Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2019, 09:33   #28
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację

Zbliżało się późne popołudnie, gdy w towarzystwie starego tubylca i dwóch rosłych wojowników dotarło do jaskini skrytej, pośród wzgórz gęsto zarośniętej wyspy. Było gorąco do okoła latało mnóstwo uciążliwych owadów. Na czele pochodu obok tubylców szedł kapitan, obok niego szła Mamba i Aulies, który niechętnie opuszczał łódź. Kapitan nie ufał jednak nowym łuczniczkom na tyle by samotnie udać się z nimi w taką wyprawę. Całość pochodu zamykał Berch Ferus i Bosman.
Kapitan widział, że załoga jest mocno poturbowana bitwą i przeżywa wybuch i stratę towarzyszy. Nie mógł też wyjść z szoku w stosunku do bosmana. Jego zdewastowane ciało, które jakimś cudem przetrwało eksplozję, która niemal posłała wiedźmę na dno, dalej działało. Nadążał, za tubylcami. Choć widać już było po nim, że trudy podróży dają się mu jednak we znaki.
Bosman z kolei nie odrywał wzroku od Mamby. Coś się w jej posturze zmieniło. Była spięta i skupiona. Zupełnie niczym ogar, który trafi na jakiś trop.
Małpa zwiększająca kij dzikusa zapiszczała przeraźliwie. On sam drugą ręką odsunął szerokie liście zakrywające zejście wyłożone dużymi kamieniami prowadzące w dół do jaskini.
- Zejdźcie pierwsi. - Powiedział spokojnie starzec - Nikt z mojego ludu nie wejdzie już do tej przeklętej jaskini!

Kapitan ostrożnie zszedł w dół po śliskich kamieniach. Od jaskini ciągło swądem stęchlizny i grzyba.

Podszedł do jej wejścia. Jaskinia była na wpół naturalna na wpół wykuta. Było to jedno pomieszczenie, bardziej długie niż szerokie. Wydawała się założona różnorakimi towarami, które w większości zostały zabrane. Pod ścianami walały się kawałki desek i płótna.

Nagły błysk przykuł uwagę kapitana, który ostrożnie wszedł do jaskini i podniósł połyskującą złotą monetę.

Za kapitanem do jaskini wsunęła się reszta załogi.

Jaskinia była niemal pusta. Jedynie w rogu znajdowało się parę skrzyń opierających się o kamienny słup, na którym coś połyskiwało w skąpym świetle. Ruszyli do przodu ostrożnie.

- Stójcie - zatrzymał ich głos starca stojącego w wejściu do jaskini. Twarz miał ściągniętą jakby w wyrazie bólu. W ręce trzymał żagiew, którą podał. Berch wrócił po nią i po chwili wrócił z światłem. Starzec zaś słabnącym głosem mówił:

- Tam leży coś, co nie pozwalało się nam zbliżyć. Zabijało każdego, który się zbliżył choćby na krok. Sługa demonów, nawet na krok nie mógł się zbliżyć nawet do jaskini. Ja bym na waszym miejscu się tam nawet nie zbliżał. Widzicie te kości? - Dopiero w świetle rozpalającej się żagwi zobaczyli, że u podnóża podestu pod skrzyniami walają się dwa białe szkielety. - Gdy tylko się zbliżyli padli jak rażeni piorunem a po kilku chwilach zostało z nich tylko to!

Cała załoga cofnęła się o pół kroku. Jedynie Mamba podeszła do Bercha, zabrała z jego ręki żagiew i podeszła bliżej, zamarła bez ruchu. Już wydawało się, że padnie jak opisani przez dzikusa tubylcy. Lecz mamba się odezwała:

- To Tatch`Ra, jeden z prawdziwych Tatch`Ra - w jej głosie słychać było niezwykłe przejęcie.

Zainspirowana jej postawą załoga ruszyła nieśpiesznie do przodu. Zobaczyli na kamiennej kolumnie broszkę w kształcie żuka ze złotymi skrzydłami.

Zaraan widział już kiedyś podobne owady. Niektóre kobiety nosiły amulety przypominające takie żuki. Miały przynosić szczęście i płodność. Ale były mniej ozdobne zazwyczaj wykonane z piaskowca.


- Nie dziwne, że skażeni przez demona nie mogli się zbliżyć - westchnęła czarnoskóra zielarka. - Ten relikt pochodzi jeszcze sprzed początków mojego ludu i ponoć odstrasza wszystko co skażone śmiercią. To prawdziwy skarb! - Ludy sawanny ozłociły by każdego, kto zwróciłby im ten skarb, byłby dla nich bezcenny!

Kapitan spojrzał na 2 szkielety w okolicy kolumny, a później na bezcennego robala i ponownie na skrzynie, w których musiało być coś cennego.

- Co stąd zniknęło? -zapytał starca - Co zabrał sługa demona?

- Ten bibelot pomoże nam w walce z demonem
- kapitan brodą wskazał na broszkę w kształcie żuka. - Przeszukajmy skrzynie i okolice. Może coś się znajdzie. Mamba, zabranie tego nie zmiecie nas z powierzchni ziemi?

- Zabrali wszystko co tutaj było złożone. Kufry, skrzynie, bele, worki. Mnóstwo skarbów i świecidełek. Zostało tylko to co leży koło tej kolumienki. Ale nie oto chodziło demonowi. Po drugiej stronie wyspy była laguna, w której złożył ofiarę z naszych kobiet…
- Starzec urwał przełykając głośno ślinę i mimo usilnych prób ton jego głosu się zmienił - Poderżnął im gardła i spuścił ich krew w odmęty. Demon wtedy zawył zachwycony i przycisnął nas mocniej niż kiedykolwiek przedtem. - Z każdym słowem głos starca łamał się coraz bardziej.

- Nie wiem kapitanie… - odparła Mamba ściszając głos, ale nie odrywając wzroku od owada - Część załogi była dotknięta przez demona. Nawet ja… Ale nie możemy tego tutaj zostawić. Kapłanki mojego ludu oddadzą wszystko za ten skarb. - Mówiąc to postawiła krok do przodu kierując się w stronę amuletu - Może ten amulet kryje rozwiązanie w jaki sposób Karchedon zapanował nad demonem. - Mamba postąpiła kolejny krok do przodu…

- Czekaj - położył Mambie dłoń na ramieniu - Ja to wezmę. Sama mówisz, że demon was dotknął. Nie ma co ryzykować. Dajcie jakiś worek czy coś…

Bosman wziął worek od Bercha i ruszył do przodu. Spojrzenia wszystkich skupiły się na bosmanie. Słyszał tylko piach zgrzytający mu pod stopami i szum własnego oddechu. Postąpił jeszcze krok do przodu, przekraczając białe kości…
 
Mike jest offline