- Yhy... - mruknął komentując dosyć długi, jak na dziewczynę wywód.
Brak inteligencji lub struganie wariata nie było takie złe, o ile dowódca oczekiwał jedynie przepisowego ściskania pośladów. Sam zresztą już udawał tu durnia i to w dodatku głuchego. Opłaciło się, więc Aleksander wpisał sobie ten numer na stałe do swoich niecnych trików z bufiastego rękawa. Tylko czasem numer zawodził i sierżant wyżywał się na nich.
Pewnie uważał, że nic tak nie stawiało do pionu jak wiadro pomyj wylane na łeb z samego rana. Ale było wartom jak ocenił Aleksander głaszcząc nowy mundur i naszywki.
Rozpierała go duma. Zostali strażnikami. Nie dali się nabrać złym, paskudnym, oszukańczym cieniasom z wielkiego miasta, zwanych cudakami.
To oni pokazali im, do czego zdolni są strażnicy.
Aleksander stał i uśmiechał się od ucha do ucha.
Pora wpaść z wizytą do pewnej panny która lubi mundury. A tymczasem można poszukać tych koni i wziąć znów cudaków na spytki. Może tym razem będą mieli więcej szacunku. No i może tym razem obejdzie się bez pożaru. Lubił karczmy.
Nie było ich wiele w okolicy, a piwo i ładne buzie lubiły karczmy również.
No i zdecydowanie powinien się do cudaków odezwać. Aleksander miał więc plan, który można było wprowadzić w życie.