Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2019, 17:59   #345
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Po otwarciu przejścia półelfka walczyła z silnym odruchem wymiotnym, gdyż zdążyła się odzwyczaić od smrodu… przygód. Wyciągnęła zza pazuchy medalion swojej bogini, by być przygotowaną w razie potrzeby poskromienia krwiożerczych zapędów nieumarłych istot. Na wszelki wypadek sięgnęła również po flakon wody święconej, bo dobrze pamiętała iż sztuka odpędzania umarlaków, nie do końca była jej domeną. Zaraz jednak poczuła dłoń myśliwego na swojej, która powstrzymywała ją przed tym ruchem. Myśliwy jak i ona, zareagował szybko na otwarte bez ostrzeżenia sekretne drzwi. Dobył broni i znalazł się blisko niej. Ale gdy ich spojrzenia się zetknęły, skinął znacząco w kierunku elfa. Jeśli były tu jakieś nieumarłe istoty, albo trupojady to raczej im należało współczuć z racji tego co je spotka. I szkoda było marnować wobec tego cennych dewocjonaliów.

Marduk czekał w gotowości z Talonem w dłoni. Wcześniej odłożył plecak by nie zawadzał mu w walce; teraz położył pięść na medalionie by w razie potrzeby móc szybko przywołać łaskę Ojca Elfów. Zastanawiał się czy trafi się dziś szansa na zadawanie śmierci w imię Stworzyciela. Zaraz jednak przypomniał sobie o tym, czego się ostatnio nauczył.

Jeśli nie dzisiaj, to na pewno wkrótce. Czerwona nienawiść wypełzła z głębi jego umysłu i warknęła, wprawiając go w żądzę zabijania. Delimbiyra siłą woli trzymał ją pod kontrolą, do momentu gdy będzie jej potrzebował.
- Kto pierwszy na zwiad? - zapytał półgłosem. Odrobinę zaskoczony tym pytaniem Joris, schylił się i wrzucił w ciemności kawałek gruzu. Nie usłyszawszy zaś odzewu ruszył powoli do przodu. Tori nie zamierzała pozostawać w tyle i kroczyła tuż za nim, podzwaniając swoją zbroją przy każdym kroku.
- Jam tuż za tobą, nadobna Torikho - wymamrotał Delimbiyra na ten widok.

Niziołek przejęty tym, że Tori sięgnęła po wodę święconą, złapał za kilka odłamków gruzu leżących to tu, to tam. Może nie była to najlepsza broń na nieumarłych, ale raz, że szkielety łatwo się rozpadały, a dwa, że… kamyki, gdy tylko Stimy przybliżył je do ust pod wpływem sprawnych ruchów palców i niezrozumiałych dźwięków przybrały na chwilę jasną poświatę, która zanikła tak szybko, jak się pojawiła. Stimy ostrożnie spojrzał przed siebie. Czas jakiś obserwował reakcje towarzyszy na to co mogli ujrzeć w otwartym przejściu.

Niedługi tunel naszpikowany był pułapkami; na szczęście rozbrojonymi przez kogoś… lub na kimś. Na wystających ze ściany szpikulcach Joris dostrzegł płaty zakrzepłej krwi - starej, lecz nie wiekowej. W innym miejscu widać było osmolony ślad na ścianie. W świetle puklerza dostrzegł dalej sporą komnatę. Nie słyszał by cokolwiek się w niej ruszało.

Powoli, pokolei weszli w niebezpieczną czeluść. Gdy spowita ostrymi zębami pułapek gardziel pochłonęła każdego usłyszeli odgłos tarcia kamienia o kamień. Hałas rozległ się za ich plecami. Otwarta przez Trzewiczka ściana zaczęła się zasuwać. Stimy jako, że miał najbliżej jednym susem wrócił się do poprzedniej komnaty.
Marduk warknął i wyrwał kukri zza pasa, wbił nóż w szczelinę między kamiennymi płytami, narażając mechanizm zamykający na zatarcie i zablokowanie.
- Dajcie jeszcze jedną klingę! - syknął. Cienka klinga zgrzytnęła o kamień i wydała jękliwy dźwięk, gdy ułamał się czubek.

Stimy uruchomił ponownie otwarcie drzwi. Rozległ się przeciągły zgrzyt gdy ukryty gdzieś w podłodze mechanizm wyhamował i zaczął pracować w przeciwnym kierunku. Po chwili ruchoma ściana znów zniknęła w podłodze. Niziołek obejrzał “framugę”, ale prócz rowków nie zauważył nic ciekawego. Napęd zapewne był w podłodze, a drzwi zamykały się po jakimś czasie lub gdy naciśnięto dźwignię (lub pułapkę) po przeciwnej stronie. W końcu mało kto robił jednokierunkowe tajne przejścia. Wszyscy wrócili do bezpiecznego korytarza, a po minucie czy dwóch ściana samoczynnie zaczęła się zasuwać. Wyglądało na to, że dopóki nie odkryją jak uruchomić mechanizm po przeciwnej stronie ktoś będzie musiał zostać w korytarzu w roli odźwiernego. Co prawda Joris zasugerował zablokowanie dziadostwa jakimś kamieniem, lecz istniało ryzyko, że antyczny mechanizm trzaśnie w niewłaściwym momencie i nie wyjdą z tamtąd wcale. A przynajmniej nie bez pomocy Turmaliny.

- Spójrzcie tutaj - po tym jak Marduk schował uszkodzoną broń do pochwy poświęcił czas na obejrzenie otoczenia i coś przykuło jego uwagę. Wskazał na zadrapania i rysy na ścianie, na wrotach również, jakby ktoś próbował wydostać się na zewnątrz. Bynajmniej nie antyczne zadrapania.
- Mości Trzewiczku, proponuję żebyś został tutaj i pilnował by wejście pozostało otwarte. Na wszelki wypadek przygotujmy jednak coś co zablokuje drzwi i pozwoli nam wszystkim w razie potrzeby wycofać się.
- Moglibyśmy spróbować ten cokół z kamienną misą tu przysunąć i zablokować nim przejście…
- odparł Joris przypatrując się znalezisku elfa. Śladów tych nie mogło zostawić żadne zwierzę. Była to istota rozumna. Na tyle w każdym razie, że wiedziała, że znalazła się w śmiertelnym potrzasku - …biedak.
Pokręcił głową i powiódł spojrzeniem za niziołkiem. Niepozorny człowieczek był iście kuźnią talentów. Nawet Ruda to zauważyła bardzo nim zainteresowana, doskakując i odskakując od niego przez co nie ułatwiała mu zadania rozbrojenia mechanizmu drzwi.

Schowawszy wodę w sakiewkę, półelfka odpaliła jedną pochodnię, by mieć własne źródło światła. Nie znała się na mechanizmach a tym bardziej pułapkach, więc jedynie kręciła się po korytarzu, starając się odkryć dokąd prowadzi. Niestety sala na końcu tonęła w mroku. Nie było wątpliwości, że to stamtąd dochodził trupi smród. Odgłosy zaś jakie dochodziły z sali gdzie Trzewik szukał sposobu na zablokowanie przejścia jasno wskazywały na to, że albo zajmą się rozbiórką ściany, albo odpuszczą ten plan.
Joris tymczasem stanął obok kapłanki i westchnąwszy nie omieszkał pozwolić dłoniom na krótki kontakt z jej talią osłanianą niestety zimną kolczugą.
- Za ciężki ten cokół… a z tym całym gruzem w sali to na dwoje babka wróżyła. Lepiej będzie jak ktoś zostanie przy wajsze. Ale raczej nie Stimy. Tu aż się roi od pułapek, które tylko on wypatrzy. Wcześniej sam się napatoczyłem na kilka takich co mnie iskrami pokopały. A tu… kolce… ognie i orcy wiedzą co jeszcze... Ja zostanę. A Ty i Marduk pilnujcie go co by… - pchało się na usta “niczego frant nie zwędził”, ale poczciwe serducho myśliwego polubiło tego gamonia - jakie złe go nie dopadło.
- Ja mogę zostać… wolałabym, byś nie został bez opieki kapłana… jeśli się coś złego stanie… poradzę sobie. - Półelfka nie miała żadnych mikstur, które mogłaby zostawić ukochanemu.
- Sam będę tu bezpieczniejszy niż cała wasza trójka w tamtym korytarzu - zaśmiał się Joris. Jej troska spłynęła na niego przyjemnym ciepełkiem. Przytulił ją i pocałował - Nic mi tu nie będzie Rika. I Tobie też ma nic nie być, jasne?
Dla podkreślenia wagi słów zrobił groźną minę.
- Jasne… - Dziewczyna uśmiechnęła się blado.
- Lepiej pójdę za tobą by wykrywać magiczne emanacje - zaproponował Marduk.

Trzewiczek poinstruował tropiciela jak obsługiwać mechanizm i reszta ruszyła tajemnym przejściem, omijając pułapki. Według niziołka wszystkie były już nieaktywne, ale i tak można było podrapać się o zardzewiałe kolce, a te magiczne… kto wie ile miały ładunków? Marduk czuł, że glify są jeszcze aktywne.

Po krótkim czasie ostrożnie weszli do komnaty na końcu. W zasadzie były dwie; główna i druga boczna, zabezpieczona dodatkowo kratą (teraz otwartą). Obie wyglądały na mieszkalne: łóżko, stół, kufer, kominek i kilka półek. Żadne tam laboratorium czarodzieja czy smoczy skarbiec. Jednak uwagę awanturników przyciągnął pokrwawiony trup siedzący w rogu między łóżkiem a ścianą. Sądząc z pozycji raczej nie umarł z głodu, lecz lepiej mogłaby ocenić to Torikha. Ciało nie poruszyło się gdy poszukiwacze weszli do sali; z dużą dozą pewności można było stwierdzić, że nie animuje go żadna magia.

Marduk powoli, omiatając otoczenie i zwłoki mistycznym wzrokiem, podszedł do nich by oszacować do jakiej rasy należał zmarły i skąd wzięła się krew. Po ubraniu widać było, że zmarły - ciemnowłosy ludzki chłopak - krwawił z licznych ran na ciele, choć kapłan nie umiał stwierdzić czy któraś była śmiertelna, czy zmarł z upływu krwi. Fakt, że w lochu było chłodno i sucho utrudniał też oszacowanie czasu zgonu. Mógł zemrzeć dekadzień temu, mógł minąć i miesiąc.
- Stimi są tu jakieś aktywne pułapki? - Melune miała dziwne przeświadczenie, że w tych lochach jest coś bardzo nie w porządku.

Niziołek stał w pomieszczeniu trzymając palcami nos tuż pod nasadą, próbując jakkolwiek ratować się od smrodu, który wzbierał u niego odruch wymiotny.
- Widzę tyle co i wy. - odparł nosowo i krótko, oszczędzając oddech.

Tori rozejrzawszy się uważnie po sali, podeszła do Marduka i pochyliła się nad ciałem. - Joris widział ślady istot prowadzące do tego miejsca… może warto się spytać do ilu osób należały oraz… sprawdzić czy ktoś stąd nie wychodził ostatnio? - spytała kapłana, kucając z chrzęstem przed trupem, by dokładniej obejrzeć jego gałki oczne i ocenić czas zgonu. Niestety była po tym niewiele mądrzejsza niż przed. Zmarł mniej niż miesiąc temu, to wszystko co mogła powiedzieć. Z obrzydzeniem otrzepała dłonie z trupiej mazi.
- Dobry pomysł - stwierdził Marduk. Wyprostował się i rozejrzał, bębniąc palcami po udzie. - Coś mi się tu nie dodaje, Torikho - niechętnie przyznał, niechętnie, bowiem nie miał pomysłu co wywoływało ten dyskomfort, i nie chodziło tu o nie trzymające zwieracze trupa. Raptem dwa pomieszczenia, bardziej sypialnie niż pomieszczenia użytkowe, daleko na odludziu? Jeśli ktoś potrzebował takiego odosobnienia, to z naprawdę dobrego powodu, a Delimbiyra go nie dostrzegał. Sprawdził kominek, zatkany, jak się okazało, jakby został zasypany gdy zawaliła się góra. Wyciągnął z pochwy uszkodzone kukri i podszedł do kufra, a świadom mnogości pułapek stanął z boku mebla i obejrzał go raz jeszcze mistycznym wzrokiem, a dopiero potem wyciągnął rękę by ostrzem broni spróbować unieść wieko.
Ku jego rozczarowaniu mebel okazał się otwarty i pusty w środku; to znaczy były tam stare ubrania i przedmioty użytkowe zapewniające komfort mieszkajacej tu osobie, ale bałagan i starty miejscami kurz świadczył o tym, że ktoś go dokładnie przegrzebał. Niestety nie trup, bo ten nie posiadał przy sobie żadnego bagażu. Tymczasem Stimy szybko odkrył przycisk otwierający od wewnątrz tajemne przejście. Znalazł też leżący na posadzce czystą kartę pergaminu. Zawiniete brzegi świadczyły o tym, że jeszcze niedawno spoczywała ona w jakimś tubusie.

Stimy przybrał możliwie nietypową pozycję, by w razie pomyłki pułapka chybiła celu i wcisnął i ten przycisk. Kiedy nic się nie stało, a drzwi zaczęły się otwierać złapał za pergamin. Wypadł z pomieszczenia, gdy tylko jego małe ciałko mogło pokonać ruchomy blok i wziął dwa głębokie oddechy.
- Ktoś skorzystał tu z zaklęcia. - powiedział do zaskoczonego Jorisa - ciekawe jakiego. Nie zakrwawiony, więc pewnie żaden z nich. - wskazał za siebie. - Ktoś zamożny, pergamin tani nie jest. - Zadowolony z siebie Stimy schował zawiniątko do swojej torby i zadumał się nad tym, jakiego zaklęcia mógł ktoś tu użyć.
- Jorisie, masz jeszcze moje niedziałające zwoje?

- A Marduk i Ri… ? -
Joris iście wyglądał na zdumionego. Choć raczej nie tym, że Trzewik znalazł drugi przycisk, a tym, że sapie i jest sam - Co? A mam. Pewno, że mam. Ale wiesz… no nie działały gdym ich użyć chciał. Albom źle odczytywał, albo… no sam nie wiem… sparciały, czy jak?
Co rzekłszy zaczął szukać ich w przepastnej sakwie mrucząc pod nosem, że nie idzie nic w tych torbach znaleźć. Po chwili przekazał zwoje niziołkowi.
Niziołek szybko przechwycił wszystkie zwoje i rozwijając po kolei każdy z nich, odkładał na bok, aż odnalazł ten którego szukał… oczywiście był to ten ostatni.
Myśliwy w tym czasie ruszył do reszty towarzyszy. Tanecznym krokiem pokonawszy najeżony włączonymi pułapkami korytarz, znalazł w końcu Rikę i Marduka. Pierwsze, a jakże badało trupa. Drugie a jakże badało kufer. Gęba myśliwego na widok obojga sama wykrzywiła się w uśmiechu.
- Będzie żył? - zapytał pojawiwszy się przy Rice, która obejrzała się z zaskoczeniem za siebie.
- Nie… nie tym razem - odparła żartem.

- Sparciałe wykrycie zła, sparciałe wykrycie zła, sparciałe czytanie ze zrozumieniem… o! Jest! Sparciałe wykrycie ukrytych przejść! - Stimy nie czekając na pozwolenie ruszył za Jorisem i wymruczał zapisane słowa zaklęcia. Musiało zadziałać, bo Trzewiczek zamrugał, jakby coś mu wpadło do oka. Wróciwszy do reszty, bez pośpiechu omiótł wzrokiem duży pokój, w którym znalazł wcześniej pusty zwój, lecz niczego tam nie było.

Choć Trzewiczek miał w pamięci, że pomieszczenia te są obłożone pułapkami, dziarsko ruszył do drugiego pomieszczenia. Bo w sumie po co zakładać pułapki w swojej sypialni?

- Tutaj! - radosny pisk Trzewiczka dobiegł ich z drugiego pokoju.
Cała trójka już po chwili była koło niego, a raczej obok jego zadka wystającego spod łóżka.

Słysząc pobrzękiwanie zbroi Toriki, Stimy ukazał im swą uradowaną niczym księżyc w pełni twarz.
- Tu jest klapa! Szybko! Przesuńmy łóżko! - Stimy czym prędzej wygramolił się spod siennika.
Joris i owszem był mile zaskoczony poczynionym odkryciem. Ale coś mu tu nie pasowało.
- Czekaj Stimy… A to nie jakaś pułapka? Przez przejście przeszedł Orlin i jego ten no tamten, co to na pułapkach poległ. Ale ciała Orlina nie ma... a inszych wyjść nie ma… Ale że niby uciekł tędy i zasunął za sobą łóżko i klapę?
- To przejście, nie pułapka, zaklęcie mi je pokazało… Nnnoooo! Pośpieszcie się! - Stimy złapał za jedno naroże mebla i spróbował samemu je przesunąć.
Joris zmarszczył brwi. Nadal miał wrażenie, że coś im tu umyka… Ale ostatecznie nie było co ukrywać. Też go ciekawiło co skrywała klapa. Zaparł się i pomógł pchnąć mebel. Klapa ukazała dziurę z marnie wyglądającą drabiną, z której ziało stęchlizną i chłodem.

Delimbiyra przekazał niecierpliwemu niziołkowi pochodnię - niemagiczną - której płomień zamierzał wykorzystać przy szukaniu ukrytych drzwi czy innych otworów. Pokiwał głową; chyba to właśnie był ten brakujący element, którego mu brakowało.
- Dobra robota, mości Stimy - pochwalił nizioła. Czekał ze spokojem na otwarcie klapy, ustawiony tak by wejście do komnaty cały czas mieć na oku. Wieczną pochodnię trzymał w pogotowiu, by poświecić do środka przejścia.

Cała trójka zgodnie stwierdziła, że pośpiechu w ściganiu półelfa, nie ma. O ile istotnie przez tą klapę ruszył dalej. Joris też wyjaśnił wszystkie niejasności jakie pojawiły się w głowach Riki i Marduka dotyczące poszukiwanego i tego, że jedyne potwierdzenie jakie miał na to, że ścigali Orlina to informacje z karczmy traperów, że półelf z blizną i dziwnym nerwowym kompanionem ruszyli w kierunku tych ruin. Zwłoki w pokoju obok potwierdzały, że ktoś tu faktycznie zajrzał. Ale ile ich było i czy nie był sam? Raczej sam ze sztyletem i bochenkiem chleba nie wybierałby się w góry. Ale wariatów nie brakowało… I tego ostatniego zdania była szczególnie Ruda patrząc na to jak przetrząsają tę norę.

Dalsze przetrząsanie ujawniło tylko komplet odzieży niewieściej i dziecięcej, oraz błyskotkę i dwie księgi. Jedną z pewnością możnaby spieniężyć. Druga na pierwszy rzut oka była znacznie mniej warta.
- Gdyby nie ta klapa, to rzekłbym, że to więzienie dla jakiegoś specjalnego więźnia. Ale sobie dumam, że skoro klapa tu jest, a pokoje są jakby no… dla pary z dzieckiem jakby… to strzelam, że to jacyś ważni wygnańcy byli co się tu ukrywali. I przygotowani byli na dalszą ucieczkę…
Tak sobie głośno gdybając otworzył ostrożnie księgę rachunkową na ostatniej zapisanej stronie.

Półelfka rozglądając się, czy nikt jej nie obserwuje… przebierała w damskich ubraniach, z nadzieją znalezienia czegoś ładnego i dziewczęcego. Joris jeszcze nigdy nie widział jej w spódnicy czy sukience, ponieważ podczas dalekich podróży lepiej sprawdzały się spodnie - więc tych miała sporo. Znalazła trzy proste, ciepłe, elegancko haftowane suknie, tyleż koszul, nałęczkę, pięc par wełnianych pończoch i tyleż pantalonów w sam raz pod owe kiecki. Dzieciecych ubrań była podobna ilość, choć nie wskazywały na płeć potomka.
Rumieniąc się nieznacznie i płosząc przy każdym głośniejszym dźwięku, próbowała wybrać coś dla siebie, myśląc o tym jak jej ukochany zareaguje na jej widok. Wprawdzie miała ważniejsze rzeczy do roboty, jak choćby zejście do dziury i sprawdzenie co się w niej kryło, no ale… serce nie sługa, a mężczyźni i tak nie pchali się do przeszukiwań.
- A może tu stróżowali i pilnowali tego co jest na dole? Może to miejsce to jakiś taktyczny punkt kontrolny dla eee… wojsk Neverwinter? - Dołączyła do rozmyślań Tori.

Tymczasem Joris czytał… Na pierwszej stronie księgi był jakiś herb. Nie Bowgentla. I nie Tressendardów. Udziwiniony jak wszystkie te arystokratyczne bohomazy. Na ostatnie zwykłe informacje o zakupach żywności i wypłatach żołdu. Jeśli by chcieć z tej księgi coś więcej wyczytać to trzeba by poświęcić znacznie więcej czasu…
- A zatem trzeba nam zejść na dół by się przekonać - odparł z zadowoleniem Simiemu, zamykając księgę i pakując ją do sakwy - Tylko tego nieboraka byśmy… Na łóżko go wciągnę i jakim płótnem obłożę… Nie godzi się tak człeka jak goblińskiego truchła ostawiać na ziemi…
Co rzekłszy po raz ostatni podszedł do nieszczęśnika, który miast przygód znalazł tu swój mały grobowiec i uchwyciwszy z wyczuciem za kaftan zaciągnął na odsunięte łóżko. Chwilę później zwłoki okrył płócienny całun. Jeśli bogowie będą łaskawi to na zawsze.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline