Według Jagody, korzystanie z dobrodziejstw natury w celu zmiany przypisania konkretnych samców do konkretnych samic mieściło się w obszarze dozwolonych negocjacji. Nic nie mogła poradzić na to, że jej biust był bardziej obfity niż nie, ani na to, że był przez jakiś czas mokry. A to że lądował przed wzrokiem Aleksandra w takiej formie częściej, niż wynikałoby to z rachunku prawdopodobieństwa, było kwestią przypadku. Jagoda jako niedouczona w zakresie statystyki nie widziała związku pomiędzy przypadkiem, a prawdopodobieństwem.
Próbowała również ugrać coś widokiem biustu na widok dowódcy Straży Miejskiej, ale jedyne co uzyskała to jakiś awans. Był to w zasadzie uczciwy układ - awans za awanse, ale tego w zasadzie Jagoda nie była pewna.
Uznała, że odpowiedź ojczulka na pytanie “Co będą jeść jutro?” mogłaby pasować do obecnej sytuacji. “Czas pokaże” mówił wtedy, a ten pokazywał różnie. Najczęściej przypalone dno dziurawego garnka, ale również jagody.
Biust wraz z uwagą dziewczyny powędrował więc do Aleksandra.
- Co teraz? - zapytała - Oni chyba myślą, że wiemy gdzie jest jakiś skarb - mrugnęła do niego okiem. Nie zalotnie oczywiście, tylko żeby zrozumiał, że to żart. Potem strzeliła pałką w otwartą dłoń.
- Może jak im obiecam, że ich do niego zaprowadzę, sami tutaj przylezą. Oni są chyba głupsi od nas - powiedziała z rozbrajającą szczerością, ale zaraz się poprawiła - ode mnie.