać…
- Możemy iść do pozostałych, nie wiemy jednak czy Sarah chce już jechać dalej - Przytaknął Azjatce Alazraqui.
- Dobra… to zapytam się ją i ruszamy dalej.- podjął decyzję “Bloody”.- Przebywanie w pobliżu góry darmowego mięsa w dżungli pełnej mięsożerców powinniśmy ograniczyć do minimum.
Hana skierowała się do samochodu zostawiając rozmowy z panią zoolog Sierżantowi Sosnowskiemu.
Ten zaś zbliżył się do Sarah i spytał.-Gotowa, bo już wypadałoby się stąd zbierać.
- A mam inny wybór? - Spytała kobieta, z rękami ubabranymi do łokci wnętrznościami Tyranozaura - Podrapiesz mnie po nosie? - Uśmiechnęła się słodko do “Sosny”.
- Wiesz… wyglądasz uroczo, z tą krwią. Budzisz we mnie pierwotne instynkty. A seks jest jednym z nich, ale… nie chciałbym tu być jak trafią się inni amatorzy darmowej wyżerki.- odparł najemnik spełniając jej kaprys.
- Dobrze, to jedziemy - Zgodziła się z nim kobieta.



Kiedy ekipa została zebrana Hana usiadła z przodu pokazując na mapie miejsce gdzie mniej więcej powinni dojechać.
- Potem jest gęsty las i pewnie trzeba będzie zostawić samochód. - wyjaśniła Hana.
- Gdzieś ty się mała schowała, w jakiejś dziupli? - spytał Honzo.
- Znalazłam małą jaskinie, jest środku lasu, nie zdążyłam zrobić podjazdu. - Heo spróbowała rzucić żartem.
- Dobre… bierzmy się za robotę. Leziemy do jaskini, bierzemy co mamy brać. Wracamy do obozowiska i możemy odpocząć przy rzeczce...każdy jak chce. Pasuje wszystkim?- zaproponował Doug.
Hana potwierdziła cichym ‘tak’.
 
Obca jest offline  
Stary 03-03-2019, 09:01   #143
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wyprawa Dot i Petera

Po przejechaniu następnego kilometra wzdłuż kanionu, towarzystwo w jeepie dotarło nagle do… wąwozu. Jak okiem sięgnąć skały, wysokie i na 30 metrów, a między nimi zbyt mało miejsca, by tam wjechać pojazdem. Oj, w tym kierunku to chyba raczej dalej nic z tego.


- Odbijamy bardziej w lewo, czy co? - spytał “Bear”, spoglądając dla odmiany w prawo, na kanion, który tam mieli.
- A może się powspinamy? Ja potrafię... - zaproponowała cichym tonem Kim.
- Bez sprzętu?- Dot popatrzyła się na skały, na lekarkę, znów na skały i ponownie na Kim… która wymownie odchrząknęła, okręciła się na fotelu, po czym z wypiętą pupcią zaczęła z niego grzebać na pace, w końcu wymownie pokazując Dorothy plecak z linami i podobnym tałatajstwem, które do wspinaczki było potrzebne. Oj… czyżby rudowłosa przegapiła fakt posiadania tego co potrzebowali? A w tym czasie, “Bear” pożerał wzrokiem wypięty tyłeczek blondyneczki… zresztą nie tylko on, choć na chwilę zawiesił na nim wzrok.
- Będę ci kibicować - rzuciła Dot .
- Samej cię nie puszczę - powiedział Peter. - A nuż na górze siedzą jacyś miłośnicy, którzy się zechcą skusić na apetyczną blondynkę.
- To... - Zaczęła “T”.
- Ja pójdę! - wtrynił się w pół zdania David. - Wbrew pozorom umiem się wspinać, miałem przeszkolenie!
- A ja sobie tu kocyk rozłożę. - Dot kiwnięciem głowy oznajmiła, że popiera pomysł czarnoskórego najemnika i lekarki.
- Idźcie więc - powiedział Peter, który uznał, że nie może się rozdwoić.

Kimberlee ochoczo zabrała się więc do przygotowań odnośnie wspinaczki, w czym z jeszcze większym humorkiem pomagał jej “Bear”, a “T”... na słowa Dot o kocyku poczuła się chyba jak piąte koło u wozu, to raz spoglądając z dziwną miną na Petera, to na Dorothy.
- Zostanę w jeepie, przy “pięćdziesiątce”, i będę pilnowała terenu - Powiedziała w końcu.
- Ale ja się nigdzie nie wybieram- Dot zrobiła zdziwioną minę. - Nie musicie mnie we dwójkę pilnować - Zabrała się za wypakowanie swojego kocyka.
Peter spojrzał na "T" i lekko wzruszył ramionami.
- Jeszcze trochę kremu? - spytał.
- Nie dziękuję. - pani biolog znalazła sobie odpowiednie miejsce. Rozścieliła kocyk. Zdjęła resztę ubrania i położyła się, przykrywając twarz kapeluszem.
Peter przez moment przyglądał się Dot, po czym podszedł do "T".
- Rozejrzę się po okolicy - powiedział. Zabrał broń i ruszył na mały spacerek. Od czasu do czasu spoglądał w stronę, wspinała się dwójka uczestników wycieczki.
- Czy to rozsądne, taki samotny spacer? - Dorothy Lie odezwała się nie przerywając sobie kąpieli słonecznej.
- Nie sprawiasz wrażenia osoby chętnej na spacer. - Peter spojrzał na rozciągniętą na kocyku Dot. - Sprawdzę tylko, czy w najbliższej okolicy nic się nie kręci. Zaraz wrócę. - Obiecał. - I będę od ciebie odganiać wszystkie stwory, które się tu zlecą skuszone twymi wdziękami - złożył kolejną obietnicę.
- Baker zabronił samotnych wypraw. - Dorothy podniosła nieco kapelusz by móc cokolwiek widzieć.
- Postaram się nie odchodzić zbyt daleko - zapewnił Peter, zaskoczony nieco napadem praworządności, jaki zademonstrowała Dot. - Będę mniej więcej w zasięgu wzroku.
- Czyli są równi i równiejsi - powiedziała Lie z przekąsem.
- Jako że jestem za ciebie odpowiedzialny, więc muszę to zrobić. Sam, skoro ty zostajesz tu.
- Ta śpiewka zaczyna robić się nudna - odpowiedziała mu śpiewnie i ponownie zasłoniła twarz.
- Z chęcią cię zaproszę na spacer - powiedział Peter. - Nie uciekam od ciebie.
- Wtedy “T” zostanie sama. - Dot znowu podniosła kapelusz. - Nie możesz poczekać, aż Kim i David wrócą?.
Peter przeniósł wzrok z Dot na "T", po czym ponownie na Dot.
- Dobrze, dobrze... Ale to może potrwać. - Odszedł kilka metrów od opalającej się dziewczyny. Sięgnął po lornetkę i zaczął obserwować okolicę, od czasu do czasu spoglądając w stronę skał, na które wybrała się tamta dwójka.

Kimberlee i David wspinali się mozolnie po skałach coraz wyżej i wyżej, używając lin, uprzęży, karabińczyków, i całego tego ustrojstwa, jakie było potrzebne przy takich zajęciach, i nawet im to wychodziło… a obecnie byli już na wysokości jakiś 10 metrów.

W tym czasie “T” zrobiła sobie nieco wygodniej w jeepie, ściągając z siebie kamizelkę ze sprzętem, a nawet i buty i skarpetki, by nieco “przewietrzyć” sobie stopy…

I nagle wszystkim podeszło serce do gardła, gdy rozległ się wrzask Kim.

Dziewczyna wisiała na linie 10 metrów nad ziemią, bujając się nieco wśród skalnej ściany, a znajdujący się o 2 metry niżej jej “Bear” klął na całego. Po chwili jednak jakoś sobie oboje poradzili, i Kimberlee znowu przylgnęła do ściany…
- Jasna cholera - Skomentowała wszystko z jeepa Cooke.
- Szlag! - rzucił Peter, przyglądając się tamtej parze. - Nie powinienem był jej tam puszczać... - dodał znacznie ciszej.
Słysząc przekleństwa najemników Dorothy podniosła się, żeby zobaczyć co się dzieje. Już miała coś powiedzieć, gdy zobaczyła co się stało i tak zastygła z szeroko otwartymi ustami z wyrazem przerażenia malującym się na twarzy.
Peter zrobił kilka kroków w stronę 'alpinistów'.
- Kim, David, wracajcie! - zawołał. - Już!
Gestem poparł polecenie.
- Wszystko ok - powiedziała po chwili Kimberlee.
- Mamy liny asekuratyjne! - dodał “Bear”. Oboje więc chcieli się wspinać dalej? W sumie byli już tak w połowie drogi… “T” spojrzała wyczekująco na Currana.
- Ty byś ich puściła? Cholerna randka na wysokościach - powiedział cicho. - Kim, jeszcze jeden taki numer, a dostaniesz lanie![/i - rzucił głośno. - "Bear", jak jej się coś stanie, to osobiście cię zastrzelę! - dodał.
- Każ im zejść. - Pisnęła Dot.
- Psssst! - Cooke starała się zwrócić uwagę Dorothy na siebie, ale żeby i jednocześnie niczego nie zauważył Peter - Ruuudaaa… zostaw… ich… w spokoju... - Wyszeptała z jeepa najemniczka, na końcu pokazując Dot język.
- Co chcesz?- Dot przeniosła na nią wzrok, a słowa bardziej dało się wyczytać z ruchu warg niż usłyszeć. “T” z kolei pokręciła z rezygnacją głową… po czym nagłym ruchem podniosła swoją koszulkę w górę, ukazując na drobną chwilkę nagie persi!!
- Wracaj do leżakowania! - Powiedziała już głośno, po czym się zaśmiała.
- Ja też tak potrafię.- Dot pokazała “T” język i na równie krótką chwilę odsłoniła swój biust.
- Ładnie się bawicie. - Peter, który zobaczył jedynie część tych demonstracji, pokiwał głową.
- Mamy czym się chwalić, to się chwalimy. - Dorothy wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Z tego właśnie powodu nie mam nic przeciwko temu chwaleniu się - odparł.
- Ale żeby nie wprowadzać cię w zakłopotanie przestanę. - Dorothy ponownie położyła się. - Oni wrócą i co? Gdzie dalej jedziemy? Ale najpierw coś zjemy.
- Zakłopotanie, powiadasz? - Peter spojrzał na mówiącą. -
Powiedz od razu, że mi skąpisz takich widoków.[/i]
- Biedactwo - Dot udała zatroskaną.
- Od tego nie zbiedniałabyś. - Peter udał, że nie rozumie.
- A może ty tak coś pokażesz? Hmm…? - Dorothy uniosła odrobinę kapelusz by widzieć twarz mężczyzny.
- Ty górę i ja górę? Może być...
- A może od razu pójdziemy na całość? - Lie podpuszczała rozmówcę.
- Ależ daj dobry przykład... I tak nie starczy ci odwagi - odparł.
- Mam na sobie mniej rzeczy - Dot zaczęła się z nim licytować.
- To tym bardziej możesz zacząć. I szybciej skończysz. Tylko nie tu... Jeszcze "Bear" spojrzy i nie daj Boże spadnie...
- Wiedziałam, że nawet koszulki nie zdejmiesz. - Lekka drwina pobrzmiewała w głosie rudowłosej.
- Zapraszam tam. - Wskazał na miejsce, w którym żaden ze wspinaczy nie widziałby ewentualnej striptizerki. Ani striptizera.
Ruszył we wskazanym kierunku.
- Zapomnij. - Dot nie zamierzała wcale podnosić się z miejsca.
- Skoro się wycofujesz... - Peter się uśmiechnął.
- Oczywiście. - Dorothy odezwała się nieco znudzonym głosem. - Co chwilę zmieniasz zasady gry.
- Ależ możesz się rozbierać tam, gdzie jesteś. - Peter wzruszył ramionami. - Najwyżej będzie większa widownia.

- Robaczki, idźcie sobie gdzieś na stronkę i będzie po kłopocie... - odezwała się “T”, chcąc czy nie, przysłuchująca się całej tej rozmowie z rozbawioną miną. W tym czasie, Kim i “Bear” wspinali się dalej już bez żadnych ekscesów, i byli dobre 20 metrów w górę, prawie już na szczycie formacji skalnej.

- Mnie jest dobrze tu, gdzie jestem. - Dorothy poprawiła się na kocyku. - Tak że nigdzie się nie wybieram, przynajmniej póki tamta dwójka nie wrócić.
Peter, z kawałkiem pełnej liści gałęzi, usiadł obok niej.
- Myślałam, że wybierasz się gdzieś tam. - Ruda bez patrzenia wskazała ręką miejsce, które jej się wydawało, że Curran upatrzył sobie.
- Skoro tak się boisz o moje zdrowie, to nie odstąpię cię ani o krok - odparł z lekką kpiną w głosie.
- A myślałam, że boisz się Bakera - odparła w podobny sposób.
- Bać się? To taki miły człowiek - stwierdził Peter. - [/i]Ja się najwyżej mogę bać, że którejś z was coś się stanie.[/i]
- Wzruszająca jest ta twoja troska o nas wszystkie - Wypowiedź Dorothy podszyta była ironią i do tego dość głośną, by nie uszła czasem uwadze najemniczki.
- Wzruszyłaś się? - spytał Peter. - Może chusteczką służyć?
- Wysmarowałbyś jej lepiej plecki olejkiem do opalania - powiedziała “T” z drwiącym uśmieszkiem.

- Hej sierżancie, jesteśmy na górze - Usłyszał nagle Curran w swoim komunikatorze, i spojrzał na ścianę gdzie wspinał się David i Kim, i faktycznie, obojga już tam nie było. Dotarli więc na samą górę… - Widoki niezłe, niemal na całą wyspę, chwilę tu posiedzimy, polukam przez lornetkę - Meldował “Bear”.
- Bawcie się dobrze - odpowiedział Peter - ale pamiętajcie, co spotkało Allana. Zróbcie parę fotek, ale żadnych głupot, jasne?
- Się wie, przecież byłem przy tym w wersji full live - odpowiedział Dave - Dobra, to chwilowo bez odbioru... - Odmeldował się.

- [i]A może ty chcesz się poopalać?[/] - Peter spojrzał na "T".
- Opalam brzuch, a nie plecy - odezwała się ruda.
- Nie będę się wam wtryniała w wasze sprawy… zresztą i tak czuć zgrzyty w raju - zaśmiała się Cooke.
- Miał być raj, ale roi się w nim od potworów. - Dorothy podjęła temat rajskiej wyspy, na której przebywali.
- Nawet węże - potwierdził z lekką kpiną Peter. - Najwyraźniej twórca tego raju czegoś nie dopatrzył. Ale ja wolę widzieć plusy tej wyspy, niż minusy.
- A jakie by to były? - zaciekawiła się “T”, po czym wygrzebała z jeepa jakąś plandekę i zarzuciła na pałąki ochronne, by w ten sposób zrobić sobie osłonę przed słońcem, które chyba zaczęło jej się dawać we znaki, jak tak sobie siedziała w pojeździe.
- Plusy? Piękne kobiety na przykład - odparł Peter, który wstał i poszedł w ślady "T", czyli uciekł przed słońcem w cień najbliższego drzewa.
- Nie podoba ci się wyspa “T”? - Dorothy została jeszcze na słońcu.
- Przecież nic takiego nie twierdzę... - Odpowiedziała najemniczka - Można spotkać ciekawych ludzi, i przeżyć ciekawe rzeczy... - Uśmiechnęła się przelotnie w kierunku Dot.
- Dot, może jednak zaczniesz opalać plecy? - spytał Peter.
- Może jednak nie - Rudowłosa kobieta odpowiedziała najemnikowi i gdyby nie kapelusz zasłaniający jej twarz, to pewnie widziałby ten wystawiony język.
- Nierówno się opalisz - stwierdził. - Ale to twoja opalenizna, nie moja.
- Masz rację. - Dorothy podniosła się. - Opalenizna będzie nierówna. Także koniec tego dobrego. - Podeszła do jeepa, wyciągnęła swoje rzeczy, a także butelkę z wodą. Ubrała się w to co miała na sobie wcześniej. A później napiła się.


Po jakimś kwadransie, a może i nawet nieco dłużej, na łączu odezwał się ponownie “Bear”... swoją drogą, co oni tam na górze tak długo robili??
- Sierżancie, nie wiem czy mi wzrok robi figle, ale gapię się przez tą lornetkę już chyba i kwadrans, i wypatrzyłem jakąś chyba metalową ścianę w pobliskim wzgórzu. Kim potwierdza obserwacje, więc udaru raczej nie mam...
- Rozumiem... Sąsiednie, to w którą stronę? Może zatem już zejdziecie, skoro zobaczyliście już coś ciekawego? - odparł Peter. - Będę bardziej spokojny, jak się znajdziecie na ziemi, znaczy bliżej nas, a nie tam, w przestworzach.
- Po twojej prawej stronie, gdzieś pół klika będzie - Odpowiedział po chwili Curranowi “Bear”.
- Skoroście się już napatrzyli, to schodźcie na dół - polecił Peter. - Trzeba coś zjeść i ruszamy dalej zwiedzać. Może się uda sprawdzić, co odkryliście. Bez odbioru.

Po jakimś kwadransie czasu, Kim i David znaleźli się cało na dole przy pozostałych, można więc było coś przekąsić i udać się na dalsze zwiedzanie… dziewczyna pokazała kilka fotek wyspy zrobionych za pomocą smartfona, w tym i owej niby metalowej ściany w zboczu wzgórza, jednak wszystko było w małych detalach i ledwie co rozpoznawalne. Parka wspinaczy jednak tym małym szczegółem się absolutnie nie przejęła, a ich iście szampańskie humory nie był raczej w stanie zepsuć żaden komentarz…

- Zjedzmy coś - powiedział Peter - i jedziemy sprawdzić, co takiego odkryliście.
- To nic wyszukanego, ale… - Dot poklepała miejsce koło siebie na kocu, na którym stały, jak na piknik przystało, racje żywnościowe które zabrali ze sobą. - Zawsze można użyć wyobraźni. - Uśmiechnęła się do dwójki, która wróciła ze wspinaczki.

Po posiłku wszyscy zapakowali się z powrotem do jeepa, oczywiście w takiej samej konfiguracji w jakiej tu dotarli, i ruszyli w dalszą drogę.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-03-2019, 19:21   #144
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Gdzieś tak 2 kwadranse jazdy przez dżunglę później, jeep zawitał w tereny, które Azjatka już poznawała. O tak, byli zdecydowanie blisko jej kryjówki, byli na tym kawałku wyspy, który znała bardzo dobrze. I trudno jej było się skryć z radością na myśl o fakcie, że za kilka minut będzie mogła spakować swoje przysłowiowe pięć rzeczy, i wykona kolejny, duży krok w kierunku opuszczenia tej cholernej wyspy.

- Kontakt! - Warknął nagle Kaai, celując z karabinu w bok. Ci, którzy powiedli wzrokiem za lufą, lekko się zdenerwowali.


Wściekły Triceratops, już ryczący z niezadowolenia, wpatrywał się wrogo w przejeżdżający jakieś 10 metrów od niego pojazd i… szykował się do ataku??

Sosna coś tak warknął, co było chyba wiązanką przekleństw. I tylko dodał gazu, by jak najszybciej oddalić się do dużego jaszczura. Nie mieli wszak bowiem nic chyba, co mogłoby z pewnością zabić bestię. I co najważniejsze, nie mieli żadnego powodu by się angażować w tą walkę.
- Zmieniaj kierunki koło drzew, one mają problemy z manewrami. - Powiedziała do kierowcy i złapała się mocniej ram pojazdu.
- Ok.- odparł Doug wykonując od razu jej polecenia. Ona znała tutejszą faunę, on nie…
-Zawsze słuchać przewodników.- mruknął do siebie. Była to nauka jaką poznał w Afryce.

Wszystko jednak było łatwiej powiedzieć, niż wykonać. “Sosna” z zatwardziałą miną prowadził jeepa wśród drzew, ten jednak mocno odmawiał współpracy, efektem czego pędzący już do nich Triceratops był tuż tuż… i na czymś ich po chwili mocno zarzuciło(być może korzeń?), a rogacz dopadł w końcu uciekający pojazd. Nie pomogło kilka strzałów Kaaia z karabinu, nie pomogło nieco ogłuszające łupienie “Zapałki” z shotguna, wściekły dinozaur przywalił pyskiem i rogami w tył jeepa, biorąc przy tym boczny zamach swoim łbem, zupełnie jakby chciał ich przewrócić, a nie nadziać na swe rogi. Sarah pisnęła ze strachu, a Honzo puścił wiązankę.

Douglasowi udało się jednak w końcu zapanować nad maszyną, nikt z niej nie wypadł, a po dodaniu gazu i kolejnych paru drzewach(z których 2 Triceratops stratował!!) w końcu się od niego oddalili. Najpierw na kilka metrów, potem już około 10, w końcu i kilkanaście… byli bezpieczni, a sam rozjuszony gad odpuścił.
- Ktoś narobił w gacie? - Nerwowo zarechotał Alazraqui.
- Na to już dziesięć lat za późno. Ale… całe życie mignęło mi przed oczami. Tylko bez najciekawszych kawałków.- stwierdził Doug dodając gazu.-Cholerna wyspa.
- Nie było tak źle. Darował nam tym razem - Powiedziała Hana nadal trzymając się kurczowo siedziska. I ramy wozu, słowa były nonszalanckie, ale ton już nie tak bardzo.


Kilkanaście (spokojnych) minut dalszej podróży później, w końcu towarzystwo znalazło się tuż tuż kryjówki Hany, i jak dziewczyna sugerowała, tak i trzeba było teraz pozostawić jeepa, nie mieszczącego się już wśród drzew, krzewów, i tym podobnych naturalnych przeszkód, i ostatnie metry pokonać spacerkiem… tylko czy mieli iść do jej kryjówki wszyscy? Był sens?
- Ja bym został w wozie, nie chce mi się tam łazić - Odezwał się “Zapałka”.
- Chyba nie musicie wszyscy. Jak coś, mogę iść sama. Ten kawałek zawsze był względnie bezpieczny. I też nie mam aż tak dużo rzeczy poradzę sobie. - No to Hana powiedziała grzecznościowo, ale liczyła że ktoś, najlepiej z bronią, jednak z nią pójdzie.
- Sama to raczej nie, zbyt tu niebezpiecznie - Powiedział Kaai, spoglądając na “Sosnę”.
- Zgadza się.- stwierdził Sosna.
- Ja bym tą twoją dziuplę chętnie zwiedził - Honzo wyszczerzył do Azjatki zęby w dosyć… trywialnym uśmieszku?
Pomijając dwuznaczność wypowiedzi Hana podrapała się po głowę. Odpowiedź była poważna. - To mała jaskinia wątpię by były tam ciekawe kamienie do zbadania.
- Och… czyli sugerujesz mi tu delikatnie, żebym został w jeepie? - Tym razem Geolog zaśmiał się już całkiem zwyczajowo.
- Mówię tylko, że dla mnie ta jaskinia wyglądała zwyczajnie i zdecydowanie cztery osoby się nie mieszczą w środku. - Potem spojrzała na Sosnowskiego i resztę napakowanych mięśniami najemników. - Niektórzy to nawet nie przecisną się przez szczelinę.
- I tak ktoś musi pójść. Pójdę ja.- stwierdził krótko Doug spoglądając na resztę w oczekiwaniu na nich reakcje.

Kaai wzruszył ramionami, a “Zapałka” podrapał się po policzku. Honzo roześmiał się z… nieznanych powodów, a Sarah z przymrużonymi oczami wpatrywała się w Dougha.
- To idziemy? - Zwróciła się do Sierżanta zarzucając swój pusty plecak na ramię.
- Sarah… dołączysz? - zapytał Sosnowsky zerkając na panią biolog.
- Oczywiście - Stwierdziła krótko Elsworth, wysiadając z jeepa.
- To ja poczekam przed jaskinią, a “Zapałka” zostanie tu z Honzo i Harrym? - Kaai również wysiadł z pojazdu.
- Może tak być.- zgodził się z nimi Bloody i rzekł do kobiet.-Ruszamy.

Droga do kryjówki Hany trwała dwadzieścia minut w jedną stronę. Była w miarę prosta i mokra bo trzeba było przejść przez nieźle podmokły teren. Las był wysoki i rzadki na małych wysepkach na wodzie rosły grupy kolorowych kwiatów i grzybów. Było dużo owadów ale te trzymały się bliżej wysepek. Na Szczęście dzięki dobrej znajomości swojego terytorium Heo przeprowadziła wszystkich do wystającej z lasu skały. Pierwsze stałe podłoże od czasu opuszczenia jeepa.





Wąska szczelina widoczna z drogi, rzeczywiście dawała dobrą przeszkodę, przeciwko większym ostrozębnym drapieżnikom. Przy samym wejściu walały się suche liście palmowe. Na patyku wetkniętym w skałę wisiała japońska laleczka. Mały fetysz mający zaklinać dobrą pogodę.
- To tu…- Powiedziała sentymentalnie Heo - ...dajcie mi chwile i możemy ruszać. Nie powinno mi to zająć więcej niż z dziesięć minut.
Doug skinął tylko głową i stanął z karabinem gotowym do strzału przy skale.
Kobieta przecisnęła się do wnętrza jaskini w lekkim świetle dnia wpadającym przez pęknięcia w skale. Pilotka zaczęła wkładać do plecaka swój skromny dobytek. Ubrania, dokumenty, swój śpiwór i złożony mały namiot… i nagle w jej kryjówce znalazła się i Sarah, również mieszcząc się w wąskim przejściu, choć nie tak łatwo, co sama Hana. Pani biolog rozglądnęła się na chwilę po małej jaskini, to tu, to tam świecąc latarką. W końcu sam snop światła, jak i wzrok Elsworth zatrzymał się na dłoniach pakującej rzeczy Azjatki.
- Już kończę…- Zapewniła starszą kobietę myśląc, że przyszła ją popędzić. Zostawiła wiszące ozdoby z muszelek, kolorowych kamyczków i plecionek z suszonych kolorowych kwiatów. Mimo, że miała do nich największy sentyment, czuła się głupio myśląc co pomyślą reszta jeśli to zabierze ze sobą.
- Przecież nie poganiam? Spokojnie... - Odezwała się miłym tonem Sarah.
Hana rozejrzała się po skalnym pomieszczeniu a oczy zaszkliły. Myślała że będzie łatwiej że będzie się cieszyć. A jednak się okazało, że jaskinia była na tyle dobrym domem, że aż jej było smutno go opuszczać. Spakowała ostatnią rzecz do plecaka i wstała.
- Jestem gotowa.- Powiedziała z nutą smutku.
- Zanim wyjdziemy… jedno pytanko… - Sarah tym razem poświeciła latarką Hanie prosto w twarz -Czy zauważyłaś jak Doug za tobą się ogląda?
- Eeee? - Elokwentnie odpowiedziała Hana oślepiona światłem latarki. - Że niby jak się na mnie patrzy?
-Hmmm… jakby to sensownie nazwać… - Zastanowiła się kobieta, minimalnie snop światła przemieszczając z twarzy Azjatki w dół -Zjadłby cię z butami - Szepnęła i cichutko się zaśmiała.
- No z tego co się orientuje nie byłby pierwszy i zapewne nie ostatni. - Powiedziała spokojnie Hana badając o co chodziło kobiecie. - Jestem trochę zdziwiona, że mi o tym mówisz. Dr. Lie raczej wolała pchać mnie w takie nieporozumienia, a nie ostrzegać.
- Nie ma to jak wymijająca odpowiedź… - Sarah latarką świeciła na piersi Hany -Sama na wyspie, taki szmat czasu, pewnie cipka swędzi co?
- Myślę, że za dużo sobie Pani Doctor dopowiada teorii na mój temat i mojego stanu.- Powiedziała sucho i zimno, ale nadal spokojnie.
- A myśl sobie co chcesz - Elsworth odezwała się obojętnym tonem -Twoje myśli, moje myśli, wolna wola…
- To po co w ogóle zaczynasz temat? Są trzy inne kobiety w bazie w lepszym stanie ode mnie. Dlaczego nagle przyszło Pani na “obsikiwanie” Sierżanta Sosnowskiego jak swojej własności? - Hanie nie podobało się traktowanie pani doktor, i szczerze zaczynała zastanawiać się czy nie zrobić jej na złość.
- Ojej, ależ ordynarny język - Zachichotała biolog -Rozmawiamy sobie, po prostu rozmawiamy, informuję co zauważyłam, przejawiam troskę o współ-rozbitkę, a tu proszę, taaakie numery. Czysta kobieca solidarność jednak nie popłaca? - Elsworth ruszyła do wyjścia.
-Doktor Lie już mi pokazała, jak wygląda ta Wasza kobieca solidarność. - Powiedziała jadowicie Hana, chwile potem dodała butnie. - I możecie ją sobie w dupę wsadzić.
Wyszła chwilę po starszej kobiecie i jej śmiechu, przeciskając się przez szczelinę z pełnym plecakiem i zwiniętym namiotem.
Doug tam już na nie czekał. Wraz z Hawajczykiem.
- To co teraz? - Spytał Kaai.
- No ja mogę wracać, ta sama trasa w drugą stronę nie schodźcie ze ścieżki. - Powiedziała Hana przejmując prowadzenie grupą w drogę powrotną.
- Obejrzeliśmy dinozaura i przeszukaliśmy jaskinię, zebraliśmy klejnoty z niej i klamoty Hany. Jeśli nikt nie ma jakiś propozycji, co do zwiedzania wyspy. To możemy chyba wracać do bazy, co?- zapytał blondyn.
- Już wracać? Ja bym się jeszcze po okolicy pokręcił, kto wie kiedy będzie następna okazja... - Burknął Honzo.
- Niech ci będzie .- machnął ręką Douglas i spojrzał na Hanę pytając.- Gdzie jest najbliższe źródło wody? Zatrzymamy się tam i Honzo się pokręci w okolicy.
- W tamtą stronę. Jakieś dwa kilometry - Powiedziała wskazując miejsce jeziorka z wodospadem gdzie często się myła i pływała. - Choć bym uważała, mogą być tam zwierzęta.
- Jak przy każdym wodopoju. -wzruszył ramionami blondyn i zarządził.-Więc jedziemy tam.
 
Obca jest offline  
Stary 09-03-2019, 18:57   #145
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Pół godziny jazdy przez dżunglę później, towarzystwo dotarło do podnóża niewielkiego wzgórza, gdzie należało resztę drogi pokonać pieszo. Nie było to jednak szczególnie trudne, ot mała wspinaczka po wzniesieniu. Już z daleka było widać cel ich wycieczki, a ten wyglądał co najmniej dziwacznie.

We wzgórzu, wśród sporego osunięcia, coś było, coś co można było powiedzieć, iż z niego w sporej części wystawało po osunięciu ziemi. Duża ściana, wysoka gdzieś na 5 metrów i równie taka szeroka, z czegoś co przypominało ciemne… żelazo? Sama ściana była jednak odrobinę zaokrąglona, zarówno w perspektywie góra-dół, jak i prawa-lewa. Jakby w owym wzgórzu był jakiś bunkier, lub coś równie wielkiego.

- Pewnie UFO się tam rozbiło - powiedział Peter, wpatrując się w znalezisko. - Po co komu ściana bez okien?
- Ta, jasne... - “Bear” pokręcił głową na słowa Currana - Ja bym obstawiał na bunkier.
- Mógłby mieć bardziej proste ściany. - Peter przyjrzał się ścianie. - Ale wejście jest chyba z innej strony. - Grzbietem dłoni dotknął chropowatej ściany. Była chłodna, mimo świecącego na nią słońca.
- Wow! - Dot przyglądając się temu czemuś z zainteresowaniem. - Dinozaury, UFO, może zaraz Elvisa spotkamy.
- Jasne. Wakacje z duchami - odparł Peter.
- Dobra… to co robimy? - Dave najpierw spojrzał na Currana, a potem na Dorothy. “T” na całą sytuację jak zwykle wzruszyła ramionami, zabezpieczając najbliższy teren, a Kimberlee podrapała się po nosku. Pomysłami to raczej towarzystwo nie błyszczało…
- Obejdziemy dokoła i sprawdzimy, czy to jedyny widoczny kawałek - powiedział Peter. - Zaczniemy od lewej strony. A w razie czego wejdziemy na górę, chociaż tam pewnie niewiele znajdziemy. Tu by był potrzebny cały tłum ludzi ze sprzętem, żeby odkopać to coś.
- Ja się dostosuję - powiedziała Ruda, udając niewiniątko.
- Sezamie, otwórz się - zażartował Peter. Podniósł kamień, parę razy stuknął nim w metalową ścianę, po czym ruszył przodem, chcąc sprawdzić, jak wzgórze wygląda z drugiej strony.
Rudowłosa kobieta ruszyła za Curranem trzymając się kilka kroków za nim.

Lie, Curran i “T” udali się więc na spacerek, podobnie zresztą jak “Bear” i Kimberlee, by zwiedzić wzgórze z nietypowym znaleziskiem… i zajęło to wszystkim niemal godzinę czasu. Efekty zaś były żadne, nikt nigdzie bowiem nie znalazł nic, co w jakikolwiek sposób byłoby powiązane z tą dziwaczną ścianą. Fragment który odkryli na samym początku, był więc jedynym nie pasującym do reszty terenu odkryciem.
- Meldujemy o wszystkim Majorowi? - spytała od niechcenia “T”, gdy wszyscy wrócili do początkowego punktu, czyli właśnie owej ściany we wzgórzu.
- Może by się przydał “Zapałka”, i jakoś ładunkiem tą ścianę potraktował, może wtedy tam wejdziemy? - Zastanowił się głośno David.
- Niewiele mamy do powiedzenia - odparł Peter - ale niech wie, że działamy.
- Majorze? - Spróbował połączyć się z wojskowym dowódcą wyprawy.
- Co tam u was? - Odezwał się w końcu po kilku sekundach Baker.
- Znaleźliśmy jakąś dziwną metalową ścianę - odparł Peter. - Stanowi fragment wzgórza... Całkiem jakby się w tym wzgórzu utkwił solidny kawałek burty okrętu. Ma jakieś pięć na pięć. W metrach.
- Zbadać, ale ostrożnie. Meldować się co pięć minut - odpowiedział dowódca.
- Tak jest - odparł Peter, nie informując majora o tym, że przy ścianie znaleźli się już jakiś czas temu.
- David, chwytaj saperkę. Pogrzebiemy trochę z brzegu - wskazał lewą krawędź ściany - i zobaczymy, czy znajdziemy coś ciekawego.
- I będę sam zapierdzielał, sierżancie? - “Bear” podkreślił ostatnie słowo wypowiedzi.
- Powiedziałem "pogrzebiemy". Coś nie tak ze słuchem? - odparł Peter. - Mamy dwie saperki - dodał. - Wąski pasek. Sprawdzimy, czy wchodzi w głąb, czy nie. Wolisz lewą stronę, czy prawą?
- Ta, na słuch mi siadło, przez te dino - burknął David. Zabrał się jednak do kopania, wybierając lewą stronę. Po prawej zaś kopał Curran, i tak przez kilka minut obaj grzebali w zboczu, starając się stwierdzić przynajmniej na metr, może dwa, jak ta dziwna ściana biegnie wewnątrz wzgórza… praca była ciężka, monotonna, a efekty z kolei marne. Gdzieś po 30 minutach niezłej harówki (przerywanej co kilka minut meldunkami radiowymi) i ledwie metrze odległości, obaj w końcu stwierdzili, iż ściana nadal biegnie “wzdłuż”.
- Pewnie cała wyspa jest sztuczna - powiedział z cieniem ironii Peter. - Bez ciężkiego sprzętu tego nie ruszymy. Pięć minut przerwy i ruszamy dalej.
- Znaczy się co, jak filmowe kulisy? - Zdziwił się David.
- Gdzie ruszamy? - Wtrąciła “T”.
- Tak... Wszystko lipa, pic i fotomontaż - zażartował Peter. - Ktoś postawił metalową konstrukcję, obsypał ziemią i to coś udaje wzgórze. Wrócimy kawałek i pojedziemy okrężną drogą do obozu - odpowiedział na pytanie "T".
- Już chcesz wracać do obozu? - zdziwiła się najemniczka.
- Skoro to kulisy, to może tak granatem? - “Bear” chwycił w dłoń… odłamkowy(!) i spojrzał wyczekująco na Petera.
Dorothy w milczeniu przyglądała się i dziwnemu obiektowi i zabawie najemników przy nim.
- Rozwalenie tego, to niezły pomysł, Davidzie. Ale to raczej musiałaby być kontrolowana reakcja na niewielkim obszarze. Czyli twój odłamkowy odpada.- Ostatnie zdanie wypowiedziała tak, jakby jej było rzeczywiście żal, że pozbawia mężczyznę możliwość dobrej zabawy.
- Nawet gdybyś się wkopał kawałek pod ziemię, tuż przy ścianie, to ta zabawka - Peter wskazał głową na granat - [/i]niewiele by zdziałała[/i] - poparł Dot. - Przyjedziemy tu z "Zapałką" i będzie się mógł wykazać. A do obozu - spojrzał na "T" - jeszcze nie wracamy. Szkoda by było przed czasem zakończyć taki miły dzień. Przejdziemy się w stronę morza.
- Dlaczego nie wezwiesz go przez radio? - zapytała Dot całkiem poważnie.
- Jest za późno i za daleko. Poza tym musiałby dotrzeć tu sam, a nie sądzę, by major się na to zgodził. Ale może się okazać, że major nawet na to się nie zgodzi. Dam mu szansę na przemyślenie tego pomysłu.
- Majorze... - ponownie połączył się z dowódcą.- Próbowaliśmy zbadać otoczenie tej metalowej ściany - powiedział. - Trochę pokopaliśmy, ale widać, że by tu trzeba przyjechać jutro, z "Zapałką".
- Czyli w sumie brak konkretów… znaleźliście metalową ścianę we wzgórzu i kij wie co z nią dokładniej, rozumiem - Odezwał się na łączu Baker - To może ustalcie wasze pozycje, i druga grupa wcale nie ma do was tak daleko? Może warto tą ścianę dokładniej zbadać jeszcze dzisiaj. Honzo może by coś wyniuchał jak na Geologa przystało...

Nagle od samej ściany, i od samego wzgórza przy którym stali, rozległo się dziwne buczenie, i cała okolica minimalnie zaczęła… wibrować?? Niby trzęsienie ziemi, choć z drugiej strony, raczej nie, to zdecydowanie dochodziło z wnętrza? I do tego wśród zgrzytów i pisków nagle Curran stracił łączność z dowódcą.

- Majorze...? - Peter spróbował po raz ostatni nawiązać łączność. - Wynosimy się stąd - rzucił do swoich towarzyszy. - Coś chyba się uruchomiło. - Machnięciem ręki poparł polecenie i sam się odsunął od tajemniczej ściany.[/i]
- Ta, jasne, winda jedzie - Odparła “T”, ale wzięła szybko Dorothy pod rękę, po czym pociągnęła ją lekko, choć stanowczo za sobą, by zejść nieco w dół zbocza na którym wszyscy stali. David również ruszył 4 litery, odsuwając się od ściany… po kilkunastu sekundach później, i również takiej odległości w metrach, nie działo się nic niezwykłego, a owe wibracje ustały, bez wywoływania i jakiś zagrażających wszystkim osunięć ziemi, czy tym podobnych niespodzianek.
- Majorze...? - Peter spróbował połączyć się z dowódcą, jednak bezskutecznie.
- Zabieramy się stąd. Odjedziemy kawałek i zobaczymy, czy łączność wróci.
- Wróćmy do ściany i zobaczmy czy wibracje powtórzą się. Być może to tylko zbieg okoliczności i jedno nie ma nic wspólnego z drugim.- Zaproponowała Dorothy.
- Sądzisz, że tam, za ścianą, jest jakaś maszyneria, która uruchamia się co jakiś czas? - spytał Peter.
- Nie. Nic takiego nie powiedziałam. Chcę tylko sprawdzić, czy wibracje mają coś wspólnego z tą ścianą. Jeśli powtórzą się po raz drugi, to będzie można założyć, że tak. Inaczej zostajemy z niczym.- Odpowiedziała mu Ruda.
- I jak chcesz to sprawdzić?
- Wrócić tam i postukać w ścianę jeszcze raz. - Wyjaśniła spokojnie. - Idealnie byłoby gdybyśmy mogli powtórzyć eksperyment w takich samych warunkach. Ale już nie będę domagała się od was kopania przy ścianie.
- Stukałem ładny kawałek czasu temu - odpowiedział. - Ściana miałaby pewne opóźnienie w działaniu.
- Czyli nie chcesz tam wracać? Tylko z góry zakładasz, że wibracje i ściana są ze sobą jakoś powiązane? - Powiedziała przyglądając się, a właściwie wręcz świdrując wzrokiem rozmówcę.
- Z góry zakładam, że za ścianą znajduje się coś, co wywołuje wibracje. Natomiast nie wiem, czy to, że się one pojawiły, mają jakiś związek z naszą tu obecnością - odpowiedział.
- Możemy tam wrócić i to sprawdzić, czy nie?- Dorothy zapytała nie będąc usatysfakcjonowaną wcześniejszą i tylko częściową odpowiedzią Currana na jej pytania.
- Ja tak, wy nie - odparł Peter. - Wy zostajecie przy samochodzie, żeby w razie czego zwiać stąd jak najszybciej i jak najdalej - dodał, po czym ruszył w stronę metalowego fragmentu wzgórza.
- On tak zawsze?- Dot zadała pytanie “T”, chociaż wcale nie patrzyła się na najemniczkę, gdyż wzrokiem odprowadzała Petera.
- Ma swoje momenty… - Stwierdziła z lekkim uśmieszkiem Cooke, cokolwiek to miało oznaczać.
- A ponoć to ja jestem nierozsądna. - Ruda westchnęła z wielką przesadą.

Peter w tym czasie wybrał się ponownie do ściany i… przez kilka najbliższych minut nie działo się nic.
Stuk, puk! Stuk, puk!
Peter parę razy walnął saperką w ścianę… i znowu nic.
- Majorze...? - Peter ponownie sprawdził, czy łączność działa. Nic z tego.
Nie pozostawało nic innego do zrobienia, jak obrócić się plecami do ściany i dołączyć do pozostałych. Co też Peter zrobił, ruszając w dół zbocza.
- I jak, drive in otwarty? - Spytała “T” powracającego Currana.
Peter machnął ręką.
- Nie lubi mnie - spojrzał w stronę ściany. - Ruszamy. Po drodze spróbuj złapać majora. W końcu kiedyś ta strefa ciszy powinna się skończyć.
- To było głupie i nierozsądne, że sam tak tam poszedłeś. - Powiedziała z wyraźnym wyrzutem Dot na powitanie najemnika.
- Ktoś musiał to zrobić, a wysłanie kogoś innego byłoby nieuczciwe. Nie należy nikomu zlecać rzeczy, której samemu by się nie zrobiło - wyjaśnił.
- Sam Peter! Sam tam poszedłeś! I to było głupie. - Mówiąc to Dot zajęła miejsce z tyłu w jeepie.
- Byliście w pobliżu i, w razie czego, ktoś z was by poszedł mnie ratować. A lepiej stracić jedną osobę, niż dwie lub trzy.
W odpowiedzi Lie pokręciła tylko głową z dezaprobatą.
- To gdzie my niby teraz jedziemy? - “T” próbowała zmienić temat.
- W stronę morza. - Peter uruchomił silnik.
- Po kiego? - Zdziwiła się najemniczka.
- Bo jest wczesna pora i mamy możliwość obejrzenia kolejnego kawałka wyspy. Chyba ż posiedzimy tu kilka lub kilkanaście godzin, czekając aż to coś tam, za ścianą, ponownie się uruchomi.
- Jest późne popołudnie. - Dorothy poprawiła Petera. - Więc lepiej wracajmy do obozu. Nim tam dotrzemy będzie bardzo późne popołudnie. Na zwiedzanie tej wyspy mamy jeszcze jutrzejszy dzień. Jak i kilka następnych.
- Spróbujemy wrócić nieco inną drogą - odparł Peter. - Tak bardzo się spieszysz? Wszak dość późno robi się ciemno.
- Spieszę się ponieważ mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. A im wcześniej zacznę tym wcześniej skończę. - Dot zupełnie nie miała ochoty na dalsze zwiedzanie i to wyraźnie było słychać w jej głosie.
- Cóż... Postaram się dotrzeć do obozu w miarę wcześnie - obiecał.
Co nie znaczyło, że miał zamiar wracać najkrótszą drogą.
- Nie chcę wychodzić na jakąś pieprzoną służbistkę, ale czy Major nie kazał nam tu ściągnąć drugiej grupy i zbadać dokładniej ściany? - Zastanowiła się głośno “T”.
- Oni nie wiedzą, gdzie jesteśmy, a my nie wiemy, ani gdzie oni są, ani czy oni wiedzą, że mają nas znaleźć - odparł Peter. - Dopóki nie wróci łączność, niewiele zdziałamy. Może ta ściana, czy coś za nią, blokuje łączność tylko w okolicy, a może na całej wyspie. Dlatego spróbujemy poszukać miejsca, gdzie możemy łączność nawiązać. A po drodze David wystrzeli kilka flar... jak znajdziemy jakieś wyższe miejsce. Wzgórz dokoła pod dostatkiem.
- A kazał? - Zainteresowała się Ruda. - Dlaczego ja o tym nic nie wiem?

Cooke stuknęła palcem w ucho, w którym miała - jak każdy najemnik - słuchawkę. Rozsiadła się wygodniej w jeepie, po czym założyła ręce za głowę i uśmiechnęła się do Dot.
- Mamy ustalić naszą pozycję i drugiej grupy i ich tu ściągnąć. Honzo ma się zająć badaniem ściany. Romantyczny wypad na plażę kwestią poboczną? - Uśmiechnęła się wielce słodko i do Lie, jak i Currana.
- Czyli wracamy do obozu. - Lie obdarzyła Cooke podobnym uśmiechem. - Najlepiej najkrótszą drogą.

“T” wzruszyła ramionami, po czym spojrzała na “Beara”.
- Major wydał rozkazy, sierżant je olał, zgadza się? - Powiedziała, na co czarnoskóry przytaknął.
- Ok. Jedziemy do obozu… - Cooke ponownie wzruszyła ramionami.
- Ja tam nic nie słyszałam . - Powiedziała Lie, co zresztą było zgodne z prawdą.

Peter ruszył w stronę obozu, wbrew nadziejom Dorothy bynajmniej nie najkrótszą drogą. Miał zamiar ruszyć na spotkanie grupy, w skład której wchodzili zarówno ich specjalista od materiałów wybuchowych, jak i geolog.
Dot uprzejmie nie skomentowała wybranej przez Petera drogi i siedząc grzecznie na swoim miejscu podziwiała widoki.
- Chcesz już wracać? - “T” pochyliła się nieco do przodu, po czym spytała prosto w ucho Dorothy - W terenie przynajmniej mniejsze nudy niż w obozie...
- To zależy. - Ruda odpowiedziała cicho najemniczce.
- Jak leży? - Cicho zaśmiała się najemniczka.
- Jak dobrze dopasowana bluzka z jedwabiu na gołe ciało. - Humor “T” udzielił się i Dot.
- Masz taką? - Zaciekawiła się Cooke, a podsłuchująca najwyraźniej ich rozmowę Kimberlee lekko poczerwieniała.
- Chcesz sprawdzić jak to jest?- Mówiąc to Dorothy potakiwała głową.


- Majorze...? - Peter był zadowolony, że jego przypuszczenia dotyczące łączności się sprawdziły. - Za tamtą ścianą zaczęła działać jakaś maszyneria i odcięło nam łączność. Czy tamta grupa jedzie w naszą stronę?/ - Zatrzymał samochód.
- Przecież to wy mieliście zająć się nawiązaniem łączności i ściągnięciem do waszej lokacji drugiej grupy? - Zdziwił się Baker.
- David, cofnij się kawałek i sprawdzaj, czy masz łączność - polecił Peter "Bearowi", i ten tak robił, co 5 kroków kiwając potakująco głową… a po kilku takich zagraniach zaczął mieć srającą minę i coraz mniej ochoty na taką czynność, więc Peter przywołał go gestem dłoni.
- Straciliśmy łączność... myślałem, że może coś zgłaszali - wyjaśnił Peter. - Już się z nimi łączę.
Zawrócił samochód i ruszył w stronę Beara.
- Sosna? Odezwij się - spróbował nawiązać łączność z drugą grupą.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 19-03-2019, 13:37   #146
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Czego?- zapytał “uprzejmie” Sosnowsky zastanawiając się czemu Peter zawraca mu gitarę. Nie powinien majorowi?
- Wilka złego... Pan major bardzo uprzejmie prosi, byście przerwali to, co robicie - odparł Peter - i jak najszybciej do nas dołączyli. Mamy coś ciekawego dla "Zapałki" i, być może, dla Honzo. Jesteśmy na północny wschód od was.
- Dobra.- stwierdził Sosna i skręcił, by udać do miejsca gdzie przebywał Curran. Nie pytał o nic więcej, bo i pewnie zobaczy na miejscu. A i nie płacono mu za zadawanie pytań.
Hana która nie miała radia w uszach odwróciła się do Hawajczyka i spytała zdziwiona.
- Zmiana planów? - Nie doczekała się odpowiedzi werbalnej - po prostu wszyscy się zebrali i usiedli z powrotem w samochodzie. Tym razem Hana zajęła miejsce z tyły by pilnować swoich ‘gratów’.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 20-03-2019, 18:27   #147
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Na dwa samochody wracamy do obozu? - Dot zadała pytanie Peterowi gdy ten skończył już rozmawiać z Sosnkowskym.
- Na razie czekamy, aż się pojawi Sosna - odparł Peter. - A potem zobaczymy.
- Chyba nie mam innego wyboru, co? - Zapytała z lekką ironią w głosie.
- Czy to podchwytliwe pytanie? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Skoro tak to odbierasz… - Dot wzruszyła ramionami.
"Komuś humor się zbiesił", pomyślał Peter.
- Teoretycznie mogłabyś spróbować przekonać majora - odparł.
- Teoretycznie mogłabym wrócić na piechotę - powiedziała.
- Teoretycznie... ale z pewnością nie w tej chwili
- A to niby dlaczego? - Dot zapytała z zainteresowaniem.
- Bo nie masz odpowiedniego towarzystwa - odparł. - A poza tym to by długo trwało, więc się nie opłaca.
- Psujesz mi całą zabawę.- Ruda odparła przesadnie urażonym i obrażonym głosem.
- To są te kolce w raju pełnym róż - wyjaśnił Peter.
- Raczej jeden… - Dot poprawiła Petera.
- Jeden to jakoś da się przeżyć - stwierdził, obdarzając ją niewinnym uśmiechem.
- Bo do tanga trzeba trojga? - Wtrąciła się “T” i cicho zaśmiała.
- Bo doliczasz ten kolec w tyłku? - Dorothy spojrzała najpierw na najemniczkę, której to zadała pytanie, a później na Petera.
Peter poczekał, aż wypowie się "T". Wypowiedzi jednak nie było, jedynie wymowne mrugnięcie Cooke skierowane do Dot.
- Nie wiedziałem, że aż tak ci zatruwam życie - powiedział.
- Ty to powiedziałeś. - Rudowłosa kobieta odpowiedziała najemnikowi.
- To ja ci, ponoć, psuję zabawę - odparł.
- Bo psujesz.- Dot uśmiechnęła się do niego.
Uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Taka już rola niańki - powiedział.
- Niańki, tak?- Posłała mu pełne przesadnego zdziwienia spojrzenie. - A ja myślałam, że za ochronę robisz.
- Różnica tylko w nazwie - odparł. - Ostateczny efekt jest taki sam.
- Niańki są dla dzieci.- Odparła z pewną przekorą w głosie. - Czyżbyś uważał mnie za dziecko?
- Ależ skąd... Nigdy w życiu - zapewnił.
- Już ci wierzę.- W głosie Dorothy tej wiary nie było słychać.
- A byłem pewien, że to się rzuca w oczy, że nie...
- No ale to jak teraz? - spytał David - [i]Będziemy tu tak bezczynnie siedzieć i z godzinę zanim “Sosna” przyjedzie?
- Czyżbyś się nudził w tym towarzystwie? - zainteresował się Peter.
- Po drodze widziałam trochę jadalnych roślin. Możemy je pozbierać czekając na nich - zaproponowała Dot.
- Ty się na tym znasz, więc nie ma przeciwwskazań - zgodził się Peter.
- To do roboty. - Ruda pokazała wszystkim, które rośliny z okolicy można zbierać.
- "T", pilnujesz okolicy, podczas gdy my zajmiemy się zbieractwem - powiedział Peter.

Przez nieco dłużej niż godzinę czasu, grupa zbijała bąki, czekając na pozostałych. A to nazbierano jadalnych owoców, poopalano się nawet trochę, paplano o tym i owym… a “Bear” trzymał się cały czas z Kimberlee, oboje zaś rozmawiali, żartowali, i po ich zachowaniu, po spojrzeniach, można było wyciągnąć pewne wnioski… w końcu zaś pojawił się dźwięk drugiego nadjeżdżającego jeepa, i obie grupki spotkały się gdzieś pośrodku tej cholernej wyspy.

- Trafiliśmy na coś ciekawego - powiedział Peter. - Zasługa Kim i Davida - dodał, po czym opisał w paru słowach metalową "ścianę". - Major stwierdził, że powinniście to obejrzeć. - Spojrzał na "Zapałkę" i Honzo.
Doug siedział w wozie i rozmyślał o owej “ścianie”.
-Śmierdzi kłopotami na odległość.- rzekł do siebie.
- Ja mam ją zbadać? - Zdziwił się Honzo - Skoro to jakaś przeklęta żelazna ściana, to nie lepiej żeby na nią zerknął Collins?
- Tobie przypadnie zbadanie okolicy tej całej ściany - odparł Peter. - A Zapałka ma sprawdzić, czy uda się ją sforsować.
- Aha - Stwierdził bez przekonania Geolog.
- Heeeeej, mam coś wysadzić?! - Ożywił się Kurt - Gicior!
- No to ruszmy tyłki i miejmy to z głowy. Słońce nie będzie czekać, a ja chcę wrócić do bazy przed zmrokiem. Nie chcę też sprawdzać, co w tej części wyspy wyłazi na nocną wyżerkę.- wtrącił Bloody.
- Hano, byłaś tu już, w tej okolicy? Znasz tutejsze okazy? - Spytał Azjatkę Kaai.
- Nie. Moje miejsca i te dzieli teren drapieżników. Są małe, ale grasują w stadach takie miniatury raptorów - powiedziała Azjatka rozglądając się dla pewności po okolicy szukając na przysłowiowym “horyzoncie” charakterystycznych widoków wyznaczających dla niej położenie miejsc które znała.
Dot, spełniwszy dobry uczynek w postaci zbioru jadalnych roślin, oddawała się ponownie kąpieli słonecznej w jeepie, który, przebijając się przez leśne ostępy, podążał w stronę "ściany".
 
Kerm jest offline  
Stary 20-03-2019, 18:31   #148
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Około 20 minut później, oba jeepy dotarły w końcu do tajemniczego znaleziska. Grupa Currana poprowadziła zaś grupę “Sosny” ostatnie kilkadziesiąt metrów piechotą pod samą ścianę…
- Albo bunkier, albo… ufoludki - Stwierdziła “T” - Opinie są podzielone.
- Znaczy się, że to ma być niby statek kosmiczny w tym wzgórzu? - Zdziwił się Honzo.
“Zapałka” przyglądał się przez dłuższą chwilę ścianie, po czym w końcu odezwał:
- No nie wiem, czy się jakimkolwiek ładunkiem przez tą ścianę przebiję… może być gruba i na dwa metry. Ale w sumie, co ja mam niby dokładniej zrobić? - Kurt spojrzał najpierw na Petera, potem na Douga. Blondyn nie wydawał się szczególnie zachwycony marnowaniem ładunków wybuchowych na ścianę, która im nie zagrażała, ale to nie on był tu liderem ich wyprawy. Więc tylko wzruszył ramionami.
- Razem z Honzo powinniście to obejrzeć z różnych stron jako fachowcy z różnych dziedzin - powiedział Peter. - Moim zdaniem za tą ścianą jest jakaś maszyneria. Może więc jest też jakieś wejście, nie rzucające się tak od razu w oczy.
- Na pewno chcecie to wysadzać? Co jeśli stanie się coś złego i wysadzicie połowę wyspy. - Powiedziała dotąd milcząca Heo.
- Kontrolowana eksplozja, odpowiednio umieszczony ładunek, nie pękaj - Roześmiał się “Zapałka”.
- Czyli jak wysadzę butlę propanu koło kotary, za którą będzie dwadzieścia kolejnych butel propanu, o których nie wiem, to wszystko będzie cacy jeśli będzie to kontrolowany wybuch... jasne… - Hana popatrzyła na sapera sceptycznie, a ten momentalnie spoważniał.
- Wyjątkowo bezsensowne porównanie. A jeśli się zaś nie znasz na pirotechnice pilotko... - Kurt podkreślił te słowo - ...to paplaj sobie dalej, mi to lata… domyśl się gdzie - Spojrzał na nią z kwaśną miną.
Hana wiedziała kiedy zamilknąć i to była właśnie ta chwila. Zgaszona jak pet wróciła do jeepa i zostawiła “specjalistów” przy swojej robocie.
- Idziemy więc pochodzić po tym wzgórzu licząc na jakieś wejście, czy mamy się skupić na samej ścianie? - Rozejrzał się po najbliższej okolicy Alazraqui.
- W sumie już zwiedzaliśmy okolicę i nic nie odkryliśmy... - Wtrącił się “Bear”.
- Chyba nie potrzeba aż tylu osób przy tym? - odezwała się Dorothy do Currana- Kurt i Honzo mogą wrócić z tobą, Peter, a ja z Kim przesiądziemy się do Douglasa, razem z naszymi zbiorami i wrócimy wcześniej do obozu.
- Zaraz ci powiem - odparł Peter, po czym odszedł kawałek na bok.

- Majorze...? Jesteśmy przy tej ścianie - powiedział. - Możemy tu zostawić ekipę "Sosny" i wrócić? Tu się zrobiło nas za dużo.
- Pierwszy raz od niepamiętnych czasów słyszę żeby ktoś narzekał, że ma za dużo ludzi - Odezwał się Baker - Sprawdzić tą ścianę dokładniej, a potem możecie wszyscy wracać. Bez odbioru.
- Załatwione odmownie - powiedział Peter, gdy znów znalazł się obok Dorothy. - Możemy wrócić dopiero po dokładnym zbadaniu tej ściany - przekazał polecenie majora.
- O co ty zapytałeś Bakera? - Dorothy ze zdziwieniem popatrzyła na Petera.
Niedorzecznym wydawało się jej trzymanie dwóch ekip w jednym miejscu. Zwłaszcza, że jedna z nich miała szybko wrócić do obozu.
- Czy nasza grupa może wrócić do obozu - odparł zagadnięty. - [/i]Dowiedziałem się, że najpierw mamy dokładnie zbadać tę ścianę, a im nas więcej, tym lepiej.[/i]
- Trzeba…, zresztą nie ważne. - Powiedziała z rezygnacją w głosie Dot.
 
Obca jest offline  
Stary 20-03-2019, 20:19   #149
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
W międzyczasie, Kurt zajął się dokładniejszym badaniem ściany... dłubiąc w niej śrubokrętem. Honzo zszedł zaś kilkanaście metrów w dół, by mieć lepszy widok na wzgórze. Przy okazji przywoływał do siebie gestem dłoni Hanę.
- Jak myślicie... - Spytał tak ogólnie, w końcu w jego pobliżu nie tylko była Azjatka - ...jak długo formują się wzgórza? Setki lat? Tysiąc? Tysiące? Miliony? Tu mamy zwyczajową roślinność i drzewa, zarówno duże i małe - Wykonał dłonią gest w kierunku owego wzgórza, które ich tak interesowało - Drzewa rosną i sto lat, niektóre nawet i kilkaset - Zerknął na Sarah, a ta przytaknęła - Mamy więc punkt zaczepienia odnośnie upływu czasu… ale ja, ja jako Geolog, jestem przekonany, iż te wzgórze nie powstało naturalnie - Honzo uśmiechnął wyjątkowo chytrze.
- Tyle gadania, żeby stwierdzić coś oczywistego.- odparł ironicznie Doug spoglądając na owo wzgórze. -Teraz powiedz to tak, żeby przekonać majora do nie dłubania wiertarką przy czymś o czym nie mamy pojęcia i może nam wybuchnąć w twarz.
Podrapał się po karku.- Bardziej byś mi zaimponował gdybyś powiedział co to jest, bo czym nie jest to wiem i bez twojej elokwencji.
Spojrzał na zebraną drużynę.- Dobra, poszukajmy dobrej kryjówki na czas wybuchu. “Zapałka” może mieć zaufanie do swoich zdolności pirotechnicznych, ale wzrokiem tego czegoś nie przebije. A za ścianą może być całe jezioro benzyny tylko czekające, aż ktoś je zdecyduje się potraktować ogniem.
- Właśnie dlatego dziwię się, że Baker kazał wszystkim tu zostać. - W głosie Dot słychać było lekki wyrzut, którego adresatem nie był jednak nikt z zebranych.
Kobieta przetoczyła wzrokiem po wszystkich najemnikach z obojętną miną szukając u jakichś wskazówek lub sugestii co robić dalej. W końcu głośno westchnęła i podeszła do Marcusa.
- Natknęliście się na coś równie ciekawego? - zapytała.
- Jaskinia ze świecącymi, wybuchającymi gazem ogłupiającym grzybkami, a tak to nas gonił taki rogaty dinozaur gabarytami przypominający nosorożca… Triceratops, czy jak tam one się zwą, w sumie szałów nie było - Odpowiedział Kaai.
- Chcę je zobaczyć. - Ruda położyła nacisk na słowo “chcę”.
- Te grzybki? Już nie ma, wszystkie wybuchły - Wyjaśnił najemnik.
- Zawsze coś zostaje. - Powiedziała- Grzybnia substratowa. Przetrwa. Pokażesz mi później? - Zapytała uprzejmie z wielką nadzieją w oczach.
- Zobaczę co da się zrobić - Kiwnął głową Kaai.
- Dziękuję bardzo.- Dodała uprzejmie uśmiechając się.

Hana z kolei zwróciła się do Sosnowskiego. - Jakiego typu schronienia mamy szukać?
- Zacznijmy od jakiejś osłony przed wybuchem. Jamy może… jama czy duża nora byłyby doba - ocenił blondyn drapiąc się po czuprynie.
- I odsuńmy nasze limuzyny - dodał Peter.
- To do roboty, trzeba wszystkich usunąć na bezpieczną odległość! - Odezwał się Kaai.

Po kilku minutach, jeepy znalazły się kilkadziesiąt metrów od wzgórza z tajemniczą ścianą, ukryte za niewielką formacją skalną. Tam również skryli się niemal wszyscy z obu grup. Jedynie Kurt grzebał przy samej ścianie, rozstawiając dwa ładunki, i montując do nich czasowe zapalniki. A dlaczego czasowe? Skoro przy samej ścianie występowały zakłócenia w łączności, coś zakłócało fale radiowe, prawdopodobnie więc i zdalne odpalenie również nie byłoby możliwe.
- Uzbrajam ładunki! Detonacja za 2 minuty! - Krzyknął do reszty towarzystwa, po czym zrobił, co powiedział, a następnie truchtem opuścił miejsce przy żelaznej ścianie, pędząc do pozostałych… dobiegł do bezpiecznego schronienia, co chwilę zerkając na swój zegarek. Zostało 30 sekund.
- Lepiej się nie wychylać, mogłem tyyyci przesadzić - Stwierdził w pewnym momencie “Zapałka”, szczerząc zęby - Pięć! Cztery! Trzy! Dwa! Jeden!

Pierdyknęło całkiem nieźle… powstało sporo kurzu, były i latające kamienie, a nawet chyba coś się na samym wzgórzu osunęło! Należało odczekać kilka minut, aby sam kurz opadł, z daleka zaś nie było za bardzo widać, jakie efekty przyniosły owe fajerwerki.
- Niezłe fajerwerki! - Dot, z podziwem w głosie, powiedziała do sapera. - Na imprezy okolicznościowe również można cię wynająć? - Zapytała pół żartem wychylając się nieco by móc podziwiać efekty jego pracy.
- Czy będziemy bić wielkie brawa, to się okaże za chwilę - powiedział Peter. - Wy tu sobie posiedzicie - spojrzał na Dot, potem na Kim - a my sprawdzimy, jak Sezam zareagował na uprzejme pukanie do drzwi.
Hana czekała w ukryciu póki kurz nie opadł. Właściwie nie widziała sensu żeby w tym uczestniczyła. Nie była naukowcem ani też jednym z żołnierzy i nie do jej obowiązku należało zajmować się takimi sprawami. Po wszystkim wróciła do aut napić się trochę wody i czekała aż reszta skończy swoje sprawy.
- A ponoć nie traktujesz mnie jak dziecka - powiedziała z wyraźnym wyrzutem w głosie Dot.
- Nie jestem nieodpowiedzialnym głupcem - odparł Peter - więc dopóki się nie upewnię, czy tam jest bezpiecznie, musicie tu zostać.
- Mogłeś sobie darować wypunktowanie oczywistych rzeczy.- Dot pokręciła głową z rezygnacją.
- Ale ma rację… siedźcie tutaj. Diabli wiedzą kogo obudzili tym pukaniem…. lub co ściągnęli.- ocenił Sosnowsky zwracając się do wszystkich kobiet i rozglądając się dookoła.
- Nie no!!- Rudowłosa kobieta zaśmiała się gorzko. - Wy naprawdę uważacie, że jesteśmy upośledzone? Czy to ma być jakiś żart? Głupi żart?
- Cóż poradzić… eskortowałem też “turystów”. Nie chcesz wiedzieć jak debilnie potrafili się zachować.- odparł ironicznie “Bloody”.
- Zdecydowanie nie chcesz wiedzieć - potwierdził Peter. - Oczywiście nikt nie mówi, że macie skłonności samobójcze.
Dot, wyraziwszy swoje niezadowolenie głośnym westchnieniem, opuściła obu sierżantów… z “T” podążającą za nią, zapewne od tak, na wszelki wypadek.
- Ty również?- Dorothy odwróciła się na chwilę spoglądając na najemniczkę.
- Ja również… co? - Zastanowiła się najemniczka.
- To samo co oni.- Ruda podeszła do jeepa i zaczęła od niechcenia przeglądać każdy owoc po kolei.
- Emmm… nie, raczej nie? - Cooke susem usadowiła tyłek na masce pojazdu.
-Aha… - Dot wydała z siebie pesymistyczny pomruk nawet nie spoglądając na Cooke.
- Coś cię ugryzło w ten apetyczny tyłeczek? - Spytała “T” żartobliwym tonem.
- Traktujecie mnie jak małe dziecko. - Powiedziała z rozbrajającą szczerością Dot. - A nie lubię tego.
- Oj kotek, pierdzielisz jak potłuczona - Zaśmiała się Cooke.
- Ty przestań mi tu kotkować.- Dot próbowała być poważna, ale nie mogła powstrzymać się od uśmiechnięci się patrząc na “T”. Więc również uśmiechnęła się do niej. - Ale i tak mam wam za złe, że traktujecie mnie jak małe głupiutkie dziecko.
Rozmówczyni podrapała się po głowie.
- Nie zauważyłam? No ale ja nie jestem pani doktor po studiach, może mi jakaś oczywista oczywistość umknęła... - Ton najemniczki zabrzmiał wielce pretensyjno-przebarwiony. Stroiła sobie żarty na całego.
- Eee..!!- Dot wyolbrzymiła swoje oburzenie. -Czyli nie dość, że jestem bogatą, rozpuszczoną, wredną suką, to jeszcze strzelam wszystkim po oczach tytułami?
- Twoje słowa, nie moje - Cooke na drobną chwilę pokazała Dot język.
Ruda odpowiedziała jej tym samym.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 20-03-2019, 20:37   #150
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Peter poczekał jeszcze chwilę i gdy kurz nieco opadł ruszył stronę wzgórza. Efekty stworzone przez “Zapałkę” były może i widowiskowe, ale okazały się być bezowocne. Struktura ściany nie została w żaden sposób naruszona, i poza jej osmoleniem, nie wydarzyło się tam nic… choć nie, moment, z obu stron owej przeklętej ściany osunęło się więcej ziemi, odsłaniając ją o kilka metrów więcej z obu stron. I właśnie z jednej, a konkretniej z prawej strony, na owej ścianie było widoczne jakieś wgłębienie, szczelina nie szersza niż pół centymetra, i wyjątkowo prosta, biegnąca zarówno w górę jak i w bok… resztę jednak przesłaniała ziemia, która jakoś pozostała na miejscu po wybuchu. Należało więc znowu popracować saperką?
- Saperka, czy saper z odrobiną C4? - Peter w zadumie przyglądał się szczelinie.
- Strata czasu, wysiłku i C4. Trzeba było cyknąć parę fotek dla korporacji. I niech oni tu wracają z koparkami i dynamitem.- wtrącił swoje zdanie Sosnowsky nie zamierzając się brać za kopanie. Nie za to mu płacono.
- Nasz panie by nie przeżyły, gdyby nie zobaczyły tego na własne oczy - powiedział Peter z cieniem ironii w głosie, po czym ruszył w stronę pozostałych, by przekazać im informację o wynikach wybuchu.
- No i co tam niby jest? - Spytali niemal równocześnie, Honzo i Kurt, wychodząc Curranowi na przeciw...
- Szczelina... Może fragment łączenia dwóch kawałków, może brzeg drzwi - odparł zagadnięty. - Można podziwiać, ale wiele do oglądania nie ma.
- To odkopujemy?? - “Bear” z saperką w łapie rwał się do zadania, co w sumie wywołało nieco wystraszony wyraz twarzy u Kim.
- Mamy jeszcze trochę czasu - odparł Peter, który dla odmiany do kopania się nie rwał - więc można spróbować.
Sosna swoje zdanie już wyraził, więc nie widział potrzeby się wypowiadać po raz drugi. Bardziej niż to co kryło się za ścianą (prawdopodobnie) z metalu, interesowało go to co zostało tu ściągnięte hałasem jaki wywołali.
Hana przyglądała się temu z jeepa, podjadając czarne owoce zebrane podczas pierwszego postoju.

Ledwie po 3 minutach odkopywania, oczom zebranych przy ścianie ukazał się prostokątny zarys, wszechobecnej szczeliny… czyżby w tej ścianie odkryli jakieś drzwi? Tylko jak się za nie zabrać, jeśli w ogóle?
- No nieźle, nieźle - Stwierdził wielce głupio-mądro Honzo.
Sosnowsky nie widział w tym nic niezłego. Podszedł jednak do zarysu drzwi i naparł na nie z całej siły… uznając, że najlepiej zacząć od najprostszych rozwiązań.
Peter rozwiązania siłowe pozostawił innym, skupiając się na pilnowaniu, by nic nie skonsumowało cywilnej części ekspedycji.
- Skoro to wygląda jak drzwi, to otwieramy? - Spytał Douglasa “Zapałka” - Mam lont detonujący, może przepali się na tyle na obwodzie, żeby te drzwi ruszyć? No albo je zaspawa na amen... - Roześmiał się.
- Może lepiej tu ściągnąć Collinsa? Pogadać z Majorem najpierw, zanim zaczniemy kombinacje z drzwiami? - Wtrącił się Geolog.
- Niech się Major wyrazi zdanie… to jego w końcu wyprawa. - odparł najemnik odsuwając się od drzwi.-Więc niech zadecyduje co dalej. Czy ryzykujemy marnowanie kolejnych środków czy nie.
Po czym połączył się z majorem i wyłuszczył mu sytuację, nie wyrażając przy tym swojego zdania. Na nie już było za późno.
- Zabezpieczyć znalezisko, nic więcej nie kombinować. Zaznaczyć na mapie, zapamiętać koordynaty, zapamiętać teren i drogę do znaleziska. Po ciemku, i z zawiązanymi oczami macie umieć tam trafić! A w tej chwili wszyscy wracać do obozu, starczy na dzisiaj wrażeń - Po wysłuchaniu “Sosny” Baker wydał rozkazy.
- Niby jak mamy to zabezpieczyć? Napisać sprejem na drzwiach “Nie wchodzić”?- burknął pod nosem Sosnowsky. Po czym rzekł do “Zapałki”.- Zasypać to. Wyższa instancja nakazała zabezpieczyć, więc to pogrzebiemy.
- Pojeb… znaczy się, jak niby sierżancie mamy zasypać pięciometrową ścianę?? - Zbaraniał Kurt.
-Kto mówił o całej ścianie? Wejście tylko.- odparł Sosnowsky.- Co odkopaliśmy, to możemy zasypać.
- A jutro będziecie znowu odkopywać, hehehe, witamy w wojsku? - Zaśmiał się Honzo, a “Zapałka” spojrzał na Douga.
- Może lepiej jakieś pieprzone chaszcze o to oprzeć i tyle? - Zasugerował słabym tonem, widząc minę “Sosny”.
- Niech będą chaszcze…- machnął ręką “Bloody”.- Równie durny pomysł jak ten na jaki wpadł sam nasz światły przywódca. Pal licho, że zielenina albo wyschnie, albo zgnije. Byle major nie miał się o co przyczepić.

Nagle Kaai zagwizdał dosyć głośno na palcach, zwracając na siebie uwagę niemal wszystkich z obu grup.
- Major wydał rozkazy, wracamy do obozu! - Wskazał palcem własne ucho, i wsadzoną w nie słuchawkę. Ta informacja chyba ucieszyła cywilną część wyprawy…
- Super! - Powiedziała Dot siadając tam gdzie poprzednio w jeepie.
- A w ogóle to mam ochotę pochlapać się w rzece. - Westchnęła tęsknie Dot. - Pójdziemy po powrocie razem? - Spojrzała na swoje dwie towarzyszki podróży.
Hana była zadowolona tym że wracali. Miała nadzieję, że będzie miała czas rozstawić na nowo “swój” namiocik. Inna sprawą jaki sprawiał zadowolenie był powrot w tych samych składach. Po zasłyszanej wymianie zdań między najemniczką a panią Lie miała wielką nadzieję, że ich nie przetasują.
Usiadła na pace ze swoimi gratami jak jadąc do kopuły.
Sosna wsiadł za kółko swojego jeepa z ulgą. Na razie wracali do obozu, gdzie czekała ich chwila wypoczynku, nim… znów nie ruszą na jakąś wyprawę następnego dnia. Coś mówiło Bloody’emu, że temu znalezisku Major nie odpuści.
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172