Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2007, 12:49   #228
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Zjawia się w takim momencie....?
Nie powinien, nie mógłby...
Nie mógłby!!!
Ufałam ci!...
Ufałam twojemu samouwielbieniu. Twojemu instynktowi przetrwania.
Wszystko można o tobie powiedzieć, przeklęty, wszystko, ale nie że jesteś tak głupi aby....!
Jego usta, jego oczy...
Bał się. Dlaczego... ty... ty przecież... nie potrafisz... się bać...!
To nie ty. Nie ma cię tu.
Nie patrz tak na mnie, nie wierzę ci!....
Osunął się na ziemię. Nigdy jeszcze nie był tak cichy, tak spokojny.
- Dlaczego.....?
Co...?
* * *
Rzucił się do przodu, Almena zawahała się i zachwiała nieznacznie na sprężystych nogach, postanowiła jednak czekać jeszcze sekundę. Potem zaatakowała. Wróg nagle uskoczył w lewo, spodziewając się przepuścić przeciwniczkę obok siebie. Ale ta kpiła z podobnych manewrów. Sparował trzy ciosy, za czwartym razem schylił się i puścił klingę elfki nad głową. Almena po natarciu zatrzymała się kilka metrów za nim, obróciła się płynnie, choć nie tak szybko, jak potrafiła kiedyś, bez rany na boku. Ze skrzyżowanych mieczy posypały się iskry. Potem ostrza zasyczały jak węże. Zdradliwy boczny sztych, krew kapłana trysnęła na trawę. Natychmiastowy rewanż; uderzona w twarz, Almena, zwaliła się na ziemię. Wstrząs, ucisk w skroniach, słodka krew w ustach. Poderwała się machinalnie, rozpaczliwie próbując wstać, gdy nad nią zamajaczyła sylwetka młodzieńca w czarnym płasczu i miecz nad jego głową. Krzyknął coś, uśmiechając się okropnie. Almena zwinęła się w kłębek i modląc się w myślach, wykonała niezdarnego kozła, uważając przy tym, by nie odciąć sobie ręki własnym mieczem. Żgnął ostrzem w ziemię, zaklął ze złością i wyprostował się, dysząc jak zwierz. Almena w tej samej chwili była już na nogach, z klingą ściskaną obiema rękami, wychyloną do tyłu, aby mogła nadać jej rozpęd....

Dlaczego....?

Uderzenie i ból. Odepchnięta do tyłu, straciła nagle oparcie na zmęczonych nogach i za sekundę leżała na plecach, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w jego ślepia. Zdyszany, stał nad nią, wahając się. Ostatnia szansa.
Białe pręgi, grzywa, kopyta...
Zerwała się z ziemi z głośnym rżeniem. Planowała go oślepić... A on planował odrąbać jej głowę, dlatego kiedy rzucił się ku niej z ostrzem, a jednorożec odruchowo nastawił długi róg ku celowi...

Pchnięcie. Żebra i narządy wewnętrzne ugięły się. Bezgraniczne zdumienie na twarzy, jeden tylko, cichy jęk. Szeroko otwarte, pełne spokoju oczy, powędrowały wzrokiem od grzywy jednorożca na złoto-czerwony róg, wystający spomiędzy fałdów czarnego atłasu. W odruchu niezrozumiałej paniki Almena cofnęła się, kapłan zacisnął powieki i nieruchomy, jęknął przez zaciśnięte mocno zęby. Gwałtownie wyszarpnięty róg po sobie pustkę zionącą lodowatym bólem. Kapłan przytknął dłoń do rany, jego wnętrzności, śliskie i ciepłe, wypływały na zewnątrz. Zakasłał krwią. Spojrzał na nią.

Dlaczego....?

- Dlaczego... się nie... cie...szysz....? – wychrypiał z trudem, uśmiechnięty nie złośliwie, a niewiarygodnie sympatycznie.

Jej dłonie o rozłożonych palcach drżały ponad wnętrznościami wypełzłymi przez ranę. Jak to naprawić, jak, nie dotykać, jak je...?! Jak je z powrotem...?!
Przysunęła się bliżej i objęła gładkimi dłońmi jego twarz. Charczał, smużka krwi umykała z kącika ust w dół po brodzie. Łagodnym spojrzeniem spoglądał to w niebo, to na elfkę.
- Nie boli... – szepnął ze słabym uśmiechem na bladych ustach.
Próbował podnieść rękę.
- Nie ruszaj się – Almena prędko wyszperała w torbie mały fioletowy flakonik i delikatnie dźwignąwszy głowę kapłana ułożyła ją na swoich kolanach, przytykając mu otwór buteleczki do ust. – Wypij, wypij wszystko...
Jedyny lek jaki miała przy sobie. Z trudem przełykał. Healing wind... to trochę potrwa...
Przyglądała się bezradnie, jak kapłan zaciskał z bólu powieki i stękał mizernie. Spojrzał na nią mętnym wzrokiem i wziął głębszy wdech. Wciąż słyszał głuche bicie swego serca. Krew szybciej krążyła w jego żyłach, zrobiło mu się bardzo gorąco. Po czole spłynęły mu kropelki potu. Fale dreszczy raz po raz wstrząsały jego bezwładnym ciałem.

Nie chciała żeby... nie chciała, żeby zamknął oczy, żeby...

Dlaczego?

Dlaczego nie chciała?...

Z trudem obrócił lekko głowę i zamknąwszy oczy, pocałował ulotnie jej dłoń.
- Nikt nigdy...
Elfka pogładziła go czule po włosach i policzku.
- ...mnie nie... uszanował tak jak...
- Ćśśśśś... nic już nie mów...


* * *
Dlaczego nie pozwoliła mu umrzeć? Dlaczego nie chce, aby umierał...?
- Ćśśśśś.... – przytuliła go delikatnie, kiedy nie mogąc ustać na nogach osunął się na podłogę. – To nie ty, nie wierzę... Ty nie możesz umrzeć, nie przy mnie.
Udarła kawałek jego płaszcza i zatamowała krwawienie jak umiała, zabezpieczając póki co strzałę wystającą z jego ciała. Póki co nic więcej nie mogłaby zrobić.
- Nie możesz umrzeć – szepnęła, całując go w czoło i ostrożnie układając na podłodze.
Łzy umknęły jej, choć bardzo starała się je powstrzymać.
- Chcę być z tobą, pamiętasz? – uśmiechnęła się przez łzy. – Nieważne dlaczego.

To wszystko było abstrakcją. To się nie wydarzyło. Nigdy w życiu nie wypusiłaby strzały ku NIEMU, nigdy! Nawet przypadkowo! Nie! Już nie.

Zerknęła jeszcze na jego ciało, tak okropnie ciche i spokojne.
- Światło, prowadź mnie, wierzę Ci, ufam Ci, powierzam Ci moją duszę, ciało, i wszystko czym jestem! – syknęła, zaciskając chwyt na rzeźbionym łuku.
Napięła cięciwę i wypuściła tyle strzał ile zdążyła ku dłoni króla trzymającej miecz.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline