Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2007, 03:55   #104
Hael
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Drzwi z łomotem odskoczyły do tyłu. Metalowe mocowanie zamka w futrynie wyrwało się z niej, pozostawiając po sobie sporych rozmiarów dziurę w drewnie. Zajrzałaś do środka.
Łyse, pnące się wzdłuż ścian betonowe schody zaczynają się kilka kroków od drzwi. Są pokryte niemal widoczną warstwą kurzu i miejscami zawalone gruzem, jednak najwyraźniej nadal nadają się do użytku. Gdzieś z góry dochodzi delikatne światło, rozjaśniając nieprzenikniony mrok.
Powoli, instynktownie starając się być jak najciszej, zaczynasz wchodzić po schodach.
Z każdym pokonanym stopniem światło staje się nieco wyraźniejsze. Za trzecim zakrętem schodów docierasz do pierwszego piętra i mijasz dwoje szarych drzwi. Schody pną się wyżej już tylko kilka metrów, kończąc się raptownie niewielkim tarasem na poziomie drugiego piętra. Są tam drzwi, podobne do tych, które już mijałaś. Jednak tamte są uchylone, a ze szpary pomiędzy nimi a ścianą prześwituje żółte, jasne światło.

Cisza. Prócz twych kroków i odległego szumu miasta w tle nie mąci jej jeden nawet, nieoczekiwany dźwięk. Światło...
Ostrożnie zaczynasz stawiać stopy na kolejnych stopniach prowadzących do owych tajemniczych drzwi. W końcu przystajesz przy nich i popychasz je lekko. Szpara poszerza się nieco z ledwo słyszalnym skrzypnięciem.
Z początku widzisz tylko stary, poobwieszany pajęczynami i wsparty na drewnianych belach strop, oświetlany tym migotliwym światłem. Wychodzisz w końcu ostrożnie i jak umiesz najciszej zza drzwi i twoim oczom ukazuje się w końcu cały pokój.
W głębi, przy oknach stoi duże, stare biurko. W jego rogu stoi zakurzony świecznik z brązu, a na nim płonie pięć świec, które to najwyraźniej były źródłem owego migotliwego blasku.
Przy owym biurku, zwrócony tyłem do drzwi, siedział ktoś. Był odziany w szare, sięgające ziemi szaty, przywodzące na myśl trochę siostrę zakonną, a trochę druidycznych uzdrowicieli. Siedział pochylony nad plikami kartek i ksiąg rozsypanymi na biurku i pisał. Długie włosy spływały mu po plecach i wzdłuż uszu.
Gdy ostrożnie postąpiłaś o krok, postać obróciła się akurat lekko w stronę światła, tak iż zdołałaś dostrzec wielkie okręgi okularów i to, iż tajemniczy pisarz najwyraźniej jest kobietą.
W tej chwili, z parapetu nagle zerwała się sowa. Musiała siedzieć tam cały czas. Pohukując i trzepocząc skrzydłami rzuciła się w twoją stronę, przelatując jednak powyżej i lądując na belce u stropu.
Siedząca przy stole kobieta przerwała jednak pisanie i podążyła wzrokiem za sową. Wtedy też kątem oka dostrzegła ciebie.
Lekko i dostojnie wstała z krzesła, przysłaniając nieco światło świec. Drgnęłaś mimowolnie.
Była szczupła, a luźna szata tą szczupłość jeszcze bardziej uwydatniała. Była jednak wysoka jak na kobietę i mimo iż wyglądała na osobę we wczesnej jesieni życia, trzymała się wyjątkowo prosto. Włosy miała siwe, nie srebrne, sięgające jej do połowy pleców. Miała szczupłą twarz i wąską, nieruchomą linię warg. Patrzyła na ciebie zza swoich okrągłych, staroświeckich okularów ze zdziwieniem i zainteresowaniem. W tym spojrzeniu tkwiła może nie siła, ale... Godność. Jak profesor, którego nie da się zagiąć żadnym pytaniem, budzący respekt w całej rozwrzeszczanej klasie.
Ręce złożyła na brzuchu, przypatrując ci się z zainteresowaniem. W końcu odezwała się czystym, może lekko tylko leciwym głosem:
- Mm... Margot?
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...

Ostatnio edytowane przez Hael : 27-07-2007 o 03:16.
Hael jest offline